REKLAMA

Jak zawsze dam z siebie wszystko – ekskluzywny wywiad z Kristīne Opolais

Słynna łotewska sopranistka zadebiutuje w Polsce 9 i 11 czerwca w dwóch spektaklach „Madame Butterfly" w Operze Wrocławskiej. Tylko nam opowiedziała o swoich doświadczeniach z muzyką Pucciniego i o rolach, które są dla niej najważniejsze.

Pochodzi Pani z rodziny, w której muzyka zawsze była obecna. Czy zawsze chciała Pani śpiewać czy marzyła Pani o innym zawodzie? 

Mój ojciec nie był profesjonalnym muzykiem, grał na trąbce w wojsku, a moja mama była piosenkarką. Śpiewała piosenki pop, ale zawsze marzyła o tym, żeby zostać śpiewaczką operową. Niestety nie było to możliwe po moich narodzinach. Kiedy miałam około 16 lat, mama zdecydowała, że to ja zrealizuję te plany. Nie ukrywam, że był to dla mnie wielki dramat! Lubiłam muzykę rockową i pop. Byłam wielką fanką Madonny, Tiny Turner, Michaela Jacksona, Queen. Marzyłam też o aktorstwie filmowym. Moja mama zdecydowała za mnie. I wcale mi się to nie podobało. Wiele razy rezygnowałam, ale chciałam ją uszczęśliwić. 

Wielokrotnie grała Pani bohaterki Pucciniego: Florię Toskę, Musettę, Madame Butterfly. 

Role Pucciniego to mój znak rozpoznawczy. Tosca jest dla mnie bardzo emocjonalna. Musetta jest krótka i nie za bardzo głęboka. Wolę Mimi, La Rondine i oczywiście Madame Butterfly. Rola Cio-cio-san jest dla mnie ważna również z punktu widzenia kobiety. Jest kobietą kompletną. Większość mężczyzn pewnie marzy, żeby być z kimś takim.

Jak trudne emocjonalnie były to dla Pani role? 

Madame Butterfly to bardzo smutna opera. Przede wszystkim ze względu na wątek odebrania dziecka. Trudny temat, szczególnie dla kobiety, która jest matką. To bolesna i najbardziej emocjonalna rola, jaką kiedykolwiek zagrałam w całej swojej karierze. Stawiam ją na pierwszym miejscu wśród wszystkich dzieł Pucciniego. Została mi jeszcze jedna wymarzona rola w dziełach tego kompozytora: Dziewczyna z Zachodu i myślę, że z Mimi z Cyganerii zamknęłabym mój cykl ról Pucciniego. 

Puccini sam w sobie jest bardzo wymagający. Jego kompozycje łączą potężną orkiestrację połączoną z całym wachlarzem emocji. Styl Pucciniego jest w pewnym sensie swobodny, ale jednocześnie słyszy się, że można się poruszać w dowolnym momencie. Bardzo trudno jest jednak poprawiać muzykę Pucciniego. Trzeba pozwolić jej płynąć. Na chwilę opanować i znowu puścić. Oczywiście, wszystkie kulminacje i wielkie orkiestracje pojawiają się w najtrudniejszych wysokich tonach i rejestrach. Ale jest też wiele ról z niską tessiturą. Na przykład w Tosce i w Butterfly, jest wiele partii, w których musisz śpiewać głosem piersiowym, a bez doświadczenia śpiewak nie da rady tego zrobić. Wciąż otwierają się przede mną takie miejsca w świecie opery, do których wcześniej nigdy bym nie doszła. Mój głos się zmienia i staje się niższy. Dzisiaj, kiedy rozumiem swój głos i jego pracę w rejestrze piersiowym, takie role jak w Madame Butterfly stają się coraz piękniejsze. Myślę, że jest to najtrudniejsza partia dla sopranu u Pucciniego. Nie Turandot, nie Dziewczyna z Zachodu. To Cio-cio-san, wraz z muzyką, jest najbardziej kompletną i najbardziej wymagającą rolą do wykonania.

Kristine Opolais (Cio-cio-san), Tadeusz Szlenkier (Pinkerton) © Tomasz Golla

Jak się Pani czuje przed debiutem w Operze Wrocławskiej?

Czuję się świetnie, odczuwam pozytywny stres. Jestem bardzo podekscytowana, bo to jest mój debiut, nie tylko we Wrocławiu, ale również w Polsce! I nie ma znaczenia, gdzie będę śpiewać: w Metropolitan Opera czy w Londynie, czy w Dreźnie, czy w Wiedniu, czy w Rydze. W każdym miejscu czuję taką samą odpowiedzialność, by dać z siebie wszystko. Zawsze myślę ludziach, którzy przychodzą do opery po raz pierwszy, a moim priorytetem jest pełne przedstawienie im sztuki operowej. Chcę, żeby stali się fanami opery, żeby podziwiali muzykę i zrozumieli, że to nie jest tylko śpiew. Wielu młodych ludzi uważa, że opera jest nudna. Dlatego zawsze robię wszystko, aby moje role i opery, w których biorę udział, nie były nijakie. To jest coś, co mogę obiecać i co robię z wielką miłością i przekonaniem. W tym zawodzie zawsze można przekraczać granice, wychodzić poza ramy i tradycje. W ten sposób możemy zaangażować nowe pokolenie fanów opery, a także zapewnić nowe doświadczenia tym, którzy odwiedzają ją regularnie. To dla mnie sprawa priorytetowa. 

Jestem zaszczycona i naprawdę szczęśliwa, że mogę tu być, szczególnie że dyrektorem artystycznym Opery Wrocławskiej jest mój kolega sceniczny i przyjaciel, Mariusz Kwiecień. To wielki artysta, którego darzę ogromnym szacunkiem. Nie mogłam mu odmówić występu we Wrocławiu! Myślę, że dla Opery Wrocławskiej rozpoczyna się nowa era i wierzę w wielką przyszłość tej instytucji. Jestem pewna, że Mariusz jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Może sprawić, że opera stanie się bardziej popularna. Życzę wszystkiego najlepszego całemu zespołowi. 

Jako artystka nie daje się Pani wcisnąć w sztywne ramy, daje Pani dużo z siebie, kreuje swoje postaci. Jak będzie w przypadku Cio-cio-san? 

Każda produkcja jest inna i w każdej muszę przedstawić historię, która przechodzi również przeze mnie, przez moją postać, serce, duszę i krew. Czuję się bardzo związana z tym spektaklem. Myślę, że jest mocny, wzruszający i bardzo bolesny. Jego zakończenie jest naprawdę tragiczne. Nigdy wcześniej jako Madame Butterfly nie byłam w takiej sytuacji. Zazwyczaj spektakl kończy się samobójstwem, a w tym przedstawieniu mamy coś więcej. Już teraz odczuwam wiele emocji i postaram się nad nimi zapanować. Zawsze balansuję między osobistą szczerością wobec każdej postaci a sceniczną maską. Ważne jest, by w każdą produkcję w pełni włożyć swoje serce i umysł. Niestety, artyści muszą żyć i wyobrażać sobie te straszne sytuacje, aby stworzyć odpowiednią atmosferę. To dzięki niej widzowie uwierzą w to, co widzą. Uważam, że ta produkcja jest bardzo mocna i mam nadzieję, że osiągniemy świetny efekt końcowy. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dotrzeć do serc i dusz widzów. Postaram stworzyć tę ,,tragiczną magię”. Jak zawsze dam z siebie wszystko. 

reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne