REKLAMA

„Aida” w Bytomiu. Brawurowa inauguracja sezonu 2025/2026 w Operze Śląskiej

Inauguracja nowego sezonu Opery Śląskiej przyniosła widzom spektakl niezwykły – monumentalną „Aidę” Giuseppe Verdiego w obsadzie godnej największych scen świata. Emocje sięgały zenitu już podczas próby generalnej, a wieczór premierowy 12 września okazał się prawdziwym świętem sztuki wokalnej i aktorskiej. Wspaniałe kreacje solistów, wzruszające interpretacje i wielka intensywność dramatyczna sprawiły, że publiczność otrzymała przedstawienie na najwyższym, światowym poziomie.

Wybrałem się już na próbę generalną w przeddzień uroczystego otwarcia sezonu, które nastąpiło 12 września 2025 roku, aby zobaczyć drugą obsadę. I byłem pod ogromnym wrażeniem. Pomyślałem: no, no, skoro taki wysoki poziom wykazuje drugi garnitur solistów, to jaki musi być pierwszy!

W partii tytułowej Anna Wiśniewska-Schoppa była absolutnie wzruszająca. Jest w tej artystce jakaś kruchość, delikatność, zdolność przekazywania emocji w sposób niezwykle naturalny, subtelny i dlatego z natychmiast chwytający za serce. Przy czym dysponuje ona sopranem silnym, bogatym i ciepłym, o ładnej barwie. Jej modlitwa „Numi pieta…” kończąca arię Aidy „Ritorna vincitor…” w I akcie opery, zaśpiewana pianissimo, była po prostu anielsko piękna. Podobnie aria nad Nilem „Qui Radames verra…O cieli azzurri…”, finezyjnie cieniowana i z pewnym wysokim „c”. Zaśpiewanym co prawda forte, ale wykonanie tego dźwięku i prowadzącej do niego, a następnie schodzącej frazy zgodnie z oznaczeniem Verdiego „ppp” udaje się tylko bardzo nielicznym. Głos śpiewaczki dominował też jak należy w scenach zbiorowych. Zauważyłem tylko jeden mankament: w długich frazach legato, nawet dobrze zróżnicowanych pod względem dynamiki, sopran śpiewaczki ma tendencję nie tyle do nadmiernego rozwibrowania, co raczej lekkiego falowania wokół centrum dźwięku.

Stanislav Kuflyuk (Amonasro) i Anna Wisniewska-Schoppa (Aida) © Karol Fatyga
Stanislav Kuflyuk (Amonasro) i Anna Wiśniewska-Schoppa (Aida) © Karol Fatyga

Anna Borucka zapadła mi w pamięć jako bardzo młoda uczestniczka jednego z dwóch Konkursów Wokalnych im. Haliny Halskiej, organizowanych przez Akademię Muzyczną we Wrocławiu, w których byłem jurorem przed mniej więcej dwudziestu-dwudziestu pięciu laty (w pierwszym Przewodniczącą Jury była Teresa Żylis-Gara, w drugim Ewa Michnik). Ciekawe, że nie pamiętam ani kto je wygrał, ani żadnego z pozostałych uczestników, ale Borucką tak. Szczególnie jej pełne temperamentu wykonanie arii Jeżibaby z „Rusałki” Dworzaka. Zdobyła jedną z regulaminowych nagród. Był to wtedy głęboki alt rzadkiej urody. W ubiegłym sezonie Opery Śląskiej zachwyciłem się jej pełną wdzięku kreacją roli Księżnej Fryderyki w „Luizie Miller” Verdiego. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek pokusi się o zaśpiewanie partii Amneris, jednej z najtrudniejszych w repertuarze mezzosopranu dramatycznego. A jednak! Wiem, że to był jej debiut w tej roli. Głos Boruckiej brzmi teraz jaśniej, jest bardziej metaliczny. Zaśpiewała pewnym dźwiękiem, ale nie jest to jeszcze kreacja skończona. Odczułem wręcz tremę. Jednak przyszłość przed nią.

Anna Borucka (Amneris) © Karol Fatyga
Anna Borucka (Amneris) © Karol Fatyga

Matheus Pompeu obdarzony jest tenorem ciepłym i aksamitnym. Śpiewał Radamesa zdecydowanie lirycznie, wbrew tradycji przypisującej tę partię tenorom dramatycznym lub lirico spinto. Ale są precedensy: Giuseppe di Stefano (La Scala 1956 – otwarcie sezonu), José Carreras ( Festiwal w Salzburgu i nagranie studyjne 1979 pod dyrekcją Herberta von Karajana). Dobrze, że Pompeu nie forsował głosu, chociaż w niektórych scenach, wymagających siły i blasku, był z natury rzeczy nieco anemiczny. Ale to piękna, subtelna kreacja.

Matheus Pompeu (Radames) i Marta Huptas (Kapłanka) © Karol Fatyga
Matheus Pompeu (Radames) i Marta Huptas (Kapłanka) © Karol Fatyga

Wspaniałym Amonasrem był niezawodny Stanislav Kuflyuk, urzekający bogactwem pięknego timbre’u barytonowego głosu i siłą dramatycznego wyrazu, szczególnie w duecie z Aidą w III akcie. Pozostali soliści zaprezentowali się bardzo dobrze: Zbigniew Wunsch (Ramfis), Grzegorz Szostak (Faraon), Marta Huptas (Kapłanka), Aleksander Kruczek (Posłaniec).

Próba generalna „Aidy” w przeddzień uroczystego otwarcia sezonu. Scena zbiorowa © Karol Fatyga
Próba generalna „Aidy” w przeddzień uroczystego otwarcia sezonu. Scena zbiorowa © Karol Fatyga

Ta próba generalna była dla mnie wielkim przeżyciem, bo na widowni siedziałem podczas pierwszych dwóch aktów obok wielkiego choreografa i reżysera Henryka Konwińskiego – twórcy wspaniałych scen baletowych tego przedstawienia – z którym przyjaźnimy się od co najmniej pół wieku. A podczas następnych dwóch byłem na parterze Opery Śląskiej zupełnie sam, bo baletu już w nich nie ma, a dyrektor Łukasz Goik siedział niewidzialny dla mnie na pierwszym balkonie. Zatem miałem nieodparte wrażenie, że wszyscy artyści grają, śpiewają i tańczą tylko właśnie dla mnie. Niesamowite uczucie! Tym bardziej, że na tej ukochanej przeze mnie scenie sam występowałem wielokrotnie, zapowiadając koncerty, pierwszy w 1985 roku na Jubileuszu 40-lecia Opery z takimi gwiazdami jej przeszłości jak Natalia Stokowacka, Antonina Kawecka, Krystyna Szczepańska, Bogdan Paprocki, Wiesław Ochman, Andrzej Hiolski.

Ale ta próba generalna stanowiła tylko przedsmak tego, co przeżyłem następnego dnia w wypełnionej po brzegi sali Opery Śląskiej. To był wieczór gwiazd.

Lilla Lee śpiewała partię Aidy głosem jasnym, pełnym, o wyrazistych konturach, solidnym jak skała i doskonałe brzmiącym na każdym poziomie dynamicznym. Kluczową frazę w arii nad Nilem wykonała crescendo, wieńcząc ją wysokim „c” fortissimo, a potem schodząc w dół skali do piana. Ale jej interpretacja wydała mi się zimna, jakby marmurowa.

Małgorzata Walewska (Amneris) i Lilla Lee (Aida) © Krzysztof Bieliński
Małgorzata Walewska (Amneris) i Lilla Lee (Aida) © Krzysztof Bieliński

Natomiast Małgorzata Walewska jako Amneris aż kipiała temperamentem i gdy była na scenie absolutnie nią władała. Ten akurat spektakl „Aidy” – niezwykłego arcydzieła Verdiego – powinien się właściwie nazywać „Amneris”. Wachlarz emocji, jakie ukazała Walewska zarówno w śpiewie jak w każdym geście doskonale opanowanej roli, był wręcz niesamowity. A jej dumna księżniczka, której uczucie zostało zranione, miłość odrzucona, budziła nie mniejsze współczucie niż jej rywalka, Aida. Szczególnie w duecie z Radamesem i w scenie sądu. Walewska przez ponad trzydzieści lat śpiewała partię Amneris, odnosząc wielkie sukcesy na wszystkich prawie słynnych scenach świata łącznie z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Teraz, nie kryjąc swojego wieku – skończyła 60 lat – ogłosiła, że żegna się ze „swoją sceniczną siostrą”. Byłaby to wielka szkoda, bo jej soczysty i wyjątkowej piękności mezzosopran brzmi równie świetnie jak dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, a cała kreacja jest porównywalna tylko z najlepszymi zarejestrowanymi na płytach. Rywalki Walewskiej to: Ebe Stignani, Giulietta Simionato, Fedora Barbieri, Fiorenza Cossotto, Rita Gorr, Grace Bumbry, Elena Obraztsova w przeszłości. Dzisiaj może tylko Elina Garanca. Ja na scenie podobnej klasy odtwórczynię Amneris widziałem wcześniej tylko raz: w londyńskiej Covent Garden Opera w roku 1971, gdy miałem 23 lata i ogarniały mnie emocje nie do zapomnienia. Była to Shirley Verrett. A teraz – nie po raz pierwszy zresztą – Małgorzata Walewska.

Małgorzata Walewska (Amneris) © Krzysztof Bieliński
Małgorzata Walewska (Amneris) © Krzysztof Bieliński

W roli Radamesa triumfalnie zadebiutował Arnold Rutkowski. Jego liryczny kiedyś tenor naturalnie dojrzał, nabrał wolumenu i blasku tenora lirico spinto, czyli liryczno-dramatycznego, idealnego w tej partii. W piekielnie trudnej arii „Celeste Aida” wyczuwało się pewną tremę. Ale i tak zaśpiewał ją bardzo pięknie. A potem był wręcz porywający olśniewającym kolorem głosu i żywiołową grą aktorską w obrazie w świątyni Izydy oraz w takich scenach jak obydwa duety z Aidą, duet z Amneris i brawurowe wręcz zakończenie III aktu długo trzymaną fortissimo frazą: „Sacerdote! Io resto a te!”. To dzisiaj śpiewak klasy światowej.

Arnold Rutkowski (Radames) © Krzysztof Bieliński
Arnold Rutkowski (Radames) © Krzysztof Bieliński

Ja osobiście przeżyłem na tym przedstawieniu „Aidy” dodatkowe wzruszenie, bo zarówno Małgorzatę Walewską – 35 lat temu gdy była jeszcze studentką, jak Arnolda Rutkowskiego – 20 lat temu gdy dopiero co zadebiutował jako Rudolf w „Cyganerii” w Operze Wrocławskiej, zaprosiłem do mojego programu telewizyjnego „Wokół Wielkiej Sceny” organizując nagrania dźwiękowe i pokazując w inscenizacjach arii. Miałem świadomość, że to niezwykłe talenty, przeznaczone do światowej kariery i nie pomyliłem się.

Andrzej Dobber zaśpiewał partię Amonasra fenomenalnie – głosem potężnym, pełnym światła i przepięknych barw. Czuło się, że to zjawiskowy artysta przynoszący do Opery Śląskiej zapach La Scali, Metropolitan Opera, Wiener Staatsoper i innych najsławniejszych teatrów operowych świata.

Andrzej Dobber (Amonasro) i Lilla Lee (Aida) © Krzysztof Bieliński
Andrzej Dobber (Amonasro) i Lilla Lee (Aida) © Krzysztof Bieliński

W niewielkiej partii Kapłanki skradła na chwilę cały „show” Ruslana Koval z głosem świeżym jak zapach wiosennych kwiatów. Przyjmując ją gwiazda spełniła życzenie dyrektora Łukasza Goika podobnie jak w 1979 roku wielka Katia Ricciarelli życzenie Herberta von Karajana w nagraniu płytowym z Mirellą Freni jako Aidą.

Świetny był Grzegorz Szostak tym razem jako Ramfis, bardzo dobrzy Tomasz Theil w partii Faraona oraz Maciej Komandera w partii Posłańca.

Arnold Rutkowski (Radames), Rusłana Koval (Kapłanka) i Grzegorz Szostak (Ramfis) © Krzysztof Bieliński
Arnold Rutkowski (Radames), Rusłana Koval (Kapłanka) i Grzegorz Szostak (Ramfis) © Krzysztof Bieliński

Zachwycił mnie dyrygent Piotr Mazurek, który prowadził całość płynnie i śpiewnie w naturalnych tempach, zawsze w zgodzie ze śpiewakami, co jest najistotniejsze w operze nie tylko włoskiej, ale we włoskiej szczególnie.

Spektakl z 2003 roku w mistrzowskiej reżyserii Laco Adamika, skupiającej uwagę nie na efektach inscenizacyjnych, lecz na grze aktorskiej śpiewaków oraz w wysmakowanej, opartej na wyrazistych symbolach starożytnego Egiptu jak np. piramida i przepysznych, barwnych kostiumach scenografii Barbary Kędzierskiej ma walory ponadczasowe i nie zestarzeje się nawet za pięćdziesiąt lat a może nigdy.

Małgorzata Walewska (Amneris), Arnold Rutkowski (Radames), Łukasz Goik i Piotr Mazurek. Inauguracja sezonu 2025/2026 w Operze Śląskiej w Bytomiu © Krzysztof Bieliński
Małgorzata Walewska (Amneris), Arnold Rutkowski (Radames), Łukasz Goik i Piotr Mazurek. Inauguracja sezonu 2025/2026 w Operze Śląskiej w Bytomiu © Krzysztof Bieliński

Dyrektorowi Łukaszowi Goikowi, któremu ku mojej wielkiej radości przedłużono kontrakt na następne pięć lat, życzę po prostu aby kontynuował to, co robił już w Operze Śląskiej przez dziewięć minionych sezonów. I prorokuję, a mam w tym pewną wprawę, że okres jego dyrekcji przejdzie kiedyś do historii jako „złote lata” tej zasłużonej instytucji kultury.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne