Był 14 czerwca 1945 roku – wojna dopiero trzasnęła drzwiami. Państwo polskie na nowo organizuje swoje struktury, także te kulturalne. Adam Didur – wybitny śpiewak operowych scen świata rozpoczyna działalność na Śląsku od premiery „Halki” Stanisława Moniuszki. Od tej pamiętnej daty mija już 80 lat. Był to zalążek Opery Śląskiej, która od tego dnia wypuściła w świat wielu wspaniałych śpiewaków.
W jubileuszowym roku działalności teatru, jego dyrektor Łukasz Goik postanowił godnie uczcić ten pamiętny dla Śląska dzień. Wszystko zaczęło się od wielkiego pikniku operowego 7 czerwca, kiedy to wspaniały korowód ubranych w stroje z przedstawień postaci przeszedł ulicami Bytomia, by przed gmachem opery śląskiej uczestniczyć w koncercie „80 lat muzycznych inspiracji”. Andrzej Dobber, Andrzej Lampert, Anna Borucka to tylko niektórzy z artystów występujących tego wieczoru. Najsłynniejsze arie operowe, chóry oraz wspaniały balet Opery Śląskiej uświetniły ten wieczór.

Kontynuacją obchodów jubileuszu, a właściwie jego kulminacyjnym punktem była kolejna premiera „Halki”, która to, podobnie jak ta 80 lat wcześniej odbyła się dokładnie 14 czerwca. W dniu premiery odbyła się w gmachu Opery Śląskiej jeszcze jedna bardzo ważna uroczystość. Odznaczenia Gloria Artis, nadawane przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymali: medal złoty – Andrzej Dobber, a medale srebrne Gabriela Legun, Andrzej Lampert oraz Stanisław Kuflyuk, na co dzień związani z bytomską sceną.
Nie ukrywam że w dobie unowocześnień operowych spektakli z wielkim niepokojem oczekiwałem na dzień kiedy będę mógł zobaczyć ów spektakl. Na szczęście – od razu powiem – nie zawiodłem się.
Postawiono na klasyczną interpretację dzieła Moniuszki, z pięknymi kostiumami autorstwa Doroty Roqueplo, ukazującymi świetność i bogactwo ówczesnej polskiej szlachty. Stworzono inscenizację bardzo symboliczną, a jednak nie patetyczną, co często podkreślali widzowie w rozmowach podczas antraktu.

W realizacji wykorzystano najnowsze techniczne możliwości, które zyskała Opera Śląska po niedawnym remoncie. Efektowne projekcje obrazów dopełniają całość dość minimalistycznej dekoracji i sprawiają, że spektakl jest barwny i bardzo wzruszający. Przed oczami widza maluje się więc piękno polskich gór, ale także bogaty szlachecki dwór, co kolei okraszone cudowną muzyką Moniuszki przenosi nas, w jakże tragiczną przecież, historię tytułowej Halki. W przedstawieniu, które miałem przyjemność zobaczyć, rolę Halki kreowała Izabela Matuła. Absolwentka krakowskiej akademii muzycznej dziś występująca na wielu scenach świata, wykazała się niezwykłą wrażliwością w tworzeniu postaci. Piękny sopran z łatwością poruszający się pomiędzy liryczną i dramatyczną barwą sprawia, że Halka od samego początku budzi w widzach sympatię i współczucie. Sceny obłędu zaś wzruszają i wyciskają łzy.

Równie emocjonalnie swoją postać buduje Łukasz Załęski – dobrze znany bytomskiej i polskiej publiczności. Jego Jontek wspaniale nawiązuje do wybitnych kreacji tej postaci w historii polskiej opery. Łukasza Załęskiego mam okazję obserwować od kilkunastu lat, jak konsekwentnie poszerza swój repertuar stając się jednym z najaktywniejszych tenorów młodego pokolenia. Pamiętam jego świetną kreację w „Łucji z Lammermooru”, wystawianą przed laty, a wznowioną niedawno właśnie na scenie Opery Śląskiej. Dziś stanowi on niewątpliwy filar teatru bytomskiego kreując postacie dojrzałe, przemyślane a przede wszystkim bardzo dobrze przygotowane głosowo. Jego tenor jest głosem o głębokiej dramaturgii, co w przypadku roli Jontka i jego niespełnionej miłości jest wręcz idealnym dopasowaniem aktora.

Partię Janusza powierzono Stanisławowi Kuflyukowi. To kolejna postać dobrze znana bytomskiej publiczności z wielu ról, od wielu lat. Jest to baryton o głębokiej barwie, którego zdolności aktorskie poznała już publika bytomska bardzo dokładnie. Świetnie realizuje się zarówno w partiach dramatycznych, jak i w komediowych. Podobnie w „Halce” Kuflyuk tworzy postać wręcz demoniczną. Jego relacja do Halki budzi antypatię, mimo, że próbuje być dobrym szlachcicem nawiedzającym swoje włości. Gest górali zmierzających w jego stronę z uniesionymi ciupagami w finalnej scenie wyraźnie podkreśla antypatię ludu do swojego pana.

Partnerująca mu w spektaklu Anna Borucka również od lat tworzy żeński filar Opery Śląskiej. Potrafi czarować zarówno w głównej roli jako Carmen, a także w tak niewielkiej roli jak Zofia w Halce. Zawsze świetnie przygotowana technicznie wokalnie i aktorsko nawet w niewielkich rolach, także i tutaj pokazała swoje świetne możliwości wokalne.
Na koniec zostawiam to co w operze nie zawsze jest dostrzegane a często nawet przyćmione grą solistów. Myślę tutaj o dwóch zespołach, które w Operze Śląskiej są równie mocnym punktem jak śpiewacy solowi – balet i chór.
Niewątpliwie jedną z najmocniejszych i najpiękniejszych stron nowej „Halki” jest taniec. Mazur w pierwszym akcie urzeka pięknem choreografii, jednak taniec góralski w akcie trzecim jest jej bezsprzecznym popisem. Często łamiąc prawa fizyki tancerze – wydawać by się mogło – wędrują aż pod sklepienie sceny w góralskich wyskokach. Niezwykle barwne i efektowne w swoim wykonaniu figury choreograficzne wywołują oczywisty aplauz publiczności. A publiczność bytomska potrafi nagrodzić sowicie. Arnold Rutkowski, który gościnnie wykonuje również partię Jotka w tej inscenizacji napisał w komentarzu na facebookowym profilu Opery Śląskiej, że jest to publiczność jakiej może pozazdrościć niejeden włoski teatr operowy.

Za choreografię spektaklu odpowiedzialny jest jego reżyser Emil Wesołowski, dla którego bytomska „Halka” jest debiutem reżyserskim w Operze Śląskiej. Moim zdaniem debiutem niezwykle udanym. Reżyseria jest świetnie przemyślana. Obrazy przedstawiane na scenie choć klasyczne – jak już wspomniałem – tworzą bardzo wiarygodną spójność. Historia jest logicznie opowiedziana bez jakichkolwiek udziwnień czego nie można było powiedzieć chociażby o słynnej już „Halce” z opery wiedeńskiej. Emil Wesołowski opowiada nam historię tragiczną, ale mimo wszystko piękną. Powiedziałbym, że jest to opowieść wręcz baśniowa. I chyba dlatego właśnie bardzo piękna.
Warta zauważenia jest także praca pani Krystyny Krzyżanowskiej – Łobody, która przygotowała chór wybitnie. Chór opery zawsze jest doskonale przygotowane, także w obecnym przedstawieniu. „Ojcze z niebios, Boże Panie” brzmi nie tyle jak kolejna partia do odśpiewania, co właśnie jak prawdziwa modlitwa. Z delikatnością i odpowiednim modlitewnym wyczuciem. Sceny zbiorowe dopracowane są wokalnie w najmniejszych szczegółach.

Oczywiście świetnie prowadzona orkiestra pod batutą Piotra Mazurka dopełnia całości. Muzyka Moniuszki podana jest w sposób niezwykle „polski”. Słuchałem już niejednego nagrania „Halki”, także w wersji włoskiej i szczerze powiem brakuje w nich często właśnie takiej „polskości”, żeby nie popaść w zbyt patetyczny ton – pewnego rodzaju patriotycznego ducha.
W bytomskiej inscenizacji to „coś” jest. Gdy wybrzmiewają ostatnie takty, gdy Halka niknie w odmętach rzeki, gdy opada kurtyna, pozostaje niedosyt. Chciałoby się wrócić do początku i zobaczyć ten spektakl jeszcze raz. Jak to określiła jednak z moich rozmówczyń – całe przedstawienie jest „bardzo polskie i godne”. Myślę, że pod tymi słowami całkowicie mogę się podpisać. To rzeczywiście bardzo godnie zakończony jubileuszowy sezon Opery Śląskiej.