Są reżyserzy, którzy lubią efekty i mocno wykorzystują formę widowiska. Do takich artystów należy Janusz Józefowicz, który nie chce, aby widz nudził się w teatrze. Stosuje różne techniki, aby wciągnąć masową publiczność w akcję. Odniósł sukces musicalem „Metro”, który stał się kultowy, od premiery w 1991 roku był zagrany 2 500 razy i został nominowany do Tony Award w Nowym Jorku. „Mistrz i Małgorzata” na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni ma formę megawidowiska, wielokrotnie zaskakując widzów.
Józefowicz zrealizował kilkadziesiąt spektakli, pracował w różnych krajach Europy, a także w Nowym Jorku i Dubaju. Przypomina działania twórców kasowych musicali i filmów akcji. Musi się dziać! Oglądając gdyńskie przedstawienie miałem wrażenie, że reżyser nie zaufał publiczności tego teatru, która tłumnie ogląda takie spektakle jak „Chłopi” czy „Lalka”, będące wielkimi widowiskami, ale równocześnie mądrymi spektaklami szanującymi literacki pierwowzór. Arcydzieło Michaiła Bułhakowa stało się pretekstem do przyciągnięcia widowni na dobrze znany tytuł, ale trochę za mało było moim zdaniem przejmujących kameralnych scen jak ta na ławce z Wolandem, Iwanem Bezdomnym i pisarzem Berliozem, którego głowa chwilę później turlała się po scenie po przejechaniu go przez tramwaj. Reżyser umiejętnie dołączył do spektaklu wstawki filmowe. Na przykład moment wypadku został pokazany w formie wideo. Śmierci nie da się przedstawić na scenie, łatwiej na ekranie, choć i tak jest to tylko mistyfikacja.
Trzeba przyznać, że spektakl Józefowicza wciąga. Hasło „musical” broni go, ponieważ ta forma została stworzona, by dawać widzom rozrywkę, a czasem skłaniać też do refleksji (co w tym przypadku jest na drugim miejscu). Mógł też czuć presję, że został zaproszony po to, aby zrealizować spektakl, który musi być grany przy pełnej widowni, aby Teatr Muzyczny w Gdyni mógł się utrzymać. Na eksperymenty nie ma miejsca na dużej scenie. Muzykę skomponował sławny Janusz Stokłosa, libretto napisali Jurij Riaszeńcew i Galina Polidi, a Andrzej Poniedzielski jest autorem dobrych tekstów piosenek. Kierownictwo muzyczne objął sprawdzony fachowiec Dariusz Różankiewicz. Autorem ciekawej scenografii jest Andrzej Woron, a kostiumy zaprojektowała Klaudia Filipiak. Graficy z Platige Image stworzyli zachwycające sekwencje 3D.
Ponad 100 lat temu twórcy „Wielkiej Reformy Teatru” tacy jak André Antoine, Adolphe Appia, Edward Gordon Craig czy na gruncie polskim Leon Schiller, zwracali uwagę na znaczenie inscenizacji. Stanisław Wyspiański pisał wiersze i dramaty, ale także malował i projektował scenografię. Napisał: Teatr mój widzę ogromny. Marzył mu się teatr monumentalny, w którym nie tylko tekst i aktor są ważni, ale inscenizacja. Wcześniej działania reżyserów były często marginalizowane, a ważniejszą od nich pozycję mieli popularni aktorzy. Craig uważał, że teatr to „artystycznie skomponowany w przestrzeni ruch ciał i przedmiotów”, a nie odwzorowanie rzeczywistości. Ostro wypowiadał się też na temat aktorów, twierdząc wręcz, że „uniemożliwiają sztukę”. W związku z tym wymyślił nad-marionetę, która miała zastąpić żywego aktora i wykonywać dokładnie to, co chce inscenizator. Aż strach pomyśleć, co może wydarzyć się za 20 lat, kiedy masowo będą produkowane humanoidalne roboty…
Piszę o tym dlatego, że po obejrzeniu musicalu „Mistrz i Małgorzata” na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni, miałem wrażenie przeładowania efektów i aktorzy byli chwilami spychani na drugi plan w pogoni reżysera-choreografa-inscenizatora za spektakularnym widowiskiem. Wokół premiery, która odbyła się ponad 2 lata temu, narosło wiele kontrowersyjnych opinii. Część aktorów buntowała się przeciwko stylowi pracy Janusza Józefowicza, który podobno bywał niemiły (aby nie użyć ostrzejszych słów). Chodziło też o sceny, w których aktorki miały pokazać ukrywaną zwykle część ciała. Sceny z nagością pojawiają się w Polsce od wielu lat zwłaszcza w przedstawieniach dramatycznych, czasem też operowych. W musicalach takich jak „Hair” są czymś naturalnym. W „Mistrzu i Małgorzacie” nagość tytułowej bohaterki również jest wpisana w oryginał powieści Michaiła Bułhakowa.
W finale I aktu spektaklu, po pokazie czarnej magii w teatrze Varieters na scenę zostały zaproszone różne panie (aktorki), które wchodziły od strony widowni. Otrzymały propozycję wybrania sobie za darmo sukienek, które miały przymierzyć. Aby to uczynić, najpierw zdejmowały to, co miały, pozostając w bieliźnie. Potem nagle spłoszone zaczęły uciekać ze sceny przez widownię, gdy okazało się, że nowe ubrania są mistyfikacją. Jedna z nich pokazała piersi, po czym zasłoniła je kapeluszem. Sytuacja z przymierzaniem ubrań jest w powieści „Mistrz i Małgorzata”, więc nie można czepiać się reżysera, że ją przedstawił na scenie. Przenoszenie części akcji na widownię jest dla niego atrakcyjnym sposobem na wykorzystanie wielkiej przestrzeni do działań teatralnych. Na przykład spadanie pieniędzy z sufitu sprawiło, że widzowie łapali je i bawili się przy tym jak dzieci, mimo iż wiadomo było, że to tylko sztuczne banknoty. Był to jeden z trików, podobnie jak oderwanie głowy konferansjerowi przez kota Behemota.
Natomiast magia teatru wydarzyła się już na początku spektaklu, kiedy po kilku zdaniach wypowiedzianych na proscenium przez Mistrza, zobaczyliśmy po odsłonięciu kurtyny potężne dekoracje z Jeszuą i Piłatem. Jeszua Ha-Nocri to Jezus Nazarejczyk. Kolejne sceny z jego udziałem są zapierające dech i monumentalne. Scena ukrzyżowania zakrwawionego Jeszui i wbicia mu włóczni w brzuch jest poruszająca, a utwór Janusza Stokłosy (solo Mateusza Lewity z chórem) to wielkie dzieło. Gdy później widzimy Piłata na szczycie potężnych schodów, z dużym psem przy nogach, nie możemy mieć wątpliwości, jak wielka jest jego władza.
Józefowicz jako świetny choreograf potrafi na europejskim poziomie ustawiać sceny zbiorowe, które wprawiają w podziw. Taka jest na przykład akcja w restauracji z tańcem kilkudziesięciu osób, wykorzystaniem stolików barowych, krzeseł i latających w powietrzu białych obrusów. Zespół Teatru Muzycznego w Gdyni pokazał tu swoje mistrzostwo. Mocna teatralnie była także pierwszomajowa defilada. W tle zawisł potężny portret Józefa Stalina. Jego kult zastąpił komunistom wiarę w Boga. W pochodzie widzieliśmy robotników, kobiety z kołchozu, dzieci, więźniów itp. Wzmocnieniem efektu stały się archiwalne nagrania z uroczystości tego typu z czasów komuny, pokazywane na ekranach po lewej i prawej stronie proscenium.
Pierwszy akt rozpada się na różne ważne sytuacje i mniej istotne epizody. Kiepskimi przerywnikami są wpadające co pewien czas na proscenium osoby śpiewające czastuszki – rosyjskie przyśpiewki ludowe o charakterze żartobliwym, przaśnym, a nawet wulgarnym. Reżyser uznał widocznie, że należy po „ciężkich” scenach dać coś lekkiego, aby widz nie zmęczył się mądrym tekstem padającym ze sceny. A jednak według mnie jest duża różnica między widzem „masowym”, zasiadającym w amfiteatrze albo na stadionie a widzem teatralnym, który może wytrzymać więcej. Wyciemniona sala teatralna, brak odgłosów ulicy i „magia sceny” dają szansę na głębsze przeżycie.
Świetne są sceny z ironicznym Wolandem i jego nieodłączną „czeredą”: Korowiowem, Azazello, Behemotem oraz Hellą. Ta dziwaczna gromadka jak z „Rodziny Addamsów” intryguje swoim zachowaniem oraz sposobem mówienia i poruszania się. Przeciwwagą dla „piekielnego” towarzystwa są sceny z Jeszuą, Piłatem, arcykapłanem Kajfaszem nawołującym do skazania Jezusa na śmierć oraz Mateuszem Lewitą, który bezskutecznie próbował ocalić Jeszuę przed śmiercią na krzyżu. Mamy wspaniałe postacie Mistrza i Małgorzaty. Jest jeszcze Iwan Bezdomny.
Mistrz zaprzyjaźnił się z poetą Bezdomnym w szpitalu psychiatrycznym. Opowiedział mu o tym, że pisał powieść o Poncjuszu Piłacie, ale spalił ją po publikacji rozdziału skrytykowanego w prasie. Zakochał się w Małgorzacie, jednak po swojej pisarskiej klęsce postanowił „zamieszkać” w domu wariatów. Cały czas myśli o ukochanej Małgorzacie, ale nie chce jej poinformować, gdzie się znajduje.
Drugi akt musicalu mógłby nosić tytuł „Małgorzata”. Widz poznaje bliżej kobietę, która jest zdolna do wszelkich poświęceń, aby odnaleźć swojego ukochanego Mistrza. Mimo przeczuwanego niebezpieczeństwa, godzi się na udział w podejrzanej nocnej uroczystości. Stosuje się do zalecenia Azazella i smaruje się specjalnym balsamem, który odmładza jej ciało. Naga wsiada na miotłę i leci… Widzimy na ekranie film, na którym Małgorzata przemierza przestworza nad miastem. Jest to zachwycająca scena. Mimo iż reżyser ociera się o kicz, umiejętnie wyczarowuje baśniowe sceny jak z „Harry’ego Pottera” czy „Wiedźmina”. Widzimy też pokojówkę Małgorzaty – Nataszę, która także natarła się balsamem razem z sąsiadem Nikołajem, zamienionym w wieprza. Małgorzata otrzymuje kabriolet, którym leci dalej. O północy staje się królową balu z udziałem nieboszczyków. Podwójna projekcja w tle i na tiulowej kurtynie z przodu sprawia, że trudno odróżnić, kto porusza się na scenie, a kto jest fantomem. Ten świetny trik filmowo-teatralny wywołuje wielkie wrażenie. Niepotrzebne są tylko spadające nagie postacie w tle jak z obrazów Hieronima Boscha.
Po balu na życzenie Małgorzaty pojawia się Mistrz. Padają sobie w objęcia. Dalej do końca spektaklu śledzimy rozwój ich miłości, także po śmierci. Mimo różnych przykrych i przerażających sytuacji, Woland doprowadził do pozytywnej przemiany wielu osób, a karał złych. Autorska interpretacja Biblii pokazuje Jeszuę jako człowieka – boga, posiadającego dar leczenia ludzi dobrocią. W Moskwie czasów totalitarnych, opisanej przez Bułhakowa, rządziło zło nie będące działaniem szatana, lecz ludzi. Fantastyczna opowieść przedstawia metamorfozę różnych osób. Nie ma tu tradycyjnego chrześcijańskiego podziału na piekło, ziemię i niebo. Jest pokazanie wadliwego systemu, który zamienia jednych ludzi w bestie, a innych poniża i spycha na dno, na przykład do szpitali psychiatrycznych. To w Rosji dawniej i dziś popularna metoda pozbywania się osób niewygodnych dla władzy.
Wysoki poziom spektakli zagwarantowali tacy aktorzy jak: Jakub Brucheister (Mistrz), Beata Kępa (Małgorzata), Marek Richter (Woland), Maciej Glaza (Jeszua), Krzysztof Kowalski (Piłat), Mateusz Deskiewicz (Iwan Bezdomny), Tomasz Więcek (Korowiow), Aleksy Perski (Azazello), Katarzyna Wojasińska (Hella), Paweł Czajka (Kajfasz), Maciej Podgórzak (Mateusz Lewita), Jacek Wester (Berlioz, Popławski), Marta Burdynowicz (Annuszka), Oliwia Drożdżyk (Natasza). Również pozostali artyści, grający mniejsze role wraz z dużym zespołem śpiewająco-tańczącym sprawili, że spektakl zagrany 29 października 2023 roku obejrzałem z przyjemnością.
„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Muzycznym w Gdyni to przedstawienie, które spełnia kryteria o widowiskowości, przyciąga tytułem i teatralno-filmowym rozmachem z dużą obsadą, efektami specjalnymi i elementami fantazji. Pokazuje też sceny nagości, które eksponują piękno kobiecego ciała. Dynamiczna akcja, świetna gra aktorska, znakomity poziom zespołu, wspaniały taniec i śpiew oraz dobra gra orkiestry sprawiają, że spektakl ogląda się z dużym zainteresowaniem. Muzyka Janusza Stokłosy jest chwilami znakomita, w innych fragmentach słabsza, ale utrzymuje się na niezłym poziomie. Można dyskutować na temat przeładowania niektórych inscenizacyjnych pomysłów Janusza Józefowicza, ale osiągnął efekt przyciągania do teatru tysięcy widzów, nagradzających spektakl owacją na stojąco.