REKLAMA

Cyrulik z Janiakiem, Gongiem i sobowtórem Trumpa w Operze Bałtyckiej

Premiera gdańskiej inscenizacji Pawła Szkotaka odbyła się 16 listopada 2018 roku, ale jest w tym przedstawieniu nadal świeżość, a publiczność bawi się chwilami jak na dobrze skrojonej farsie.

Mam szczególny sentyment do „Cyrulika sewilskiego” Gioacchina Rossiniego między innymi dlatego, że 20 lat temu realizowaliśmy to arcydzieło opery komicznej w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Spektakl błyskotliwie wyreżyserował wtedy Jacek Chmielnik, a w partii Hrabiego Almavivy debiutował Krystian Adam Krzeszowiak, obecnie jednen z najbardziej pożądanych tenorów w Europie, zwłaszcza w repertuarze barokowym i Mozartowskim. Wtedy daliśmy szansę studentowi Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a dzisiaj artysta ma już w dorobku występy w La Scali, Covent Garden, Carnegie Hall w Nowym Jorku czy Opéra-Comique w Paryżu.

Natomiast 30 stycznia 2022 roku w Operze Bałtyckiej w Gdańsku w partii Almavivy podziwiałem Lianghua Gonga. Śpiewa lekko, a równocześnie dzięki dobrej technice jego pięknie brzmiący głos jest bez problemu słyszalny na całej widowni. Ma do tego talent komediowy i urok sceniczny, co w takim repertuarze jest bezcenne. Pochodzący z Chin Gong od 10 lat pracuje w Operze w Bielefeld. Śpiewał też w Greckiej Operze Narodowej i Musikverein Graz, miał koncert solowy z Berliner Symphoniker. Otrzymał pierwszą nagrodę na wiedeńskim International Singing Competition Klassik-Mania (2010). Warto zwrócić na niego uwagę i częściej zapraszać go do Polski.

Po raz pierwszy dyrygował w Operze Bałtyckiej Rafał Janiak, o którym niektórzy dyrektorzy oper mówią, że jest filharmoniczny. Janiak rzeczywiście jest często zapraszany do prowadzenia orkiestr filharmonicznych, co raczej przemawia na jego korzyść i buduje mu wspaniale karierę. W grudniu 2021 roku słyszałem jego znakomitą interpretację I Koncertu fortepianowego b-moll Piotra Czajkowskiego z pełnym temperamentu pianistą Lukasem Geniušasem. Jeszcze bardziej zachwyciło mnie wykonanie II Symfonii „Wigilijnej” Krzysztofa Pendereckiego. Już dawno nie słyszałem tak znakomicie grającej orkiestry Filharmonii Krakowskiej, jak pod jego batutą. Kilka miesięcy temu Janiak prowadził również prestiżowy koncert w Filharmonii Łódzkiej z okazji 60-lecia pracy twórczej Zygmunta Krauzego. Młody dyrygent współpracuje też ściśle m.in. z Polską Filharmonią Kameralną Sopot i Filharmonią Podkarpacką. Realizował jako kierownik muzyczny udane premiery w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w koprodukcji z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina. W Teatrze Wielkim w Łodzi odniósł ogromny sukces, dyrygując własną operą „Człowiek z Manufaktury”, ale również „Baronem cygańskim” Johanna Straussa i wyjątkowo trudnym dziełem czyli „Turandot” Giacoma Pucciniego.

Rafał Janiak  ©  Anita Wąsik-Płocińska

Janiak ma doskonałą pamięć, jest bystry i ma celne uwagi, pokazuje precyzyjnie wejścia śpiewakom i sekcjom instrumentów. Orkiestra Opery Bałtyckiej pod jego batutą grała z energią i temperamentem, choć instrumentom dętym zdarzyło się kilka drobnych wpadek, między innymi w słynnej uwerturze. Nie wydaje mi się jednak, aby to była wina dyrygenta, raczej mniejszej czujności lub braku precyzji u niektórych instrumentalistów, co pewnie można i trzeba poprawić. Pięknie natomiast brzmiała sekcja instrumentów smyczkowych, co dawało ogromną radość z odbioru spektaklu. Janiak wniósł dynamizm, więc nie było żadnego wrażenia, że uczestniczę w odgrzewanym przedstawieniu.

Premiera gdańskiej inscenizacji Pawła Szkotaka odbyła się 16 listopada 2018 roku, ale jest w tym przedstawieniu nadal świeżość, a publiczność bawi się chwilami jak na dobrze skrojonej farsie. Szkotak – jako inteligentny i bardzo doświadczony reżyser, a także psycholog – potrafi jak mało kto wydobyć z tekstu rozmaite niuanse, a także budować sytuacje „pomiędzy słowami”. Dzięki temu widz ma poczucie, że uczestniczy w spektaklu rzeczywiście wyreżyserowanym. W operze na całym świecie zdarza się dość często, że śpiewacy wędrują po scenie „od ściany do ściany” i brakuje w działaniach konsekwencji. Natomiast w gdańskim spektaklu Pawła Szkotaka wszystko jest bardzo dobrze przemyślane i konsekwentnie zrealizowane. Zaprosił go do współpracy dyrektor Opery Bałtyckiej Romuald Wicza-Pokojski, również reżyser, któremu bliski jest zarówno teatr dramatyczny, jak i alternatywny, nastawiony też na eksperyment.

Szkotak przeniósł akcję „Cyrulika sewilskiego” z Hiszpanii do Nowego Meksyku, gdzie jesteśmy świadkami występów “mariachi” i pląsania pięknych dziewcząt w błyszczących obcisłych sukienkach. Don Bartolo (świetny wokalnie i aktorsko Robert Gierlach) jest tutaj sobowtórem Donalda Trumpa. Publiczność dostaje ataków śmiechu na jego widok, a także z powodu dziwacznych i głupawych zachowań. W jednej ze scen Bartolo ubrany w biały krótki szlafrok, w białych skarpetkach kładzie się na plastikowym łóżku plażowym, zakłada czarne okulary i opala się przy lampie kwarcowej. Podczas drzemki woła kilkakrotnie przez sen swoją żonę: Melanie, Melanie… W tym spektaklu jest wiele gagów, a zmiana dekoracji została również wykorzystana przez reżysera do zabawy. Panowie „techniczni” wędrują przez widownię ze zwiniętymi wykładzinami albo z wysoką sztuczną palmą, którą stawiają na środku, przed orkiestrą, po czym wynoszą ją po chwili, a wszystko odbywa się w slapstickowej konwencji niemego kina.

W tle widzimy kiczowate, migające reklamy neonowe. Posiadłość Bartola została symbolicznie zaznaczona konstrukcją fragmentu białego domu z wysokimi schodami i oszklonymi drzwiami na górze. Nie przekonały mnie jednak niektóre kostiumy wymyślone przez Annę Chadaj. Na przykład nietrafiony był „strój” Figara czyli czerwone dresowe gacie z białymi lampasami. Krzykliwość ubrań nie była dopasowana do dekoracji i w rezultacie oczy bolały od tych wszystkich kolorów, w powiązaniu z migającymi agresywnymi reklamami.

Bardzo dobrze wpasowali się w konwencję lekkiej zabawy z przymrużeniem oka wszyscy śpiewacy. Przekonała mnie jako Rozyna Aleksandra Borkiewicz z Teatru Wielkiego w Łodzi, która miała w sobie dziewczęcy wdzięk i wyśpiewała wszystkie koloratury, choć jej głos w pierwszej arii nie brzmiał tak pięknie, jak bym oczekiwał. Dobry postaciowo i wokalnie był też Piotr Nowacki jako Don Basilio, który wspaniale zaśpiewał słynną, nadzwyczaj aktualną arię o plotce „La calunnia”. Znakomicie spisał się Łukasz Motkowicz jako Figaro – stworzył pełnokrwistą postać sympatycznego cwaniaczka, a cavatina Figara „Largo al factotum” była wykonana w sposób mistrzowski.

Reasumując, polecam Państwu to przedstawienie zarówno od strony muzycznej, jak i teatralnej. Kolejne spektakle zaplanowane są na maj 2022 roku, również pod dyrekcją Rafała Janiaka.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne