Alessandro Scarlatti (1660–1725) był jednym z najważniejszych kompozytorów włoskiego baroku, twórcą, którego dzieła wyznaczały kierunek rozwoju opery i muzyki wokalnej przełomu XVII i XVIII wieku. Urodzony w Palermo, szybko zyskał uznanie jako mistrz opery seria, a jego kunszt w zakresie kompozycji, instrumentacji i dramatycznego wyrazu zadecydował o tym, że uznaje się go za jednego z ojców nowoczesnej opery włoskiej. Imponująca liczba 115 oper, liczne kantaty i oratoria, a także utwory instrumentalne, które wciąż inspirują muzyków i badaczy, wskazują jak bogaty muzycznie był to okres. Warte podkreślenia są jego zainteresowania historią Polski, o czym świadczy jedno z jego dzieł: „San Casimiro rè di Polonia”.

Wśród jego dzieł szczególne miejsce zajmuje opera „Griselda”, wystawiona w 1721 roku. Ostania opera kompozytora jest niewątpliwie dziełem monumentalnym. Piękno muzyki, treść – jakże aktualna w swojej wymowie niezależnie od czasów, nadaje jej pewnego rodzaju formę uniwersalności. Czyż takie wartości jak miłość, wierność – także ideałom, ufność, ale i intryga nie towarzyszą nam na każdym kroku? W jak wielu przecież domach i dziś znajduje się nad wyraz często jakiś tyran, którego narcystyczna i egoistyczna natura nakazuje w despotyczny sposób krzywdzić swoich bliskich…

Libretto, oparte na opowieści z „Dekameronu” Giovanniego Boccaccia, autorstwa Apostolo Zeno, podejmuje temat cierpliwości i wierności kobiety wobec męża. Historia królowej Griseldy, poddawanej okrutnym próbom lojalności i pokory, to idealny materiał dla barokowej sceny – łączy w sobie dramat, patos i moralne przesłanie. Szczęśliwe zakończenie wydaje się być zadośćuczynieniem za wszelkie zniewagi i cierpienie bohaterki.
Scarlatti w swojej muzyce podkreślił zarówno emocjonalną głębię bohaterki, jak i monumentalność całego dzieła. Arie da capo, typowe dla opery barokowej, zostały u niego wzbogacone o finezyjną ornamentykę, a jednocześnie pełnią rolę wyraźnych komentarzy do przeżyć psychologicznych postaci.

„Griselda” uchodzi dziś za jedną z najbardziej dojrzałych oper Scarlattiego i przykład mistrzostwa, z jakim potrafił łączyć dramatyczną narrację z kunsztowną muzyką. Dzięki temu kompozytor utrwalił swoją pozycję jako centralna postać włoskiego baroku i artysta, który przygotował grunt dla późniejszych mistrzów, by wspomnieć jego syna Domenico czy też tak wielkie nazwiska jak Händel czy Vivaldi.
Podczas dwóch wieczorów – 27 oraz 28 września 2025 r. – w sercu ruin dawnego Teatru Victoria w Gliwicach, w przestrzeni naznaczonej czasem i historią, wybrzmiała opera, która stawia pytania o cierpliwość, lojalność i miłość ponad wszystko. Samo miejsce jest niezwykle urokliwe.

Sceneria prawdziwych ruin choć oczywiście technicznie zabezpieczonych, idealnie nadaje się do tego typu przedstawień. Minimalna scenografia – jak w przypadku „Griseldy” – wystarczy by dopełnić efektu zamkowych wnętrz. Widz ma tym samym wrażenie, że zasiada w samym centrum wydarzeń.
Budynek teatru powstał w 1890 roku jako Teatr Miejski, na którego deskach wystawiano spektakle i grano opery. W 1945 roku obiekt został spalony przez żołnierzy Armii Czerwonej. Przez ponad 50 lat niezabezpieczone Ruiny niszczały. W połowie lat 90 zainicjowano częściową odbudowę obiektu, a w 1996 roku ponownie rozpoczęto wystawianie spektakli w spalonym teatrze. Rok później obiekt został wpisany do rejestru zabytków. W 2005 roku Ruiny przejęło miasto. Obiekt przez lata był wykorzystywany bardzo sporadycznie. Zmieniło się w to w chwili powstania Centrum Kultury Victoria w 2021 roku. Można powiedzieć, że obiekt ożył na nowo – przynajmniej w okresie letnim, a w planach jest jego gruntowna rewitalizacja.

Muzyka wykonana przez orkiestrę „ Il Suonar Parlante” pod dyrekcją Vittorio Ghielmiego zachwycała, po prostu. Doskonałość formy, piękne brzmienie i przede wszystkim czystość wykonania urzekała od pierwszych dźwięków. Przy klawesynie zasiadł Marcin Świątkiewicz, którego jakże esencjonalna gra nadawała klimatu całości dzieła.
Kolejny raz mogłem się przekonać, że mamy w Polsce wybitnych śpiewaków barokowych. Dorota Szczepańska – Griselda, Teresa Marut – Costanza, Artur Plinta – Roberto – to głosy, o których należy pamiętać i podziwiać. Obie panie wykazały się kryształowym wręcz brzmieniem i precyzją w tak licznej ornamentyce arii czy duetów. Zarówno solo jak i w duetach dostarczały słuchaczom wizualnych i dźwiękowych emocji na najwyższym poziomie. Piękna gra aktorska przykuwała uwagę a ich współbrzmienia były wręcz idealne. Z kolei kontratenor Artura Plinty naprawdę wywołuje dreszcze. Doskonała emisja głosu, świetna barwa i dykcja dają wielką przyjemność ze słuchania tego artysty za każdym razem, gdy pojawia się na scenie.

Sonia Prina – włoska śpiewaczka, jest bardzo dobrze znana polskiej widowni operowej, gdyż stosunkowo często gości w różnych produkcjach w naszym kraju. Śpiewająca pięknym kontraltem doskonale sprawdziła się w swojej roli. Jej Gualtiero to demoniczny antypatyczny potwór, który od pierwszych chwil budzi odrazę. Świetnie modulująca barwą potrafi nadać postaci wyrazisty charakter. Jest zresztą znaną na całym świecie specjalistką od oper i dzieł barokowych. Troszeczkę brakowało mi jakby polotu, dynamiki w jej głosie, choć nie wykluczone, że kontrastujący ciemny głos na tle wspomnianych wyżej sopranów po prostu musi tak brzmieć. Niewątpliwie jednak jest to śpiewaczka najwyższego formatu.

Wreszcie dwie ostatnie role Monika Jägerová, jako Ottone oraz Karol Kozłowski jako Corrado to postacie dopełniające dramaturgii całego przedstawienia. Choć mogłoby się wydawać, że to role drugoplanowe to jednak sposób wykonania przez obu artystów stawia ich na równi z całym pozostałym zespołem scenicznym.

Myślę, że ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że spektakl ten został przygotowany z najwyższą precyzją. Świadczy o tym chociażby fakt, że tuż po wybrzmieniu ostatnich dźwięków, jeszcze nim śpiewacy pojawili się do ukłonów, cała publiczność już wstała z miejsc nagradzając wszystkich długimi owacjami. Pełny sukces. I to powtórzony dwukrotnie.

Z kronikarskiego obowiązku należy jeszcze przypomnieć, iż spektakl wyreżyserował i wspaniale osadził w Ruinach Teatru Victoria Tomasz Cyz, scenografię – minimalistyczną a przez to piękną i wymowną przygotowała Anna Adamek, za światło odpowiadała Katarzyna Łuszczyk, a za choreografię – Anna Hop. W role dworzan wcielili się: Katarzyna Dominiak, Julia Dąbrowska, Kacper Kotras i Mikołaj Froń.

Podczas 18 edycji festiwalu „ All’Improvviso” mieliśmy już przyjemność zanurzyć się w wielu wspaniałych dźwiękach muzyki dawnej. Jednak dla mnie ten wieczór był niezwykle wyjątkowy i choć „Griselda” – wybrzmiała w Polsce po raz pierwszy, należy mieć nadzieję, że nie ostatni. Dzieło to zasługuje na rozpowszechnienie i pokochanie przez szerszą publiczność.