REKLAMA

Kopernik musicalowy we Fromborku

Wzgórze Katedralne we Fromborku jest szczególnym miejscem. W Katedrze znajduje się grób Mikołaja Kopernika, który wiele lat spędził tam jako kanonik i zmarł 21 maja lub 24 maja 1543 roku. O rozbieżnościach pisze Wojciech Orliński w książce „Kopernik rewolucje”. W 1580 roku biskup Marcin Kromer zwrócił się z prośbą do kapituły o upamiętnienie tablicą kanonika katedry, Jana Kopernika (sic!). Prawie 40 lat po śmierci wybitnego astronoma nie pamiętano już nawet jego imienia! Członkowie kapituły nie znali też dokładnej daty śmierci. Poprosili o pomoc Macieja Stojusa, lekarza władcy Prus Albrechta Hohenzollerna, który bardzo interesował się dokonaniami Kopernika i zaprosił go na swój dwór w 1541 roku. Stojus podał datę śmierci 24 maja, więc znalazła się na epitafium. Jak pisze Orliński: Kopernik został nazwany doktorem „artium et medicinae”, a także „astrologiem, który odnowił swoją dyscyplinę”. Właśnie we Fromborku obserwował przez wiele lat gwiazdy i stworzył swoje historyczne dzieło O obrotach sfer niebieskich, które zrewolucjonizowało świat nauki.

Życie Mikołaja Kopernika było powiązane z końcem średniowiecza, renesansem i początkami kontrreformacji. Urodził się w Toruniu, gdzie powszechnie mówiło się po niemiecku. Pisał po łacinie, która pełniła podobną funkcję jak obecnie angielski. Na studiach we Włoszech uczył się też greki. Był Polakiem z wyboru. Jego matka Barbara z domu Watzenrode, urodzona w Toruniu, miała pochodzenie niemieckie, a jej ojciec walczył z Krzyżakami.

Prapremiera we Fromborku © eSKa Movie Studio
Prapremiera we Fromborku © eSKa Movie Studio

Według historyka prof. Jana Mikulskiego, rodzina Koperników nie pochodziła ze wsi Koperniki w okolicach Nysy na Śląsku. Kopernik to człowiek zajmujący się wydobyciem i obróbką miedzi (od niemieckiego słowa kupfer – miedź). Krakowscy przodkowie Mikołaja rzeczywiście handlowali miedzią. Jego ojciec, noszący to samo imię, był kupcem pochodzącym z Krakowa i osierocił syna w 1483 roku jako 10-latka. Wówczas jego prawnym opiekunem został wuj Łukasz Watzenrode (świetny, bardzo przekonujący Damian Aleksander). Sfinansował mu studia na Uniwersytecie Jagiellońskim (matematyka, fizyka, astronomia, filozofia), a potem w Bolonii i Padwie (prawo i medycyna).

Twórcy musicalu „Kopernik” na scenie we Fromborku © eSKa Movie Studio
Twórcy musicalu „Kopernik” na scenie we Fromborku © eSKa Movie Studio

Twórcy musicalu postawili sobie za cel stworzenie historycznego musicalu, który pokaże Polakom i obcokrajowcom, jakim niezwykłym człowiekiem był Kopernik. Odniosłem wrażenie, że próbowali pogodzić dwa żywioły: epicki i dramatyczny. W pierwszym akcie był niebezpieczny przechył w stronę epickości. Świadczyły o tym tyrady narratora i krótkie „filmowe” sceny, pokazujące w przyśpieszonym tempie czasy dzieciństwa i młodości Mikołaja Kopernika. Był Toruń, Kraków, włoskie miasta Padwa i Bolonia, koronacja Zygmunta I Starego. Niezwykle trudno jest zaprezentować biografię sławnego człowieka, o którego życiu przeciętny Polak chyba nie wie za dużo. Autorka libretta Ałbena Grabowska starała się powiązać te postrzępione wątki poprzez postaci narratora – biskupa Jana Dantyszka (Pawła Erdmana) oraz lalkę Kopernika. Był to dość ciekawy pomysł, zawieszony pomiędzy epokami. Obaj stali się komentatorami, a aktor animujący lalkę Kopernika (Krzysztof Prystupa) wypowiadał się w imieniu bohatera spektaklu. Oczywiście wszystko to zostało wzięte w nawias teatralizacji. Historycyzm, pojawiający się w musicalu, został złagodzony widowiskowymi scenami zbiorowymi. Widzimy więc na przykład urywki jarmarcznego przedstawienia ulicznego z udziałem Lajkonika albo walkę z Krzyżakami (piękna widowiskowa scena, wspaniałe kostiumy i dramatyczna muzyka, przypominająca chwilami ekspresję kompozytorów znanych z Warszawskiej Jesieni).

Prapremiera we Fromborku © eSKa Movie Studio
Prapremiera we Fromborku © eSKa Movie Studio

Pierwszy akt jest chyba kompromisem związanym ze spełnieniem oczekiwań decydentów, mecenasów i sponsorów. A więc jest to widowisko narodowe, pokazujące wspaniałego Polaka (który mówił głównie po niemiecku, ale o tym spektakl milczy), uwikłanego w konflikty ze swoim wujem biskupem i Krzyżakami. Jednak librecistka nie pozostawiła bez komentarza sytuacji związanej z polskim Kościołem. W różnych scenach pierwszego i drugiego aktu są wtręty dotyczące złego prowadzenia się księży. Jednym z przykładów był Aleksander Sculteti (Jeremiasz Gzyl), przyjaciel Kopernika, kartograf, prawnik i kanonik warmińskim. Miał kochankę i dzieci, był kilkakrotnie więziony w Zamku Świętego Anioła w Rzymie, gdzie zmarł.

Kościół katolicki trzyma się kurczowo zasady celibatu. W spektaklu pojawia się uwaga o tym, że Jezus tego nie wymyślił, jedynie zalecał kapłanom wstrzemięźliwość seksualną. Celibat został ustanowiony dopiero w XI wieku przez papieża Grzegorza VII, aby ukrócić ilość konkubin księży i rozpustę. Podzielił chrześcijan na 3 kategorie: dziewice, czystych i żonatych. W średniowieczu współżycie seksualne było uznawane za grzeszne. Księża mieli być „czyści”, co jest niezgodne z naturą człowieka. Chroniono też w ten sposób dobra kościelne przed podziałem.

Maciej Tomaszewski (Kacper Stulpawitz) i Karolina Gwóźdź (Krystyna Stulpawitz) © eSKa Movie Studio
Maciej Tomaszewski (Kacper Stulpawitz) i Karolina Gwóźdź (Krystyna Stulpawitz) © eSKa Movie Studio

Pierwszy akt, mimo iż był ciekawy teatralnie, mógł trochę chwilami przytłaczać ilością faktów, zdarzeń i osób. W akcie drugim nie trzeba było już prowadzić akcji w sposób epicko-filmowy. Przedstawienie dzieli się więc jakby na dwa spektakle. W drugim akcie mamy już typowy musical z wątkiem melodramatycznym. Wreszcie pojawia się kobieta z krwi i kości. Agnieszka Przekupień zachwyca od pierwszego momentu pojawienia się na scenie i konsekwentnie buduje postać kobiety zafascynowanej Kopernikiem, podziwiającej go i zakochującej się niemal od pierwszego wejrzenia. To samo dzieje się z Mikołajem. Ze względu jednak na fakt, że był kanonikiem, biskup nakazał mu usunąć z domu kobietę. Poza tym miał się skupić na swoim historycznym dziele. Bardzo dobry teatralnie jest wątek związany z rodzącą się miłością i przeszkodami, które nie prowadzą do happy endu. Wreszcie mamy prawdziwy dramat osobisty głównego bohatera, a niektóre sceny poruszają do łez. Sympatyczną parą wziętą trochę z tradycji operetkowej (subretka i amant), jest para młodych szczęśliwych małżonków: niesfornej siostrzenicy Mikołaja Krystyny (Karoliny Gwóźdź) i Kaspara Stulpawitz (Macieja Marcina Tomaszewskiego). Dziewczyna była zakonnicą w Chełmnie, ale uciekła z klasztoru, ponieważ zakochała się w doboszu księcia Albrechta i przeszła na luteranizm.

Marcin Franz jako Mikołaj Kopernik i Agnieszka Przekupień jako Anna Schilling © eSKa Movie Studio
Marcin Franz jako Mikołaj Kopernik i Agnieszka Przekupień jako Anna Schilling © eSKa Movie Studio

Wspaniały w libretcie i akcji scenicznej jest również wątek związany z bratem Mikołaja – Andrzejem (zagranym fantastycznie przez Wojciecha Daniela). Dzięki niemu pierwszy akt staje się bardziej „ludzki”, a nie tylko historyczny. Andrzej to przeciwieństwo Mikołaja: kocha życie, jest hulaką, chce robić karierę duchowną, ale nie może powstrzymać się od seksu i rozrywki. Świetna od strony teatralnej była scena „kąpieli” z udziałem rozebranego do bielizny aktora, otoczonego przez wiele pięknych młodych kobiet w niedwuznacznej sytuacji. Gdy nagle pojawia się wuj – biskup, wszystko staje się jasne… W przeciwieństwie do tej komediowej sytuacji, nieco później są niesamowicie wzruszające sceny związane z chorobą i śmiercią Andrzeja, który zaraził się trądem.

Wojciech Daniel jako Andrzej Kopernik w „Koperniku” we Fromborku © eSKa Movie Studio
Wojciech Daniel jako Andrzej Kopernik w „Koperniku” we Fromborku © eSKa Movie Studio

Niekwestionowanym bohaterem wieczoru był Marcin Franc jako Mikołaj Kopernik, artysta  musicalowy o wybitnych zdolnościach aktorskich i wokalnych, z temperamentem i wrażliwością. Staje się prawdziwą musicalową gwiazdą, bez złych nawyków celebrytów. Niedawno podziwiałem go w polskiej prapremierze musicalu „Złap mnie, jeśli potrafisz” w reżyserii Jakuba Szydłowskiego na scenie Teatru Muzycznego w Łodzi. Jest przekonujący nie tylko jako młody Kopernik, ale także jako dojrzały bohater spektaklu.

Zastosowano w musicalu klamrę. Pierwsza i ostatnia scena pokazują umierającego Kopernika. Gdy oglądałem drugi akt, mimo zimna i bardzo późnej pory (spektakl na dziedzińcu Wzgórza Katedralnego zakończył się około 23.30), byłem jak zahipnotyzowany. Spektakl wessał mnie i zapomniałem o świecie, nie chcąc się obudzić z tego snu. Drugi akt był mistrzowski. W pierwszym może powinno się przemyśleć niektóre wątki. Wiem, jak trudno rozstać się z pewnymi pomysłami, ale miałem wrażenie nadmiaru, a w drugim akcie wszystko do siebie pasowało i mieliśmy świetny muzyczny dramat.

Musical „Kopernik” we Fromborku © eSKa Movie Studio
Musical „Kopernik” we Fromborku © eSKa Movie Studio

Reżyser Jakub Szydłowski jest jednym z najlepszych w Polsce twórców, zajmujących się realizacją wielkich widowisk musicalowych. Znakomicie radzi sobie zarówno ze scenami zbiorowymi, ale także potrafi odpowiednio budować napięcie w scenach kameralnych. Cała obsada wybrana w castingu została doskonale dobrana i wszyscy soliści śpiewali bardzo dobrze, a Marcin Franc, Agnieszka Przekupień, Damian Aleksander i Wojciech Daniel byli wręcz znakomici. Choreografią zajęli się mistrzowie gatunku musicalowego Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka. Nawiązywali do różnych konwencji, począwszy od średniowiecznych intermediów i jarmarków krakowskich, aż po typowo musicalowe sceny zbiorowe, zachwycające pomysłowością i  wykonaniem. Scenografia Grzegorza Policińskiego, nawiązująca do zabudowań pałacowych i kościelnych, razem z wizualizacjami Tomasza Grimma i kostiumami Anny Chadaj stworzyły harmonijnie zespoloną całość.

Marcin Franz jako Mikołaj Kopernik i Agnieszka Przekupień jako Anna Schilling © eSKa Movie Studio
Marcin Franz jako Mikołaj Kopernik i Agnieszka Przekupień jako Anna Schilling © eSKa Movie Studio

Teksty piosenek napisane przez Daniela Wyszogrodzkiego są mistrzowskie. Idealnie wpasowują się w konwencję, wspaniale oddają atmosferę poszczególnych scen i uczucia bohaterów. Są tu świadome nawiązania do różnych musicalowych tradycji, ale przede wszystkim teksty nie są nadęte i ani przez chwilę nie rażą sztucznością. Słowa pięknie korespondują z muzyką Tomasza Szymusia, która oczarowała mnie bogactwem brzmienia. Z jednej strony Szymuś nawiązuje do klasyki amerykańskich i brytyjskich musicali, a z drugiej – tworzy własny niepowtarzalny styl, nawiązując do muzyki średniowiecza i renesansu, a czasem używając chwytów znanych z eksperymentów kompozytorów muzyki dodekafonicznej. Nie jest to jednak żadne naśladowanie, tylko tworzenie własnego świata dźwięków, które przemawiają do odbiorcy współczesnym językiem muzyki, nawiązującym do całej tradycji łącznie z nieśmiertelnym Bachem.

Piotr Sułkowski © eSKa Movie Studio
Piotr Sułkowski © eSKa Movie Studio

Orkiestra Opery Krakowskiej grała wspaniale zwłaszcza te fragmenty, które przypominały wręcz muzykę symfoniczną. Nieco gorzej było chwilami z typowo musicalowymi piosenkami, które czasem brzmiały zbyt ciężko. Generalnie jednak trzeba przyznać, że od strony muzycznej całe przedstawienie zostało przygotowane znakomicie przez nowego dyrektora Opery Krakowskiej Piotra Sułkowskiego. Gratulacje należą się również dyrektorowi za pomysł realizacji tego spektaklu, który okazał się wielkim sukcesem. Jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w Roku Kopernika. Z niecierpliwością czekam na wersję sceniczną w Operze Krakowskiej.

Premiera „Rigoletta” Giuseppe Verdiego w Operze Bałtyckiej 3 czerwca 2023 roku

„Rigoletto” to tytuł, który dość regularnie powraca na operowe sceny całego świata. Również w Operze Bałtyckiej do tej pory przygotowanych zostało kilka inscenizacji dzieła: 1962 – Jerzy Katlewicz (kierownictwo muzyczne), Ryszard Slezak (reżyseria); 1990 – Zbigniew Bruna (kierownictwo muzyczne), Kari Vilenius (reżyseria); 2007 – Janusz Przybylski (kierownictwo muzyczne), Marek Weiss (reżyseria); 2017 (semi-stage) – Tomasz Tokarczyk (kierownictwo muzyczne), Tomasz Podsiadły (reżyseria).

Realizatorzy nowej gdańskiej inscenizacji zdecydowali się przenieść akcję opery w bliżej nieokreślony czas i miejsce, skupiając uwagę na mechanizmach, według których działają małe społeczności – nieuniknionej hierarchizacji, wykształcania się zależności. Przede wszystkim jednak skupiają się na moralności i systemie wartości, który jednostka wnosi do powstającej społeczności, a która nie zawsze odpowiada tradycyjnym normom społecznym.

Próby do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej. Romuald Wicza-Pokojski (reżyser) i Łukasz Załęski (Książę Mantui) © Krzysztof Mystkowski/ KFP, archiwum Opery Bałtyckiej
Próby do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej. Romuald Wicza-Pokojski (reżyser) i Łukasz Załęski (Książę Mantui) © Krzysztof Mystkowski/ KFP, archiwum Opery Bałtyckiej

Tytułowy Rigoletto to książęcy błazen – postać, jak często bywa w dziełach Verdiego, wymykająca się jednoznacznej ocenie. Wokół niego skupiona jest akcja opery, pełna ludzkiego dramatu i skrajnych emocji. Niezwykle sugestywna muzyka Verdiego sprawia, że zawarta w libretcie gorzka refleksja o świecie i naturze ludzkiej staje się jeszcze wyraźniejsza. Z opery pochodzi też jedna z najsłynniejszych arii operowych „La donna è mobile” („Kobieta zmienna jest”). Hitem stała się tuż po premierze i pozostała nim do dziś.

Próby do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej. Leszek Skrla (Rigoletto), chór Opery Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski, KFP, archiwum Opery Bałtyckiej
Próby do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej. Leszek Skrla (Rigoletto), chór Opery Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski, KFP, archiwum Opery Bałtyckiej

Główne role zaśpiewają: Leszek Skrla i Adam Zaremba (Rigoletto), Łukasz Załęski i Szymon Rona (Książę Mantui), Joanna Kędzior i Hanna Okońska (Gilda), Szymon Kobyliński i Remigiusz Łukomski (Sparafucile), Karolina Sikora i Iwona Wall (Magdalena).

Chór i Orkiestrę Opery Bałtyckiej poprowadzi Yaroslav Shemet. Premiera w Operze Bałtyckiej w Gdańsku odbędzie się 3 czerwca 2023. Kolejne spektakle w sezonie 2022/23: 4, 6, 10 i 11 czerwca. Partnerem wydarzeń artystycznych w Operze Bałtyckiej w 2023 roku jest „Ruch Muzyczny”.

Plakat do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej © archiwum Opery Bałtyckiej
Plakat do „Rigoletta” w Operze Bałtyckiej © archiwum Opery Bałtyckiej

Amfiteatr w kosmosie. „Muzyczny Lot do Gwiazd” w Białej Podlaskiej – Uwertura do 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Tytuł „Muzyczny lot do gwiazd” był nie tylko obietnicą ciekawego muzycznie wieczoru, ale miał swoje głębokie uzasadnienie w historii miasta, w którym wychował się Patron Fundacji ORFEO. Koncert, 27 maja 2023 roku, stanowiący uwerturę do 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej upamiętniał bowiem 100 – lecie utworzenia Podlaskiej Wytwórni Samolotów. Była to wielka fabryka, która zajmowała teren o powierzchni 31 hektarów. A produkowane tam „latające pojazdy” cieszyły się międzynarodową sławą, była to jedna z najlepszych wytwórni w Europie Środkowej. Według Wikipedii, w latach 1931–1939 PWS wyprodukowała ponad 1500 samolotów oraz kilkadziesiąt szybowców. Budowano maszyny wyczynowo-sportowe (o ciekawych nazwach: Rekin, Wyżeł, Ogar i Junak), ale także samoloty pasażerskie.

Zatrudniała setki pracowników. Biała Podlaska miała przed II wojną światową około 20 tysięcy mieszkańców i właściwie w każdej rodzinie był ktoś zawodowo związany z PWS. Także ojciec patrona Fundacji ORFEO, Jan Kaczyński był tam zatrudniony jako lakiernik.

Wybuch wojny wstrzymał działalność fabryki, podczas bombardowania przez Luftwaffe zniszczono ponad 70% zakładu, a pozostałości zostały rozgrabione przez Związek Radziecki po wkroczeniu Armii Czerwonej.

Gabriela Kuc-Stefaniuk, Michal Litwiniuk i Krzysztof Korwin-Piotrowski © Jacek Krajewski
Gabriela Kuc-Stefaniuk, Michal Litwiniuk i Krzysztof Korwin-Piotrowski © Jacek Krajewski

Kilka dekad później do Białej Podlaskiej powrócili piloci. Obecnie ich tradycje kultywuje Bialskopodlaskie Stowarzyszenie Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP. Prowadzący koncert, Krzysztof Korwin – Piotrowski (był on także autorem reżyserii i scenariusza) i Gabriela Kuc-Stefaniuk ciekawie opowiadali historię fabryki, w której „samoloty napędzane były piwem”. Jak się okazało część wytwórni znajdowała się na terenach należących do browaru Stanisława Rosenwertha, który był jednym z jej założycieli.

Pamięć o PWS jest wśród mieszkańców Białej Podlaskiej wciąż niesłychanie żywa. Korwin-Piotrowski i Kuc-Stefaniuk siedzieli wśród tajemniczych eksponatów, przywiezionych z Sali Tradycji Lotniczych Południowego Podlasia. Sekrety radiostacji i mundurów barwnie wyjaśnili przedstawiciele Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego: prezes – major pilot Mirosław Joński oraz pułkownik pilot Franciszek Ostrowski.

Michał Litwiniuk, prezydent Miasta Biała Podlaska wzruszająco przywitał wszystkich zgromadzonych opowiadając o PWS, składając życzenia z okazji Dnia Matki, a także wspominając niedawno zmarłego białczanina, Riada Haidara, lekarza, posła i swojego przyjaciela.

Publiczność zgromadzona w bialskim Amfiteatrze rzeczywiście zbliżyła się do gwiazd, powiedziałbym nawet, że poleciała w kosmos, dzięki brawurowej orkiestrze „Lotharsi” i wybitnym wokalistom. – Będzie się działo – zapowiedział w swoim pierwszym wystąpieniu Michał Gasz i trzeba przyznać, że dotrzymał obietnicy. Wszyscy występujący śpiewali wspaniale, każdy z nich był różny, operując własną indywidualną charyzmą i napełniając znane wszystkim nostalgiczne standardy muzyczne własnym, autorskim odczytaniem utworów. W programie znalazły się piosenki raczej spokojniejsze i balladowe, niż dramatycznie rockowe. Ale dzięki tej lirycznej atmosferze nikt (a przynajmniej ja) nie chciał wysiadać z tego statku kosmicznego, jakim tego wieczoru stał się Amfiteatr w Białej Podlaskiej.

Magda Szczepankowska © Jacek Krajewski
Magda Szczepankowska © Jacek Krajewski

Jako pierwsza wystąpiła Magda Szczepankowska, wykonując nieśmiertelny utwór Heleny Majdaniec pt. „Zakochani są wśród nas”. Artystka o złotym, słonecznym głosie pokazała piękne niezwykłe frazowanie i wielką swobodę interpretacyjną. Swojego kunsztu dowiodła także w duecie z Michałem Gaszem w piosence „Między nami” wykonywanej w oryginale przez Annę Jantar i Zbigniewa Hołdysa.

Justyna Klimek zaprezentowała z kolei mocny i ciemny, o iście szatańskiej barwie głos w „Rękawiczkach”, kompozycji Adama Żołkosia i tekstu Jana Wołka. Oryginalnie ten utwór wykonywała Joanna Zagdańska i otrzymała za niego nagrodę na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1986 roku. Klimek i Gasz zagrzmieli w duecie „Just once”, światowym przeboju wylansowanym przez Quincy Jonesa. To był wokalny pojedynek dwojga znakomitych i dojrzałych wokalistów.

Justyna Klimek © Jacek Krajewski
Justyna Klimek © Jacek Krajewski

Michał Gasz, znany także jako Gashoo (Gaszu) jest artystą niezwykłym. Pamiętam jego objawienie w „Szansie na sukces”, gdzie zaśpiewał „Papierowe ptaki” z repertuaru Krystyny Prońko, ale także wykonał w specjalnym wydaniu tego programu „Karuzelę z Madonnami” Ewy Demarczyk. To jedyne wykonanie, jakie słyszałem, które zbliża się do oryginału tego niedoścignionego wzorca, także jeśli chodzi o niesamowitą recytację karabinu maszynowego w dwóch upajających szybkością podawanego tekstu zwrotkach.

Gasz swobodnie porusza się w różnych gatunkach muzycznych, choć w jego głosie jest dużo rockowego zacięcia. W Białej Podlaskiej wystąpił w duetach ze wszystkimi trzema wokalistkami. Przedstawił także utwory solowe: polskiego evergreena „Pod papugami” sławionego przez Czerwono-Czarnych, Czesława Niemena i Korę, „Fly Me To The Moon”, spopularyzowany na świecie przez Franka Sinatrę czy „Save The Last Dance For Me” z repertuaru m. in.: Dalidy, Dolly Parton, Paula Anki, The Beatles czy Michaela Buble. W każdym z nich brzmiał swobodnie i pięknie.

Michał Gasz © Jacek Krajewski
Michał Gasz © Jacek Krajewski

Wspaniała wokalistka jazzowa Ewa Uryga pokazała w bialskim Amfiteatrze nie tylko niezwykłą lekkość swojej fascynującej obecności na scenie, ale także różne odcienie swojego głosu i ogromną wrażliwość muzyczną. Wykonała kilka piosenek, m. in. „When I Need You” i „In A Mellow Tone” Duke’a Ellingtona.

Uryga potrafi wzruszyć, ale także bawić. Przekonywała także (i przekonała przynajmniej mnie), że wszyscy umiemy latać, jeśli tylko w to uwierzymy. W jej wykonaniu „I Believe I Can Fly” była niezwykła moc perswazji, ale i tęsknota za tym, że nie mamy skrzydeł. To wykonanie zrobiło na wszystkich ogromne wrażenie, podkreślone przez ogromną charyzmę wielkiej gwiazdy polskiego jazzu, ale także wszechstronnej pieśniarki.

Ewa Uryga © Jacek Krajewski
Ewa Uryga © Jacek Krajewski

Uryga zaśpiewała także dwa duety z Michałem Gaszem: „When I Fall In Love”. To utwór o niezliczonych wykonaniach, m. in. Nat King Cole’a i Natalie Cole, Ettę James, Johna Mathisa, Lindę Ronstadt czy Vana Morrisona I wierzę, że interpretacja Urygi i Gasza, jeśli kiedykolwiek zostanie nagrana, dołączy do koronnych interpretacji tej kompozycji. Równie wspaniały był drugi duet „Tonight I Celebrate My Love For You”, ta romantyczna ballada oryginalnie wykonana była przez Robertę Flack i Peabo Brysona.

Ewa Uryga i Lotharsi © Jacek Krajewski
Ewa Uryga i Lotharsi © Jacek Krajewski

Orkiestra swingowo-rozrywkowa „Lotharsi” wystąpiła w składzie Adam Abrahamczyk (trąbka), Jakub Moroń (puzon), Sławomir Władyka (saksofon tenorowy), Jerzy Główczewski (saksofon altowy), Andrzej Trefon (gitara), Maciej Kitajewski (gitara basowa i kontrabas), Daniel Dziwoki (instrumenty perkusyjne) i Dawid Dziwoki (pianista, szef orkiestry i wokalista). Wspaniale brzmieli w uwerturze do „Uwertury” do 5. Festiwalu prezentując jazzowy „Medley”, wiązankę wielkich przebojów oraz utwór „Mambo”. Każdy z muzyków miał szansę pokazać też solistyczną instrumentalną improwizację.

Ale nade wszystko wspaniale partnerowali artystom, potrafili stworzyć odległy klimat Nowego Orleanu, jazzowo interpretując standardy muzyki rozrywkowej. Dawid Dziwoki zaskoczył wszystkich swoim pastiszem głosu Louisa Armstronga, wykonując „What a wonderful world”.

Dawid Dziwoki © Jacek Krajewski
Dawid Dziwoki © Jacek Krajewski

Na zakończenie wszyscy artyści oddali hołd zmarłej w ubiegłym tygodniu „Królowej Rock and Rolla” – Tinie Turner, śpiewając jeden z jej największych przebojów „Simply the best”. Było to wzruszające i pełne energii wykonanie, z autorsko przedstawionymi wokalizami świetnie śpiewających artystów.

„Simply the best” w hołdzie Tinie Turner © Jacek Krajewski
„Simply the best” w hołdzie Tinie Turner © Jacek Krajewski

Świat Bogusława Kaczyńskiego to oczywiście przede wszystkim muzyka klasyczna: opera i operetka. Jestem jednak pewien, że chętnie posłuchałby także jazzu w tak fantastycznym wykonaniu. Jubileuszowy festiwal będzie z pewnością różnorodny, prowadzący przedstawili w skrócie jego planowany program, o czym z przyjemnością poinformujemy już niedługo.

Organizatorami Festiwalu prezydent miasta Biała Podlaska Pan Michał Litwiniuk, ORFEO Fundacja im. Bogusława Kaczyńskiego oraz Bialskie Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej.

Po koncercie „Muzyczny Lot do Gwiazd” w Białej Podlaskiej © Jacek Krajewski
Po koncercie „Muzyczny Lot do Gwiazd” w Białej Podlaskiej © Jacek Krajewski

Polscy artyści na świecie: Tomasz Konieczny wystąpi w tytułowej roli w „Latającym Holendrze” Ryszarda Wagnera w Metropolitan Opera

Artysta regularnie występuje na najważniejszych scenach operowych świata. W Metropolitan opera kreował także postać Abimeleka w „Samsonie i Dalili” Camille’a Saint-Saënsa. W repertuarze Tomasza Koniecznego znajdują się czołowe partie w operach Ryszarda Wagnera (Wotan w trzech częściach Teatralogii „Pierścień Nibelunga” („Złoto Renu”, Walkiria” i „Zygfryd”), Telramund w „Lohengrinie”, Kurwenal w „Tristanie i Izoldzie”) i Ryszarda Straussa (Mandryka w „Arabelli”, Jochanaan w „Salome”). Artysta śpiewa też w operach Giuseppe Verdiego, Giacomo Pucciniego, czy Albana Berga. Jest, obok Piotra Beczały jednym z pierwszych polskich artystów, którzy wystąpili na Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth.

Dwukrotnie wziął udział w nagraniu „Pierścienia Nibelunga”. Pod dyrekcją Marka Janowskiego, w rejestracji Pentatone Classics Konieczny śpiewał Wotana. W drugim nagraniu, pod batutą Christiana Thielemanna, wydanym przez Deutsche Grammophon, artysta zarejestrował partię Alberyka.

Tomasz Konieczny jako Holender w “Latającym Holendrze” Ryszarda Wagnera © Ken Howard | Met Opera
Tomasz Konieczny jako Holender w “Latającym Holendrze” Ryszarda Wagnera © Ken Howard | Met Opera

Dzięki jego staraniom w lipcu 2023 roku w Sopocie, w Operze Leśnej odbędzie się Baltic Opera Festival. jednym z przedstawień będzie „Latający Holender”, w którym wystąpią Andrzej Dobber, Ricarda Merbeth, Franz Halata, Stefan Vinke, Dominik Sutowicz i Małgorzata Walewska.

Tomasz Konieczny jako Hoilender, Elza van den Heever jako Senta i Eric Cutler jako Eryk © Ken Howard | Met Opera
Tomasz Konieczny jako Hoilender, Elza van den Heever jako Senta i Eric Cutler jako Eryk © Ken Howard | Met Opera

W Metropolitan Opera w tym sezonie zaplanowano cztery przedstawienia „Latającego Holendra”. Tomaszowi Koniecznemu towarzyszyć będą Elza van den Heever (Senta), Eric Cutler (Eryk) i Dmitrij Belosselski (Daland). Na podium stanie debiutujący na tej scenie Thomas Guggeis. Premiera produkcji, w reżyserii Françoisa Girarda miała miejsce w 2020 roku.

Tomasz Konieczny jako Hlender w Paryżu (reżyseria Willy Decker, dyryguje Hannu Lintu)

„Bolero” Ravela i inne balety Maurice’a Béjarta. Retransmisja z Opery Paryskiej 7 czerwca w Multikinach

Francuski tancerz i choreograf Maurice Béjart zrewolucjonizował taniec XX wieku. Zmarły blisko 16 lat temu artysta współpracował z Operą Paryską ponad 40 lat i stworzył dla jej zespołu baletowego ponad 20 przedstawień. Część z nich nadal jest w repertuarze tej narodowej sceny Francji. Trzy baletowe choreografie prezentowane dziś w Paryżu to „Bolero” Maurice’a, „Ognisty Ptak” Igora Strawińskiego oraz „Pieśni wędrującego czeladnika” Gustava Mahlera.

Starsi baletomani z pewnością pamiętają występ na Łódzkich Spotkaniach Baletowych (1970) prowadzonego wtedy przez Béjarta belgijskiego zespołu Ballet du XXe siécle (Balet XX Wieku). O bilety na ten występ stoczono zaciekłą batalię, a na widownię Teatru Wielkiego w Łodzi wpuszczono za dużo widzów, co groziło katastrofą.

Amandine Albisson w „Bolerze” © Julien Benhamou | Opéra national de Paris
Amandine Albisson w „Bolerze” © Julien Benhamou | Opéra national de Paris

Wśród niezwykłych prac tego artysty z pewnością pierwsze miejsce zajmuje jego zupełnie niezwykła choreografia do „Bolera” Maurice’a Ravela. Béjart odarł pierwotną wersję Bronisławy Niżyńskiej (1928) z hiszpańskiego folkloru, ocalając na scenie jedynie wielki okrągły stół. To wokół niego półnadzy tancerze, wykonują ten zmysłowy hiszpański taniec – bo na stole tańczy z kolei przedmiot ich pożądania: ognista Hiszpanka.

Hugo Marchand i Germain Louvet w „Pieśniach wędrującego czeladnika” © Julien Benhamou | Opéra national de Paris
Hugo Marchand i Germain Louvet w „Pieśniach wędrującego czeladnika” © Julien Benhamou | Opéra national de Paris

Podczas tego wieczoru baletowego zostaną także zaprezentowane dwie inne, równie legendarne choreografie Béjarta, do: baśni „Ognisty Ptak” Igora Strawińskiego i cyklu „Pieśni wędrującego czeladnika” Gustava Mahlera (tutaj partię barytonową śpiewa 33-letni Samuel Hasselhorn, solista m. in. Opery Paryskiej). W rolach głównych występują, jak zawsze, pierwsi soliści baletu Paryskiej Opery Narodowej: Mathieu Ganio jako Ognisty Ptak, Hugo Marchand i Germain Louvet w cyklu pieśni Mahlera, a także Amandine Albisson jako solistka „Bolera”.

Spektaklem dyryguje Patrick Lange, na co dzień współpracujący z Wiener Staatsoper, drezdeńską Semperoper i londyńską Royal Opera House Covent Garden.

Przedstawienie przygotowane przez balet Opéra national de Paris, zarejestrowane 25 maja 2023 roku będzie transmitowane w Multikinach w środę, 7 czerwca 2023, o godz. 18.00. Tutaj informacje o projekcjach i bilety.

Zwiastun spektaklu

„Czarodziejski flet” dla dzieci w Polskiej Operze Królewskiej

Premiera „Czarodziejskiego fletu” przygotowana przez Andrzeja Klimczaka odbyła się w grudniu 2021 roku. Wersja dla dzieci będzie adaptacją tej produkcji przygotowanej specjalnie z myślą o młodszych widzach. Ta baśniowa opowieść jest wspaniałą okazją do pokazania dzieciom niezwykłego świata opery, gdzie genialna muzyka wraz ze śpiewem i tańcem, zapierająca dech w piersiach scenografia i kostiumy oraz poruszająca historia stapiają się w jedno spójne dzieło, wobec którego trudno pozostać obojętnym.

Wystąpią m. in.: Wojtek Gierlach, Sławomir Jurczak (Sarastro), Sylwester Smulczyński, Jacek Szponarski (Tamino), Marta Boberska, Iwona Lubowicz (Pamina), Paweł Michalczuk, Andrzej Klimczak (Papageno), Aleksandra Resztik, Katarzyna Drelich (Królowa Nocy), Aleksandra Klimczak, Agnieszka Kozłowska (Papagena) oraz Leszek Świdziński, Wojciech Parchem (Monostatos). Narratorem będzie Adam Ferency.

Damy Królowej Nocy zaśpiewają Gabriela Kamińska, Tatiana Hempel-Gierlach, Marta Wyłomańska, Anna Wierzbicka, Monika Ledzion-Porczyńska i Katarzyna Krzyżanowska. Kierownictwo muzyczne sprawuje Karol Szwech.

Andrzej Klimczak odpowiedzialny jest za reżyserię, scenariusz i adaptację, a także reżyserię świateł. Scenografia i kostiumy to dzieło Marleny Skoneczko, projekcje Marka Zamojskiego, konsultacje choreograficzne przygotowuje Joanna Lichorowicz – Greś.

Plakat spektaklu w Polskiej Operze Królewskiej
Plakat spektaklu w Polskiej Operze Królewskiej

Premiera „Czarodziejskiego fletu. Przedstawienie dla dzieci” odbędzie się 2 czerwca 2023 roku o godz. 19.00 w Teatrze Królewskim w Starej Oranżerii w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie. Kolejne przedstawienie następnego dnia, 3 czerwca, o godz. 12.00.

Utwory Mozarta są trudniejsze od verdiowskiego „Otella”: rozmowy z jurorami XX Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari

W pierwszym etapie konkursu obowiązkowo wymagane jest przygotowanie utworu Mozarta. Czy trzeba śpiewać Mozarta?

Rebekah Rota: Mozart to konieczność. To sprawdzian stylu, umiejętności i techniki, szczególnie dla konkursu przeprowadzanego w Polsce. Ale to dobrze, że w polskim konkursie trzeba także śpiewać dzieła kompozytorów polskich. Podoba mi się, że obowiązkowa jest także twórczość kompozytorów współczesnych. Wymagania w zakresie regulaminu są właściwe, ale bardzo trudne dla uczestników. To dobrze, ponieważ oznacza to, że mamy tu śpiewaków, którzy są w stanie pracować na wysokim poziomie konkursowych oczekiwań.

Dominik Licht: Obligatoryjny Mozart jest kompletnie słuszny. Mozart to najbardziej wymagający warsztatowo kompozytor. Interpretacja jego dzieł pokazuje, czy śpiewak jest świadomy muzyki i czy jest się w stanie prawidłowo w niej wyrazić. Mozart to największe wyzwanie dla wszystkich artystów. Uczestniczyłem w wielu konkursach i wielu przesłuchaniach. Jeśli w programie jest Mozart, mogę się założyć, że jury zawsze o niego poprosi. I jeśli ktoś prawidłowo go wykona, zdobędzie wszystko.
A wygląda tak prosto. Arie, chociażby z „Wesela Figara” mogą sprawiać wrażenie nieskomplikowanych i łatwych, ale tak naprawdę to jedne z najtrudniejszych kompozycji, jakie można zaśpiewać. Powiedziałbym nawet, że trudniejsze nawet od verdiowskiego „Otella”. Każdy ma swoje oczekiwania, każdy zna Mozarta, ale jego muzyka jest pełna pułapek. A przecież wiele utworów pisał właściwie jako dziecko. To geniusz!

Marcin Habela, Keith Bernard Stonum i Dominik Licht © Kinga Ptak
Marcin Habela, Keith Bernard Stonum i Dominik Licht © Kinga Ptak

Marcin Habela: Mozart jest obligatoryjny w wielu krajach, np. w Niemczech czy Austrii. Zgadzam się, że Mozart obnaża wszystkie błędy techniczne. Ale to nie jest kompozytor dla każdego. Zdarzało się, że interpretacje mozartowskie wielu wielkich artystów były nieporozumieniem. Bywa, że większy i cięższy głos niekoniecznie ma ruchliwość i możliwości, które są konieczne do śpiewania jego utworów. I przez to można wykluczyć niektórych bardzo interesujących uczestników.
Widzę to po innych wielkich konkursach. Tak było kiedyś na Konkursie Muzycznym Królowej Elżbiety Belgijskiej w Brukseli. Tak jest na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Genewie, gdzie też pracuję w komisji artystycznej. Wymagany jest olbrzymi repertuar. Trudno idealnie przejść młodemu śpiewakowi przez wszystkie etapy konkursu spełniając przy tym całokształt wymogów stylistycznych. Do finału docierali często artyści wszechstronni, ale o przeciętnej barwie głosu co powodowało, że nie potrafili już zabrzmieć w ariach operowych z orkiestrą.

Beata Klatka: W konkursie im. Ady Sari wszyscy mają obowiązek wykonania utworu Mozarta, co jest bardzo słuszne. Mozart to swego rodzaju laser sprawdzający muzyka. W momencie, gdy ktoś wykonuje Mozarta musi zachować szacunek dla specyfiki frazy i stylistyki utworów tego kompozytora oraz zadbać o piękno dźwięku. Tu nic się nie da się ukryć. W tej klarowności i genialnej prostocie sprawdza się i muzykalność, i warsztat. Tu musi być wszystko – także emocje ujęte w czystym, klasycznym stylu.

Rebekah Rota i Beata Klatka © Kinga Ptak
Rebekah Rota i Beata Klatka © Kinga Ptak

Keith Bernard Stonum: Dla mnie Mozart to prawdziwe belcanto. Pamiętajmy, że wymagany jest utwór Mozarta, a nie aria operowa. Można zaprezentować jego pieśń lub fragment oratorium. Wydaje mi się, że każdy może coś dla siebie w jego dziełach odnaleźć. To bardzo ważne, żeby każdy uczestnik pokazał swoją interpretację tego kompozytora. Dopiero to pokazuje, jak potrafi odnaleźć się w stylu muzycznym i pokazać swoje umiejętności techniczne. A także „zdrowe” śpiewanie.
To w pewnym sensie także matematyka. Trzeba znaleźć sposób bardzo zrównoważonego, zbalansowanego śpiewania. To bywa trudne, ale jest jak najbardziej właściwe.

Małgorzata Walewska: Kilka lat temu zadałam to samo pytanie Profesor Helenie Łazarskiej. Powiedziała mi wtedy, że podczas wykonywania utworów Mozarta u śpiewaka można zobaczyć wszystkie niuanse i wszystkie błędy. Zrozumiałam, że Helena Łazarska ma rację i idę drogą, którą mi wskazała.
Jako młoda śpiewaczka unikałam Mozarta. Bałam się koloratur, a mój głos był za ciężki, żeby je udźwignąć. A przecież można znaleźć odpowiedni utwór na duży głos w literaturze Mozarta i dobrze go wykonać. Oczywiście jeśli posiada się odpowiednie umiejętności i technikę. 

Jak oceniają Państwo zasady i organizację Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari?

Małgorzata Walewska: Pozostawię oceny uczestnikom i zaproszonym jurorom. Znam ten Konkurs od podszewki i nie mnie go oceniać. 

Beata Klatka: Konkurs Ady Sari jest genialnie przygotowanym wydarzeniem. Doskonale wiem, na czym polega organizacja konkursu, jak ogromny jest to wysiłek i ile elementów trzeba „ogarnąć”, ponieważ sama zajmuję się Konkursem Moniuszkowskim.
W miarę możliwości przyjeżdżałam na kolejne edycje Konkursu Ady Sari już od 2012 roku i zawsze ujmowała mnie przemiła atmosfera, która tu panuje. W tym roku miałam zaszczyt dołączyć do grona jurorów, co dało mi możliwość obserwowania Konkursu „od środka” – wspaniałe doświadczenie!
Konkurs Ady Sari ma coraz szerszy zasięg – przyjeżdżają uczestnicy z całego świata, co oznacza, że także promocja konkursu jest świetna. Serdecznie gratuluję!

Dominik Licht © Kinga Ptak
Dominik Licht © Kinga Ptak

Dominik Licht: Na temat konkursu mogę powiedzieć tylko jedno słowo: perfect! Organizacja jest wspaniała. I nieziemsko nas tu karmią!
Ale szczególnie podoba mi się to, z czym wcześniej na wielu konkursach nie miałem do czynienia. To, ze my jurorzy możemy podzielić się bezpośrednio naszymi opiniami z uczestnikami, którzy nas nie przekonali i nie przeszli do kolejnych etapów. Proszę, nie przestawajcie tego robić! Dla nich to naprawdę bardzo ważne. Inna sprawa, co oni z tym dalej zrobią. Uczestnicy wydają mnóstwo pieniędzy, aby tu przyjechać. Spędzają wiele czasu, aby przygotować tak wymagający repertuar.
Przyznam się szczerze, że nie słyszałem wcześniej o tym konkursie, zostałem tu zaproszony. I bardzo chciałbym, żeby ten konkurs zyskał wielkie światowe rozpowszechnienie. Ponieważ naprawdę jest absolutnie tego wart.

Rebekah Rota: Mogę powiedzieć, że to jeden z najlepiej zorganizowanych i zdyscyplinowanych konkursów, jakie kiedykolwiek widziałam. Naprawdę! Sposób oceniania i zasady, które nam przedstawiono są najbardziej właściwe, uczciwe i bezstronne. I bardzo dla nas jurorów jasne. Podoba mi się sposób, w jaki traktowani są tu uczestnicy. Otrzymują oni tak dużo szacunku, nigdzie indziej tego nie widziałam.

Beata Klatka i Piotr Maciejowski © Kinga Ptak
Beata Klatka i Piotr Maciejowski © Kinga Ptak

Keith Bernard Stonum: To bardzo szczególny konkurs nie tylko dlatego, że trudno tu się dostać. Śpiewacy, którzy tu przyjechali naprawdę chcieli się tu znaleźć. Byli zdeterminowani i zdecydowani, że chcą tu wystąpić. To kwestia poświęcenia. Oczywiście konkurs jest daleko i być może nie wszyscy o nim wiedzą. Ale myślę, że my jurorzy będziemy szerzyć informacje o nim, przez portale społecznościowe i w każdy inny możliwy sposób. Bo to wspaniałe wydarzenie.
Mam też poczucie, że ten konkurs jest wyjątkowo przyjazny dla śpiewaków, tu naprawdę wszyscy się nimi opiekują. A rzadko to widzę. Ważne jest to, że po kolejnych etapach możemy spotkać się ze śpiewakami, którzy nie przeszli do kolejnego etapu. Choć muszę przyznać, że to jest dla mnie trudne. Była taka sytuacja, że ja i uczestnik, z którym dzieliłem się swoja opinią, rozpłakaliśmy się. Możemy mieć z nimi kontakt, to wspaniałe. Kto wie, co się stanie w przyszłości? Wszystko, co nam się w życiu przydarza ma jakiś cel.
Fantastyczne, że wszystko jest transmitowane online. Dzięki tej platformie uczestnicy mogą się pokazać w innych częściach świata. Poza tym to jest ekstremalnie dobrze zorganizowane! Jestem naprawdę szczęśliwy, każdy czuje się tu naprawdę bardzo dobrze.

Marcin Habela: Muszę szczerze powiedzieć, że to chyba najbardziej przyjazny konkurs, jaki znam. I chyba najlepiej zorganizowany. Nie chodzi tylko o to, że wszyscy tutaj się pięknie zajmują jurorami i uczestnikami. Tu naprawdę nie ma żadnych niedociągnięć czy potknięć.
Zasady na Konkursie Ady Sari są bardzo podobne do Konkursu w s’Hertogenbosch. Regulamin jest zawsze skomplikowaną kwestią. Kluczowym problemem jest sposób takiego określenia zasad, żeby ocena była możliwie obiektywna, a subiektywność jurorów mniej wyrazista. Trzeba zdecydować się na pewne podejście, zasady to też rodzaj strategii. Zresztą nie wiem, czy są jakiekolwiek zasady na jakimkolwiek konkursie, które są idealne. Ale te na konkursie Ady Sari wydają mi się optymalne. 

Serdecznie dziękuję za rozmowy.

Podczas XX Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu uczestników oceniali:

  • Małgorzata Walewska (przewodnicząca);
  • Marcin Habela – Profesor śpiewu na Genewskim Uniwersytecie Muzycznym, doradca artystyczny Akademii Muzycznej im. Tibora Vargi w Sion w Szwajcarii i Akademii Muzycznej szkoły Anargyriosa i Korgialeniosa na Spetses w Grecji;
  • Beata Klatka – Dyrektor Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki oraz Kierownik AKADEMII OPEROWEJ Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie;
  • Dominik Licht – Konsultant w zakresie castingu w Duńskiej Operze Królewskiej w Kopenhadze;
  • Rebekah Rota – Dyrektor Opery w Wuppertalu w Niemczech (od sezonu 2023/2024)
  • Keith Bernard Stonum – Dyrektor Artystyczny Jungen Oper im NORD (Staatsoper Stuttgart, Niemcy), śpiewak.

Jedno z ostatnich przedstawień kultowej „Aidy” w Metropolitan Opera w Nowym Jorku

Imponujący rozmach, bogactwo kostiumów, dekoracji, dziesiątki statystów, żywe zwierzęta i oczywiście piękno muzyki przyciągały do MET tłumy robiąc z niej jeden z najbardziej kasowych tytułów w historii amerykańskiej sceny. Inscenizacja była mi już znana z cyklu transmisji „The Met: Live in HD” i byłem przekonany, że niczym mnie nie zaskoczy. Okazało się jednak, że dopiero na żywo można było w pełni docenić rozmach dekoracji, bogactwo kostiumów i potęgę brzmienia chórów oraz orkiestry. To spektakl jakich już się nie robi, prawdziwa grand opera.

Olesya Petrova (Amneris) i Christian Van Horn (Ramfis) © Ken Howard | Met Opera
Olesya Petrova (Amneris) i Christian Van Horn (Ramfis) © Ken Howard | Met Opera

Klasyczna, choć momentami trącąca myszką inscenizacja plasuje tę produkcję wśród największych i najbardziej efektownych widowisk operowych jakie widziałem w życiu. Wypełniona po brzegi MET, co rusz dawała wyraz swojemu zachwytowi nagradzając brawami zarówno wykonawców jak i kolejne odsłony dekoracji.

Niemniej, odniosłem wrażenie, że ta widowiskowość przekornie nie służy samej operze. Ewidentnie część widowni przybyła, by podziwiać „efekty”, co potwierdziło się po zakończeniu drugiego aktu z imponującym marszem tryumfalnym, gdyż duża część publiczności nie wróciła już na miejsca. A może był to efekt poziomu wykonania?

W spektaklu, który oglądałem główne partie śpiewali: Olesya Petrova (Amneris), Angela Meade (Aida) oraz Rafael Davila (Radames), który w ostatniej chwili zastąpił niedysponowanego Marcela Alvareza. Cała trójka śpiewała poprawnie, ale nie porwała mojego serca. Najgorzej było ze stroną aktorską, gdyż ich aparycja jak z XIX wiecznych obrazów przedstawiających pulchnych śpiewaków przy nieporadności scenicznej nie pozwalała uwierzyć w prezentowaną historię. Sceny dramatyczne nazbyt często wypadały groteskowo i komicznie.

Krzysztof Bączyk (Król) © Karen Almond | Met Opera
Krzysztof Bączyk (Król) © Karen Almond | Met Opera

Na szczęście honor wokalistów został uratowany dzięki Christianovi van Hornowi (Ramfis), Krzysztofowi Bączykowi (polski bas debiutował w tym sezonie partią Króla na scenie Metropolitan Opera) i George Gagnidze (Amonasro). W ich przypadku mieliśmy do czynienia z wykonaniem na najwyższym poziomie. Niskie głosy Horna i Bączyka brzmiały wspaniale, wprowadzając na scenę mocny rys dostojeństwa i potęgi. Bardzo dobry był też Gagnidze, zwłaszcza w 3 akcie, w dramatycznych scenach z Aidą i Radamesem.

Wielkie brawa należą się także Paolo Carignani, który znakomicie poprowadził orkiestrę Met niuansując różne odcienie i charakter muzyki. Subtelnie towarzyszył solistom w scenach kameralnych i dając upust potędze scen zbiorowych.

Mimo, że pod względem wokalnym nie był to wieczór idealny, to jednak zaliczam go do bardzo udanych. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę udało mi się zobaczyć jedno z ostatnich przedstawień kultowej „Aidy”.

Michelle Bradley (Aida) i George Gagnidze (Amonasro) © Ken Howard | Met Opera
Michelle Bradley (Aida) i George Gagnidze (Amonasro) © Ken Howard | Met Opera

Nowojorska opera od zakończenia pandemii boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi spowodowanymi w głównej mierze drastycznym spadkiem frekwencji, ale jak się okazuje czasami pogoda, a raczej jej brak przekłada się bezpośrednio na jej wzrost. Spędzając ostatni weekend kwietnia w Nowym Jorku, który był wyjątkowo ulewny zauważyłem, jak z minuty na minutę znikają bilety na wszystkie spektakle w Nowym Jorku. W te dni większość sal na Broadway’u, a także operze i filharmonii wypełnione zostały po brzegi. Dla mniej zamożnych Metropolitan Opera przygotowała też program „Rush tickets” w ramach którego, w dniu spektaklu sprzedawane są bilety po 25 dolarów.

„Muzyczny Lot do Gwiazd” w Białej Podlaskiej – uwertura do 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

W programie znajdą się światowe standardy muzyki rozrywkowej. Koncert nawiąże do 100. rocznicy założenia Podlaskiej Wytwórni Samolotów. Zabrzmią utwory, nawiązujące do latania, wolności oraz miłości do ludzi i świata. Soliści i orkiestra wykonają takie muzyczne przeboje jak: „I Believe I Can Fly” („Wierzę, że mogę latać”) Roberta Kelly’ego, „Fly Me To The Moon” („Zabierz mnie na księżyc”) Barta Howarda z repertuaru Franka Sinatry.

Ewa Uryga, Michał Gasz, Żorska Orkiestra Rozrywkowa pod dyr. Dawida Dziwoki © archiwum MOK Żory
Ewa Uryga, Michał Gasz, Żorska Orkiestra Rozrywkowa pod dyr. Dawida Dziwoki © archiwum MOK Żory

Publiczność usłyszy jedną z najpiękniejszych piosenek „What A Wonderful World” („Jaki wspaniały świat”) Boba Thiele i George’a Weissa z repertuaru Louisa Armstronga. Zostanie wykonana romantyczna ballada „Tonight I Celebrate My Love For You” („Dzisiejszej nocy świętuję moją miłość do ciebie”) Gerry’ego Goffina i Michaela Massera. Piosenka „When I fall in love” („Kiedy się zakocham”) Edwarda Heymana i Victora Younga zdobyła popularność dzięki takim wokalistom jak Doris Day, Natalie Cole, Celine Dion i Stevie Wonder. Zabrzmi utwór instrumentalny Dawida Dziwoki „Rose” (róża). Orkiestra zagra też medley Glenna Millera, szefa amerykańskiego big bandu, puzonisty i kompozytora.

Ewa Uryga © archiwum MOK Żory
Ewa Uryga © archiwum MOK Żory

Ewa Uryga nagrała 9 autorskich płyt, a dwie z nich powstały w Nowym Jorku. Współpracowała z wybitnymi amerykańskimi artystami, między innymi z wokalistą Brianem Fentressem (przez 8 lat) i pianistą Markiem Soskinem. Śpiewała m.in. ze Zbigniewem Wodeckim, Anną Marią Jopek i Ewą Bem. Jest absolwentką Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Prestiżowe magazyny „Jazz Forum” i „Twój Blues” uznały ją za jedną z najlepszych polskich wokalistek jazzowych. Jest laureatką najważniejszych festiwali muzycznych w Polsce, m.in. na: Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu i Festiwalu Krajów Nadbałtyckich w Karlshamn w Szwecji.

Współpracowała z międzynarodowym chórem gospelowym The Jackson Singers, koncertującym w różnych krajach Europy, oraz solistkami Ruth Lynch i Presillą Jones. Występowała na festiwalach jazzowych: Gdynia Summer Jazz Days, Warsaw Jazz Days, Jazz Jamboree, Old Jazz Meeting, Jazz Fair i Podlasie Jazz Festival w Białej Podlaskiej. Współpracuje z Żorską Orkiestrą Rozrywkową i Lotharsami. W 2020 roku ukazała się jej płyta winylowa „Mahalia Jackson in Memoriam” z amerykańskimi muzykami Luques i Zaccai Curtis oraz perkusistką Dorotą Piotrowską. W 2023 roku wydała krążek „Between Voice & Brass” ze standardami jazzowymi w wersji kameralnej.

Michał Gasz © archiwum MOK Żory
Michał Gasz © archiwum MOK Żory

Michał Gasz, znany też jako Gashoo (Gaszu) jest wokalistą i aktorem musicalowym, autorem tekstów i twórcą piosenek. Od 2007 roku występuje jako solista w zespole Piotra Rubika, koncertując w Polsce i za granicą (m. in. w USA i Kanadzie). Jest finalistą i zwycięzcą Grand Prix na festiwalach piosenki: KFPP Opole, Top Trendy, Sopot Hit Festival, Rock Stars Festival, AntyFest Antyradia. Jego kariera rozpoczęła się od zwycięstwa w XII finale telewizyjnej „Szansy na sukces”. Zaśpiewał wtedy „Papierowe ptaki” z repertuaru Krystyny Prońko, z którą współpracuje do dziś. Występował w głównej roli (Tony’ego) w musicalu „West Side Story” w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Wokalista i współkompozytor w alternatywnych projektach muzycznych: Gashoo, Kwar4et Bojowy, ShaleyesH, GADMUTrio. Nawiązał współpracę z: Polską Orkiestrą Muzyki Filmowej, Czerwono-Czarnymi, Żorską Orkiestrą Rozrywkową, Lotharsami i Carrantouhill.

Działalność orkiestry swingowo-rozrywkowej Lotharsi sięga tradycją do lat 60-tych XX wieku, kiedy Lothar Dziwoki razem z Andrzejem Trefonem i Janem Cichym założył zespół, z którym grał w wielu krajach świata. Artyści zdobywali nagrody na festiwalach jazzowych w USA, Kanadzie i różnych krajach Europy. Występowali także w Azji. Lothar Dziwoki był założycielem i dyrygentem Żorskiej Orkiestry Rozrywkowej oraz dyrektorem Easy Jazz Festival. Po jego śmierci w 2019 roku szefem orkiestry został pianista Dawid Dziwoki. Drugi syn Daniel gra w orkiestrze jako perkusista. Repertuar obejmuje kilkaset utworów w ciekawych aranżacjach. Są to standardy muzyki jazzowej i rozrywkowej, piosenki pop, rock, zagraniczne i polskie hity, przeboje dixieland i muzyka filmowa.

Dawid Dziwoki © archiwum MOK Żory
Dawid Dziwoki © archiwum MOK Żory

Lider orkiestry, pianista i wokalista Dawid Dziwoki również komponuje własne utwory. Współpracował z wieloma gwiazdami jazzu i muzyki rozrywkowej, m.in.: Urszulą Dudziak, Krystyną Prońko, Lorą Szafran, Ewą Urygą, Kubą Badachem, Michałem Gaszem, Stanisławem Soyką oraz europejskimi i amerykańskimi muzykami Peterem Getzem, Randym Breckerem i Bobem Mintzerem.

Justyna Klimek i Magda Szczepankowska © archiwum artystek
Justyna Klimek i Magda Szczepankowska © archiwum artystek

W orkiestrze występują wokalistki Justyna Klimek i Magda Szczepankowska. Wśród muzyków warto wymienić saksofonistów Jerzego Główczewskiego (prof. dr hab., wykładowcę na uczelniach muzycznych w Katowicach i Łodzi, grającego na festiwalach jazzowych w Reno, Nevadzie i Barceley w USA oraz w niemieckiej Norymberdze) i Sławomira Władykę, a także trębacza Michała Pradelę, puzonistę Jakuba Moronia, gitarzystę Andrzeja Trefona i perkusistę Daniela Dziwoki.

Daniel Dziwoki i Jerzy Główczewski © archiwum MOK Żory
Daniel Dziwoki i Jerzy Główczewski © archiwum MOK Żory

Realizacją światła i dźwięku zajął się Marcin Kalicki z pracownikami Bialskiego Centrum Kultury. Scenografia będzie wzbogacona o eksponaty wypożyczone z Sali Tradycji Lotniczych Południowego Podlasia, utworzonej przy ulicy Sidorskiej 23 z inicjatywy Bialskopodlaskiego Oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego Rzeczpospolitej Polskiej.

Koncert poprowadzą Gabriela Kuc-Stefaniuk, absolwentka komparatystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Krzysztof Korwin-Piotrowski, dyrektor artystyczny Fundacji ORFEO w Warszawie i Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej.

Krzysztof Korwin-Piotrowski © archiwum MOK Żory
Krzysztof Korwin-Piotrowski © archiwum MOK Żory

Wstęp jest bezpłatny na podstawie wejściówek. Organizatorami wydarzenia są: Prezydent Miasta Biała Podlaska Michał Litwiniuk, Fundacja ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego i Bialskie Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego.

Koncert jest uwerturą do 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego, dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego, w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.

Aleksandra Kurzak jako Adina w „Napoju miłosnym” – relacja z wizyty w Metropolitan Opera

Każda wizyta w The Metropolitan Opera House jest dla mnie wielkim wydarzeniem. Za każdym razem sprawia, że odczuwam niepokój i podniecenie równe temu, gdy byłem dzieckiem i czekałem na rozpakowanie gwiazdkowych prezentów. Idąc na spektakl spacerem od Times Square, w strugach deszczu mimowolnie przyspieszam, by wreszcie dotrzeć do Lincoln Center Plaza i po raz kolejny zatrzymać się na jego brzegu, by z zachwytem na twarzy podziwiać znakomitą architekturę Opery na wprost, Baletu po lewej i Filharmonii po prawej. I jeszcze ta fontanna w centralnej części placu, która mimo deszczu tryska kryształkami wody. Przemoczony do suchej nitki, z uśmiechem na twarzy daję się pochłonąć szklanym drzwiom opery. Na początku oczywiście wizyta w sklepie z różnościami od magnesów, lornetek, ubrań przez książki, nagrania, plakaty po zdjęcia wybitnych śpiewaków z ich autografami. Bijąc się z myślami i zawartością portfela ograniczam się ostatecznie do zakupu breloka do kluczy z reprodukcją jednego z słynnych żyrandoli oświetlających widownię Met, kubka do kawy, notesu i przecenionego kalendarza na ten rok. Miły kasjer pakuje wszystko w olbrzymią, złotą, papierową torbę z logo Metropolitan – jestem zachwycony! Dumnie, niosąc torbę w prawej dłoni, kątem oka sprawdzam czy wszyscy, których mijam widzą moje trofeum. Wreszcie zasiadam na widowni, w centralnej części parteru i w pełni skupiam się na odbiorze dzieła.

Joshua Hopkins jako Belcore i Aleksandra Kurzak jako Adina w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera
Joshua Hopkins jako Belcore i Aleksandra Kurzak jako Adina w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera

Tym razem wybrałem się na „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego. Ta komiczna kompozycja znalazła w Nowym Jorku klasyczną, pełną urody i sielankowości wystawę. Mimo raczej kameralnego charakteru dzieła scenografia (Michael Yeargan) imponuje rozmachem. Kilka jej zmian podczas wieczoru, sprawia, że mamy do czynienia z widowiskiem, które oczarowuje pięknem. Obrazy utrzymane są w pastelowych kolorach, z którymi kontrastują wyraziste kostiumy (Catherine Zuber) protagonistów. W zależności od miejsca akcji widzimy sielankowy obraz wiejski, rynek miasteczka czy olbrzymią stodołę, która niepostrzeżenie znika ukazując malownicze łany zboża.

Reżyserii przedstawienia podjął się Bartlett Sher sprawnie prowadząc śpiewaków przez meandry naiwnego libretta. Ten doświadczony twórca sprawił, że spektakl ogląda się lekko, a brak udziwnień czy próby poszukiwań dodatkowych znaczeń daje nam bezpretensjonalną zabawę.

Trafiłem na wyjątkowo utalentowaną obsadę zarówno pod względem aktorskim jak i wokalnym. Adina w wykonaniu Aleksandry Kurzak uwodziła pod każdym względem: urodą, grą sceniczną i oczywiście głosem. Odnosi się wrażenie, że rola leży jej tak doskonale jakby była skomponowana specjalnie dla niej. Kurzak na przemian jest uwodzicielska, naiwna, wyrachowana, zazdrosna, smutna, szczęśliwa – a każde jej oblicze jest naturalne i prawdziwe. Takiej pasji, wdzięku i talentu dawno nie widziałem. Wokalnie bez zarzutu zarówno w momentach lirycznych jak i brawurowych duetach i scenach zbiorowych.

Xabier Anduaga jako Nemorino i Aleksandra Kurzak jako Adina w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera
Xabier Anduaga jako Nemorino i Aleksandra Kurzak jako Adina w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera

Kurzak miała też wspaniałego partnera w osobie Xabiera Anduaga, ten zaledwie 27- letni tenor rodem z Hiszpanii rolą Nemorina zadebiutował w tym roku na scenie Met. Poradził sobie znakomicie. Pełen młodzieńczej urody połączonej z zacięciem aktorskim i przepięknej urody głosem był godnym partnerem dla naszej rodaczki. Jestem przekonany, że jeszcze niejednokrotnie spotkamy go na najważniejszych scenach operowych. Jego, pełne subtelności wykonanie słynnej arii „Una furtiva lagrima” zachwyciło amerykańską publiczność nagradzając artystę gromkimi brawami.

Alex Esposito jako Dulcamara w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera
Alex Esposito jako Dulcamara w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera

W tej produkcji zadebiutował w tym roku też, znany z europejskich scen, włoski bas-baryton Alex Esposito. W spektaklu ujawnił nieznane mi dotąd pokłady vis comica bawiąc i siebie i publiczność pełną humoru interpretacją roli doktora Dulcamary. Pewnego siebie porucznika Belcore śpiewał bardzo wyrównanym barytonem Joshua Hopkins.

Można by rzec, że to kwartet idealny, ale kim by byli śpiewacy, gdyby nie towarzyszący im chór oraz orkiestra pod sprawną batutą Michele Gamby. Mimo, że partia chóru nie jest zbyt rozbudowana, to jest ważnym bohaterem spektaklu, komentującym czy wprost biorącym udział w dramaturgii dzieła. Na słowa uznania zasługuje zwłaszcza jego kobieca część z dozą dużego humoru prezentując się w scenie plotki. Gamba prowadzi spektakl bardzo czujnie i sprawnie nadając całości lekkości ptasiego mleczka. Warto odnotować też w drugoplanowej roli Gianetty występ Magdaleny Kuźmy, polsko-amerykańskiej sopranistki w ramach programu Lindemann Young Artist.

Magdalena Kuźma jako Giannetta i Xabier Anduaga jako Nemorino w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera
Magdalena Kuźma jako Giannetta i Xabier Anduaga jako Nemorino w „Napoju miłosnym” © Ken Howard | Met Opera

Uroda sceniczna wykonawców i wykonawczyń, wysoki poziom wokalny i muzyczny oraz sprawna reżyseria nadały przedstawianej historii wiarygodności nagrodzonej w pełni zasłużonymi owacjami na stojąco.