REKLAMA

Opowiedzieć o traumie. „Maria Stuarda” w Grand Théâtre de Genève

Grand Théâtre de Genève przyzwyczaiło już melomanów do ciekawego repertuaru i wysokiej jakości produkcji. Co roku teatr ten prezentuje bardzo zróżnicowany program. Znajdziemy tam opery od baroku po współczesność. Dobry przykład jakości tego teatru operowego prezentuje najnowsza produkcja „Marii Stuardy” Gaetana Donizettiego.

„Maria Stuarda” miała swoją premierę w 1835 roku w La Scali. Pomimo tego, że tytułową rolę wykonywała jedna z największych śpiewaczek tamtych czasów, Maria Malibran, dzieło nie cieszyło się specjalną popularnością za życia kompozytora. A później zniknęło na ponad sto lat. W XX wieku sporadycznie pojawiały się produkcje tego tytułu, ale były one oparte na fragmentarycznej partyturze, nieautoryzowanej przez kompozytora, pochodzącej z połowy XIX wieku i wykonywanej w swoim czasie przez prowincjonalne trupy operowe. Dopiero niecałe czterdzieści lat temu w Szwecji odkryto autograf tej opery i od tego czasu zaczęto wystawiać pełną, krytyczną wersję „Marii Stuardy”.

„Maria Stuarda” w Grand Théâtre de Genève © Monika Rittershaus
„Maria Stuarda” w Grand Théâtre de Genève © Monika Rittershaus

Dziś wydaje się oczywiste, że dzieło to jest jednym z najlepszych przykładów bel canta. Donizetti rezygnuje tutaj z niektórych belcantowskich manieryzmów, jak na przykład arie da capo. Muzycznie jest to jeden z najbardziej dramatycznych utworów swojej epoki. Niektóre sceny, na przykład finał I aktu, konfrontacja dwóch królowych oraz finał II aktu posiadają silnie emocjonalny i bezpośredni wyraz, który można porównywać jedynie z teatrem dramatycznym.

Dla Grand Théâtre de Genève „Marię Stuardę” przygotowała Mariame Clément. Doświadczona reżyserka operowa dopracowała swoje przedstawienie w najdrobniejszych szczegółach. Produkcja ta jest w zgodzie z librettem i posiada bardzo klarowną narrację. Świetnie jest tutaj opracowany ruch sceniczny, dobra jest gra świateł, ale zarazem Clément idzie o krok dalej. Historia Marii i Elżbiety to historyczne tło, które jednak ma siłę, aby otwierać dawne rany i przywoływać traumy z dzieciństwa.

Stéphanie d’Oustrac (Maria Stuarda) oraz Elsa Dreisig (Elisabetta) © Monika Rittershaus w Grand Théâtre de Genève
Stéphanie d’Oustrac (Maria Stuarda) oraz Elsa Dreisig (Elisabetta) © Monika Rittershaus w Grand Théâtre de Genève

Clément wiernie przedstawia opowieść opartą na dramacie Schillera, ale zarazem ukazuje kobietę zagubioną, która nie jest w stanie uwolnić się od własnej przeszłości. Przemoc, której doświadczyła, lub której była świadkiem w dzieciństwie, nie pozwala jej normalnie funkcjonować. Historia jest na tyle silna, żeby przywoływać osobiste traumy i osadzić je w szerszym kontekście, choć może je także neutralizować. Reżyserka wydaje się pytać w swoim przedstawieniu o granice pamięci oraz możliwości zapominania i wybaczenia. I takie też pytania stawia przed widzem. Niewątpliwie czuje się tutaj kobiece, feministyczne spojrzenie na problem przemocy, którego ofiarami padają najczęściej kobiety. Elżbieta ukazana jest jako współczesna kobieta, w której historyczne obrazy budzą niepokojące wspomnienia z dzieciństwa. Dla mnie było to przedstawienie zrobione w sposób subtelny, nienarzucające jednej interpretacji, ale także bardzo poruszające emocjonalnie.

Orchestre de la Suisse Romande poprowadził Andrea Sanguineti. Brzmienie orkiestry było jasne i klarowne. Sanguineti posiadał dobre wyczucie akcji. Jego interpretacja była przemyślana i podobał mi się styl kontrolowanych emocji, bowiem dyrygent konsekwentnie buduje napięcie i dąży do kulminacji, unikając przy tym nadmiernego patosu i przesady.

W głównych rolach wystąpiły Stéphanie d’Oustrac oraz Elsa Dreisig. W tytułowej roli D’Oustrac nie była technicznie idealna. Nie wszystkie koloratury były dobrze wyartykułowane, a sam głos wydawał się nieco za duży na tę rolę. Jednak muszę przyznać, że w jej wykonaniu było coś hipnotyzującego, brzmiała wyraziście i emocjonalnie, w tym wykonaniu była zmysłowość i pasja. Elsa Dreisig wykonała partię Elżbiety w sposób elegancki, jej lekki głos posiadał pewną wyrazistą delikatność. Ale jednocześnie stworzyła poruszający portret kobiety zranionej i zagubionej w życiu.

Elsa Dreisig (Elisabetta) © Monika Rittershaus, w Grand Théâtre de Genève
Elsa Dreisig (Elisabetta) © Monika Rittershaus, w Grand Théâtre de Genève

W roli Roberto wystąpił Edgardo Rocha. Posiada on jasny, liryczny głos tenorowy i dość dobrą technikę. Jednak nie był równorzędnym partnerem dla d’Oustrac i Dreisig, także jego wolumen jest dość niewielkich rozmiarów. Zabrakło mi tutaj głębszego wejścia w rolę, a chwilami artysta brzmiał dość mechanicznie.

Reasumując, „Maria Stuarda” w Grand Théâtre de Genève to wysokiej klasy produkcja i nawet jeśli nie wszystko było idealne, to przedstawienie jest dopracowane w szczegółach od strony muzycznej i konsekwentnie spójne od strony scenicznej.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne