REKLAMA

Wielka opera w małym Cieszynie. Gala finałowa XXX Festiwalu „Viva il canto”

Spośród mnogości festiwali operowych na terenie Polski festiwal „Viva il canto” w Cieszynie wyróżnia się wyjątkową atmosferą harmonizującego połączenia starego z nowym, nostalgii ze świeżością.

Każda podróż ku muzycznym doznaniom rozpościera przed melomanem czy melomanką zupełnie nowe światy. To nie tylko wykonawcy, nie tylko grane i śpiewane przez nich utwory. Także miejsce, w którym słuchamy muzyki, kształtuje indywidualny charakter każdego koncertu, festiwalu, czy operowej premiery. Jakże wiele zależy od wnętrza – nie tylko od jego akustyki, lecz także od architektury, przestrzeni, jaką generuje, tonacji kolorystycznej w jakiej jest ono utrzymane, czy też historii danego obiektu.

W Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, wybudowanym ponad sto lat temu w stylu późnego wiedeńskiego baroku, muzyka klasyczna nie brzmi tak często jak powinna. I właściwie tylko dzięki jednemu, szczególnemu wydarzeniu muzycznemu, raz w roku scenę, widownię, loże, balkon i wszystkie zakamarki tego pięknego zabytku wypełniają operowe arie, duety, kwartety, czy uwertury. Jest nim Międzynarodowy Festiwal Muzyki Wokalnej „Viva il canto”.

Trudno wprost uwierzyć, że festiwal z tak wieloletnią tradycją – w tym roku odbyła się już 30. edycja – wciąż pozostaje w kręgu tych mniej znanych i mniej medialnych wśród cyklicznych wydarzeń operowych na mapie Polski. A przecież jego historia jest niezwykle bogata. W poszczególnych edycjach udział brali znakomici śpiewacy, m.in. Kałudi Kałudow, który przez 12 lat pełnił funkcję dyrektora artystycznego, a także Aleksander Teliga, Edyta Piasecka, Ewa Biegas, Ewa Podleś, Stefania Toczyska, czy Małgorzata Walewska. Festiwalowymi koncertami dyrygowali w przeszłości Antoni Wit, Krzysztof Penderecki, José Maria Florêncio, Sławomir Chrzanowski. A to tylko niektóre nazwiska przez trzy dekady nadające kształt temu niepowtarzalnemu muzycznemu wydarzeniu.

Stepan Drobit, Ilona Krzywicka, Mykhailo Malafii © Maksymilian Rychły

Dyrektor i pomysłodawczyni Festiwalu, Małgorzata Mendel, co roku dba o to, by w Cieszynie swój kunszt artystyczny mogli zaprezentować nie tylko doświadczeni śpiewacy o wieloletnim stażu na licznych scenach w Polsce i poza jej granicami, lecz także młode pokolenia. Tak było także podczas Jubileuszowego Koncertu Galowego wieńczącego 30. edycję festiwalu, 16 września 2022 roku. Jego niezwykłość opiera się nie tylko na aż siedmiu głosach solistów, od sopranu po bas, lecz przede wszystkim na programie składającym się w stu procentach z repertuaru operowego. Jest to w ostatnich latach nieczęsty zabieg, gdyż letnie festiwale mają tendencję do koncertów łączących różne gatunki muzyczne, od opery poprzez muzykę symfoniczną, operetkę, skończywszy na musicalu.

Można śmiało stwierdzić, iż była to gala Verdiowsko-Pucciniowska, z niewielkimi akcentami muzyki francuskiej. W programie nie zabrakło także Bizeta, Gounoda i Offenbacha. Jednak to właśnie kompozycje Verdiego, przez wielu nazywanego niekwestionowanym królem opery, rozpoczęły koncert oraz zakończyły zarówno pierwszą, jak i drugą jego część.

Przy uskrzydlających dźwiękach otwierającego galę „Va, pensiero” z opery „Nabucco” w wykonaniu Chóru i Orkiestry Opery Śląskiej w Bytomiu pod batutą Igora Dohoviča, na sali koncertowej zagościł nastrój refleksji i zadumy. Ten szczególny utwór został nie tylko okrzyknięty przez Włochów ich nieoficjalnym hymnem. Wracają do niego wszystkie nacje i wszystkie grupy społeczne w chwilach, gdy światu należy przypomnieć o tym, jak bezcenną i niezbędną do życia wartością jest wolność.

Pozostając w kręgu „Nabucco”, wybrzmiała kolejno aria Zachariasza „Oh! Chi piange” w wykonaniu Grzegorza Szostaka, solisty Teatru Wielkiego w Łodzi, wraz z chórem. Wielka szkoda, iż był to jedyny solowy utwór tamtego wieczoru, w którym można było usłyszeć tego charyzmatycznego i bardzo wszechstronnego basa.

Wszyscy soliści © Maksymilian Rychły

Tuż po nim zaprezentowała się, także z Łodzi, Aleksandra Borkiewicz-Cłapińska, jednak aria Julii „Ah, je veux vivre” z „Romea i Julii” Charlesa Gounoda przeznaczona dla sopranu koloraturowego okazała się zbyt dużym wyzwaniem dla jej stosunkowo małego, delikatnego głosu. Zdecydowanie korzystniej wypadła ona w repertuarze lirycznym – „O mio babbino caro” Pucciniego (2. część koncertu) oraz w duecie z Bernadettą Grabias („Barcarola” z „Opowieści Hoffmanna” Offenbacha) czy scenach zbiorowych z „Traviaty” oraz „Aidy”.

Podobnie znany raczej ze śpiewania kameralistyki Mateusz Zajdel, który ewidentnie forsował głos przy wysokich dźwiękach arii Cavaradossiego „Recondita armonia” z pierwszego aktu „Toski” Pucciniego. Na szczęście udało mu się zatrzeć negatywne wrażenie w drugiej części, dzięki duetowi z Iloną Krzywicką „O soave fanciulla”, również kompozycji Pucciniego, tym razem zamykającej pierwszy akt opery „Cyganeria”.

Zresztą, to właśnie Ilona Krzywicka okazała się najciekawszym głosem i osobowością sceniczną tamtego wieczoru. Młoda solistka obdarzona gęstym, potężnym i krystalicznie czystym sopranem dramatycznym urzekła dojrzałością śpiewu i interpretacji, zarówno solo (fenomenalna w „Vissi d’arte” z drugiego aktu „Toski”), jak i w duetach – ze wspomnianej już wcześniej „Cyganerii” oraz „Madamy Butterfly”, gdzie partnerował jej na scenie tenor Mykhailo Malafii. Jej częstsza obecność na scenach operowych byłaby dla polskich teatrów niezaprzeczalną korzyścią.

Aleksandra Borkiewicz-Cłapińska, Bernadetta Grabias © Maksymilian Rychły

Sam Malafii, pochodzący z Ukrainy, to interesujący tenor lirico spinto o pięknej barwie głosu, którego nigdy przedtem nie miałam okazji posłuchać. Jego wykonanie arii księcia Kalafa „Nessun dorma”, najpopularniejszej i najchętniej śpiewanej arii tenorowej wszechczasów, było bardzo poprawne.

Zgoła odmienne wrażenie wywarł na mnie jego rodak, baryton Stepan Drobit, od kilku sezonów solista Opery Śląskiej. Choć bardzo ambitny i pracowity, nie dojrzał jeszcze do śpiewania partii barona Scarpii, jednego z najmroczniejszych charakterów w literaturze operowej. W jego „Te Deum” z pierwszego aktu „Toski” zabrakło choć odrobiny ognia oraz pewności siebie. Być może była to kwestia tremy, gdyż w drugiej części koncertu Drobit z powodzeniem wykonał kuplety Torreadora z „Carmen” Bizeta, nagrodzone gromkim aplauzem.

Bernadetta Grabias, solistka Teatru Wielkiego w Łodzi, wcielała się już w postać Eboli na rodzimej scenie i to właśnie jej arię „O, don fatale” z opery Verdiego „Don Carlo” usłyszała w jej wykonaniu cieszyńska publiczność. To artystka dysponująca ciemnym mezzosopranem, bardzo świadoma sceny, a naturalność w sztuce interpretacji sprawia, że każdy jej występ ogląda z przyjemnością.

Małgorzata Mendel gratuluje wykonawcom © Maksymilian Rychły

Nietuzinkowym punktem programu okazały się sceny zbiorowe z „Traviaty” oraz „Aidy”, nieczęsto wykonywane podczas koncertów galowych. Wytworzyły zdrowy balans pośród najpopularniejszych operowych arii i duetów. Chór i Orkiestra Opery Śląskiej w Bytomiu stanęły na wysokości zadania dzięki owocnej współpracy z dyrygentem Igorem Dohovičem. A wszystkie te muzyczne perły zalśniły niczym oprawione w diadem za sprawą na wskroś merytorycznej i bardzo skondensowanej konferansjerki, za którą odpowiadała Małgorzata Mendel.

Pomimo zróżnicowanego poziomu wykonań koncert pozostawił po sobie aurę nostalgii do czasów, gdy piękne wnętrza wypełniały dźwięki najpiękniejszej muzyki i ten stan rzeczy utrzymywał się na porządku dziennym. To także okazja do posłuchania głosów zarówno dojrzałych, jak i tych wciąż nie do końca oszlifowanych. Dlatego też Festiwal „Viva il canto” wart jest rekomendacji oraz powrotów w historyczne zakątki Cieszyna, miasta na pograniczu dwóch nacji i kultur.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne