Barokksolistene to po norwesku „soliści barokowi”. Ta wyjątkowa, międzynarodowa formacja wybitnych instrumentalistów nurtu historycznego została założona w 2005 roku przez skrzypka Bjarte Eike, który pełni rolę dyrektora artystycznego zespołu. Wszystkich muzyków łączy zamiłowanie do improwizacji, ale przede wszystkim chcą dzielić i bawić się muzyką, wprowadzając do swoich performansów także elementy teatru. Przed przyjazdem do Warszawy zespół wystąpił m. in. w hamburskiej Elbphilharmonie, a wkrótce zadebiutuje na Festiwalu w Edynburgu.
To pierwszy z 13 zaplanowanych koncertów w tej edycji festiwalu. Wszystkich słuchaczy przywitał Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, prof. dr hab. Wojciech Fałkowski, podkreślając, jak ważny dla tego miejsca jest powrót „Ogrodów Muzycznych”. Zapowiadając Barokksolistene Łukasz Strusiński, dyrektor artystyczny odpowiedzialny za program koncertowy mówił, że nie wiadomo, czego możemy się spodziewać. Zasadą zespołu jest to, że muzycy spotykają się pół godziny przed koncertem i dopiero wtedy ustalają, co będą wykonywać. A repertuar mają ogromny.
W koncercie „The Alehouse Sessions” starali się, przynajmniej w pierwszej części wieczoru na „Ogrodach Muzycznych” odtworzyć atmosferę XVII-wiecznej Anglii, będącej wtedy pod rządami purytanów. Oliver Cromwell nie lubił śpiewać, ani tańczyć, pozamykał teatry i zakazał publicznego wykonywania muzyki. Sztuka zeszła więc do podziemia, a ściślej mówiąc do zajazdów, tawern i pubów (alehouse), których było wtedy w Anglii bardzo dużo. Grano muzykę poważną i muzykę ludową, choć jak opowiadał mi w wywiadzie Bjarte Eike, te gatunki były wtedy o wiele bliżej siebie. Różnica lub granica między folkiem, klasyką lub barokiem jest bardzo płynna. I nie da się więc odpowiedzieć na pytanie, jakie jest stężenie baroku w folku.
Na dziedzińcu Zamku Królewskiego pojawiło się aż ośmiu muzyków. Wystąpili: Bjarte Eike (Norwegia) – skrzypce i kierownictwo artystyczne, Miloš Valent (Słowacja) – skrzypce, Tom Guthrie (Wielka Brytania) – skrzypce, Per Buhre (Szwecja) – altówka, Fredrik Bock (Szwecja) – gitara barokowa i charango, Steven Player (Wielka Brytania) – gitara barokowa i taniec, Hans Knut Sveen (Norwegia) – harmonium oraz Johannes Lundberg (Szwecja) – kontrabas. Okazało się, że wszyscy świetnie śpiewają. I potrafią improwizować także wokalnie, poruszając się w różnych stylach, od śpiewu gardłowego, poprzez jazz, gospel i muzykę celtycką. Dekoracje stanowiły beczki z piwem oraz piwo, którego duże ilości pochłonęli podczas swojego występu.
W drugiej części wieczoru artyści zaproponowali podróż przez kraje i gatunki muzyczne. Były angielskie szanty, muzyka skandynawska, cygańska, słowacka i … polska. Zagrano wariację na temat Mazura napisanego przez Georga Philippa Telemanna. Kompozytor w 1704–1708 był nadwornym muzykiem i kapelmistrzem w Żarach, na dworze hrabiego Erdmanna II Promnitza, ministra Tajnego Gabinetu Augusta II Mocnego. Telemann dużo podróżował po Polsce i zetknął się z polską muzyka ludową, którą przetwarzał w swoich utworach. Podobnie robił w Anglii Henry Purcell, którego utwory także zabrzmiały podczas występu Barokksolistene na „Ogrodach Muzycznych”.
Artyści grali w sposób bardzo nieszablonowy, ich improwizacje były pozornie na luzie, każdy z nich chciał popisać się swoją wirtuozerią. Przepychali się, wyrywali sobie instrumenty i dosłownie szaleli na scenie. Każdy z członków Barokksolistene miał coś do powiedzenia, było to zwariowane muzyczne partnerstwo, zabawne i pełne nieskrepowanego szaleństwa. Wszystko było jednak głęboko przemyślane i wyreżyserowane, to sztuczne zamieszanie miało swoje drugie dno.
Skojarzyło mi się to z zupełnie innym koncertem, który kiedyś mnie zachwycił. Podczas występu formacji El Dojpa (to jedna z dopuszczalnych pisowni zespołu założonego przez Doktora Yry, w jego skład wchodzi m. in. Kazik Staszewski, lider Kultu) muzycy operowali zaskakującym muzycznym chaosem, który układał się w niesłychaną organicznie harmonię. To oczywiście dość odległe skojarzenie, ale Barokksolistene działali w jakimś sensie podobnie, perfekcyjnie zgrani uzyskali idylliczną muzycznie arkadię.
Artyści, zgodnie z zapowiedzią starali się wciągnąć do swoich zabaw publiczność, kazali jej śpiewać i krzyczeć. Podczas cygańskiej opowieści o zaginionej żonie szukali jej na widowni. I znaleźli, wciągnięta na estradę dziewczyna doskonale zresztą odnalazła się w tej sceniczno-muzycznej roli. Soliści Barokowi snuli też opowieści, z humorem, ale i nostalgią, nie brakowało w tym występie także chwil lirycznych i wzruszających. Zabawnym nawiązaniem do koncertów rockowych było też świecenie telefonami komórkowymi, co zaproponował Bjarte Eike.
A występ zakończyła niezwykła scena bójki zazdrosnych o siebie muzyków, którzy okładali się gitarami, skrzypcami, imitując w zwolnionym, pantomimicznym tempie upadki i walkę. Była to muzyczna jazda bez trzymanki, i jak powiedział ktoś po występie, namiot zapłonął.