REKLAMA

„Loteria na mężów” czyli wodewil, farsa i operetka w Operze Krakowskiej

Opera Krakowska po raz drugi wystawiła operetkę Karola Szymanowskiego „Loteria na mężów czyli narzeczony nr 69”, tym razem w reżyserii mistrza fars i komedii Marcina Sławińskiego. Premiera tej wersji odbyła się na gościnnej scenie Opery Bałtyckiej w ramach Opera Baltic Festival w lipcu 2023 roku, a na scenie Opery Krakowskiej – w listopadzie.

Prapremiera światowa tej operetki odbyła się w Krakowie w 2007 roku w reżyserii Józefa Opalskiego. Doprowadziła do niej wybitna badaczka twórczości Szymanowskiego, prof. Teresa Chylińska, która doceniła duży muzyczno-dramatyczny potencjał w odnalezionym dziele kompozytora: Jest w tej muzyce dowcip, groteska, zręczna, muzyczna charakterystyka postaci, melodie żywe, niekiedy niezwykle ujmujące, nigdy nie pozujące na umowną operetkowość

Józef Opalski starał się zaprezentować „Loterię na mężów” w konwencji operetki, rewii, żywych obrazów i kabaretu (spektakl został zarejestrowany i wydany na DVD), natomiast Marcin Sławiński zrealizował ją bardziej jako wodewil połączony z farsą. Dyrektor Opery Krakowskiej Piotr Sułkowski (kierownik muzyczny spektaklu) zamówił tekst libretta u dramatopisarza oraz scenarzysty filmowego i serialowego Wojciecha Tomczyka. Premiera tej wersji odbyła się na gościnnej scenie Opery Bałtyckiej w ramach Opera Baltic Festival w lipcu 2023 roku, a na scenie Opery Krakowskiej – w listopadzie. W Gdańsku występowali między innymi młodzi śpiewacy związani z Akademią Operową, działającą przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie. Tym razem artyści wybrani w castingu pojawili się na scenie razem z solistami Opery Krakowskiej w pierwszej, drugiej i trzeciej obsadzie. Ja obejrzałem spektakl premierowy 17 listopada. 

„Loteria na mężów” w Operze Krakowskiej. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov
„Loteria na mężów” w Operze Krakowskiej. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov

Przez wiele lat krążyły opowieści o tym, że Karol Szymanowski nie wydał i nie doprowadził do premiery swojej operetki, ponieważ wstydził się tego utworu. Nie jest to do końca prawda. Jak przypomina Bartosz Dąbrowski z Uniwersytetu Gdańskiego, w styczniu 1908 roku Szymanowski przebywał przez kilka tygodni w Wiedniu i spotkał się tam z przyjacielem Grzegorzem Fitelbergiem. Sukcesy odnosiły wtedy operetki „Księżniczka dolara” Leo Falla i „Czar walca” Oscara Strausa. Kilka lat wcześniej brawurowo weszła na sceny świata „Wesoła wdówka” Franza Lehára. Wiosną 1908 roku Szymanowski otrzymał we Lwowie od aktora komediowego Ludwika Krzewińskiego-Maszyńskiego libretto operetki „Główna wygrana”. Zainteresował się nim na tyle poważnie, że przez kilka miesięcy komponował niektóre sceny. Miał nadzieję, że pomoże mu tworzyć operetkę Grzegorz Fitelberg, zajęty wtedy staraniem się o posadę dyrygenta Filharmonii Warszawskiej, którą otrzymał. Pomysł wspólnej pracy się nie udał, Szymanowski jednak poświęcił kilka kolejnych miesięcy na tworzenie partytury, równolegle pracując nad II Symfonią B-dur.

Czy był to jedynie wybryk artysty, czy motywacją stała się chęć osiągnięcia sukcesu kasowego dla podreperowania budżetu? Czy chciał stać się sławny w Wiedniu, stolicy muzycznej Europy? Tam nie gardzono operetką, wręcz przeciwnie – uważano ją za córkę opery z dużym poczuciem humoru. Libretto Krzewińskiego-Maszyńskiego nie zachowało się w całości, pozostały tylko teksty wpisane do 16 tzw. numerów muzycznych Szymanowskiego.

Andrzej Sobierajski (Holmes) i Jakub Foltak (Poirot) © Andrii Kotelnikov
Adam Sobierajski (Holmes) i Jakub Foltak (Poirot) © Andrii Kotelnikov

Na początku krakowskiego przedstawienia prezes Klubu Wesołych Wdowców nie omieszkał powiedzieć, że niewolnictwo w USA zostało dawno temu zniesione, ale tysiące młodych mężczyzn wpada w niewolę małżeństwa. Stanął na proscenium razem z Impresariem, który przez telefon komórkowy zaczął rozmawiać z… Karolem Szymanowskim. Zobaczyliśmy kompozytora na ekranie, słysząc jego odpowiedzi na pytania. Publiczność nagrodziła tę rozmowę długimi brawami. 

Muzyka Szymanowskiego napisana do operetki „Loteria na mężów” jest ciekawa i niejednorodna. Można w niej odnaleźć inspiracje operetkami wiedeńskich mistrzów – Kálmána czy Lehára. Jest nawiązanie do walca, między innymi we wspaniałym muzycznie romansie Sary oraz w arii zakochanego w niej Darly’ego. Warto podkreślić, że znakomity, romantyczny duet miłosny Darly’ego i Sary jest jednym z najwspanialszych fragmentów dzieła. Zabawne są duety braci Charly’ego i Darly’ego, podobnie jak cake-walk Klubu Wesołych Wdowców. Zaskakująca i pełna muzycznej inwencji jest też „indiańska” ballada Charly’ego, która pojawia się w operetce nagle jako inna forma muzyczna (jak na przykład wzruszająca Pieśń o Wilii w operetce Franza Lehára „Wesoła wdówka”). Jest to nieco baśniowy utwór, ale pełen humoru.

Fragmenty operetki z udziałem chóru brzmią wspaniale, piękna jest też uwertura, nawiązująca do najlepszych tradycji wiedeńskiej operetki początków XX wieku. Szymanowski, który skomponował wcześniej „Króla Rogera” i „Stabat Mater”, stwierdził: nie mogę być ciągle taki uroczysty, to bardzo męczące. (…) Muszę się trochę muzycznie wyśmiać.

„Loteria na mężów” w Operze Krakowskiej. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov
„Loteria na mężów” w Operze Krakowskiej. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov

Tekst Wojciecha Tomczyka, wypełniający treść pomiędzy tymi numerami, pozostał częściowo wierny pomysłowi umieszczenia akcji w Ameryce z początków XX wieku jako krainie wręcz nieograniczonych możliwości. Tutaj z nędzarza ktoś może stać się milionerem, tu skromna europejska aktorka może zostać wielką gwiazdą Hollywoodu (na przykład Greta Garbo). Są w spektaklu wątki farsowe i jest nawiązanie do konwencji międzywojennego wodewilu. Na scenie widać „tekturowe” dekoracje. Samochód czy motor nie musi być w tej konwencji trójwymiarowy, lecz jest to narysowany lub namalowany symbol przedmiotu w dwóch wymiarach. Dekoracje, które mnie nie zachwyciły, stworzyła Natalia Kitamikado. Jest to jakaś konwencja biednego teatrzyku z różnymi tanimi gadżetami. O wiele lepiej odebrałem kostiumy, zaprojektowane ze smakiem i elegancją przez Izabelę Chełkowską-Wolczyńską. W niektórych widać bogactwo jedwabnych materiałów, w innych są pomysłowe nadruki na kostiumach. Stroje idealnie pasują do postaci. 

Sebastian Marszałowicz (Impresario) © Andrii Kotelnikov
Sebastian Marszałowicz (Impresario) © Andrii Kotelnikov

Loteria na mężów to koło fortuny na ludowym festynie, gdzie panna może wylosować kawalera. Są tu członkinie Klubu Starych Panien oraz członkowie Klubu Wesołych Wdowców. W roli Impresaria jako całkiem sympatycznego oszusta zobaczyłem Sebastiana Marszałowicza. Wystawił jako fant do wygrania niezbyt atrakcyjnego mężczyznę, który po zakończeniu losowania uciekł. Impresario również znika z pieniędzmi. W ślad za nim podążyli: Sherlock Holmes, w którego brawurowo wcielił się Adam Sobierajski, oraz Hercules Poirot, którego wspaniale zagrał Jakub Foltak. Obaj byli też świetni wokalnie. Holmes (stworzony przez Arthura Conana Doyle’a) i Poirot (wykreowany przez Agathę Christie) to fantomy literackie, które zaczęły być przetwarzane między innymi w światowym kinie, są „recyklingowane” i parodiowane. W krakowskim spektaklu mamy do czynienia z sympatyczną parodią tych sławnych postaci. W spektaklu Opalskiego był Holmes, ale nie pojawiał się Poirot – to bardzo dobry pomysł librecisty Wojciecha Tomczyka.

Szymon Raczkowski(Charly) i Jarosław Bielecki (Darly) © Andrii Kotelnikov
Szymon Raczkowski(Charly) i Jarosław Bielecki (Darly) © Andrii Kotelnikov

Nie byłoby spektaklu bez Charly’ego i Darly’ego. Szymon Raczkowski i Jarosław Bielecki zagrali tu bardzo dobrze braci, trzymających się razem. Z Tomaszem Kukiem jako ich ojcem Tobiaszem wprowadzili humor, ale w ich grze aktorskiej były również pastelowe odcienie i elementy realizmu. Jedną z najważniejszych postaci jest Sara – dziewczyna, która marzy o wielkiej miłości, a nie wylosowaniu męża. W tej roli wdzięcznie zaistniała zdolna wokalnie i aktorsko Paula Maciołek. W jej ciotkę, Miss Huck, przewodniczącą Klubu Starych Panien, wcieliła się Agnieszka Kuk. Chce koniecznie znaleźć męża dla siostrzenicy. Mamę Sary zagrała Magdalena Barylak. Są jeszcze zabawne koleżanki Sary: Molly (Laura Wąsek), Ketty (Teresa Marut), Fanny (Magdalena Stefaniak), Lotti (Paulina Stach-Pluskowska), Mimi (Emilia Rabczak). Reżyser ustalił, że każda z nich zachowuje się nieco inaczej, ale pomysł mi się nie spodobał, ponieważ razi sztucznością. Przerysowane gesty i dziwaczne zachowania przypominają farsę w złym guście. Szkoda, ponieważ te młode artystki bardzo dobrze śpiewają i gdyby mogły tu dać więcej naturalności, efekt byłby lepszy. Sara jest zdesperowana, ponieważ nie posiada posagu i postanawia razem z koleżankami zdobyć pieniądze. Dziewczyny, wyczołgując się z banku, mają na sobie kaski z latarkami. Napad na bank został zrealizowany w konwencji parodii komedii kryminalnej. 

Paula Maciołek (Sara) © Andrii Kotelnikov
Paula Maciołek (Sara) © Andrii Kotelnikov

Marcin Sławiński przypomniał mi, że 20 lat temu razem z Pawłem Gabarą byłem na premierze „Wampira” Tomczyka w jego reżyserii w Teatrze Nowym w Zabrzu. Przedstawienie otrzymało Grand Prix festiwalu teatralnego „Rzeczywistość Przedstawiona”. Zaprosiliśmy Sławińskiego do Gliwickiego Teatru Muzycznego, aby wyreżyserował pierwszą w swojej karierze operetkę – „Krainę uśmiechu” Franza Lehára, a kilka lat później „Noc w Wenecji” Johanna Straussa. Marcin Sławiński jako mistrz lekkiej komedii i farsy wydobył z tekstu Wojciecha Tomczyka wiele zabawnych momentów, jednak czasami niepotrzebnie pozwalał na zbytnią brawurę lub przerysowane gesty i sztuczne wygłaszanie niektórych kwestii. 

Miłosz Korpol © Andrii Kotelnikov
Miłosz Korpol © Andrii Kotelnikov

Muzycznie przedstawienie zostało poprowadzone bardzo sprawnie przez Miłosza Korpola. Był to wspaniały gest dyrektora Piotra Sułkowskiego, który wyszedł na scenę przed spektaklem i powiedział, że oddaje premierę w ręce młodego dyrygenta. Korpol był znakomicie przygotowany do swojej pracy, precyzyjny i uważny. Orkiestra zagrała z lekkością i brawurą, tam, gdzie to było konieczne. Wspaniale zaprezentowali się od muzycznej strony soliści Opery Krakowskiej i młodzi śpiewacy, rozpoczynający swoją karierę, a chór też dobrze śpiewał i świetnie się przy tym bawił. Publiczność nagrodziła premierowy spektakl rzęsistymi brawami i trudno będzie dostać bilety na kolejne spektakle, ponieważ zainteresowanie jest bardzo duże. 

Agnieszka Kuk (Miss Huck) i Tomasz Kuk (Tobiasz) © Andrii Kotelnikov
Agnieszka Kuk (Miss Huck) i Tomasz Kuk (Tobiasz) © Andrii Kotelnikov
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne