William Szekspir sprawiał (i nadal sprawia) wiele kłopotów librecistom i kompozytorom. Właściwie jedynie Verdiego (i czasem Brittena) uznaje się za twórców, którzy zdołali przynajmniej w niewielkim stopniu dorównać jego geniuszowi. Wyłącznie Verdiowskiemu „Falstaffowi” przyznaje się wyższość nad Szekspirowskim oryginałem.
Pisząc o operowych adaptacjach sztuk Williama Szekspira, nie sposób nie zauważyć swego rodzaju historycznego zbiegu okoliczności. Gdy na początku lat 90. XVI wieku członkowie Florenckiej Kameraty debatowali nad wskrzeszeniem dramatu antycznego (co w efekcie doprowadziło do powstania opery), londyńczycy oklaskiwali pierwsze sztuki młodego dramatopisarza i aktora ze Stratfordu, m.in.: „Ryszarda III”, „Poskromienie złośnicy”, „Titusa Andronicusa”. Gdy florentyńczycy podziwiali „Dafne” i „Euridice” Jacopo Periego (pierwszą operę i pierwszą operę, która zachowała się w całości), publiczność w Londynie zachwycała się wspaniałymi komediami Szekspira – „Snem nocy letniej”, „Kupcem weneckim” i „Jak wam się podoba”. Między rokiem 1600 – „Euridice” Periego, a 1607 – „Orfeo” – pierwsza opera Claudio Monteverdiego, powstały największe Szekspirowskie tragedie – „Hamlet”, „Otello”, „Król Lir”, „Makbet”.
Opera pojawiła się na kartach historii w tym samym czasie, co William Szekspir, który spośród wszystkich dramatopisarzy miał się okazać najbardziej popularnym źródłem inspiracji dla librecistów i kompozytorów. Z 270 operami opartymi na jego sztukach, według „Słownika operowego” Grove’a, zostawia on daleko w tyle Johanna Wolfganga von Goethego, Friedricha Schillera, Victora Hugo i Jeana Racine’a.
Prawdopodobnie Szekspir wygrałby również kategorię „niezrealizowane projekty”. Lista kompozytorów, którzy na różnych etapach realizacji rezygnowali z pisania szekspirowskiej opery, jest bowiem zadziwiająco długa. „Hamlet” pokonał m.in.: Bizeta, Glinkę, Respighiego, Prokofiewa, Mendelssohna i Schumanna; „Króla Lira” porzucili Verdi i Britten; Wolf zrezygnował z „Burzy”, Chausson z „Makbeta”, Czajkowski z „Otella”, a Debussy z „Jak wam się podoba”.
Najwcześniejszą znaną operą szekspirowską jest „Burza” Thomasa Shadwella wystawiona w Londynie w 1674 roku. „Burza” stała się zresztą najczęściej „operowaną“ ze sztuk Szekspira. Szczególnie upodobali ją sobie twórcy niemieccy, zwłaszcza XVIII-wieczni. W latach 1798-1799 nastąpiła nawet prawdziwa eksplozja niemieckich „Burz” – znane są wersje do muzyki Fleischmanna, Reichardta, Zumsteega, Haacka, Rittera, Hensela i Müllera pochodzące z tego okresu. Opery te, tytułowane zwykle „Die Geisterinsel” lub „Der Sturm” – bardzo były zbliżone do niezmiernie wówczas popularnych singspieli.
Niewątpliwie najbardziej znaną z XVII i XVIII-wiecznych operowych adaptacji Szekspira jest „The Fairy Queen” Henry’ego Purcella z 1692 roku. Dzieło – oparte na „Śnie nocy letniej” – niektórzy nazywają „pół-operą“, jako że sceny śpiewane i tańczone umieszczone są w nim jedynie na końcu każdego całkowicie mówionego aktu i są traktowanie niemal jak muzyczne przerywniki, niewiele wnoszące do samej akcji.
„The Fairy Queen” można by nawet nazwać jedynym znanym utworem spośród oper szekspirowskich stworzonych w XVII i XVIII wieku – raczej trudno by było znaleźć jakiś inny tytuł z tego okresu w repertuarach dzisiejszych teatrów. Zdecydowanie więcej operowych adaptacji Szekspira, które do dziś utrzymały się w repertuarze, przyniósł wiek XIX. Listę otwiera „Otello” Gioachina Rossiniego. Lord Byron po obejrzeniu tej opery w Wenecji napisał w liście do przyjaciela: Mordują tu Otella [Szekspira] na operowej scenie. Muzyka dobra, choć ponura, ale słowa! Wszystkie dobre sceny z Jagonem wycięte, a zamiast nich największe nonsensy! Jednak pomimo lamentów ludzi pióra, rossiniowski „Otello” odnosił spore sukcesy, dopóki nie zepchnął go w cień „Otello” Verdiego. Dopiero od kilku lat wersja Rossiniego zaczyna odzyskiwać uznanie krytyków i publiczności.
Kompozytorom XIX-wiecznym udało się jeszcze stworzyć mniej lub bardziej udane adaptacje sztuk Szekspira. Ani Rossini, ani Otto Nicolai – „Wesołe kumoszki z Windsoru” (1849), Charles Gounod: „Romeo i Julia” (1867) czy Ambroise Thomas: „Hamlet” (1868) nie zdołali powtórzyć swojego mniejszego lub większego sukcesu z szekspirowską operą, tak jak to uczynił Giuseppe Verdi. Jego „Makbet” (wersja pierwsza – 1847, wersja druga – 1865), „Otello” (1887) i „Falstaff” (1893) na podstawie „Wesołych kumoszek z Windsoru” i „Henryka IV”, to nie tylko opery wciąż wystawiane na całym świecie. Jeśli chodzi o „Otella” i „Falstaffa” ze wspaniałymi librettami Arriga Boita, są to dzieła zaliczane do najwybitniejszych w całej literaturze operowej. Ten fenomenalny sukces jest oczywiście zasługą przede wszystkim genialnej muzyki Verdiego, ale warto podkreślić również niezwykłą na owe czasy wierność Szekspirowskiemu pierwowzorowi (niektóre adaptacje sztuk angielskiego dramaturga poza tytułem niewiele miały wspólnego z oryginałem). Verdi fascynował się Szekspirem przez całe życie i, jak chyba nikt przed nim, przykładał ogromną wagę do zachowania wierności oryginałowi. Pociągało to za sobą konieczność znajdowania śpiewaków, którzy byliby również wspaniałymi aktorami. Czasami bywało wręcz tak, że kompozytorowi zależało bardziej na umiejętnościach aktorskich niż na pięknym śpiewie. Twierdził, na przykład, że Lady Makbet powinna mieć brzydki, nieprzyjemny głos, a na rozmaite sugestie co do obsadzenia partii Jagona odpowiadał, że wybrany przez niego Victor Maurel będzie najlepszy, nawet jeżeli miałby szeptać swoją rolę.
Choć w XX wieku zainteresowanie librecistów i kompozytorów sztukami Williama Szekspira bynajmniej nie zmalało (jedna z najnowszych szekspirowskich oper, „Król Lear” Aulisa Salinena, miała swą premierę we wrześniu 2000 roku), to jednak udanych adaptacji powstało, mówiąc łagodnie, niewiele. Napisana na otwarcie nowego gmachu Metropolitan Opera w Nowym Jorku w 1966 r. opera Samuela Barbera „Antoniusz i Kleopatra” na premierze poniosła klęskę, z której do dzisiaj się nie podźwignęła. Za niepowodzenie obwiniano jednak przede wszystkim nie Barbera, a Franco Zeffirellego – twórcę libretta i ekstrawaganckiej inscenizacji. „Lear” Ariberta Reimanna z 1978 roku, powstały z inspiracji Dietricha Fischera-Dieskaua, dla którego kompozytor stworzył tytułową rolę, cieszy się jedynie umiarkowanym uznaniem i zainteresowaniem. Jedynie „Sen nocy letniej” Benjamina Brittena (1960 rok) zdołał przekonać do siebie zarówno publiczność, jak i krytyków. W operze Brittena, jako jednej z nielicznych, wykorzystany jest tekst Szekspira – rzecz jasna z rozmaitymi cięciami – a nie libretto jedynie na tym tekście oparte. W libretcie znajduje się tylko jedna linijka nie pochodząca z pierwowzoru – wyjaśnia ona treść wyciętego fragmentu. Ciekawostką może być fakt, że w Brittenowskim „Śnie nocy letniej” powrócili na scenę operową kontratenorzy. Rola Oberona została napisana dla Alfreda Dellera, kontratenora, który niemal samodzielnie zapoczątkował renesans tego typu głosu.
Oburzenie na librecistów i kompozytorów znęcających się nad sztukami Szekspira to bardzo częsty element rozmaitych recenzji i komentarzy. Wybitny poeta angielski, W. H. Auden, twierdził wręcz, że jedyną zaletą „Wesołych kumoszek z Windsoru”, jest fakt, iż sztuka ta zainspirowała Verdiego do napisania „Falstaffa”. Na czym więc polega problem z Szekspirem w operze? Wszelkie analizy i wyjaśnienia wydają się prowadzić do jednego wniosku. Szekspirowskiej magii słowa nie da się tak po prostu przenieść bez żadnych strat na operową scenę, gdzie słowa, słowa, słowa są tylko jednym z elementów fascynującej całości. I to nie koniecznie tym najważniejszym.
Artykuł ukazał się w Numerze 1(18)/2001 Kwartalnika „Trubadur” Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur”, a także w Kwartalniku „Aria” Krakowskiego Stowarzyszenia Miłośników Opery.