REKLAMA

„Traviata” Giuseppe Verdiego. Najsłynniejsze Violetty w historii

Partia Violetty od początku fascynowała plejady sopranów. Jest niezwykle interesująca dramaturgicznie, a bohaterka prawie nie schodzi ze sceny. Ale jest też bardzo trudna wokalnie. W akcie pierwszym ma wysoką tessiturę i sporo koloratury. Akty II i III wymagają pełnej średnicy sopranu lirycznego z wycieczkami w stronę dramatycznego. Trudno to pogodzić.

Na prapremierze w weneckim Teatro La Fenice w 1853 roku wystąpiła sławna z koloratury Fanny Salvini-Donatelli. Nie była w pełni przekonująca pod względem wokalnym, przede wszystkim w II i III akcie, a w dodatku z powodu sporej tuszy budziła rozbawienie publiczności, gdy ukazywała swoją bohaterkę umierającą na „suchoty”. Rok później, także w Wenecji, ale w Teatro San Benedetto, pojawiła się zjawiskowo piękna Maria Spezia, spełniająca wszystkie wymagania odnośnie stylu wokalnego i wyrazu muzycznego, jakie stawiał kompozytor.

Fanny Salvini-Donatelli, Maria Spezia i Marietta Piccolomini © domena publiczna, Wikimedia Commons
Fanny Salvini-Donatelli, Maria Spezia i Marietta Piccolomini © domena publiczna, Wikimedia Commons

Śpiewaczki z XIX wieku możemy oceniać tylko na podstawie recenzji z braku nagrań płytowych. Marietta Piccolomini była podobno arystokratyczna i piękna. Przesławną Adelinę Patti w Covent Garden bardziej ceniono za grę aktorską niż śpiew. Można sobie wyobrazić dlaczego, przytaczając pewną anegdotę. Otóż wystąpiła kiedyś na koncercie przed Rossinim śpiewając arię Rozyny z „Cyrulika sewilskiego” nie dość, że w sopranowej wersji, to jeszcze obwieszoną koloraturami. Rossini po koncercie zapytał: Czyj to był utwór?Ależ pański – odpowiedziała gwiazda. Na co kompozytor: Nie przypominam sobie, żebym to napisał. Ciekawa musiała być Lilli Lehmann, która śpiewała wszystko: od Pierwszego Chłopca w „Czarodziejskim flecie” po Brunhildę w „Pierścieniu Nibelunga”.

Portrety Marcelli Sembrich – Kochańskiej (Benque & Co, NYPL) oraz Adeliny Patti (Franz Winterhalte, 1862) © domena publiczna, Wikimedia Commons
Portrety Marcelli Sembrich – Kochańskiej (Benque & Co, NYPL) oraz Adeliny Patti (Franz Winterhalte, 1862) © domena publiczna, Wikimedia Commons

Na pewno fenomenalną Violettą była Marcella Sembrich-Kochańska. W Metropolitan Opera zaśpiewała Violettę już w pierwszym swoim sezonie w 1883 roku, a skończyła pożegnalnym przedstawieniem w 1909 roku. Kim była świadczy pozostała obsada: Enrico Caruso (Alfredo), Pasquale Amato (Germont), Geraldine Farrar (Flora), Antonio Scotti (Douphol), Adam Didur (Grenvil).

Na początku XX wieku błyszczały: Luisa Tetrazzini, Nellie Melba, Amelita Galli-Curci, Lilian Nordica, Selma Kurz, Lucrezia Bori, Geraldine Farrar, Claudia Muzio. O tych wiemy nieco więcej, bo ich głosy zarejestrowano, chociaż niekoniecznie w partii Violetty. Legendarna Rosa Ponselle, którą mam w nagraniu radiowym z przedstawienia z 1935 roku zniewala bogactwem głosu, ale jej interpretacja jest kontrowersyjna. Znakomitą Violettą była Licia Albanese mimo dość przeciętnej urody głosu. Można to ocenić w nagraniu radiowym pod dyrekcją Toscaniniego.

Nie da się tu omówić około 60 nagrań „Traviaty”, skoncentruję się więc na moich ulubionych. Najlepszą i najsłynniejszą Violettą w historii była z pewnością Maria Callas. Istnieje jedno nagranie studyjne z 1953 roku, w którym jej głos brzmi po prostu przepięknie, a interpretacja jest już w pełni ukształtowana. Dwa wcześniejsze nagrania z przedstawień w Meksyku (1951 i 1952) dopiero zapowiadają wielkość. Dwa późniejsze (La Scala 1955 i 1956) są rewelacyjne. Przedstawienia przeszły do legendy. Dyrygował Carlo Maria Giulini, a reżyserował Luchino Visconti. Są jeszcze dwa nagrania z 1958 roku (Lizbona i Londyn). Interpretacje jeszcze bogatsze, ale głos w gorszej kondycji.

Maria Callas, Renata Tebaldi i Antonietta Stella © domena publiczna, Wikimedia Commons
Maria Callas, Renata Tebaldi i Antonietta Stella © domena publiczna, Wikimedia Commons

Rywalką Marii Callas była Renata Tebaldi, która równie często wykonywała Violettę. Też jest jedno nagranie studyjne (1954 rok) – świetne – i kilka z przedstawień. Tebaldi miała tak piękny głos, że może służyć za wzór włoskiego sopranu. Ale miała piętę achillesową: nie zawsze pewne najwyższe dźwięki skali. Cabalettę „Sempre libera” śpiewała więc o pół tonu niżej, żeby uniknąć trzykreślnego „cis”. Podobno śmiertelnie się obraziła, gdy na jakimś przyjęciu po wspólnym koncercie Maria usiłowała jej wytłumaczyć jak brać „góry”.

Pojawiła się „ta trzecia”, Antonietta Stella, która dla firmy EMI w 1955 roku nagrała Violettę. Nie miała charyzmy Callas i Tebaldi, ale głos bardzo dobry. Zapytana o rywalizację tamtych powiedziała: one się kłócą, ja śpiewam.

Uwielbiam nagranie Victorii de los Angeles (1959), subtelnej i szlachetnej, ze łzą w głosie. Rok później nagrała „Traviatę” bardzo pięknie, z ciepłem, Anna Moffo. Sensacyjna na scenie, bo chyba najbardziej urodziwa Violetta jako kobieta.

Joan Sutherland, Montserrat Caballé I Victoria de los Angeles © domena publiczna, Wikimedia Commons
Joan Sutherland, Montserrat Caballé I Victoria de los Angeles © domena publiczna, Wikimedia Commons

W 1962 roku powstały dwa świetne nagrania. Joan Sutherland łączyła silny i bogaty głos z brawurową techniką koloraturową. Nazwano ją „La Stupenda” czyli „Zdumiewająca”. Renata Scotto, też nienaganna wokalnie to mniejsza kopia Marii Callas.

W 1967 roku pojawiła się w nagraniu nowa Violetta: Montserrat Caballé. Uwielbiam ją za wyjątkowej piękności szlachetny głos i niebiańskie filowanie dźwięków. Chociaż bawi mnie do dziś recenzja w „Opera News” z tamtych czasów: Śpiewała jak anioł, ale w różowej sukni z białymi falbankami wyglądała jak wielki tort urodzinowy i poruszała się z takimż wdziękiem.

W 1964 roku w La Scali przywrócono inscenizację Viscontiego (tę dla Marii Callas). Dyrygowanie powierzono Herbertowi von Karajanowi, a Violettę oddano młodziutkiej Mirelli Freni. Już przed premierą był niesamowity skandal. Niemiecki dyrygent w świątyni włoskiej opery i to w czym: w „Traviacie”! W dodatku debiutantka ośmieliła się przyjąć legendarną rolę Primadonny Stulecia. Wspominała Galina Wiszniewskaja, przebywająca wówczas w Mediolanie czekając na swój debiut w partii Liu, że jej hotel przypominał dom wariatów. Wszyscy: dyrekcja, recepcjoniści, pokojówki, kelnerzy zawzięcie dyskutowali i kłócili się jakby chodziło o wypowiedzenie wojny. RAI na wszelki wypadek zrezygnowało ze zwyczajowej transmisji. Na szczęście nagrano próbę generalną. Karajan to był geniusz, łączący niemiecką precyzję i rozmach z włoską śpiewnością. A Freni zaśpiewała cudownie. Mam oczywiście ten dokument i parę innych jej spektakli „Traviaty” oraz nagranie studyjne z 1972 roku. Cudownie świeży i bogaty głos zniewalający urodą.

Mirella Freni, aria z I aktu „Traviaty”, Franco Ferraris, Opera di Roma, 1965

W 1976 roku nagrał „Traviatę” w studiu Carlos Kleiber. Rewelacyjnie. Plácido Domingo i Sherrill Milnes są świetni, ale Ileana Cotrubas tylko poprawna. Śpiewa z uczuciem, lecz głos ma przeciętny jak na standardy płytowe.

Joan Sutherland z olśniewającym Luciano Pavarottim (1979) i Renata Scotto z absolutnie poprawnym i adekwatnie nudnym Alfredo Krausem o szarym głosie (1980) nagrały Violettę ponownie, ale z mniej porywającym efektem. Pominę bardzo przeciętne nagrania Edity Gruberovej, Cheryl Studer, Tiziany Fabriccini i Kiri Te Kanawa.

W 1994 roku po serii przedstawień w Covent Garden nagrała Violettę Angela Gheorghiu, w której zakochał się bardzo już wiekowy Georg Solti. Śpiewa urzekająco, ale ma towarzystwo dość przeciętne: nieadekwatny tenor Frank Lopardo (może dobry Tamino, ale na pewno słaby jako pozbawiony włoskiego słońca w głosie Alfredo) i zmęczony Leo Nucci.

Aleksandra Kurzak, aria z I aktu „Traviaty”, dyryguje Daniel Oren, Arena di Verona, 2019

Kolejna wielka Violetta to dopiero Anna Netrebko. Byłem na festiwalowej premierze w Salzburgu w 2005 roku. Nagranie dokonane na żywo potwierdza klasę tej śpiewaczki. Obok niej urzekający świeżością głosu (jeszcze) Rolando Villazon i szlachetny, ale pozbawiony włoskiego squillo Thomas Hampson.

Pozostaje jeszcze rewelacyjna w „Traviacie” Aleksandra Kurzak. Widziałem ją w partii Violetty kilka razy. Efekt był czarodziejski. Niestety dzisiaj już się nie robi starannie przygotowanych nagrań w studiu, więc mogą mnie cieszyć tylko wspomnienia.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne