Podczas remontu Teatr Wielki w Poznaniu nie zawiesił swojej działalności. Przedstawienia, a także nowe premiery grane były w innych miejscach, warto wspomnieć np. dwie produkcje w reżyserii Karoliny Sofulak, „Alberta Herringa” Benjamina Brittena wystawionego w Auli Artis, czy „Rusałkę” Antonína Dvořáka pokazaną w Pawilonie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Ta ostatnia realizacja, z udziałem m. in. Iwony Sobotki, Dominika Sutowicza i Małgorzaty Walewskiej została uhonorowana dwiema statuetkami w XVII edycji Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury. Karolinę Sofulak uznano za najlepszą reżyserkę, a Martina Leginusa, który prowadził ten spektakl za najlepszego dyrygenta.
Do repertuaru powrócą tytuły, które są bliskie każdemu miłośnikowi opery i baletu: „Traviata”, „Rigoletto”, „Wesele Figara”, „Carmen”, „Cyrulik sewilski”, „Skrzypek na dachu”, „Zemsta nietoperza”, „Don Kichot”, „Don Juan”.
Nowy sezon otworzy festiwal, któremu patronować będzie patron Opery Poznańskiej, Stanisław Moniuszko. Trzykrotnie pokazany zostanie najważniejszy utwór polskiego repertuaru operowego, „Straszny dwór” w nowatorskiej interpretacji Ilarii Lanzino. Historia XIX-wiecznych amorów osadzona została w czasach Tindera i mediów społecznościowych. Lanzino udowadnia, że dzieło Moniuszki to nie zbiór efektowych pamiątek przeszłości, a utwór wspaniale wpisujący się w obecne czasy, dający pole twórczej interpretacji, z wyraziście zarysowaniami postaciami i aktualną wymową. Realizatorzy spektaklu pełnymi garściami czerpią z polskiej kultury, umiejętnie łącząc współczesność z dawnymi czasami. W scenograficznej oprawie spektaklu odnajdziemy nawiązania do prac Katarzyny Kobro, Natalii LL i Ewy Partum. – Reżyserka uświadomiła nam, że narodowa świętość sprzed ponad 150 lat może nabrać współczesnych znaczeń – pisał Jacek Marczyński w „Rzeczpospolitej”.
Chór i Orkiestrę Teatru Wielkiego w Poznaniu poprowadzi Marco Guidarini, który od sezonu 2021/2022 pełni funkcję dyrektora muzycznego Teatru Wielkiego w Poznaniu. Zaśpiewają m. in.: Ruslana Koval i Małgorzata Olejniczak-Worobiej (Hanna), Gosha Kowalinska i Magdalena Wilczyńska-Goś (Jadwiga), Piotr Friebe i Piotr Kalina (Stefan), Rafał Korpik i Damian Konieczek (Zbigniew), Szymon Mechliński (Miecznik), Anna Lubańska i Galina Kuklina (Cześnikowa), Rafał Korpik i Damian Konieczek (Skołuba), Bartłomiej Szczeszek i Albert Memeti (Pan Damazy) oraz Jaromir Trafankowski i Maciej Ogórkiewicz (Maciej). Spektakle: 6-8 października 2023 roku.
Jazzowym akcentem Festiwalu będzie kompozycja Leszka Możdżera „Moniuszko Alt_Shift_1 Escape” (premierowa prezentacja tego dzieła miała miejsce w 2022 roku w ramach Enea Enter Festival). Inspiracją dla Możdżera była uwertura fantastyczna „Bajka” Moniuszki. Oba utwory usłyszymy w niedzielę, 15 października 2023 roku. Orkiestrę poprowadzi Katarzyna Tomala-Jedynak.
Najważniejszym wydarzeniem festiwalu będzie „Gala Otwarcia Sceny” (14 października 2023 roku) pod batutą Maestro Jacka Kaspszyka, podczas której wystąpią związani z Teatrem soliści, laureaci Konkursów Moniuszkowskich: Ruslana Koval (sopran), Małgorzata Olejniczak – Worobiej (sopran), Piotr Kalina (tenor), Szymon Mechliński (baryton) oraz młody ukraiński bas Volodymyr Tyshkov. Gwiazdą wieczoru będzie światowej sławy baryton Artur Ruciński.
Projekt dla dzieci „najnajMONIUSZKO” zaprezentowany zostanie w środę, 18 października 2023 roku o godz. 10.00 i 12.00 w Sali Drabowicza. „najnajMoniuszko” to projekt muzyczny inspirowany muzyką Stanisława Moniuszki, dostosowany do możliwości percepcyjnych i rozwoju najmłodszych miłośników dźwięków. Śpiewowi solowemu i fortepianowi towarzyszą instrumenty perkusyjne, które pobudzają wyobraźnię małego odbiorcy budując muzyczny świat pełen szumów, szelestów, szmerów, plusków i plumknięć.
Filmowa rejestracja „Parii”, spektaklu, za którą poznański zespół otrzymał International Opera Award, (w kategorii „Dzieło odkryte na nowo”), zaprezentowana w Kinie Pałacowym 19 października 2023 roku, zakończy pierwszą edycję Festiwalu Moniuszki.
Nowy sezon w Poznaniu zapowiada się niezwykle interesująco. 27 października 2023 roku odbędzie się premiera baletu „Królowa Śniegu” z muzyką Przemysława Zycha i w choreografii Roberta Bondary. 25 listopada 2023 roku opera pokaże „Otella” Giuseppe Verdiego w reżyserii Davida Pountneya i pod kierownictwem muzycznym Jacka Kaspszyka. 15 marca 2023 roku będziemy świadkami polskiej prapremiery dzieła Leoša Janáčka „Wyprawy pana Broučka”, także w reżyserii Davida Pountneya. 8 czerwca 2024 roku planowana jest z kolei „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego w reżyserii Gerarda Jonesa i pod batutą Marco Guidariniego. Ostatnią premierą baletową będzie „Wieczór baletowy”, 22 czerwca 2024 roku, stworzony przez wiodących współczesnych choreografów – Sol Léon i Paula Lightfoota, Krzysztofa Pastora oraz Roberta Bondarę Zadyryguje nim Aleksander Gref.
„Ślepy tor” to powiastka filozoficzna przedstawiona w wielkiej formie operowej. Jej treścią są zdarzenia na stacji kolejowej w fikcyjnym księstwie Alpos, w samym sercu Europy. Spotykają się tu różni podróżni. Moderniści wybierają się na wielki kongres w Paryżu, gdzie ma być ustanowiona flaga Ziemi. Konserwatyści udają się na „Dni Świętości” do Rzymu. Barbarzyńcy i Terroryści jadą na akcję polityczną do Berlina. Wszyscy oni reprezentują różne światopoglądy i postawy społeczne. Jest nerwowo, w Alpos panuje wielki chaos, a pociągi mają wielkie opóźnienia. Dzięki Samobójcy, który przykuł się do toru Zawiadowca stacji musi zatrzymać międzynarodowy ekspres i wszyscy zgromadzeni wsiadają do niego nielegalnie.
Podtytuł dzieła to „do trzech razy sztuka”. Kompozycją rządzi symboliczna liczba 3: trzy akty, trzy grupy pasażerów, trzy próby samobójcze. Autor libretta, Antoni Libera nawiązuje do poetyki Teatru Absurdu i sztuk Sławomira Mrożka. Jak czytamy na stronie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej: Akcenty komiczne i groteskowe podkreślają pesymistyczny przekaz tego utworu wyostrzają posępną wymowę utworu. Świetnie korespondują one z muzyką Meyera, która coraz to przechodzi z tonacji buffo w tonację serio. Wydaje się ona wprost idealna do wyrażenia zawartych w libretcie idei, formalnie – elegancka, nieskazitelna technicznie, logiczna i „zapięta na ostatni guzik” (tak właśnie jak Zawiadowca Stacji), a treściowo – pełna niepokoju i dysonansów, namiętna, z elementami grozy i rozpaczy (tak właśnie jak Samobójca). A wszystko to jednoznacznie odnosi się do współczesnej cywilizacji Zachodu, targanej dramatycznymi rozterkami i konfliktami, i zagrożonej z zewnątrz nagą przemocą (w domyśle: agresja Rosji na Ukrainę).
Krzysztof Meyer to jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów. Był uczniem tak znakomitych mistrzów jak Krzysztof Penderecki, Nadia Boulanger i Witold Lutosławski. Napisał ponad sto utworów, zarówno wielkie dzieła symfoniczne, jak i twórczość kameralną, a także kilka oper, m. in. „Cyberiadę” w 1970 roku do własnego libretta opartego na opowiadaniach Stanisława Lema. Dzieło otrzymało Prix księcia Pierre de Monaco, prapremiera miała miejsce w Wuppertalu w 1986 roku. Polskie prawykonanie dzieła odbyło się 25 maja 2013 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Dokończył porzuconą operę Dymitra Szostakowicza pt. „Gracze”, dochowując wierności stylowi rosyjskiego kompozytora. Dzieło wystawiono w 2005 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu (w reżyserii Macieja Prusa i pod kierownictwem muzycznym Wiktora Lemki) oraz w 2013 roku w Operze Bałtyckiej (w reżyserii Andrzeja Chyry i pod kierownictwem muzycznym Michała Klauzy).
Antoni Libera to znany pisarz i tłumacz. Jest autorem bestsellerowej powieści „Madame”, przełożonej na ponad dwadzieścia języków. Jest znawcą i tłumaczem twórczości Samuela Becketta, m. in. wszystkich dramatów irlandzkiego noblisty. Wystawiał je w teatrze, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jest też autorem nowych przekładów wielu dzieł klasyki, m.in. Sofoklesa, Szekspira, Racine’a, Hölderlina i Kawafisa.
Spektakl reżyseruje Marek Weiss. Reżyser zrealizował na scenie TW-ON ponad dwadzieścia premier, a wśród nich prapremiery światowe („Bramy raju” Joanny Bruzdowicz, „Iwona, księżniczka Burgunda” Zygmunta Krauze) i polskie („Wozzeck” Albana Berga, „Raj utracony” Krzysztofa Pendereckiego, „Mistrz i Małgorzata” Rainera Kunada). Ostatnio na warszawskiej scenie przygotował inscenizację „Manru” Jana Ignacego Paderewskiego. Był zastępcą dyrektora do spraw artystycznych Jacka Kaspszyka.
Jest autorem kilku powieści. Przy okazji premiery „Ślepego toru” odbędzie się promocja książki wydanej przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne „Biały wieloryb”, w której Weiss wspomina kilkadziesiąt lat swojej drogi artystycznej i swoje zmagania w tworzeniu teatru operowego.
W „Ślepym torze” w głównych rolach wystąpią Stanislav Kuflyuk (Samobójca) i (Krzysztof Szumański). Zaśpiewają także Robert Gierlach, Anna Bernacka, Mateusz Zajdel, Rafał Żurek, Bartłomiej Misiuda, Bożena Bujnicka, Magdalena Pluta, Magdalena Stefaniak, Zuzanna Nalewajek i Elwira Janasik.
Za scenografię odpowiada Jagna Janicka, kostiumy Anna Adamek, choreografię (i współpracę reżyserską Izadora Weiss), reżyserię świateł Bogumił Palewicz. Wszystkie spektakle poprowadzi Łukasz Borowicz.
Wolfgang Amadeusz Mozart stworzył partyturę „Czarodziejskiego fletu” w trudnym czasie dla Europy w 1789 roku. Skutki wybuchu rewolucji francuskiej były odczuwalne również w sferze kultury. W Wiedniu, pomimo kryzysu działał jeden z nielicznych teatrów – Theater an der Wien, prowadzony przez współpracownika Mozarta, Emanuela Schikanedera. Premiera opery odbyła się 30 września 1791 roku, pod batutą kompozytora.
Schikaneder jest autorem libretta tego niezwykłego i enigmatycznego dzieła, inspirując się zbiorem baśni Karla Ludwiga Gieseckego. Twórcy chcieli otworzyć operę klasyczną na nową publiczność, także dlatego zdecydowali się zerwać z tradycją recytatywu, są tu dialogi mówione, bez akompaniamentu muzyki. Muzykolodzy doszukują się w operze symboliki masońskiej (Schikaneder i Mozart byli wolnomularzami). Dzieło można odczytać także jako baśń, zresztą możliwości interpretacji w tym przypadku są właściwie nieograniczone. A dialogi często mogą zmieniać treść i formę.
Do wrocławskiej produkcji zaproszono Eberharda Mocka, literacką postać stworzoną przez Marka Krajewskiego, autora poczytnych kryminałów rozgrywających się w przedwojennym Wrocławiu. Radca kryminalny wrocławskiego prezydium policji w tej historii pełnej archetypicznych konfliktów dobra ze złem, wiedzy z ignorancją, halucynacji z jawą, ma przeprowadzić śledztwo. Będzie próbował odkryć, dlaczego Królowa Nocy chce zabić swego męża i dlaczego porwano Paminę.
Spektakl „Zaczarowany flet w Breslau” grany jest do 8 października 2023 roku, a śpiewają w nim m. in. Marcelina Román i Dorota Laskowiecka-Urban (Pamela/Pamina), Aleksander Zuchowicz (Wolfgang Thormann/Tamino), Maria Rozynek-Banaszak (Gabi Zelt/Królowa Nocy), Grzegorz Szostak i Tomasz Rudnicki (Helmut Saraster/Sarastro), Łukasz Rosiak (Papen/Papageno), Katarzyna Haras i Aleksandra Malisz (Papagena), Edward Kulczyk i Krzysztof Kozarek (Moser/Monostatos).
W roli Trzech Dam (Tancerek) występują Liliana Jędrzejczak i Eliza Kruszczyńska (I Dama), Dorota Dutkowska (II Dama), Elżbieta Kaczmarzyk- Janczak i Barbara Bagińska (III Dama). Partie Trzech Chłopców (Uliczników) zaśpiewali Paweł Szlachta, Artur Plinta oraz Bartosz Wasiluk. Jacek Jaskuła, baryton Opery Wrocławskiej wystąpił tym razem w roli mówionej, wcielił się w postać detektywa Eberharda Mocka, który przeprowadził publiczność przez całe śledztwo.
Kierownictwo muzyczne sprawuje Adam Banaszak. Luigi Scoglio przygotował scenografię, Karolina Jacewicz scenografię multimedialną, Magdalena Dąbrowska kostiumy, Bożena Klimczak choreografię, Dariusz Albrycht reżyserię świateł. Za reżyserię i koncepcję przedstawienia odpowiada Michał Znaniecki, od tego sezonu zastępca dyrektora ds. artystycznych Opery Wrocławskiej.
Tomasz Pasternak: Śpiewa Pani coraz więcej recitali.
Małgorzata Walewska: Zawsze śpiewałam recitale, ale to prawda, że nigdy tak wiele, jak przez ostatnie lata. Byłam zajęta pracą na scenach operowych i tam się spełniałam jako śpiewaczka i jako aktorka. Recital wymaga pracy o zupełnie innym charakterze niż udział w przedstawieniu. To integracja z drugim artystą, grającym na fortepianie, harfie czy organach. Takie wspólne kreowanie rzeczywistości wymaga przestrzeni i skupienia. I nie mówię tutaj tylko o próbach, tylko o wypracowaniu pewnej spójności w przekazie i artystycznym porozumieniu.
Jak dobiera Pani repertuar?
Zależy on od miejsca występu i okazji. W sierpniu, wraz z organistą Piotrem Rachoniem zagraliśmy barokowo-religijny repertuar w kościele w Jelczu-Laskowicach. Z wielką przyjemnością powróciłam do arii Händla czy Purcella. Za dwa tygodnie natomiast, 18 października, zaśpiewam recital z polską liryką w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Będzie mi towarzyszył pianista Taras Hlushko.
Co się kryje pod nazwą polska liryka?
Utwory kompozytorów takich jak Moniuszko, Chopin, Szymanowski, Karłowicz, Niewiadomski. Ale uwaga! Nie będą to tylko pieśni, ponieważ postanowiłam połączyć dwa światy i zaśpiewam również arie operowe. Przede wszystkim sugerowałam się tym, że będę występować dla polskiej publiczności. Sięgnęłam więc do wszystkich utworów, które śpiewałam w naszym języku i wybrałam te, które są odpowiednie dla mnie dzisiaj.
To znaczy?
Że są odpowiednie dla mojego wieku i doświadczenia. Nie czuję, że mogę być wiarygodna w utworze, który opowiada o dzierlatce i jej pierwszej miłości. A jeśli już taki śpiewam, to muszę mieć na niego pomysł jak zinterpretować tekst z punktu widzenia osoby dorosłej. Podam przykład utworu Paderewskiego Gdy ostatnia róża zwiędła, rzekłam chłopcu: „Idź”. Nie postrzegam tekstu Adama Asnyka jako przekazu o młodzieńczym zawodzie miłosnym, ale o końcu pewnego związku i emocjach związanych z brakiem szacunku do uczuć.
Wiek idoświadczenie pomagają w interpretowaniu utworów?
Oczywiście. Wszystko czego przez 30 lat kariery nauczyłam się na scenach operowych wykorzystuję teraz w recitalach. Staram się być jak najbardziej plastyczna, wyrazista. Opowiadam historię rękoma, nogami (śmiech). W ariach operowych emocje są wpisane w tradycję wykonawczą. Wiemy, gdzie mamy śpiewać głośno, gdzie cicho, gdzie zawiesić głos, a gdzie zaśpiewać staccato. W repertuarze pieśniarskim forma staje się interesująca wtedy, gdy artysta wkłada w nią swoją osobowość. Bo jest na scenie sam, zdany tylko na siebie i nie schowa się ani za scenografią, ani za kostiumem, ani za wartką akcją sceniczną.
Mówi Pani o opowiadaniu historii…
Tak, mówiąc kolokwialnie – bardzo mnie one kręcą. Szczególnie jeśli mogę opowiedzieć je konkretnej osobie na widowni. Zresztą nigdy nie śpiewam recitali do masy ludzi, tylko zaczepiam wzrok na kimś i do niej czy do niego się zwracam. Na przykład kiedy śpiewam arię Cześnikowej znajduję na sali potencjalnych kandydatów, których mogę wyswatać. Czasem dziewczynę z lewego końca sali łączę z chłopakiem z prawego końca. Tekst arii jest humorystyczny, więc staram się oddać jego żartobliwy nastrój.
Ajak przygotowuje się Pani do recitalu?
Z Tarasem Hlushko, z którym ostatnio często się spotykamy na scenie, organizujemy kilka prób. Ustalamy tempa, dynamikę, kolejność utworów. Jednak nie zawsze to, co sobie założymy podczas wstępnych spotkań, sprawdza się w praktyce. Mam naturę spontaniczną i czasami podczas koncertu nagle mi coś przychodzi do głowy. I proszę mi uwierzyć, jestem w stanie nawet siebie zaskoczyć tym, co robię podczas występu. Na przykład zobaczę kogoś na widowni i dojdę do wniosku, że zaadresuję do niego zdanie. Ulegam więc nastrojowi chwili. Robię zawieszenia, niespodziewane zwolnienia czy dłuższe przerwy, bo czekam na reakcję publiczności. Kiedy zmieniam ustalenia, staram się być sugestywna i wtedy gestykuluję. Taras gra i mnie obserwuje. Jest gotowy na wszystko co się wydarzy. Czasem mam wrażenie, że siedzi u mnie w głowie i słyszy co myślę. Ostatnio wyznał, że kręci go ta nieprzewidywalność.
Czy aby na pewno dobrze zrozumiałem, że według Pani sama muzyka i śpiew nie wystarczą, aby zachwycić się pieśnią?
Odpowiem Panu na na przykładzie znanej pieśni Chopina „Śliczny chłopiec”. Powtarza się w niej refren Śliczny chłopiec, czego chcieć?Czarny wąsik, biała płeć! Jestem śpiewaczką, która bardzo dba o dykcję, bo śpiewam dla publiczności, która przecież chce rozumieć także treść, a nie tylko słuchać muzyki. Jednak kiedy ten sam tekst powtarza się jak katarynka siedem razy, wszyscy mają go w uszach. Pozwalam więc sobie na pewne zabiegi. Szemrzę go pod nosem, albo staram się mu nadać erotyczny wydźwięk. Za każdym razem śpiewam refren inaczej, aby publiczność nie straciła zainteresowania.
Pieśni są więc nudne?
Mogą być niestety. Ale nie muszą, jeśli śpiewak będzie opowiadał przez nie swoją historię. Odtworzenie tego, co kompozytor zawarł w didaskaliach, moim zdaniem, nie wystarczy. Dlatego też wszystkie informacje dotyczące tempa, dynamiki czy frazowania, które są zapisane w nutach traktuję jako sugestię, a nie nakaz. I to moje emocje wyznaczają kierunek interpretacji.
„Maria” będzie ostatnim filmem trylogii chilijskiego reżysera określanej mianem „Lady with heels” („Dama na obcasach”). Pablo Larraín nakręcił biografie Jackie Kennedy („Jackie” z Natalie Portman, 2016 rok) oraz Księżnej Diany („Spencer” z Kristen Stewart, 2021 rok). Obie aktorki za swoje role nominowane były do Oscara w kategorii „Najlepsza aktorka pierwszoplanowa”.
Autorem scenariusza „Marii” jest Steven Knight, z którym Larraín współpracował przy „Spencer”. Premiera przewidziana jest na rok 2024, ale nie określono jeszcze dokładnej daty. Arystotelesa Onasisa zagra turecki aktor Haluk Bilginer. Inne szczegóły produkcji owiane są tajemnicą.
– Możliwość połączenia moich dwóch najgłębszych i osobistych pasji, kina i opery, była długo oczekiwanym marzeniem – powiedział Pablo Larraín. – Zrobienie tego z Angeliną, niezwykle odważną i ciekawą świata artystką, to fascynująca szansa i prawdziwy prezent. Angelina Jolie, legendarna aktorka i reżyserka dodała: – Dam z siebie wszystko, aby sprostać wyzwaniu. Pablo Larraín to reżyser, którego podziwiam od dawna. Możliwość opowiedzenia z nim historii Marii Callas na podstawie scenariusza Stevena Knighta to po prostu wyśnione marzenie.
Maria Callas tylko raz pojawiła się w na srebrnym ekranie. Była to tytułowa kreacja w 1969 roku w arcydziele Pier Paolo Pasoliniego „Medea”, zagrała tam moim zdaniem w sposób doskonały. Ale wielokrotnie jej życie stanowiło kanwę filmowych opowieści. Warto przypomnieć „Callas Forever” („Wieczną Callas”) z 2002 roku, z Fanny Ardant i Jeremy Ironsem, w reżyserii Franco Zeffirellego, czy „Callas i Onassis” z 2005 roku, w reżyserii Giorgio Capitaniego, z udziałem Luisy Ranieri. Kilka lat temu zapowiadano „Callas” w reżyserii Niki Caro, w partię primadonna assoluta wcieliła się Noomi Rapace. Premiera zapowiadana jest na rok 2024, ale trudno znaleźć bardziej dokładne informacje na temat tej produkcji.
Maria Callas jest też bohaterką słynnej sztuki teatralnej napisanej w 1995 roku przez Terrence McNally’ego opowiadającej o lekcjach mistrzowskich, jakich udzielała Callas w Nowym Jorku. W premierze na Broadwayu słynną divę zagrała australijska aktorka Zoe Caldwell. W Polsce w „Marii Callas. Lekcja śpiewu” na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie w 1997 roku w reżyserii Andrzeja Domalika wystąpiła Krystyna Janda, spektakl przeniesiono później do OCH–Teatru w 2015 roku. W 2020 roku sztukę wystawiła Opera Śląska w Bytomiu w reżyserii Roberta Talarczyka, w rolę Callas wcieliła się Joanna Kściuczyk-Jędrusik. W 2014 roku zapowiadano filmową realizację sztuki McNally’ego z udziałem Meryl Streep i reżyserii Mike’a Nicholsa, ale jego śmierć pokrzyżowała te plany.
Bogusław Kaczyński poświęca artystce pierwszy rozdział swojej bestsellerowej książki „Dzikie Orchidee”, pt. „Czy Callas tej nocy płakała”, opisujący premierę „Nieszporów sycylijskich” Giuseppe Verdiego w reżyserii greckiej śpiewaczki w operze w Turynie w 1973 roku.
– Komponowanie ogrodu ma dla mnie wiele wspólnego z komponowaniem utworu muzycznego – mówił Krzysztof Penderecki. – I tu, i tam liczy się konstruktywistyczna wyobraźnia, umiejętność myślenia całością. Myślę, że artysta, aby stworzyć coś nowego, musi przekraczać granice konwencji, granice estetycznych przyzwyczajeń, granice znanych rozwiązań. I co najważniejsze: przekraczać samego siebie. W każdym z nas rośnie przecież drzewo, które jest zakorzenione w ziemi, ale gałęziami chce sięgnąć coraz wyżej, ku niebu – ku temu, co transcendentne.
Na wystawie zostaną zaprezentowane zdjęcia wykorzystane w albumie „Kosmogonia”, poświęconym miłości Krzysztofa Pendereckiego do muzyki i natury. Ten swoisty artystyczny dyptyk składa się z fotografii autorstwa Janusza Marynowskiego i Tamary Pieńko, które współtworzą czarno-biały obraz spójnych i uzupełniających się światów. Stanowią nacechowaną emocjami artystyczną dokumentację muzyczno-ogrodowej partytury „napisanej” przez Pendereckiego. Projekt powstał z okazji 90. rocznicy urodzin Maestra.
Janusz Marynowski to muzyk, kontrabasista i fotograf. Jest dyrektorem Orkiestry Sinfonia Varsovia. Laureat mazowieckiej Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii „Muzyka” oraz kawaler Orderu Sztuki i Literatury (Ordre des Arts et des Lettres) Republiki Francuskiej. Współpracuje z wybitnymi twórcami muzyki poważnej, z których wielu miał okazję również portretować.
Tamara Pieńko to fotografka, portrecistka, pomysłodawczyni i założycielka Fundacji S he for Art, wspierającej projekty edukacyjne i artystyczne o charakterze społecznym. Ma w swoim dorobku portrety polskich osobistości ze świata kultury, sztuki, sportu i polityki. W ostatnich latach skupia się przede wszystkim na projektach autorskich, podejmujących ważne, często niełatwe egzystencjalne tematy.
Fotografie Janusza Marynowskiego powstawały na przestrzeni trzydziestu lat wspólnej pracy z Krzysztofem Pendereckim i pokazują artystę uchwyconego przez obiektyw niejako „na zapleczu” świata muzyki – w garderobie tuż przed koncertem lub zaraz po nim, na próbach, w chwilach zamyślenia i skupienia, w troskliwej interakcji z żoną Elżbietą.
Z kolei Tamara Pieńko przez kilka miesięcy eksplorowała i fotografowała arkadyjską przestrzeń, którą Krzysztof Penderecki stworzył i z której czerpał moc zarówno w życiu artystycznym, jak i prywatnym – ogród w Lusławicach. Zdjęcia powstały już po śmierci kompozytora i stanowią osobistą próbę odczytania wielowymiarowych przekazów, które po sobie pozostawił.
Wystawa towarzyszy publikacji albumu o tym samym tytule, który powstał ze wsparciem: Instytutu Adama Mickiewicza, Europejskiego Centrum Muzyki Pendereckiego, ZAiKS-u. Zrealizowano ją we współpracy z Narodowym Centrum Kultury. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Ekspozycja jest czynna od wtorku do niedzieli, godz. 12.00-19.00 i przed każdym spektaklem. Potrwa do 30 października 2023 roku.
Światowy Dzień Muzyki (International Music Day) zainicjowany przez Yehudi Menuhina, ówczesnego Prezydenta Międzynarodowej Rady Muzyki (International Music Council) działającej pod egidą organizacji UNESCO, obchodzony jest na całym świecie w dniu 1 października od roku 1975. Głównym celem tego święta jest przedstawienie muzyki w taki sposób, by była kojarzona jako dobro ludzkości oraz promocja muzyków jako tych, którzy tworzą piękno muzyki.
Autorem tegorocznego przesłania (2023) jest kontratenor, Jakub Józef Orliński. Artysta pisze: – Czym jest dla mnie muzyka? Wiem, że może to zabrzmieć banalnie, ale jest dla mnie wszystkim. Dla mnie każdy dzień to dzień muzyki. To ona w zupełności dyryguje mną i moimi działaniami. Międzynarodowy Dzień Muzyki i możliwość napisania przesłania z jego okazji utwierdziły mnie w przekonaniu, że jestem od niej absolutnie uzależniony. Jest pokarmem mojej duszy i wrotami do wielu innych przestrzeni, których, gdyby nie ona, nigdy bym nie odwiedził. W szczególności mówię tu nie o fizycznych podróżach związanych z koncertami czy produkcjami operowymi, ale o podróżach emocjonalnych, o podróżach wyobraźni, o podróżach wspomnień i wychyleń w przyszłość. Muzyka, niezależnie od formy, jest w stanie pobudzić w nas tak wiele uczuć, poruszyć struny naszych dusz i wysyłać nas w nieznane krainy. Uwielbiam udawać się w te podróże, czy to muzyki słuchając, czy ją wykonując.
Podróżując po świecie szybko zrozumiałem, że muzyka to nie tylko dźwięki, ale też cisza, która, dzielona z innymi, jest naprawdę niepowtarzalnym doświadczeniem.
Muzyka prowadzi mnie przez życie. Nie tylko dlatego, że jestem muzykiem i z tego żyję. Było tak, od kiedy pamiętam. Muzyka jest dla mnie nieodłącznym i najważniejszym elementem, który mnie prowadzi i inspiruje do działań.
Pełna treść przesłania Jakuba Józefa Orlińskiego znajduje się tutaj.
Opera Krakowska, wpisując się w obchody 550. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika, przygotowała niezwykłe widowisko muzyczno-sceniczne w formie musicalu, zatytułowane „Kopernik”. Dyrekcja, zespoły artystyczne Opery Krakowskiej oraz współpracujący z nią artyści i realizatorzy stworzyli spektakularną i bezprecedensową produkcję. Libretto musicalu „Kopernik” wykreowała Ałbena Grabowska, pisarka (a także lekarz neurolog, autorka m.in. historycznej sagi „Stulecie Winnych” zekranizowanej przez Telewizję Polską). Teksty piosenek są dziełem Daniela Wyszogrodzkiego,tłumacza i autora teatralnego, specjalisty od polskiej i światowej sceny musicalowej, wykładowcy Akademii Teatralnej w Warszawie. Autorem muzyki jest Tomasz Szymuś – kompozytor i aranżer, wykładowca w Instytucie Muzyki na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Przedsięwzięcie zrealizowane zostało przez solistów, Orkiestrę, Chór oraz Balet Opery Krakowskiej pod dyrekcją Maestro Piotra Sułkowskiego po raz pierwszy we Fromborku, 20 maja 2023 roku. W tym mieście słynny astronom spędził większość swego życia, tworząc właśnie tam swoje rewolucyjne dzieło „De revolutionibus orbium coelestium” („O obrotach ciał niebieskich”) i gdzie pod posadzką miejscowej katedry spoczywają jego doczesne szczątki.
Kolejna prezentacja tego niezwykłego utworu miała miejsce na Wawelu 22 czerwca 2023 roku. Opera Krakowska zaprezentowała swoją najnowszą realizację publiczności Grodu Kraka, zarówno mieszkańcom Małopolski, jak i przybywającym licznie do Krakowa turystom krajowym i zagranicznym.
Barwna i wielowątkowa fabuła musicalu „Kopernik” przywołuje najważniejsze wydarzenia z życia naukowca, które osadzone zostały w realiach społeczno-politycznych epoki odrodzenia. Tok zdarzeń – w tym powstanie teorii heliocentrycznej, będące punktem kulminacyjnym badań naukowych genialnego astronoma i jednocześnie całego spektaklu, zilustrowany został muzyką, w której wybrzmiewają echa dawnych form wokalnych oraz instrumentalnych, takich jak madrygał czy chorał gregoriański.
Musical „Kopernik” to spektakl nowoczesnego teatru muzycznego, który operuje zaawansowanymi rozwiązaniami w zakresie światła, dźwięku i gry scenicznej. Całości dopełniają efekty multimedialne, współkreujące wielobarwną rzeczywistość, w której rozgrywa się akcja musicalu. Jedna ze scen rozgrywa się w Krakowie.
Autorzy i realizatorzy przygotowanego z rozmachem przedsięwzięcia artystycznego mają nadzieję, że to wydarzenie wzbogaci ofertę kulturalną nie tylko Małopolski, lecz także przyczyni się do promocji polskiego dziedzictwa muzycznego, zwłaszcza w zakresie muzyki współczesnej. Autorzy i realizatorzy są przekonani, że „Kopernik” będzie wspierał wizerunek Krakowa i całego regionu jako miejsc, w których dziedzictwo kulturowe i historyczne będzie łączyć się z nowoczesnymi zjawiskami w przestrzeni artystycznej.
Spektakl wyreżyserował Jakub Szydłowski, kostiumy przygotowała Anna Chadaj, choreografię Katarzyna Zielonka i Jarosław Staniek. Za scenografię i światła odpowiada Grzegorz Policiński. Produkcja zagości na scenie Opery Krakowskiej i trafi do regularnego repertuaru tej instytucji.
W inscenizacji musicalu wezmą udział m. in.: Marcin Franc, Marcin Jajkiewicz, Janusz Kruciński (Mikołaj Kopernik), Wojciech Daniel, Karol Drozd (Andrzej Kopernik), Damian Aleksander, Paweł Tucholski (Łukasz Watzenrode), Paweł Erdman, Marcin Sosiński (Jan Dantyszek), Agnieszka Przekupień, Anastazja Simińska (Anna Schilling), Karolina Gwóźdź, Kamila Najduk (Krystyna Stulpawitz), Piotr Janusz, Maciej Tomaszewski (Kasper Stulpawitz), Tomasz Bacajewski, Jeremiasz Gzyl (Aleksander Sculteti) oraz Krzysztof Prystupa, Rafał Iwański (Stańczyk / Kopernik-Lalka). Wystąpi także Chór i Balet Opery Krakowskiej, a orkiestrę poprowadzi Piotr Sułkowski, który jest także pomysłodawcą całego przedsięwzięcia.
Patronatem honorowym wydarzenie objęli: Witold Kozłowski – Marszałek Województwa Małopolskiego oraz Iwona Gibas – Członek Zarządu Województwa Małopolskiego. Mecenasem Musicalu „Kopernik” jest ORLEN.
Premiera dzieła na deskach Opery Krakowskiej odbędzie się 1 października 2023 roku o godz. 18.30. Planowane są także regularne prezentacje spektaklu (najbliższe w dniach 3-6 oraz 8 października).
Teatr Muzyczny w Lublinie rozpoczął działalność w 1947 roku. Został zamknięty pod koniec 1952 roku. Reaktywowano go w 1956 roku jako Operetkę Lubelską, a w 1977 roku zmieniono nazwę na Teatr Muzyczny. Kiedy prześledzi się historię repertuaru, poza operetkami i składankami oraz spektaklami dla dzieci moją uwagę zwróciło kilka premier.
Pierwszą operą wystawioną na lubelskiej scenie był „Cyrulik sewilski” Gioachina Rossiniego w 1967 roku. Na kolejną trzeba było czekać aż do 2003 roku, gdy Waldemar Zawodziński wyreżyserował „Carmen” Georgesa Bizeta, a Robert Skolmowski – „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki za dyrekcji Jacka Bonieckiego. Potem ponownie pojawił się na scenie „Cyrulik sewilski” (2006).
Za dyrekcji artystycznej Tomasza Janczaka Waldemar Zawodziński wyreżyserował megawidowisko „La Traviata” Giuseppe Verdiego w Hali Globus. Opera, wznowiona w lutym tego roku, okazała się wielkim artystycznym sukcesem, o czym pisałem na portalu ORFEO. Dla młodych widzów wystawiono „Mały czarodziejski flet” wg opery Wofganga Amadeusza Mozarta (2009). Tomasz Janczak wyreżyserował „Nabucco” Giuseppe Verdiego (2012). W 2017 roku został wystawiony „Czarodziejski flet” w reżyserii Marii Sartovej za dyrekcji artystycznej Dariusza Klimczaka. Warto zwrócić jeszcze uwagę na premierę „Opery za trzy grosze” Bertolda Brechta / Kurta Weilla (1998), „Amadeusza” Petera Shaffera (2003) i „Phantoma” Maury’ego Yestona i Arthura Kopita (2012).
Czy kilka realizacji w 75-letniej historii sceny muzycznej wystarcza, aby stworzyć w Lublinie teatr operowy? Kto sięga wysoko, może nisko spaść, ale kto się nie rozwija, ten się cofa. Dajmy szansę dyrektor Kamili Lendzion i zespołowi artystycznemu oraz technicznemu. W obecnych czasach, gdy dostęp do spektakli operowych z bardzo dobrą obsadą jest coraz łatwiejszy w kraju i za granicą oraz za pośrednictwem radia, kin i Internetu, publiczność staje się coraz bardziej wybredna. Nie można pozwolić sobie w operze na prowincjonalizm.
Wiadomo, że dotychczas działający Teatr Muzyczny nie ma odpowiednich obsad do spektakli operowych, stąd konieczność angażowania solistów gościnnych. To może być jednak siłą napędową teatru. Nie ma obecnie szans, aby mieć na etacie solistów, którzy byliby w stanie na wysokim poziomie śpiewać partie w operach Rossiniego, Donizettiego, Verdiego czy Pucciniego. Przy dobrej organizacji można jednak rezerwować terminy wspaniałych gwiazd operowych i dzięki temu zwabiać publiczność nie tylko z Lubelszczyzny. Większość melomanów sprawdza przecież dokładnie obsady, zanim wybierze się dalej. W ten sposób rozwija się turystyka operowa.
Jestem przeciwny łączeniu instytucji, ponieważ często nic dobrego z tego nie wynika, a oszczędności mogą być przejściowe. Potem zwykle dochodzi do sytuacji, gdy zamazuje się piękna tradycja. Filharmonia Lubelska jest instytucją o wspaniałej historii sięgającej 1944 roku. Połączenie opery z filharmonią w Białymstoku zdegradowało działalność filharmonii, nie powinno się więc iść tym tropem.
O działalności Centrum Spotkania Kultur nie mogę się wypowiadać, ponieważ nie mam odpowiedniej wiedzy na temat jego funkcjonowania, ale wiem, że idea jego powołania do istnienia była wspaniała. Budynek jest potężny i imponujący. Chodząc po kilku piętrach, trafiłem na różne wystawy. Sztuka jest tu na wyciągnięcie ręki.
Po majestatycznych schodach wszedłem do sali operowej CSK. Zasiadłem w wygodnym czerwonym fotelu. Przedstawienie „Toski” w reżyserii Tomasza Mana zaciekawia i wciąga. Jednym z najlepszych pomysłów jest wprowadzenie Anioła Śmierci. Ta idea pasuje do koncepcji spektaklu. W „Tosce” w reżyserii Barbary Wysockiej na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej wędrował w zwolnionym tempie biały anioł. W spektaklu Michała Znanieckiego „Cavalleria rusticana” w Operze i Filharmonii Podlaskiej był anioł „przetrącony”, upadły i cierpiący, poniżony. Ten w lubelskim spektaklu jest czarny. Pełni funkcję taką jak w kulturze ludowej śmierć z kosą. Przypomina też trochę przebierańców na ulicach turystycznych miast, którzy udają pomniki, a po wrzuceniu monety lub banknotu na chwilę ożywają i zmieniają pozę.
Artysta wcielający się w Anioła Śmierci Wojciech Pyszniak jest profesjonalnym tancerzem, więc jego ruchy mają niezwykły walor estetyczny, a nie jarmarczny. Choreografia i ruch sceniczny Artura Dobrzańskiego dobrze wpisują się w ten spektakl. Nie ma popisów baletowych i tanecznych, ale też nie ma takiej potrzeby.
W pierwszym akcie widz dowiaduje się, że były konsul Republiki Rzymskiej Cesare Angelotti (Wołodymyr Pańkiw) uciekł z Zamku Świętego Anioła i schronił się w kaplicy, w czym pomógł mu Cavaradossi, który zapłaci za to najwyższą cenę. Tosca jest bardzo zazdrosna o Cavaradossiego. Gdy zauważa, że maluje on na ścianie kościoła portret pięknej hrabiny Attavanti jako Marii Magdaleny, trudno jest ją przekonać, że to nie ma żadnego związku z jego uczuciem. Malarz musi mieć przecież różne inspiracje. Tosca w końcu ulega czarowi ukochanego i daje się przekonać, że jest tą jedyną, dla której mocno bije serce malarza.
Zakrystian (Dariusz Machej) jest postacią, która pomaga Scarpii w prowadzeniu intrygi. Nienawidzi rewolucjonistów, chce powrotu w Rzymie państwa kościelnego i sprzyja dyktatorowi. Przy okazji chroni własną skórę przed odpowiedzialnością. Reżyser Tomasz Man konsekwentnie buduje poszczególne sceny i daje poczucie, że akcja biegnie wartko. Pojawienie się zakonnic, księży z kardynałem oraz dzieci i młodzieży jest zwiastunem chwilowej radości. Rozbija ponurą atmosferę narastającej grozy związanej z Angelottim i sadystyczną metodą uwodzenia Toski, stosowaną przez Scarpię. Jest to jednak radość przypominająca manifestacje polityczne, które mają zamaskować okrucieństwo władzy.
W tym spektaklu widać, jak wolność jest niszczona pod płaszczem wiary. Scarpia (szef Tajnej Policji Państwowej) staje się synonimem szatana, mordercy i oprawcy. Jest również typem macho – zdobywcy. Rozpoczyna swoje łowy w kościele, gdy z lubieżną radością wywołuje w Tosce podejrzenia, że Cavaradossi ją zdradza z hrabiną Attavanti. Służy mu do tego rekwizyt w postaci wachlarza z godłem rodziny Attavantich. Motyw wachlarza jest charakterystyczny dla fars, komedii i operetek (znakomitym przykładem jest „Wesoła wdówka” Franza Lehára).
Finał I aktu – to monumentalne „Te Deum” śpiewane przez połączone chóry. Anioł Śmierci wskakuje na stół – ołtarz. Jest to wyzwanie rzucone Bogu. Na pierwszym planie widzimy przecież Scarpię – szatana, który wie, że on będzie rozdawać karty.
W drugim akcie Scarpia zaprasza na ucztę. Długi stół z białym obrusem przypomina wieczerzę jak z „Don Giovanniego” Mozarta. Czerwony dywan to symbol teatralizacji miejsca, ale także kolor krwi i namiętności. Scarpia w wersji granej przez Mariusza Godlewskiego jest przystojnym cynicznym dowódcą, typem donżuana i równocześnie tyrana. Zachodzi tu gra między seksualnością, instynktem, pożądaniem i oszukiwaniem kobiety.
Godlewski śpiewa bezbłędnie, jego głos ma zachwycającą barwę, a aktorsko jest wprost znakomity. Scarpia to mężczyzna groźny i wierzący w swoją wielką siłę. Ma przecież sojuszników, oprawców wykonujących jego polecenia z sadystyczną przyjemnością i bestialskim okrucieństwem. Jego prawą ręką jest Spoletta (dobry w tej roli Jakub Gąska, choć wokalnie odstaje od gwiazd operowych), który pojawia się zawsze, gdy jest potrzebny i czuwa nad wykonywaniem najgorszych kar. Świetne są kostiumy Scarpii i Spoletty, zaprojektowane przez Anettę Piekarską-Man.
Torturowanie Cavaradossiego w trzecim planie jest tłem do psychicznego znęcania się Scarpii nad Toscą. Właśnie przybyła do Pałacu Farnese, aby skłonić oprawcę do uwolnienia ukochanego. Nie zdążyła się przebrać i wchodzi w stroju Matki Boskiej z koroną z promieni, Mnie jednak bardziej przypomina w tym stroju pannę młodą, co sugeruje jej biała suknia z welonem. Oba te konteksty mają wymiar ironiczny, ponieważ dojdzie do okrutnego aktu. Scarpia z cyniczną precyzją pozbawia ją najpierw korony, potem welonu i wiadomo, do jakiego finału dąży. Próba gwałtu okazuje się ostatnią w jego życiu. Tosca zabija go jego nożem. W tym akcie Karina Skrzeszewska pokazała pełnię swoich możliwości wokalnych i aktorskich, a aria „Vissi d’arte” została zaśpiewana w sposób mistrzowski.
W trzecim akcie scenografia przenosi nas do Zamku Świętego Anioła. Mamy więc dwóch aniołów – zamkowego oraz Anioła Śmierci, który czuwa, aby znowu dokonała się zbrodnia. Równocześnie można odnieść wrażenie, że Cavaradossi znajduje się wśród nagrobków na cmentarzu, gdzie niedługo będzie pochowany. Tadeusz Szlenkier niezwykle pięknie i delikatnie, z aksamitną barwą głosu zaśpiewał słynną arię „E lucevan le stelle”, w której wspomina swą ukochaną Toskę i cierpi, ponieważ wie, że za chwilę rozstanie się z życiem. Wspaniała jest scena miłosna, w której zjawia się Toska pełna nadziei, że list żelazny podpisany przez Scarpię i wydarty z dłoni zmarłego potwora, uratuje ich, a egzekucja zostanie sfingowana. Ogromnie porusza jej bezgraniczne cierpienie, gdy okazuje się, że Cavaradossi został rozstrzelany. Kobieta postanawia popełnić samobójstwo. Według tradycji rzuca się w przepaść, natomiast w spektaklu Tomasza Mana Anioł Śmierci przejmuje nad nią władzę. Reżyser chciał znaleźć sposób na to, aby Tosca nie skakała na materac – i znalazł. Anioł Śmierci panuje nad światem przedstawionym od początku do końca.
Jestem pod wielkim wrażeniem poziomu gry ponad 60-osobowej orkiestry, którą znakomicie poprowadził 33-letni Vincent Kozlovsky, kierownik muzyczny Opery Lubelskiej. Ma już spore doświadczenie. Studiował w Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie oraz w Conservatorio Giuseppe Verdi di Milano. Zgłębiał tam między innymi tajniki muzyki Verdiego i Pucciniego. Zebrał wspaniałe opinie po prowadzeniu orkiestr Filharmonii Narodowej w Warszawie, NOSPR, Filharmonii Lwowskiej oraz Lwowskiej Opery Narodowej.
Do „Toski” był świetnie przygotowany. Wyczuwało się, że zna całą skomplikowaną partyturę na pamięć i potrafi wydobyć wszelkie niuanse z tej trudnej muzyki. Jest precyzyjny i potrafi panować nad wielkim aparatem wykonawczym: solistami, chórami i orkiestrą. Ma w sobie młodzieńczą energię, a równocześnie spore już doświadczenie, precyzję i kreatywność, więc potrafi zawładnąć muzyczną materią i poprowadzić za sobą dziesiątki artystów i setki widzów.
Sala operowa CSK, w której odbyła się premiera „Toski”, jest nowoczesna, z dużą sceną i ciekawie zaprojektowaną widownią na ponad 900 miejsc. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, ale zdecydowanie gorzej ma się akustyka. To wina budowniczych obiektów kultury i decydentów, którzy podpisują dokumenty. Jeśli tworzy się salę, nazywając ją operową, należy od razu zatrudnić specjalistę od akustyki, jak zrobiono to np. w NOSPR w Katowicach. Taka osoba lub firma powinna współtworzyć projekt razem z architektem. Już w starożytnej Grecji budowano amfiteatry dla kilkunastu tysięcy widzów i dbano o akustykę. Dwa i pół tysiąca lat później niektórzy decydenci, dysponujący publicznymi pieniędzmi, nie zwracają na to odpowiedniej uwagi. Teraz więc, skoro powołano Operę Lubelską, należałoby zatrudnić architektów dźwięku, aby dostosowali tę salę do wymogów sztuki operowej. Nawet w Operze Narodowej w Warszawie to zrobiono w 2014 roku, zastosowując elektroniczny system wsparcia akustyki i system frontowy w Sali im. Stanisława Moniuszki z niewidocznym nagłośnieniem FOH. Kolumny i subbasy w systemie frontowym są schowane, co wygląda elegancko.
Odniosłem wrażenie, że sala „operowa” w Lubinie została przygotowana do koncertów rockowych, a nie muzyki poważnej. Podczas spektaklu „Toski” mikrofony były ustawione w orkiestronie oraz zwisały z góry na scenie, zaburzając czystość wizualną scenografii. Nie było jednak wyjścia, ponieważ prawdopodobnie bez wzmocnienia nawet osoby z głosami przystosowanymi do śpiewania w dużych salach operowych (Karina Skrzeszewska, Tadeusz Szlenkier, Mariusz Godlewski) mogłyby nie być zadowalająco słyszalne w dalszej części sali. Nie miałem jednak pełnej przyjemności w słuchaniu dzieła operowego, wzmocnionego sprzętem, który nieco zniekształcał dźwięk. Zachwycający finał pierwszego aktu został mocno zakłócony przez przesterowany dźwięk, śpiewało naraz kilkadziesiąt osób.
Reżyseria świateł Marcina Nogasa była bardzo ciekawa, zwłaszcza w finale I i II aktu oraz w III akcie, ale chwilami sprawiała wrażenie niedopracowanej. Scenografia była dość symboliczna i uproszczona. Bez odpowiedniego podświetlenia, zwłaszcza w I akcie, wyglądała biednie, jakby została przygotowana dla teatru dramatycznego, a nie widowiska operowego. Zbyt jasne białe światło kilka razy zaburzało odpowiedni klimat scen, obnażało też scenograficzną prostotę. Konsekwencja scenografii w II i III akcie sprawiła, że przyzwyczaiłem się do tej umowności i później już mnie nie dziwiła. Znam świetne realizacje Nogasa (np. premierę „Zemsty nietoperza” Johanna Straussa w Teatrze Muzycznym w Lublinie) i myślę, że musiał być inny powód tej sytuacji czyli za mało czasu albo problemy z odpowiednim sprzętem lub dostępem do sali operowej. Nie jest łatwo realizować premierę w miejscu, gdzie dyrekcje Opery Lubelskiej i CSK są źle do siebie nastawione, ale trudno się dziwić, skoro nad CSK wisi groźba likwidacji lub przekształcenia. Widza, który przychodzi na spektakl operowy, te sprawy niekoniecznie interesują, więc należałoby lokalne spory zakończyć i działać dla dobra publiczności.
Reasumując, warto było przyjechać do Lublina na premierę „Toski” w doborowej obsadzie. Spektakl został ciekawie wyreżyserowany i wywoływał silne emocje. Słabą stroną było jednak nagłośnienie. Spektakle operowe grane w salach teatralnych powinny być śpiewane bez wsparcia mikrofonów. Nie można było także w pełni docenić brzmienia orkiestry w symfonicznym składzie, będąc zdanym na niedoskonałości sprzętu. Jeśli w przyszłości poprawi się ten mankament, Opera Lubelska ma szansę na mocniejsze zaistnienie na mapie teatralnej Polski.
Jednym z założeń Julian Cochran Foundation, organizacji powstałej w 2016 roku, jest przybliżanie muzyki klasycznej i udowadnianie, że może ona towarzyszyć każdemu i w każdej sytuacji. W warszawskiej Hali Koszyki kilkukrotnie prezentowano opery w przekroju („Cyganeria”, „Carmen”, „Czarodziejski flet”). Fundacja wspiera, promuje i pomaga młodym artystom, organizuje wydarzenia dla dzieci i dorosłych oraz przybliża szerokiej publiczności twórczość australijskiego kompozytora Juliana Cochrana.
– Koncerty muzyki klasycznej często błędnie kojarzone są z niedostępnym światem dźwięków zamkniętym w czterech ścianach filharmonii, czy opery – mówi Karolina Sajniak-Drzyzga, wiceprezes Julian Cochran Foundation. Chcemy odejść od tego myślenia. Pragniemy by świat muzyki klasycznej był otwarty dla wszystkich.
„Klasyka na Koszykach” to regularna seria bezpłatnych koncertów muzyki klasycznej w przestrzeni komercyjnej, w warszawskiej Hali Koszyki odbywająca się od 2017 roku. To pierwszy projekt Julian Cochran Foundation, który wychodzi poza utarte schematy i stereotypy związane z wykonywaniem muzyki klasycznej wyłącznie w salach koncertowych.
Do tej pory odbyło się ponad 200 „Klasyk” dla ponad 160 000 widowni (130 000 widzów online, a dodatkowe 30 000 bezpośrednio w Hali Koszyki). W 2019 roku projekt został nominowany do Warszawskiej Nagrody Edukacji Kulturalnej, a w 2020 otrzymał nominację w konkursie „Retail Awards 2020” w kategorii: „Działania i strategia CSR obiektu handlowego roku” (nagroda Polskiej Rady Centrów Handlowych). Od 3 Edycji Honorowym Partnerem cyklu jest Filharmonia Narodowa.
Scena „Klasyki na Koszykach” gościła zarówno młodych muzyków, dla których jest to szansa zdobycia ważnego doświadczenia scenicznego, jak również dojrzałych i rozpoznawalnych na arenie międzynarodowej artystów. Wystąpili tu Stefan Plewniak wraz zespołem Il Giardino d’Amore, Jacob Shaw (wiolonczela), Dombrova Piano Duo, Cuore Piano Trio, Julia Łozowska (fortepian), Kacper Dworniczak (gitara), Teresa Marut (sopran), Michał Romanowski (bas).
W trakcie 7. edycji Klasyki na Koszykach na scenie usłyszymy utalentowanych solistów, znakomite duety, wciągające tria, kwartety, a także niesamowite połączenia instrumentów i repertuarów. Będzie to fascynująca podróż przez dźwięki fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli, klawesynu, akordeonu i pięknych ludzkich głosów.
7. edycję „Klasyki na Koszykach – Midnight Concert” zainauguruje 10 października 2023 roku pianista Jan Olesz, który wykona utwory hiszpańskich i europejskich kompozytorów inspirowanych tradycją Hiszpanii. Towarzyszyć mu będzie tancerka flamenco Małgorzata Matuszewska.
Organizatorem projektu „Klasyka na Koszykach” jest Julian Cochran Foundation i Hala Koszyki.
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.