Koncerty Noworoczne Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie na stale wpisały się w krajobraz kulturalny Warszawy. Są pierwszym wydarzeniem artystycznym, które rozpoczyna karnawałową część sezonu, zawsze 1 stycznia i tradycyjnie w gościnnych progach Filharmonii Narodowej. Ten projekt bezpośrednio nawiązuje do słynnych koncertów Filharmoników Wiedeńskich, bez których trudno wyobrazić sobie powitanie Nowego Roku, są one transmitowane na cały świat. Ale prezentowane są tylko utwory instrumentalne. Tylko raz pojawiła się śpiewaczka operowa, była nią Kathleen Battle, która pod batutą Herberta von Karajana wykonała „Odgłosy wiosny” Johanna Straussa, o czym dowiedziałem się z ciekawego tekstu Roberta Kamyka „Koncerty noworoczne i bale, czyli najlepszy sposób na rozpoczęcie Nowego Roku”, zamieszczonym w programie.
MTM w kontrze do tej tradycji zawsze zaprasza także słynnych śpiewaków, dzięki czemu te niezwykłe wydarzenia stają się uroczystymi galami operowymi. Na przestrzeni ostatnich lat brali w nich udział tak znakomici artyści jak m. in.: Wiesław Ochman, Artur Ruciński, Rafał Siwek, Grażyna Brodzińska, Agnieszka Rehlis, Tadeusz Szlenkier, Stanislav Kuflyuk, Joanna Woś i Małgorzata Walewska. Pojawiły się tutaj także wielkie światowe nazwiska: José Cura, Ildebrando D’Arcangelo, Veronika Dzhioeva, Salvatore Licitra, czy Leonardo Capalbo. W ubiegłym roku na scenie pojawili się Jacomo Bairos i Joachim Horsley Trio, prezentując utwory w duchu bossanovy, śpiewali również Ewa Tracz, Monika Ledzion-Porczyńska, Arnold Rutkowski i Szymon Komasa. Każdy koncert jest inny, każdy ma trochę inną ideę.
Także jubileuszowy, 20. już Koncert Noworoczny Mazowieckiego Teatru Muzycznego był niezwykły, nie tylko ze względu na zaproszenie wielkich artystów, śpiewających na prestiżowych scenach zagranicznych teatrów operowych. Zaskakujący był program, ambitny, wspaniały, poważny i przejmujący, zestawiony z lekkim, klasycznie karnawałowym żartem, pełen nieprzewidywalnych niespodzianek muzycznych. Właściwie było w nim wszystko: krwawa opera, namiętność miłości, flirty kochanków, modlitwa i brawura. Nie bez przesady można napisać, że muzycznie i repertuarowo była to jazda bez trzymanki, publiczność, z utworu na utwór dosłownie oszalała, a sala Filharmonii Narodowej zapłonęła żarem zachwytów.
Zaczęło się niezwykle dramatycznie, artyści wykonali wielki duet Santuzzy i Turiddu z „Rycerskości wieśniaczej” Pietra Mascagniego, to manifest weryzmu i aktorskiego śpiewania, wymagającego miejscami „operowego krzyku” i melorecytacji. Ta właśnie opera uznawana jest za narodziny nowego kierunku muzycznego: weryzmu, opowiadającego o namiętnościach zwykłych ludzi, do tej pory najczęściej bohaterami oper były postacie historyczne, królewny, księżniczki czy boginie. To naturalnie przekłada się na trochę inny język muzyczny, pełen bardziej drapieżnej orkiestracji i bardziej naturalistycznego śpiewu. Aleksandra Kurzak, operując słodyczą swojego krystalicznego sopranu potrafiła pokazać pazur odrzuconej miłości, wykrzykując na rejestrze piersiowym finałowe „Bada”, dowodząc, że czuje w weryzmie wszystko. Ale jakże inna była śpiewaczka w modlitwie tytułowej Rusałki z dzieła Antonina Dvořáka, jak bardzo wzruszająca w „O mio babbino caro” z „Gianni Schicchi” Giacomo Pucciniego, i jak zabawna i uwodzicielska w Giuditcie Franza Lehára, pokazując pełną paletę barw interpretacji, świadomie bawiąc się swoimi wokalnymi kreacjami. Pierwszą część zakończył inny wielki duet z „Andrea Chénier” Umberto Giordana, pełen namiętności, bezwarunkowej miłości kochanków i przejmującego śpiewania.
Roberto Alagni zabrzmiał mocą bohaterskiego tenora, niezwykle żarliwie wykonał dumkę Jontka z „Halki” Moniuszki, interpretując ją z włoskim żarem i nienaganną polszczyzną. Artysta doskonale opanował nasz trudny język, ponoć niewygodny do śpiewania, choć u niego słychać było wolność i blask. Nie zabrakło muzyki musicalowej i filmowej, Alagna pięknie zinterpretował „Parla più piano” Nino Roty, słynny przebój z „Ojca chrzestnego” Francosa Forda Coppoli oraz „Carusa”, pieśń skomponowaną przez Lucio Dallę, dedykowaną legendarnemu tenorowi. W każdym utworze artysta się nim bawił i nim czarował.
To niesamowite, jak bardzo w duetach – zarówno w tych krwawych, jak i tych radosnych – Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna stapiali się organicznie ze sobą. Było między nimi pełne zaufanie, muzyczne partnerstwo, ale również kontrolowana wokalna rywalizacja. Wspaniałe były wspólne wykonania fragmentów „Wesołej wdówki” i „West Side Story” („Tonight”). Także w duecie, zanim rozległ się finałowy „Marsz Radetzkiego” artyści wykonali kilka bisów, bardzo żarliwie prosiła o nie publiczność. Trudno je wszystkie wymienić, ale na pewno zapamiętam „Funiculì funiculà”, pieśń neapolitańską, napisaną z okazji inauguracji kolei linowo-terenowej prowadzącej na szczyt Wezuwiusza. Utknęło mi to w pamięci, bo każda chwila koncertu była niczym mieszanka wybuchowa.
Doskonale prowadził Orkiestrę Symfoniczną Mazowieckiego Teatru Muzycznego Bassem Akiki. Dyrygent, podobnie jak soliści, bawił się każdym utworem, wprowadzał w zależności od potrzeb chwili nastrój powagi lub zabawy, można powiedzieć, że pod jego batutą wszystkie instrumenty tańczyły i szalały. Akiki dbał o piękne, rzewne brzmienie muzyków, zawsze doskonale czuwając i partnerując śpiewakom. A w atmosferę wieczoru wprowadzali licznie zgromadzonych słuchaczy Artur Orzech i Beata Tadla.
20. Noworoczny Koncert Mazowieckiego Teatru Muzycznego był wspaniałym muzycznym wydarzeniem, wielką galą operowo-karnawałową, podróżą po wielu stylach i epokach, a nade wszystko szampańskim powitaniem Nowego Roku 2025, ludzie wychodzili uśmiechnięci i szczęśliwi, z nadzieją na to, że kolejne dni Anno Domini 2025 będą równie wspaniałe.
Wydarzenie było transmitowane na żywo przez TVP3 i retransmitowane w dwóch częściach kilka dni później: 4 i 6 stycznia 2025 roku. Ogromna szkoda, że mogli je zobaczyć tylko odbiorcy tej stacji, tak wielkie święto muzyki powinno być pokazane w paśmie ogólnopolskim. Może rok 2025 przyniesie też więcej ogólnodostępnej dla wszystkich klasyki w mediach? Oby tak się stało.