REKLAMA

Teatr pełen psychologicznych przemian. Senta Lise Davidsen i Holender Gerarda Finleya w operze w Oslo 24 sierpnia 2024 roku

Lise Davidsen jako Senta oraz kanadyjski bas-baryton Gerard Finley zaprezentowali prawdziwy teatr pełen psychologicznych przemian bohaterów. Wersja koncertowa „Latającego Holendra”, pod dyrekcją, Edwarda Gadnera była rejestrowana dla Dekki i ukaże się na CD.

W pogoni za talentem Lise Davidsen dotarłem w sierpniu 2024 roku do Oslo. Była to moja pierwsza wizyta w stolicy Norwegii i zapewne nie ostatnia. Powodem jest piękno natury, ale także bardzo wysoki poziom muzyczny tamtejszych instytucji kultury. W gmachu Opery na 22 i 24 sierpnia 2024 roku zaplanowane były dwa koncertowe wykonania „Latającego Holendra” Ryszarda Wagnera. Miałem szczęście i przyjemność uczestniczenia w drugim wieczorze.

Bryła opery w Oslo wynurza się wprost z opływających miasto wód Morza Północnego, przechodząc dalej w ogólnodostępny taras, który prowadzi w górę aż na dach budynku. Jest to jeden z najciekawszych budynków Oslo i jedna z najbardziej rozpoznawalnych sal operowych na świecie. Zbudowany głównie z trzech materiałów: kamienia, szkła oraz drewna dębowego, a scalony łączeniami z aluminium dumnie prezentuje się niczym góra lodowa, z której odrywa się kra. Zachwycające połączenie sztuki wysokiej z koncepcją dostępności dla ogółu, a do tego wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia sceniczne i znakomitą akustykę sala może budzić zazdrość wielu dyrektorów oper.

„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg
„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg

Po przybyciu do gmachu opery dowiedziałem się, że dzisiejszy wieczór będzie szczególny, gdyż spektakl, a właściwie jego wersja koncertowa, będzie rejestrowana dla wytwórni „Decca”, a nagrany materiał zostanie wydany na CD. Publiczność przywitała przedstawicielka dyrekcji, która poinstruowała zgromadzonych widzów jak powinniśmy się zachowywać (czyli najlepiej siedzieć bez ruchu i bez wydawania jakichkolwiek dźwięków), a z brawami poczekać 5 sekund po wybrzmieniu ostatniego dźwięku.

Chwilę później rozpoczął się koncert i muszę przyznać, że było to wykonanie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Niezbyt często mamy do czynienia z taką perfekcją, precyzją, techniką i emocjami podczas wykonania dzieła jak tamtego wieczoru. Wszystkie elementy pasowały do siebie i złożyły się w całość idealną. Wagner byłby szczęśliwy!

Brindley Sherratt (Daland) w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg
Brindley Sherratt (Daland) w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg

Poziom wokalny był bardzo wyrównany i dotyczy to wszystkich partii wokalnych począwszy od silnego, świeżego i dźwięcznego norweskiego tenora Eirika Grøtvedta w partii Sternika oraz głębokiego o ciemnej barwie mezzosopranu Węgierki Anny Kissjudit w roli Mary. Znakomity był bas Brindley Sherratt – brytyjski śpiewak, który prócz strony wokalnej ujmował znakomitą vis comica nadając swojemu bohaterowi Dalandowi charakteru sprytnego cwaniaczka.

A jeżeli już o aktorstwie mowa, to prawdziwy teatr pełen psychologicznych przemian bohaterów, a także ich stanów emocjonalnych zaprezentowali Lise Davidsen jako Senta oraz kanadyjski bas-baryton Gerard Finley w roli tytułowej, który pojawił się na estradzie w pochyłej pozie, wolno krocząc i wydobywając dźwięki jakby od niechcenia. Jego Holender to na początku zmęczony życiem mężczyzna przepełniony rozczarowaniem, niepewnością i nieufnością, w którym, w miarę rozwoju akcji, odżywają dawno zapomniane uczucia takie jak nadzieja, miłość czy zaufanie. Jego głos nabiera wtedy mocy, by w scenach z Sentą, a później w finałowym tercecie zachwycać barwą i urodą brzmienia.

Gerard Finley w partii tytułowej w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg
Gerard Finley w partii tytułowej w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg

Dla Lise Davidsen był to zapewne bardzo emocjonujący wieczór, gdyż prócz presji wynikającej z rejestracji występowała przed rodzimą publicznością. Z zadania tego wyszła nie tylko obronną ręką, ale wręcz jako wymarzona odtwórczyni wagnerowskich ról sopranowych. Mimo, że było to koncertowe wykonanie, to podobnie jak Finley czy wcześniej wspomniany Sherratt, nie skupiała się jedynie na stronie wokalnej, ale również aktorskiej. Davidsen obdarzona jest naturalnym wdziękiem i urodą sceniczną. Przemiany kreowanej przez nią bohaterki począwszy od zabawnej ballady po dramatyczny tercet finałowy oddaje całą sobą. Dysponuje bardzo mocnym sopranem, który bez problemów przebija przez orkiestrę i chór, ale nigdy go nie nadużywa. Godnym partnerem dla protagonistów był francuski tenor w partii Erika Stanislas de Barbeyrac.

„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg
„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg

Znakomicie wypadły też zespoły chóru i orkiestry opery w Oslo pod dyrekcja jej nowego szefa artystycznego, brytyjskiego dyrygenta Edwarda Gardnera, który z dużą finezją, ale i energią poprowadził wszystkich wykonawców sprawiając, że był to iście energetyczny i wybitny wieczór. Mam odczucie, że wyjątkowość koncertu i jego wspólnotowość udzieliły się zarówno wykonawcom jak i publiczności. Napięcie było niemal namacalne, wszyscy starali stanąć na wysokości zadania co udało się w 100 % zarówno po stronie artystów jak i widowni. Koncert zakończył się kilkunastominutową owacją na stojąco i głośnymi wiwatami zachwyconej publiczności.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne