REKLAMA

Bogusław Kaczyński

Urodził się w Białej Podlaskiej. Już od najmłodszych lat zdradzał zainteresowanie muzyką. Jego pierwszy występ miał miejsce w bialskiej „Skali” kiedy mały Boguś przyprowadzony przez tatę miał zaledwie 4 latka. Nagrodzony gromkimi brawami wykonał wtedy utwór „Jaś mi z jarmarku przyniósł pierścionek”. Był to moment, od kiedy zaczęła się jego edukacja muzyczna. Ojciec ze wszystkich sił starał się muzycznie wyedukować syna. Bogusław całe życie powtarzał jak trudno mu było, chłopcu z prowincji, zdobyć wykształcenie. Ile kosztowało to wyrzeczeń ojca, który dzięki dodatkowym pracom zdobywał pieniądze na jego naukę. Bogusław również podejmował się prac, aby podreperować budżet domowy. Lekcje, na które jeździł do profesorów do Warszawy były bowiem niezwykle kosztowne, a rodziny państwa Kaczyńskich nie było na nie stać. Mimo licznych przeciwności ukończył zarówno Podstawową Szkołę Muzyczną w Białej Podlaskiej, jak również już jako 22 letni młodzieniec w 1964 roku uzyskał dyplom ukończenia średniej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Tu też miał liczne okazje bywać częstym gościem w teatrach stolicy czym coraz bardziej pogłębiał swoją wielką miłość do sztuki.

Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie na Wydziale Kompozycji, Teorii i Dyrygentury w zakresie specjalizacji Teorii ukończył po złożeniu egzaminu magisterskiego z wynikiem bardzo dobrym w dniu 21 grudnia 1971 roku. Od tego momentu związał się na stałe z Warszawą. W tym okresie zaprzyjaźniony już był z wieloma osobami ze świata artystycznego, znanymi primadonnami polskich oper, baletmistrzami jak również krytykami muzycznymi, pisarzami i wieloma innymi wpływowymi osobistościami. Swoją karierę rozpoczął jako komentator radiowy i telewizyjny. Szybko został zauważony jako wybitna postać na tle codziennej szarzyzny.

Jednak dopiero Zbigniew Napierała dyrektor Ośrodka Telewizji w Poznaniu dał mu możliwość wypłynięcia na szerokie wody. Kiedy zobaczył jeden z programów prowadzonych przez Kaczyńskiego zaprosił go na spotkanie, na którym powiedział:

„…oddaję panu Ośrodek Telewizji Poznańskiej i proszę robić co pan tylko chce, ale warunek jest jeden: to ma być znakomite!…”.

To był początek szalonej kariery Bogusława Kaczyńskiego. Wkrótce stał się prawdziwą gwiazdą mediów. O zaufaniu jakim obdarzył go Zbigniew Napierała nigdy nie zapomniał. Pozostał dla niego przyjacielem do końca życia, a w udzielanych wywiadach zawsze powtarzał i podkreślał, że to wszystko zawdzięcza tylko jemu.

Kariera

W 1974 roku Bogusław Kaczyński z wielkim zaangażowaniem podjął pracę w Ośrodku Telewizyjnym w Poznaniu. Zaczął tworzyć liczne programy, które w błyskawiczny sposób zyskiwały ogromne zainteresowanie wśród publiczności telewizyjnej. Powstało wtedy między innymi „Operowe qui pro quo”, „Zaczarowany świat operetki”, „Rewelacja miesiąca”. Były to programy o tematyce dotychczas mało pokazywanej w telewizji, szybko więc zyskały wielkie zainteresowanie wśród telewidzów i jednoczenie ogromną oglądalność. Wszystko za co zabierał się Bogusław Kaczyński odnosiło wielki sukces. Potrafił w wyjątkowy sposób, jedyny i niepowtarzalny oczarowywać publiczność. Snuć opowieści o świecie opery, operetki i baletu, mówić o wspaniałych śpiewaczkach i baletmistrzach, wprowadzać widza w zaczarowany świat prezentowanych programów. W niezwykle krótkim czasie zyskał tysiące wielbicieli. Kobiety go kochały, a mężczyźni zazdrościli tej nieograniczonej wiedzy i lekkości z jaką poruszał się w tematach. No i tego uwielbienia u kobiet.

W 1980 roku poproszony o objęcie dyrekcji programu Dni Muzyki Kameralnej w Łańcucie po krótkim namyśle zdecydował się na uratowanie podupadającej już imprezy zmieniając jednocześnie nazwę na Festiwal Muzyki Łańcut.

To był kolejny wielki sukces jaki spłynął na Bogusława Kaczyńskiego. Przez 10 lat festiwal cieszył się ogromnym powodzeniem wśród publiczności. W 1984 roku poproszony przez władze Krynicy – Zdroju przejął także dyrekcję nad Festiwalem Krynickim im Jana Kiepury i został z krynicką publicznością przez 28 lat, zmieniając w 2003 roku jego nazwę na Europejski Festiwal im. Jana Kiepury. Jednocześnie przez 3 lata sprawował funkcję Prorektora w Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie, jak również pisał książki, które w krótkim czasie stawały się bestsellerami, prowadził cykliczne audycje w Polskim Radiu.

27 maja 1991 roku założył fundację Orfeo w celu duchowego i materialnego wspomagania twórców i kultury narodowej. Wszystkie dni wypełnione były intensywną pracą. Czasu na sen miał niewiele, ale był szczęśliwy, bo robił to co kochał wzbudzając jednocześnie podziw wśród ludzi i uwielbienie swoich fanów.

W maju 1994 roku objął dyrekcję Teatru Muzycznego ROMA.

„…Ta reprezentacyjna scena muzyczna nazywana przez publiczność „Teatrem Kaczyńskiego”- pisała Irena Wertyńska – choć istniała tylko cztery lata (1994 – 1998) pozostanie w pamięci jako jeden z najpiękniejszych epizodów życia kulturalnego Warszawy. Ukształtowana na wzór nowojorskiej City Opera, wiedeńskiej Volksoper, londyńskiej English National Opera, specjalizowała się w prezentacji dzieł operowych, baletowych i operetkowych (…) dla jak najszerszego grona odbiorców.(…) Aby jeszcze bardziej zachęcić widzów do odwiedzenia teatru wszystkie przedstawienia wykonywane były w języku polskim. Dyrektor Kaczyński przywiązywał szczególną wagę do edukacji kulturalnej dzieci i młodzieży".

Na scenie ROMY w ciągu swojej całej kadencji zaprezentował publiczności liczne spektakle operowe, baletowe i operetkowe, w tym również przedstawienia wybitnie adresowane do dzieci, takie jak „Czarodziejski flet”, „Królewna Śnieżka „, „Dziadek do orzechów” i wiele innych. Bilety rozchodziły się w mgnieniu oka, a publiczność tłumnie wypełniała widownię. Każde przedstawienie było wydarzeniem w życiu kulturalnym Warszawy. Mówiono o tym i pisano w licznych czasopismach bowiem były to widowiska niezwykłe. Imponujące dekoracje, wspaniałe kostiumy, pełna przepychu oprawa spektakli, po prostu wszystko na najwyższym poziomie. Pan Bogusław wyjątkowo dbał o każdy szczegół, nie żałował pieniędzy, bo pragnął pokazać to co najpiękniejsze, pragnął rozkochać ludzi w sztuce. Kiedy w kolejnym sezonie miasto drastycznie zmniejszyło dofinansowanie teatrów warszawskich również ROMA dotkliwie odczuła brak pieniędzy. Kłopoty finansowe dość szybko sprawiły, że „Teatr Kaczyńskiego” przestał istnieć. Jednak pragnienie pokazywania ludziom sztuki było tak wielkim marzeniem pana Bogusława, że nawet odejście z ROMY nie przeszkodziło w kontynuacji w młodości podjętych planów. Realizował je do samego końca, do ostatnich swoich dni. Tym razem we własnym impresariacie, który w krótkim czasie po odejściu z teatru w 1999 roku zaczął działać pod nazwą Impresariat Artystyczny – Wydawnictwo Casa – Grande. Intensywność prac była oszałamiająca. Organizował liczne koncerty, pisał książki, wydawał płyty, prowadził spotkania autorskie, festiwale, programy telewizyjne, radiowe, koncerty chopinowskie, noworoczne, wyjeżdżał z koncertami na zaproszenia licznych Polonii Zagranicznych, jednym słowem praca, praca, praca. Twierdził jednak nieustannie, że wyznaje słowa chińskiego filozofa i myśliciela Konfucjusza…

„Jeśli będziesz robił w życiu to co kochasz, nigdy nie będziesz pracował"

…A on przecież kochał to co robił. Zawsze to powtarzał. I tak było do końca.

Rodzina

„Wspomnienie dzieciństwa jest piękne- mówił Bogusław Kaczyński – bo to było szczęśliwe dzieciństwo, człowieka wychowanego w symbiozie z przyrodą, która go otacza”

Dom państwa Kaczyńskich był bardzo tradycyjny. Obowiązywały w nim zasady przeniesione z dawnej epoki do nowych czasów przez babkę, która była kategoryczna w swoim postępowaniu. Domagała się od wszystkich, także od dzieci zachowania zasad etykiety. A jeśli nie były stosowane karciła bez względu na to kto to był. Mama – Julia Kaczyńska z domu Dołęgowska była typową kapłanką domowego ogniska. Kobieta w dawnym stylu, dama. W jednym z udzielonych wywiadów Bogusław tak ją określił: „To był ciepły typ kobiety. Włoska uroda, kobieta bardzo elegancka. Brunetka z dużym temperamentem, pięknie mówiła. Taka, która poświęciła się dla nas, uczyła nas życia, piękna i kultury języka.” Pani Julia nigdy nie pracowała, bo było to nie do pomyślenia, żeby kobieta wychodziła do pracy.

Ojciec – Jan Kaczyński nie był zawodowym muzykiem, chociaż marzył o tym. Był jednak osobą niezwykle muzykalną jak również fanatycznym wręcz wielbicielem i znawcą kultury antycznej, łaciny, a także chemii. Od najmłodszych lat w domu państwa Kaczyńskich słuchano muzyki, a dzięki ojcu Boguś zaczął swoje pierwsze nauki na instrumencie, kiedy miał 2 i pół roku. Ojciec posadził go przy pianinie i zaczął uczyć go grać. Z czasem, o 4 lata młodsza siostra Bogusława Anna była również edukowana muzycznie przez ojca. Nie leżało jednak to w jej zainteresowaniach bowiem była raczej typem, jak mawiał pan Bogusław „chłopczycy”. Chodziła po drzewach, wskakiwała do domu przez okna, taki wysportowany typ. Do końca życia była taterniczką i zdobywała szczyty. Pomimo, że była młodsza od Bogusia wielokrotnie stawała w jego obronie i okładała chłopców, którzy zaczepiali brata. Po ukończeniu studiów na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Łódzkim podjęła pracę w szkole w charakterze nauczycielki matematyki. W niedługim czasie wyjechała do Szwecji i jak twierdziła odnalazła tam swoje miejsce na świecie. Pokochała ten kraj do tego stopnia, że jak mówił pan Bogusław: „jadła jak Szwedka, ubierała się jak Szwedka, miała odruchy jak Szwedka Wszystko w jej Szwecji było piękne, wszystko chwaliła, to było jej miejsce…”Rodzice starali się zapewnić swoim dzieciom sielankowe warunki, choć wychowywali je w surowej dyscyplinie, ale w duchu humanitaryzmu. Państwo Kaczyńscy zakochani byli w muzyce i robili wszystko, aby ich dzieci mogły w tej pasji się zanurzyć. Od najmłodszych lat mieli liczne obowiązki, ale największą wartością była praca. Słowa dziadka zapamiętał sobie Bogusław na całe życie i zawsze się do nich stosował… „pamiętaj, najpiękniejszą rzeczą jaką możesz zrobić to dobrze wykonaj pracę "… Stąd ta perfekcja we wszystkim za co się zabierał i ta niezliczona ilość nagród, które otrzymał w swoim życiu. W wielu wywiadach powtarzał...

„Jestem wdzięczny swoim rodzicom, ale i dziadkom, że nauczyli mnie rzeczy, które są takie praktyczne, ale i szlachetne, podstawową powinnością człowieka jest praca "…

A dom oznaczał zawsze bezpieczeństwo, ciepło i spokój. Miał nadzieję, że na starość, kiedy już będą razem z siostrą na emeryturze zamieszkają w Konstancinie, w apartamencie, który na tę okazję wspólnie kupili. Niestety, życie mocno pokrzyżowało plany pana Bogusława i przedwczesna śmierć siostry jak i jego choroba uniemożliwiły realizację wcześniejszych jego planów.

Choroba

„6 marca 2007 roku o godzinie 9 rano doznałem poważnego udaru mózgu. W ciągu ułamka sekundy cały mój świat runął. A potem przez wiele miesięcy były szpitale, paraliż połowy ciała i trudności z mówieniem. Zaczęła się walka o życie i powrót do dawnej formy…”

Tymi słowami zaczął Bogusław Kaczyński kolejny rozdział w jednej ze swoich książek zatytułowanej „Jak samotny szeryf”.

To był niezwykle trudny rok dla pana Bogusława. Wiadomość o ciężkiej, śmiertelnej chorobie jego siostry Anny mieszkającej na stałe w Szwecji, pociągnęła za sobą lawinę tragicznych wydarzeń. Po rozmowie z lekarzem w Klinice w Sztokholmie Boguś zrozumiał, że nie może liczyć na cud, że dni siostry są już policzone. Kiedy wrócił do Warszawy i następnego dnia wybierał się na zaplanowany koncert emocje dały znać o sobie. Stres był zbyt silny. Organizm nie wytrzymał, skutkiem czego znalazł się w szpitalu, a diagnoza brzmiała – udar mózgu!

Stan był bardzo poważny. Paraliż całej prawej strony ciała, jak również częściowa utrata zdolności mówienia nie rokowały zbyt dobrze. Lekarze jednogłośnie ocenili, że szanse na chodzenie są nikłe. A dodatkowo stres i rozpacz jaka wiązała się z wiadomością o śmierci siostry Anny (27 marzec 2007 rok) nie ułatwiały powrotu do zdrowia. Pomimo wszystkich przeciwności losu, dzięki wrodzonemu uporowi jak również pomocy przyjaciół, którzy go otaczali podjął walkę o życie i powrót do dawnej sprawności. I tu należy się ukłon w stronę pana Zbigniewa Napierały i podziękowanie. To dzięki niemu pan Bogusław przeniesiony został do najlepszej Kliniki w Warszawie, jak również to on zadbał, aby pacjentowi niczego nie brakowało, aby otoczony był najlepszą kadrą lekarzy, pielęgniarzy czuwających w dzień i w nocy. Zaczęła się codzienna katorżnicza praca pana Bogusława i uciążliwe ćwiczenia z rehabilitantami. Powoli, ale skutecznie przywracały sprawność choremu. Coraz bardziej stawały się realne słowa, które wypowiedział pan Bogusław lekarzom, kiedy przywieziono go do kliniki…

”Z tego szpitala ja wyjdę o własnych siłach. I widziałem to, do tej pory to widzę, ich miny. Oni spojrzeli na siebie, chory, zmiany chorobowe, nie wie co mówi. Jak to wyjdzie o własnych siłach ?!”

A jednak stał się cud. Cud, o który modlili się wszyscy bliscy i całe rzesze wielbicieli pana Bogusława. Setki, a nawet tysiące listów i e-maili przychodziły do Bogusia z życzeniami zdrowia, z obrazkami świętych i modlitwami. I kiedy nareszcie nadszedł dzień wypisu ze szpitala wszyscy stojący wokół obserwowali z niedowierzaniem, a jednoczenie z podziwem, jak schodził po schodach kliniki zupełnie sam, o własnych siłach, jedynie wspomagając się laseczką. To był kolejny sukces Bogusława Kaczyńskiego. Wygrał tę nierówną walkę z chorobą i mógł dalej kontynuować swoją rozpoczętą pracę.

Sprawność uzyskana po długotrwałym pobycie w szpitalu nie była jednak całkowita. Nie był w pełni samodzielny. Nie potrafił jeszcze sam poruszać się po mieszkaniu, jak również pisać. Nadal konieczna była codzienna rehabilitacja i stałe ćwiczenia, aby zyskiwać coraz lepszą formę. Ale nie poddawał się chociaż czasami miał dość tych męczących codziennych ćwiczeń i jak twierdzi: nigdy w życiu nie ćwiczył tyle co teraz.

Nadal pisał książki, nadal organizował koncerty, wydawał płyty, jeździł na spotkania Uniwersytetów Trzeciego Wieku, na festiwale, udzielał się w telewizji, radiu. Można powiedzieć, że nie zwolnił tempa ani odrobinę choć lekarze cały czas go przestrzegali, aby pomyślał o sobie, aby zwolnił nieco. W tym temacie był kategoryczny. Zawsze miał przed sobą niezwykle ważne plany, których przełożenie na późniejszy termin było niemożliwe. Praca to było całe jego życie. Samotny, bo jak twierdził: …

„samotność jest moją wielką przyjaciółką, można skoncentrować się na pracy, na swoich planach” , „bronię zaciekle swojej samotności, aby nikt mi jej nie naruszył”.

Przez kilka lat cieszył się powolnym, ale systematycznym powrotem do zdrowia. Nie odczuwał żadnych istotnych dolegliwości. Garść proszków przepisanych przez lekarzy przyjmowana każdego dnia stała na straży formy pana Bogusława. Niestety choroba nie zapomniała o nim, a brak regularnego wypoczynku, o którym mówili lekarze, a także dziedziczne obciążenie spowodowało pogorszenie stanu zdrowia i kolejne pobyty w szpitalach, które tym razem odebrały nam cudownego, jedynego, wyjątkowego i niezastąpionego MISTRZA naszego kochanego Bogusia. Żal pozostał ogromny.

Jaki był Bogusław Kaczyński

Bogusław Kaczyński był wysokim, postawnym mężczyzną. Miał 187 centymetrów wzrostu, ciemne, piwne oczy i czarne włosy. Bardzo podobał się kobietom. Posiadał bowiem przy tym niebywałą klasę, elegancję i styl. Miał w sobie pełno uroku, taktu i osobistej kultury. Był to człowiek wyjątkowy, o nietuzinkowej osobowości, człowiek wielu talentów. Profesjonalista, wysławiający się nienaganną polszczyzną, a jednocześnie wyjątkowy znawca i wielbiciel opery, fachowiec, fascynat i zapaleniec. Giuseppe di Stefano – światowej sławy włoski śpiewak operowy tak mówił o Kaczyńskim: „Jest wielkim znawcą opery i wokalistyki, a także rzutkim, fantastycznie sprawnym menadżerem. Ma w sobie jakiś magnetyzm, który sprawia, że wszyscy go kochają i w związku z tym niczego mu nie odmawiają. Takich ludzi jak Bogusław Kaczyński przez całe życie spotkałem na świecie może dwóch, no – może trzech”.

Dobrze czuł się w towarzystwie ludzi o nienagannych manierach. Sam dobre maniery wyniósł z domu, gdzie rodzice uczyli jego i siostrę jak odpowiednio się ubrać, jak zachować przy stole podczas rodzinnego obiadu, jak powitać gości. Surowe wychowanie w domu rodzinnym miało trwały wpływ na osobowość Kaczyńskiego. Chwalił sobie wyniesione z domu wartości: dyscyplinę, zamiłowanie do porządku, elegancji. W wywiadzie dla Ekspresu Wieczornego tak powiedział:

„Mówiono nam co można, a czego nie można, a my uznawaliśmy to za rzecz oczywistą. I to ziarenko rzucone do gleby kiełkowało, pojawiały się listki i wyrosło mocne drzewo – fundament dobrych manier”. Ubolewał, że:„Trudno jest żyć we współczesnym świecie człowiekowi, który ma rozbudowaną wrażliwość duchową i estetyczną” bo jak twierdził: „ Żyjemy w bylejakości . Proszę zobaczyć, jak ludzie rozmawiają, na język jakim się posługują. Niedbały, niechlujny język. W naszych czasach zaczyna obowiązywać zasada równania w dół, a wzorami dla młodzieży są pospolite zachowania i wulgarne słownictwo a ideałem, do którego warto dążyć jest posługiwanie się pięknym literackim językiem”.

Nie tolerował bylejakości, braku profesjonalizmu, chałtury. Sam, każde zdanie, które wychodziło spod jego pióra i każde słowo, które wypowiadał wyważał wielokrotnie aby były idealne i stosowne do okoliczności. Nie bez powodu zajął pierwsze miejsce w rankingu ogłoszonym przez tygodnik „Sukces”, a przez profesora Jana Miodka, polskiego językoznawcę i gramatyka został okrzyknięty Pierwszym Złotoustym Rzeczypospolitej. Był także zdobywcą tytułu Mistrza Mowy Polskiej. Równie wielką uwagę przywiązywał do codziennego stroju jak również do tego, w którym pokazywał się swojej ukochanej publiczności. „Uważam – mówił – że człowiek musi być zawsze elegancki, nie tylko w operze czy u przyjaciół na imieninach”. Miał ogromny szacunek do widza. Zawsze w nienagannie skrojonym surducie, śnieżnobiałej koszuli, lakierkach i stosownym do okoliczności wypełnieniu butonierki, w kwiat, motyla, poszetkę lub serduszko na walentynkowy koncert. Dbał o najdrobniejsze szczegóły. Tak samo z niezwykłą starannością urządzał swoje mieszkanie. Był miłośnikiem pięknych przedmiotów. W wywiadzie dla Claudii powiedział: „Moje mieszkanie przypomina XIX wieczny salon. Dla mnie żaden detal, mebel, przedmiot, którym się otaczam nie jest przypadkowy. Każdy jest wysmakowanym antykiem nieodzownie pasującym do mojego mieszkania. Wszystkie traktuję osobiście i to sprawia mi ogromną przyjemność. Dlatego herbatę piję w filiżankach Rosenthala albo z manufaktury carskiej Kuzniecowa. Nie mógłbym mieszkać w domu urządzonym przez dekoratora. Sam muszę wszystko wybrać, kupić, ustawić”. Dom pana Bogusława zawsze był pełen ciepła, stylowych mebli, obrazów, rodzinnych pamiątek, a także słoni, które zbierał od lat. To wszystko uzupełniało mnóstwo kwiatów, a w powietrzu często unosił się zapach lilii, kwiatów, które uwielbiał. Kochał nie tylko lilie. Kochał wszystkie kwiaty, a one odwdzięczały mu się cudownie kwitnąc i ciesząc jego oczy. Dbał tak samo o przepiękny, wielki bukiet, jak również o najmniejszy kwiatuszek, który ułamał się podczas transportu. Nie wyrzucał go, a znajdował odpowiedni flakonik, choćby mały kieliszek, nalewał do niego wody i stawiał na stoliku, przed sobą, obok fotela, na którym siadał. Miał z kwiatami jakiś niezwykły i tajemny układ. Kwitły dla niego jak szalone, nigdy nie więdły. Stały do momentu aż uschły. A i wtedy nie rozstawał się z nimi, układał z nich suche bukiety, którymi wypełnione było całe jego mieszkanie. Dom to była jego przystań i jego samotnia, do której wracał z radością ze swoich licznych wyjazdów na koncerty. Tu miał wszystko co kochał: swoje obrazy, swoje książki, swoje słonie, kwiaty i muzykę Chopina, która często rozbrzmiewała w jego domu. Nie miał życia prywatnego chociaż przez 5 lat był w związku małżeńskim z Jadwigą Marią Jarosiewicz znaną malarką i scenografką. Dla sztuki porzucił jednak życie prywatne:

„Uważam – mówił – że wszelkie związki przeszkadzają w uprawianiu sztuki. Tego uczyli mnie wszyscy wielcy. Ada Sari podkreślała, że sztuce trzeba podporządkować swoje życie (…) Podobne słowa słyszałem od Niny Andrycz, Miry Zimińskiej, Beaty Artemskiej”.

Dopuszczał jedynie krzątającą się po kuchni gospodynię, która codziennie starała się sprostać smakom jego dzieciństwa, aby było jak u Mamy.

Urodzony pod znakiem Byka potrafił walczyć z przeciwnościami i jak sam mówił: „Walić głową w mur. Dlatego wiele mi się udaje zwłaszcza, że z natury jestem hazardzistą”. Równie skutecznie, jak nikt inny, umiał przebić się przez szklany ekran i zaskarbić sobie miłość i uwielbienie tysięcy telewidzów. Potrafił wyczarować cudowny, ciepły nastrój, wspaniałą świąteczną atmosferę, bo jak twierdził:

„Rolą prezentera jest wzniecać ogień i podnosić temperaturę widowni. Uprawianie tego zawodu ma coś z corridy. Prezenter to po trosze aktor, dziennikarz, a także kuglarz, który stosuje pewne sztuczki i efekty, aby stopniować napięcie i uwieść publiczność „(Expres Wieczorny 1991).

A potrafił robić to doskonale, wiedział o tym. Lubił to czynić, a jeszcze bardziej lubił być uwielbianym. „Nieszkodliwa, jakże ludzka cecha” – tak w pośmiertnych wspomnieniach napisał Rafał Skąpski, wydawca i dobry znajomy pana Bogusława.

I był uwielbiany. Był jedną z największych osobowości telewizji polskiej, ulubieniec publiczności, gwiazdor telewizji, przyjaciel największych gwiazd operowych świata. Dostawał tysiące listów, setki dowodów przyjaźni i podziwu, ogrom kwiatów i słoni na szczęście. I kiedy w 2007 roku doznał udaru wszyscy zamarli ze strachu. Zaczęły się niekończące pielgrzymki do szpitala i modlitwy o jego zdrowie. Z całej Polski, a także z różnych zakątków świata codziennie napływały liczne maile z deklaracjami pomocy, z wyrazami współczucia, jak również rady i amulety, które miały przywrócić mu zdrowie. Bo ludzie traktowali go jak bliską osobę, jak członka swojej rodziny, kochali go. Kochali i nadal kochają. I chociaż już go nie ma wśród nas to ciągle okazują mu swoją miłość. Odwiedzają miejsce jego spoczynku w Alei Zasłużonych na Warszawskich Powązkach, składają wiązanki, zapalają znicze na jego grobie. Pokazują w ten sposób, że pamiętają o nim, że na zawsze pozostanie w ich sercach.

Pomimo tak wielkiego uwielbienia dla pana Bogusława byli też i jego przeciwnicy, jego wrogowie. Wiedział o tym doskonale, a na pytanie dlaczego w pewnych kręgach towarzyskich jest nielubiany odpowiadał: „Z zazdrości. Zrobiłem olśniewającą karierę. Ludzie mnie kochają. Stałem, się jedną z najbardziej znanych postaci w Polsce, chociaż mówię o rzeczach tak trudnych jak opera, muzyka poważna. Takiej miłości nie wybacza się w niektórych kręgach (…) Doskonale zdaję sobie sprawę, z tego, że obok przyjaciół mam wrogów. I tu znowu przywołam słowa wielkiej gwiazdy i mojej przyjaciółki Beaty Artemskiej: Pamiętaj, że miarą twoich sukcesów będzie ilość twoich wrogów”. Także Mira Zimińska – Sygietyńska ostrzegała pana Bogusława mówiąc: „Wszystko ci wybaczą w życiu z wyjątkiem sukcesu”. A przecież był człowiekiem sukcesu, sukcesu, na który pracował całe swoje życie. Pytany w wielu wywiadach czy ma jakąś uniwersalną receptę mówił:

„Tak, mam. Praca, praca, praca. Bez wytchnienia. Żadnej zdrady, z mężem, żoną, kochankiem, kochanką, dzieckiem czy psem. Praca, praca i praca. I to może przynieść efekty choć nie musi. Kariera jest bowiem kapryśna”.

Na co dzień, prywatnie był niezwykle wrażliwym człowiekiem. Lubił wszystko co jest kolorowe, jasne, promienne i słoneczne. Kochał lato i wiosnę, kochał kwiaty, kwitnące bzy i jabłonie. Nie lubił zimy, śniegu, wichury i błyskawic. Bał się ciemności. Nie lubił ludzi pokrętnych, ludzi, którzy zdradzają, wulgarnych i szorstkich w zachowaniu. Lubił ludzi otwartych, szczerych i spontanicznych. Przez cały czas szukał dawnych wspomnień, żył marzeniami. Wszyscy, którzy go znali wiedzieli, że był takim dużym dzieckiem.

Co pozostawił po sobie

Bogusław Kaczyński trwale zapisał się w dziejach współczesnej kultury polskiej jako animator, uznany muzykolog i krytyk, a także niezwykle lubiany prezenter i komentator. Był dla nas przewodnikiem po fascynującym świecie opery. Dzięki Bogusławowi Kaczyńskiemu polscy artyści operowi stali się bliżsi naszemu społeczeństwu, a miliony ludzi w Polsce zaczęły interesować się sztuką operową, operetką i baletem, co wywarło wielki wpływ na kulturę muzyczną Polaków. W programie „Mój trwały ślad w telewizji” nagranym w 2002 roku sam o sobie mówił:

„(…) myślę, że po mnie pozostanie trwały ślad. Ten trwały ślad to są setki, tysiące programów telewizyjnych. To jest utrwalenie na taśmie telewizyjnej 160 wielkich artystów polskiej sceny operowej, z których wielu już nie ma dzisiaj na tym świecie. A ten ślad przeze mnie utrwalony, tych ludzi ślad, to oczywiście jedyny zapis ich, który pozostanie dla potomności. I myślę, że to jest wspaniały ślad, który pozostanie, bo on pozostanie chyba na wieki”.

Bogusław Kaczyński wprowadzał kulturę wysoką do naszych domów, do życia codziennego czym zmieniał i tworzył naszą kulturę. Na początku swojej pracy zawodowej był autorem licznych felietonów i recenzji w czasopismach takich jak „Teatr”, „Ruch Muzyczny” czy „Kultura”. Szybko zdobył liczne rzesze wiernych czytelników. Wkrótce zainteresowała się umiejętnościami młodego, dobrze zapowiadającego się dziennikarza muzycznego telewizja. Powstało wtedy wiele programów muzycznych, w których mówiąc przepiękną polszczyzną, a jednocześnie w sposób niezwykle dostępny dla każdego Bogusław Kaczyński przekazywał ludziom swoją ogromną wiedzę ze świata opery. Jego liczne audycje zarówno radiowe jak i telewizyjne zarejestrowane na setkach taśm, zostaną spuścizną dla nas wszystkich. Przez pięćdziesiąt lat był ekspertem od muzyki poważnej. Komentował, przekazywał wiedzę. Prowadził transmisje telewizyjne najważniejszych wydarzeń muzycznych w kraju i za granicą. Między innymi: Konkursy Chopinowskie, Konkursy im. Henryka Wieniawskiego, koncerty Pavarottiego, Placido Domingo, jubileusz Filharmonii Narodowej oraz coroczne Koncerty Noworoczne z Wiednia. Można go było zobaczyć w stacjach telewizyjnych zarówno w naszym kraju jak i za granicą w tym między innymi w Nowym Jorku, Berlinie, Rzymie, Hawanie, Paryżu i Moskwie. Wiedział o operze wszystko. Dzięki niemu muzykę poważną pokochała cała rzesza młodych melomanów. Opowiadał o niej z taką pasją i swadą, że zarażał nią wszystkich. Nagrał dziesiątki programów radiowych, a na ekranie telewizyjnym zaprezentował niezliczone spektakle operowe, baletowe i operetkowe. Aż cztery jego programy: „Rewelacja Miesiąca”, „Przeboje Bogusława Kaczyńskiego”, „Operowe Qui pro Quo” i „Muzyczne spotkania ze znakiem zapytania” znalazły się wśród najbardziej znaczących audycji Polskiej Telewizji minionego stulecia.

Oprócz popularyzowania muzyki w radiu i telewizji również pisał książki, organizował koncerty i festiwale muzyczne, wydawał płyty. „Dzikie orchidee” jego pierwsza pozycja literacka stała się bestsellerem wydawniczym 1985 roku i mimo ogromnego nakładu znikła w ciągu paru godzin z półek księgarskich. Parę tygodni później „Dzikie orchidee” w plebiscycie czytelników i księgarzy zdobyły tytuł „Książki Roku”, a Bogusław Kaczyński uznany został „Autorem Roku”. Jury powołane przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich wpisało książkę na listę dziesięciu najpoczytniejszych tytułów. „Dzikie orchidee” doczekały się czterech wydań w łącznym nakładzie 350 tysięcy egzemplarzy. Był to rekord w historii polskiego piśmiennictwa muzycznego. Książka ta to kopalnia wiedzy o gwiazdach, kompozytorach, premierach, operowych instytucjach i wydarzeniach, które wywarły wpływ na oblicze współczesnej kultury. Napisana w dostępny sposób, z pasją i lekkością, ze szczerą miłością do muzyki. Niezwykła popularność jak również ogromne zainteresowanie czytelników muzyczną tematyką poruszaną przez Kaczyńskiego sprawiły, że każda nowa pozycja wychodząca spod jego pióra wyczekiwana była z wielką niecierpliwością przez liczne grono jego wielbicieli.

W swoim dorobku autorskim Bogusław Kaczyński pozostawił piętnaście pozycji książkowych m. in: „Dzikie orchidee”, „Ucieczki do Karyntii”, „Xenia Grey”, „Jak samotny szeryf”, „Koń na biegunach”,” Łańcut moja miłość” „Smak sławy”, „Kiepura”. Ostatnia, wydana przed jego śmiercią, to biografia Ady Sari, światowej sławy polskiej śpiewaczki, zatytułowana: „Ada Sari. Kulisy wielkiej sławy”. Każda z książek wprowadza czytelnika w zaczarowany świat muzyki, ukazuje blaski i cienie artystów i ich zmagania w dojściu do upragnionego celu. Każda z nich jednoczenie dzięki Bogusławowi Kaczyńskiemu uwiecznia artystów pozostawiając ich w naszej pamięci. Bo to artyści tworzą kulturę, a od nas zależy jak długo przeżyją i tylko od nas zależy jak długo będą trwali. Jan Kiepura, Martha Eggerth, Ada Sari, Maria Callas, Luciano Pavarotti, Placido Domingo i wiele, wiele innych nazwisk zna cała Polska właśnie dzięki Bogusławowi Kaczyńskiemu, który zawsze powtarzał, że

„Warto obcować z wielką kulturą, bo to radość życia”.

Oprócz pozycji książkowych Bogusław Kaczyński pozostawił melomanom czternaście wydanych pozycji płytowych. Jako pierwsza ukazała się płyta z utworami wykonywanymi przez Jana Kiepurę, polskiego tenora, którego podziwiał i przez całe swoje życie przybliżał jego postać swojej publiczności. Jak również nagrania żony Jana Kiepury, pięknej węgierskiej śpiewaczki Marthy Eggerth i brata Władysława Ladis również tenora. Wśród płyt należy także wymienić najpiękniejsze walce, polki, uwertury i arie w wykonaniu polskich mistrzów do muzyki Johanna Straussa, słynne arie i duety w trzypłytowym komplecie pod tytułem: „Zaczarowany świat operetki”. Płyta Jana Paderewskiego – króla pianistów i gorącego polskiego patrioty, Wandy Wermińskiej – heroiny sceny operowej, jednej z największych gwiazd polskiej opery XX wieku, a także Poli Negri, polskiej bogini Hollywood. To tylko część wymienionych pozycji, które pozostały w dorobku pana Bogusława.

„Zawsze najważniejsze było dla mnie – mówił – docieranie do ludzi z pięknem sztuki, otwieranie ich uszu i oczu na zjawiska nadprzyrodzone jakimi są partytury muzyczne”.

Całe swoje życie realizował swój cel wytyczony w dzieciństwie i dzięki swojej ogromnej i uporczywej wieloletniej pracy mógł go zrealizować. Pisano o nim, że: „To człowiek, który zaraził Polskę operą (…) Nikt nie zrobił w Polsce dla opery więcej niż Bogusław Kaczyński” .

Jak wspominają go inni

Rok 2016 – styczeń. Niepokojące wiadomości docierały ze szpitala. Stan pana Bogusława był bardzo ciężki i pogarszał się z każdą minutą. Lekarze nie dawali już żadnej nadziei na poprawę. Ostatni komunikat ze szpitala był około godziny 10.00. Zawiadamiali nas, że właśnie przed chwilą odszedł Bogusław Kaczyński. Wiadomość szybko trafiła do mediów. Już w najbliższych wiadomościach podawanych w telewizji ukazało się czarno-białe zdjęcie Bogusława Kaczyńskiego, pod którym widniała data jego śmierci – dwudziesty pierwszy styczeń 2016 rok. Rozdzwoniły się telefony z kondolencjami. W różnych programach informacyjnych zarówno w radiu jak i telewizji pojawiali się zaproszeni goście, którzy wspólnie z prowadzącymi wspominali pana Bogusława. Prze cały czas powtarzały się słowa wielkiego żalu oraz ogromnej straty i pustki, którą po sobie pozostawił. Nie sposób przytoczyć wszystkich wypowiedzi, które pojawiały się na łamach prasy codziennej jak też tygodników ilustrowanych i w różnych audycjach poświęconych jego osobie. Wszyscy jednogłośnie wyrażali uczucie wielkiego smutku i ubolewali nad faktem, że nikt nie jest w stanie go zastąpić. W audycji radiowej zatytułowanej „Wybieram Dwójkę” prowadzonej przez Justynę Piernik, pan Sławomir Pietras – dyrektor naczelny polskich teatrów operowych, a zarazem wieloletni przyjaciel pana Bogusława powiedział:

„Chciałbym dożyć takiej osoby, która będzie mogła być nazwana jego następcą”.

Po czym w dalszej swojej wypowiedzi podkreślał jego niezwykłe umiejętności opowiadania o muzyce. „Robił to barwnie i dowcipnie, w jego przekazie liczyły się emocje, umiał zarażać pasją. On stał się synonimem wiedzy o operze”. Maria Szabłowska-dziennikarka radiowa i telewizyjna powiedziała – „Niosła go miłość do muzyki. Dzięki pasji, którą słychać było w jego głosie potrafił zaciągnąć do filharmonii kogoś, kto nigdy w życiu by tam nie poszedł. Do tego był eleganckim, przystojnym, świetnie ubranym mężczyzną”.

Beata Tyszkiewicz aktorka filmowa i telewizyjna – wielka dama polskiego kina powiedziała Faktowi –

„Bardzo go lubiłam, bo to był dinozaur czasów, które nie wrócą. Zawsze z komplementem, zawsze z uśmiechem. Szarmancki. Lubiłam jego dowcipy i to jak finezyjnie potrafił o wszystkim opowiadać. Tacy mężczyźni to rzadkość w tych czasach. Prezentował to, co powinien mieć każdy mężczyzna klasę i dobre maniery. Będzie mi go brakować. Myślałam, że jak wygrał poprzednią walkę z chorobą, teraz też sobie poradzi”

– wyznała. Monika Zamachowska – dziennikarka telewizyjna, która wielokrotnie prowadziła programy wspólnie z Bogusławem Kaczyńskim stwierdziła z żalem. „Bogusław Kaczyński był przedstawicielem pokolenia, które niestety już odchodzi. Człowiek wielkiej erudycji i pracowitej inteligencji. I podobnie jak Beata Tyszkiewicz dodała.

„Miał niezwykłe maniery, a dzisiaj to już niestety cecha bardzo rzadka. Zasiadaliśmy w jury programu Supertalent i nigdy nie przeszliśmy na ty. Na początku powiedział do mnie i do Kasi Figury: jakby to brzmiało, jakby panie będąc damami, zwracały się do mnie Bogusiu. Szkoda, że nie zostawił uczniów, ale wierzę, że zostawił naśladowców”

stwierdziła. Jerzy Połomski – piosenkarz śpiewający barytonem, który także doskonale znał pana Bogusława i wielokrotnie wspólnie występował z nim na scenie powiedział: „Wspominam go jako osobę niezwykle dynamiczną, szybką w działaniu. Gdy miał poprowadzić koncert zawsze mówił do wszystkich stanowczo, ale z klasą.(…) Wielka szkoda, że od nas odszedł”. Również dla Faktu udzielił wypowiedzi Zbigniew Wodecki –wybitny multiinstrumentalista, którego niestety też już nie ma wśród nas powiedział: „Był niesamowitą osobowością. Wszystko robił z niezwykłą percepcją i rzetelnością. Każde zadanie było dla niego wyzwaniem, które trzeba wykonać perfekcyjnie. To człowiek, który miał niezwykłą świadomość tego, o co chodzi w muzyce. Miał niezwykłe wyczucie i idealny słuch”. Emilia Krakowska – polska aktorka filmowa, estradowa i teatralna tak wspominała Bogusława Kaczyńskiego: „Nie mogę w to uwierzyć. Kochał życie, a życie kochało jego. Kobiety za nim przepadały. Proszę mi uwierzyć, że nie było pani, która nie zwróciłaby uwagi na tak szarmanckiego i pełnego uroku mężczyznę.(…) Nikt nie potrafił z taką serdecznością zaopiekować się kobietą. Jego wiedza o muzyce, książkach i świecie była niewiarygodna.” Jedenastego lutego 2016 roku w audycji radiowej przygotowanej przez Annę Lisiecką, a zatytułowanej „Notatnik Dwójki” mieliśmy okazję wysłuchać jak wspomina pana Bogusława wielka polska śpiewaczka sopranowa, na stale mieszkająca w Monaco –Teresa Żylis Gara:

„Zawsze chciał wiedzieć jeszcze więcej, jeszcze coś usłyszeć. Nie zadawalał się byle czym. Ubóstwiał dobry śpiew. Gonił po całej Europie, a nawet dalej by usłyszeć tego lub owego śpiewaka. On tym żył. Bardzo chciał być tam gdzie się coś pięknego dzieje. Nigdy nie ustawał w pomysłach. A wyobraźnię miał olbrzymią”.

Z Pawłem Sztompke Bogusław Kaczyński miał okazję wielokrotnie współpracować tworząc swoje comiesięczne audycje radiowe w Programie I Polskiego Radia. Redaktor, a jednocześnie recenzent muzyczny doskonale wiedział jaką stratę przynosi śmierć pana Bogusława. W swoich wspomnieniach na antenie Polskiego Radia w sposób bardzo piękny wypowiedział się o nim. „Był to jeden z najwspanialszych prezenterów muzyki. Umiał zarażać w nas miłość do muzyki, bo sam tę miłość w wielkim stopniu posiadał. Miał ogromny dar mówienia o muzyce, mówienia o sztuce i ten dar przekładał na język mediów. Był bardzo współczesny we wszystkim co mówił. Wyprzedzał chyba epokę jeśli można powiedzieć. Wcale nie epatował swoją znajomością historii sztuki, czy historii muzyki czy opery. Raczej mówił o takich rzeczach, które ludzie chcieli usłyszeć. Nie to kiedy się urodził, kiedy umarł kompozytor czy wykonawca, ale to jakie emocje przy tym wszystkim są, że nagle ta muzyka, która powstała 100, 200, 300 lat temu jest dla nas cały czas aktualna. I to jest chyba najważniejsze. Miał ten dar, którego miało dar niewielu. W radiu prowadził u nas w jedynce przez wiele, wiele lat cykl swoich audycji. Oczywiście był słynnym prezenterem telewizyjnym i przez wiele, wiele lat przekładał to na język estrady. Chyba takiej najtrudniejszej z form prezentacji mówienia o sztuce, o operze, operetce, a więc o dziedzinach, na których się świetnie znał i które w jakiś tam sposób wykreował. Sam był zresztą dyrektorem teatru, był dyrektorem prowadzącym większe festiwale operowe w Polsce, był obywatelem świata. Znał najważniejsze sale koncertowe na świecie, znał tych wykonawców. Wszystko to tworzyło też klimat czegoś absolutnie wyjątkowego i on umiał ten klimat stworzyć. Nie znałem go tak super prywatnie, w tym sensie, że wielokrotnie spotykałem go u nas w redakcji i rozmawialiśmy bardzo długo o muzyce, o interpretacjach, o jego podróżach i o jego życiu. Natomiast zawsze był trochę taki jak na estradzie z pewnego rodzaju emfazą taki skupiający na sobie uwagę, mówiący zresztą anegdotycznie. Ale to były anegdoty, które się miesiącami i latami powtarzało”. Na łamach Party.pl można było przeczytać piękne i wzruszające słowa o Bogusławie Kaczyńskim, które wypowiedziała Karolina Korwin-Piotrowska:

„Był niepowtarzalny. Należał do dawnego świata, po którym zostaje coraz mniej. Panie Bogusławie dziękuję za muzyczne lekcje, za anegdoty, za emocje, których dzięki Panu doświadczyłam. Byłam szczęściarą bo był Pan bohaterem mojego dzieciństwa. Jednym z ważniejszych. Będzie mi Pana brakowało, a pustka będzie tym większa, że mam świadomość, iż w tym coraz bardziej chorym i niezrozumiałym dla mnie świecie, nie ma drugiego takiego jak Pan. Są ludzie niezastąpieni. Pan taki był NIEZASTĄPIONY. Do zobaczenia Panie Bogusławie”.

Śmierć pana Bogusława również mocno poruszyła muzyka Krzysztofa Skibę, który w rozmowie z Super Ekspresem powiedział: „Współpracowało mi się z nim wyśmienicie. Razem prowadziliśmy kilka koncertów. On był nie tylko znawcą muzyki, ale jej propagatorem. Miałem ogromne szczęście, że mogłem z nim współpracować. Tworzyliśmy duet oparty na kontraście, ale właśnie dzięki temu dowcipniej oprowadzaliśmy publiczność po muzyce klasycznej i dawnych czasach – jak się bawiono, jak urządzano bale”. Współpracę z Bogusławem Kaczyńskim tak wspomina jedna z dziennikarek i prezenterek Telewizji Polskiej Katarzyna Dowbor: „Byłam jedną z nielicznych prezenterek, z którymi chciał występować na wizji i sam je sobie dobierał! Dlaczego? Zasada była jedna: Panu Bogusławowi nie wolno było przerywać. Wyglądało to tak: witaliśmy się na wizji najczęściej w sobotę albo w niedzielę, ja zapowiadałam program o balecie lub operze i pytałam go o szczegóły. Następnie przez 10 minut słuchałam tego co mówi. A mówił naprawdę ciekawie. Doskonale rozumiał siłę telewizji i to, że przez nią można ludziom przybliżać kulturę i sztukę „.”Jego zasługi dla Krynicy trudno przecenić” mówił w Radiu Kraków o zmarłym 21 stycznia 2016 roku Bogusławie Kaczyńskim były burmistrz Krynicy Jan Golba. To za jego rządów, w sierpniu 2002 roku nadano Bogusławowi Kaczyńskiemu tytuł honorowego obywatela Krynicy. Był to przede wszystkim wyraz wdzięczności za podniesienie rangi Festiwalu Kiepurowskiego i związaną z tym promocję Uzdrowiska.

Na stronach Gazety Prawnej można było przeczytać słowa prorektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie profesor Ewy Iżykowskiej.

„Odszedł ojciec i kreator polskiego środowiska operowego (…) który całe życie poświęcił propagowaniu muzyki klasycznej, w szczególności muzyki operowej, teatru operowego, polskich śpiewaków i śpiewaczek ".

Przypomniała, że: „Bogusław Kaczyński był twórcą Festiwalu Muzyki w Łańcucie, a także kierował Europejskim Festiwalem im. Jana Kiepury w Krynicy”, a w swoich dalszych wspomnieniach powiedziała: „Bogusław Kaczyński był z wykształcenia pianistą i teoretykiem muzyki. Jednak jego kariera potoczyła się inaczej. Podczas lekcji u wybitnej primadonny Ady Sari Bogusław Kaczyński zakochał się w muzyce operowej i stał się jej orędownikiem. Opowiadał o muzyce operowej w sposób barwny, profesjonalny a jednocześnie żarliwy. Tą swoją żarliwością zaraził całą Polskę. Dzięki Bogusławowi Kaczyńskiemu polscy artyści stali się bliżsi naszemu społeczeństwu. Śmierć takiej postaci jest wstrząsem dla całego środowiska operowego. Odchodzi kreator, demiurg tego świata, który ten świat ożywiał, wprawiał w ruch i czynił go piękniejszym”.

Bogusław Kaczyński pozostał w naszych wspomnieniach jako osoba wyjątkowa i niepowtarzalna. Po jego odejściu pozostała olbrzymia pustka, którą trudno będzie zapełnić godnym następcą. To wielka strata dla kultury.