Zakończony właśnie XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina przez trzy tygodnie elektryzował melomanów na całym świecie. Na łamach naszego portalu również śledziliśmy zmagania muzyków kibicując naszym aż trzynastu reprezentantom, których ilość zmniejszyła się znacznie już przy drugim etapie.
Choć zwycięzcą został Eric Lu – amerykański pianista, który już dekadę temu zdobył IV nagrodę – jego triumf nie spotkał się z entuzjazmem ani publiczności, ani części ekspertów. Wręcz przeciwnie – werdykt jury wywołał burzę, której echa długo jeszcze będą rozbrzmiewać w środowisku muzycznym. Postanowiłem odczekać kilka dni, by już na chłodno podzielić się swoimi przemyśleniami. Można się z nimi nie zgodzić. Jestem tylko słuchaczem, nie gram na fortepianie, więc nie ośmielę się przeprowadzać jakiejś rzeczowej analizy. Nie jestem jak widać odosobniony w swej goryczy, nawet jeśli chodzi o zdania wybitnych krytyków muzycznych.

Warszawa jako miasto stołeczne kolejny raz nie stanęła na wysokości zadania. Owszem prezydent miasta pojawił się na konkursie, ale jak wyglądało samo miasto? Rozgoryczeni widzowie, którzy z całego świata zjechali na konkurs zdziwili się, że akurat w dniach konkursu postanowiono zrobić konserwację pomnika Chopina i co więcej – rozgrzebano na czynniki pierwsze teren wokół Filharmonii Narodowej. Czy tego nie można było zrobić rok wcześniej lub później, po konkursie? Czy walka o stołek prezydencki, aż tak bardzo pochłonęła prezydenta miasta, że nie mógł wydać odpowiednich dyspozycji? Goście z całego świata wyjeżdżają z przekonaniem, że wizytówka jaką powinna być stolica wciąż zmaga się z nieudacznictwem rządzących.
Wracając do konkursu. Ogłoszenie wyników nastąpiło dopiero o 2:30 w nocy, po ponad pięciogodzinnych obradach siedemnastoosobowego jury pod przewodnictwem Garricka Ohlssona. Pięć godzin czekania na wynik – to dopiero musi być katorga dla uczestników, skoro nas widzów męczyło to bardzo. Ale trudno się dziwić, jeśli obraduje aż siedemnaście osób. Ostatecznie przecież jakaś decyzja zapaść musi. I zapadła. Niestety.

Wbrew tradycji, decyzja ta nie wywołała owacji – w Sali Lustrzanej Filharmonii Narodowej zapanowała cisza. Eksperci TVP Kultura nie kryli rozczarowania: To straszny wynik – mówił Adam Rozlach, a Jan Popis określił werdykt jako makabryczny do kwadratu. Rozlach dodał: Stała się rzecz, jaką trudno sobie nawet wyobrazić, XIX Konkurs Chopinowski wygrał Eric Lu – pianista, którego wielu z obserwatorów, krytyków nie widziało nawet w drugim czy kolejnych etapach Konkursu. Eric Lu grał często nieładnym dźwiękiem, niepewnie, był w czasie trwania przesłuchań niedysponowany, przesunięto mu w związku z tym udział w III etapie. Podczas trwania wszystkich etapów, o nim, jako o kandydacie do nagród, nie mówiło się wcale.
Eric Lu, otrzymał złoty medal oraz 60 000 euro, a także zaproszenia do międzynarodowych tournée i kontrakty płytowe. Pozostali laureaci również mogą liczyć na światową karierę – Konkurs Chopinowski od lat jest przepustką do największych sal koncertowych świata. Zwycięzca nie zdobył żadnej z nagród specjalnych – za najlepsze wykonanie mazurków, poloneza, sonaty czy ballady. Trafiły one do innych uczestników, w tym Polaków: Yehudy Prokopowicza i Adama Kałduńskiego. Dla wielu komentatorów to dowód, że Eric Lu nie był najlepszy w żadnej z kluczowych kategorii, co podważa zasadność jego zwycięstwa.

Jedynym Polakiem w finale był Piotr Alexewicz, który zajął V miejsce ex aequo z Vincentem Ongiem z Malezji. Choć jego występ był oceniany jako dojrzały i pełen emocji, nie znalazł uznania w oczach jury. Oczywistym jest, że chyba każdy ze słuchaczy miał swoich faworytów. Moim był Piotr Pawlak, który urzekł mnie od samego początku. Jego odpadnięcie praktycznie tuż przed końcem zdezorientowało mnie na tyle, że nie bardzo wiedziałem komu kibicować w finale. Oczywiście serce kazało kibicować panu Alexiewiczowi, ale powiem szczerze nie przekonywała mnie jego gra. Choć oczywiście jest wybitnym pianistą i tego zaprzeczyć nie można. Ale moje serce i uszy skłaniały się bardziej do gry Shiori Kuwahary.
Zresztą również w sieci zawrzało: To gigantyczny skandal, że Piotr Pawlak nie przeszedł do finału, pisali internauci, wskazując na możliwe niejasności w procesie oceny. O jakże bardzo chciałem posłuchać jego gry z orkiestrą i jego interpretacji któregoś z koncertów. No cóż. Może kiedyś… (Temat gry orkiestry również przemilczę – szczególnie gdy chodzi o pierwszy dzień finału – bo wiele już na ten temat powiedziano).

Po ogłoszeniu wyników pojawiły się głosy kwestionujące także skład jury i system oceniania. W mediach społecznościowych krążyły „listy powiązań” między jurorami a uczestnikami, co – choć stanowczo dementowane przez organizatorów – wskazuje na rosnący brak zaufania do instytucji konkursu. Od samego początku zastanawiałem się, czy potrzeba aż tylu jurorów? Dojść do zgody w takim składzie na pewno nie jest łatwo. Jeśli ponadto w konkursie występują uczniowie jurorów to sprawa w naturalny sposób przestaje być obiektywna.
Drugie nurtujące mnie pytanie zrodziło się już zaraz po „koncercie legend” – jak pozwolę sobie nazwać koncert inauguracyjny. Obsadzenie w jury tak niewątpliwie wybitnych postaci być może dodaje i prestiżu konkursowi, ale też naraża na silne tarcia tychże osobowości, z których każda ma przecież swoje powiązania, sentymenty i przekonania co do tego jak interpretować dany utwór. Może więc trzeba przemyśleć, czy konieczne jest obsadzanie „legendami” pianistyki stołu jurorskiego i czy musi być ich aż tylu?

Nie sposób zaprzeczyć, że poziom artystyczny tegorocznej edycji był wyjątkowo wyrównany. W finale wystąpiło aż 11 pianistów z 7 krajów, choć regulamin przewidywał 10 miejsc – dwóch uczestników uzyskało identyczną liczbę punktów. Jednak właśnie ta wyrównana rywalizacja powinna skłaniać jury do szczególnej ostrożności i transparentności.
Tegoroczna edycja pokazała, jak bardzo Konkurs Chopinowski zmienił się przez lata. Transmitowany na żywo na YouTube, TikToku i chińskim Weibo, dotarł do milionów widzów na całym świecie. Rekordowy występ Shiori Kuwahary przyciągnął ponad 71 tysięcy widzów na żywo. Przesłuchania najczęściej oglądano w Japonii, Polsce, Indiach, Korei Południowej i USA. Łącznie przez 15 dni przesłuchań usłyszeliśmy ponad 102 godziny muzyki Chopina. Ale wraz z globalnym zasięgiem przyszła też globalna krytyka – internauci z różnych krajów nie szczędzili gorzkich słów, kwestionując decyzje jury i wskazując na swoich faworytów.
Wiele emocji wzbudził brak nagrody dla Davida Khrikuli z Gruzji, który był jednym z faworytów publiczności. Nie brakowało też zarzutów o brak obiektywizmu i politykę w decyzjach jury. Pominę także kwestię nieobecności przewodniczącego jury na gali wieńczącej konkurs, choć osobiście uważam to za skandal. Trzeba więc sobie zadać pytanie, czy konkurs potrzebuje reformy? Po XIX edycji pytanie to wydaje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Czy możliwe jest stworzenie systemu ocen, który będzie bardziej przejrzysty i odporny na zarzuty o stronniczość? Czy można pogodzić oczekiwania publiczności z decyzjami ekspertów? I najważniejsze – czy Konkurs Chopinowski nadal spełnia swoją misję promowania najzdolniejszych interpretatorów muzyki Chopina?
Jedno jest pewne: tegoroczna edycja, choć pełna muzycznych wzruszeń, pozostawiła po sobie więcej pytań niż odpowiedzi. Werdykt jury, kontrowersje wokół ocen i emocje publiczności pokazują, że Konkurs Chopinowski to nie tylko rywalizacja pianistów, ale także pole walki o wartości, autorytet i przyszłość muzyki klasycznej.




