Nagroda przyznana została wprawdzie w kategorii „muzyka wokalna”, ale jury w werdykcie słusznie podkreśliło uznanie dla walorów orkiestry oraz dyrygenta za umiejętność stworzenia wraz z solistą idealnej muzycznej symbiozy. Śpiewakiem jest młody baryton Samuel Hasselhorn. Towarzyszy mu Orkiestra Filharmonii Poznańskiej. A dyryguje Łukasz Borowicz.
Zachwyt budzi już sam dobór utworów i ich sekwencja. W wysmakowany sposób tworzą wyrazistą linię dramaturgiczną. Cztery pieśni Gustava Mahlera są jak kamienie milowe. Utrzymana w marszowym rytmie „Revelge” ze zbioru „Des Knaben Wunderhorn” otwiera całość, a kończy pełna spokoju i łagodnej rezygnacji „Ich bin der Welt abhanden gekommen” ze zbioru „Rueckert-Lieder”. Wśród dziesięciu utworów na pozycji czwartej jest zamyślona „wśród milionów gwiazd, z których żadna nie uśmiecha się do mnie”, modlitewna „Um Mitternacht” („Rueckert-Lieder), a na szóstej „Urlicht” („Des Knaben Wunderhorn”). Tytuł tej pieśni i zarazem tytuł całej płyty oznacza pierwotne albo może raczej przedwieczne światło. Pomiędzy nimi są zarówno pieśni jak i arie operowe innych kompozytorów, wszystkie z przełomu XIX i XX wieku. Umieszczone obok siebie dowodzą jak bardzo pieśni z orkiestrą i solowe fragmenty oper zbliżyły się wówczas do siebie. Mamy zatem (Nr 2 na płycie) dojmującą smutkiem i zadumą nad losem młodych bohaterów arię Muzyka (Skrzypka), która kończy prawie zapomnianą – niesłusznie! – operę Engelberta Humperdincka „Koenigskinder”. Jest tak wzruszająco piękna, że natychmiast wysłuchałem kompletnego nagrania całego dzieła.

Następnie „Pierrot’s Tanzlied, czyli pieśń tańczącego Pierrota z młodzieńczej opery Ericha Wolfganga Korngolda „Die tote Stadt”: „Mein Sehnen, mein Waehnen” – o pragnieniach i marzeniach w świetle Księżyca. Numerem 5 na płycie jest balladowa pieśń Hansa Pfitznera „Herr Oluf” o narzeczonym pędzącym konno przez las na swoje wesele, który trzykrotnie odmówił tańca z córką Króla Olch, więc ta zadała mu śmiertelny cios w serce. Na siódmej pozycji mamy cudownie zamyśloną pieśń Alexandra von Zemlinsky’ego „Der alte Garten” o starej kobiecie grającej na lutni nocą w opuszczonym ogrodzie. Kolejna jest pieśń Waltera Braunfelsa „Auf ein Soldatengrab”, nawiązująca tematycznie do pierwszej spośród pieśni Gustava Mahlera w programie płyty: „Revelge”. Nastoletni żołnierz, który tam wraz z kolegami maszerował dziarsko mimo dojmującego poczucia grożącej śmierci, tutaj już leży pochowany w grobie, przy którym rozpacza opuszczony przyjaciel z nadzieją, że kiedyś w wieczności się spotkają. I jeszcze jako przedostatni, tragiczny akcent: duet Marii i Wozzecka „Dort links geht’s in die Stadt” z opery „Wozzeck” Albana Berga. To chyba najbardziej brutalnie ukazana muzycznie scena zabójstwa w całej historii gatunku operowego, w której na wpół obłąkany żołnierz morduje bez sensu swoją zupełnie nieświadomą jego zamiarów kochankę pod krwawo świecącym Księżycem. Wspomniana na wstępie tego tekstu pieśń Mahlera „Ich bin der Welt abhanden gekommen” kończy całość w nastroju ukojenia dzięki samotności po oderwaniu się od tumultów świata. Ostatnie słowa są jak poddanie się losowi i zarazem podsumowanie przebytej drogi: „Ich leb’ allein in meinem Himmel, in meinem Lieben, in meinem Lied” czyli „Żyję sam w moim niebie, mojej miłości, mojej pieśni”.

Zauważmy, że we wszystkich utworach na płycie dominuje temat śmierci. A jednak gdy słuchamy tej muzyki w całym jej przebiegu i rozpiętości uczuć – od najszlachetniejszych: miłości, przyjaźni, współczucia, poprzez dramatyczne spięcia do łagodnej rezygnacji, przynosi nam ona rodzaj wyzwolenia, katharsis. Ważne są powracające odniesienia do Boga, który był na początku i do którego zmierzamy. Ale nawet gdy nie wierzymy w Boga, myśl o wieczności, o rozproszeniu się wśród miliardów gwiazd w kosmosie przynosi spokój, wyzwolenie od cierpień i trosk życia na Ziemi.
Samuel Hasselhorn ma głos szlachetny, wyjątkowej piękności. To liryczny baryton pełen ciepła, aksamitny, ale nie pozbawiony łagodnego blasku. Artysta operuje nim mistrzowsko, wydobywając niezliczone odcienie barwy i dzięki temu wyraziście odmalowuje różne nastroje i emocje. Za najdoskonalszy przykład niech posłuży wykonanie ballady „Herr Oluf” Pfitznera, w której śpiewak wciela się w kilka postaci: narratora, tytułowego rycerza Olufa, córki Króla Olch, matki bohatera, a w końcu także jego narzeczonej. W każdym przypadku znajduje odmienny, charakterystyczny dla danej postaci kolor dżwięku, a także sposób interpretacji poetyckiego tekstu.

Orkiestra Filharmonii Poznańskiej zasługuje na najwyższe pochwały jako całość. W równym stopniu także poszczególni instrumentaliści w wirtuozowskich fragmentach solowych. Muzycy grają lśniąc paletą najpiękniejszych barw: jasno, klarownie i spójnie. Brzmią jak jeden wspaniały instrument o sobie tylko właściwym charakterze. Do tego z pewnością dążył i to wypracował przez lata Łukasz Borowicz. Pod jego batutą muzyka tej płyty jest nie tylko perfekcyjnie wykonana, ale także emanuje emocjami w stopniu rzadko spotykanym. Mamy i momenty skupienia i wybuchy brawurowego temperamentu. To dlatego to wykonanie tak bardzo porusza nie tylko nasz zmysł słuchu pieszczonego pięknem czystego dźwięku, ale także serce.

Dodam na zakończenie, że jakość nagrania firmy HARMONIA MUNDI jest fenomenalna. Wspaniale oddaje charakter brzmienia solisty i orkiestry. Ponadto wyczuwam doskonale mi znaną, specyficzną i bardzo cenioną akustykę sali, w której zrealizowano nagranie. To Aula Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w której od początku istnienia Filharmonii Poznańskiej odbywają się jej koncerty.
19 marca 2025 roku w Tonhalle w Duesseldorfie nastąpi uroczyste wręczenie nagród ICMA. Łukasz Borowicz przyjedzie specjalnie z Teneryfy po jej odbiór. Na Teneryfie przygotowuje premierę „Joanny d’Arc” Giuseppe Verdiego.