REKLAMA

Inspiracje nigdy się nie kończą: rozmowa z Krzesimirem Dębskim

Po koncercie w Białej Podlaskiej, kończącym 7. Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego – miejscu, gdzie stawiał swoje pierwsze kroki jako kompozytor – Krzesimir Dębski w rozmowie z ORFEO wspomina początki kariery, opowiada o roli folkloru w swojej twórczości, zdradza kulisy pracy nad operą i muzyką filmową oraz dzieli się refleksjami nad kondycją współczesnej kultury muzycznej.

Tomasz Pasternak: Na zakończenie 7. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego odbył się koncert w Białej Podlaskiej, w mieście dla Pana szczególnym. Dlaczego właśnie to miejsce ma tak duże znaczenie?

Krzesimir Dębski: To tutaj miałem swoją pierwszą pracę i zarazem pierwsze doświadczenia kompozytorskie. Mój ojciec, Włodzimierz Dębski, który był również kompozytorem i folklorystą, pisał muzykę na Dożynki Wojewódzkie. Wziął mnie wtedy do pomocy i mogę powiedzieć, że pierwsze aranżacje, pierwsze „pisaniny muzyczne” powstały właśnie tutaj. Były to pieśni inspirowane folklorem regionu, a praca nad nimi dała mi ogromną satysfakcję – i, co ważne, pierwsze zarobione pieniądze. Przy filii AWF był zespół taneczny i muzyka pisana była dla zespołu, z myślą o części artystycznej. Podobno były zachwyty, że nigdzie w Polsce takiego nie było. Był to rok 1972 lub 1973.

Krzesimir Dębski podczas finałowego koncertu 7. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Krzesimir Dębski podczas finałowego koncertu 7. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Czyli już wtedy w Pana twórczości obecna była muzyka ludowa?

Tak, i to dzięki ojcu, który przez lata gromadził i zapisywał pieśni ludowe. Miał ich w archiwum więcej niż sam Oskar Kolberg! Folklor był dla niego skarbem i tak samo ja go traktuję. W Ameryce ta muzyka jest „wywyższana” i bardzo szanowana. Niestety w Polsce często patrzymy na muzykę ludową jak na coś „wsiowego”, gorszego. To bardzo krzywdzące. W wielu krajach autentyczny folklor zanikł, a u nas – na szczęście – wciąż są ludzie, którzy uczą się go od dziadków i przechowują dla przyszłych pokoleń. Tu znowu muszę przywołać mojego ojca, który zajmował się folklorem i organizował festiwale w Kazimierzu nad Wisłą. Tam było studio nagrań, gdzie można było nagrać artystów ludowych. Ojciec ich nagrywał, to wszystko znajduje się teraz w archiwum.

Krzesimir Dębski podczas finałowego koncertu 7. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Krzesimir Dębski podczas finałowego koncertu 7. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

A jak to się stało, że Pan w ogóle zajął się muzyką?

To naturalne – ojciec był dyrektorem szkoły muzycznej, więc muzyka była w domu obecna od zawsze. Już jako niemowlak reagowałem na dźwięki. W wieku siedmiu lat rozpocząłem naukę gry na skrzypcach i fortepianie. Nie przypuszczałem jednak, że zostanę kompozytorem filmowym. Raczej wydawało mi się, że mam zdolniejszych kolegów, a ja jestem taki niezdolny. Byłem na skrzypcach, których wtedy nie lubiłem, i na fortepianie. Ale system szkolnictwa muzycznego w Polsce – mimo wielu braków – dał mi solidne fundamenty.

Koncert „Krzesimir Dębski i Przyjaciele” kończący 7. Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert „Krzesimir Dębski i Przyjaciele” kończący 7. Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Wspomina Pan często, że Polska jest „krajem skrzypków”, a mimo to chwaliliśmy się raczej „polskim hydraulikiem”…

To prawda! Po wejściu do Unii Europejskiej promowaliśmy obraz hydraulika, a tymczasem na całym świecie grali polscy skrzypkowie – koncertmistrzowie najlepszych orkiestr, jak na przykład Daniel Stabrawa w Filharmonii Berlińskiej u Karajana. To ogromny paradoks.

Krzesimir Dębski, suita z filmu „Magiczne Drzewo” Andrzeja Maleszki

Nigdy wcześniej na najważniejszych światowych scenach operowych nie mieliśmy tylu śpiewaków operowych.

Mamy fantastycznych muzyków i śpiewaków operowych, którzy osiągnęli szczyty, a jednak nie doceniamy tego w kraju.

Krzesimir Dębski © materiały prasowe
Krzesimir Dębski © materiały prasowe

Czy dziś kultura muzyczna ma trudniej niż w czasach PRL-u?

Niestety tak. Mimo że mamy dostęp do wszystkiego, kultura wysoka staje się niszowa. Szkolnictwo artystyczne leży odłogiem – w szkołach nie ma chórów, dzieci nie potrafią śpiewać hymnu. To przykre. Zawsze przywołuję przykład, że na meczach piłkarskich śpiewa się hymn. Jak przyjeżdżają Szkoci, to ich słychać, śpiewają w sposób zorganizowany – razem i się nie drą. A nasz stadion ryczy i nic z tego nie wynika. Zalewa nas fala kultury popowej. A przecież jeszcze w latach 70. czy 80. co chwilę rodził się przebój, dziś to głównie kwestia marketingu.

Krzesimir Dębski, suita orkiestrowa z filmu „Kingsajz” (aranżacja: Zuzanna Falkowska)

Podczas koncertu bawił Pan publiczność wieloma opowieściami. Czy rzeczywiście trudniej jest pisać muzykę komediową niż dramatyczną?

O wiele trudniej! Smutek to uczucie proste, każdy potrafi sobie go wyobrazić. Natomiast komedia wymaga finezji i wyczucia. Dlatego uważam, że trzeba pielęgnować wszystkie gatunki – zarówno poważne, jak i lekkie.

Krzesimir Dębski © Biała24, www.bp24.pl
Krzesimir Dębski © Biała24, www.bp24.pl

Pisał Pan także opery i musicale. Czy to najtrudniejsze wyzwania dla kompozytora?

Opera to ogromne przedsięwzięcie – rok pracy, dziesiątki godzin przy partyturze. Trzeba pisać dla chóru, baletu, przewidywać arie i sceny zbiorowe, a także zadbać o libretto, które samo w sobie powinno być dziełem literackim.

Pierwszą operę napisałem dla dzieci, był to „Bunt komputerów” do libretta Jacka Cygana, wystawiona w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi. W Polskiej Operze Królewskiej pokazano „Hioba”, ale to było w czasach pandemii. Mój musical „Trzej muszkieterowie” w Teatrze Capitol we Wrocławiu miał ponad 120 przedstawień. To dowód, że publiczność wciąż potrzebuje wielkich form muzycznych.

Krzesimir Dębski w podczas koncertu w Kajetanach, Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu© archiwum prywatne
Krzesimir Dębski w podczas koncertu w Kajetanach, Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu© archiwum prywatne

Pracował Pan przy filmach niemych, pisał Pan muzykę do wczesnych filmów Charliego Chaplina. Jak Pan wspomina tę przygodę?

To było niezwykłe doświadczenie. Filmy Chaplina były robione strasznie chałupniczo. Mają wiele ubytków. Ale czasem kamera ogólna, która wszystko filmowała, przewracała się i pokazywała inną przestrzeń. Nie wiem, czy ktoś przechodził i coś potrącił, czy się coś zachwiało. Ale nagle widzimy zaplecze sceny, na której się dzieje akcja. Tam siedziało co najmniej 12 muzyków, którzy grali na żywo. Po ruchach muzyków, jak grają w szybkim tempie, widać że muzyka regulowała czas akcji. Widać na przykład, że spada dzbanek człowiekowi na głowę i to jest wszystko w rytmie. Muzyka wszystko Chaplinowi porządkowała – cały plan i cały zamysł reżyserski. Oglądając stare taśmy, odkryłem, że filmy Chaplina w istocie były baletami, a ja komponowałem do nich nowe ilustracje muzyczne. To fascynujące, jak ówczesna technika i muzyka współpracowały, tworząc arcydzieła. Napisałem też muzykę do pierwszego polskiego filmu pt. „Dzieci Wrześni” z 1901 roku.

Prapremiera „Hioba” w Polskiej Operze Królewskiej © archiwum Polskiej Opery Królewskiej
Prapremiera „Hioba” w Polskiej Operze Królewskiej © archiwum Polskiej Opery Królewskiej

A nad czym Pan pracuje obecnie?

Niedawno pisałem muzykę do filmu o Józefie Wilkoniu, wybitnym ilustratorze i artyście. Myślę też o kolejnych utworach symfonicznych i piosenkach. Codziennie wpadają nowe pomysły – trzeba je notować i wykorzystywać. Inspiracje nigdy się nie kończą.

Krzesimir Dębski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Krzesimir Dębski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Na koniec – proszę o wspomnienie o Bogusławie Kaczyńskim, patronie naszej fundacji.

Znałem go, choć raczej z dalszej perspektywy. Ja nie za bardzo miałem do czynienia z muzyką operetkową. Spotykaliśmy się na festiwalach, rozmawialiśmy o muzyce, ale też o życiu i podróżach, informowaliśmy się o różnych tematach, bo on z kolei nie był zanurzony w jazzie. Bogusław Kaczyński był niezwykle elokwentny i propagował muzykę klasyczną jak nikt inny. Był postacią barwną i pełną pasji, która potrafiła zachwycać ludzi sztuką.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

Krzesimir Dębski © materiały prasowe
Krzesimir Dębski © materiały prasowe
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne