Niezwykła jest historia tej zarzuconej kompozycji. Jak pisze w tekście programowym „Romans z podkasaną muzą” Bartosz Dąbrowski, autor dwóch książek poświęconych Szymanowskiemu, „Loteria” należy do najbardziej zaskakujących i niedocenionych utworów polskiego kompozytora.
Karol Szymanowski pisał „Loterię na mężów” w latach 1908 – 1909. Niewątpliwie jednym z powodów rozpoczęcia prac nad operetkowym dziełem była chęć podreperowania swoich finansów. Twórca liczył na duże dochody związane z wystawieniem dzieła. Także abstrakcyjne libretto nie ograniczało kompozytorskiej fantazji, Szymanowski zafascynował się nowym gatunkiem muzycznym, formą zawieszoną pomiędzy komicznym światem teatru i opery tragicznej.
Przechodził wtedy przez kryzys twórczy i był w depresji, w tym czasie zarzucił kilka innych rozpoczętych kompozycji, np. „I Symfonię f-moll” czy „Trio fortepianowe” na fortepian, skrzypce i wiolonczelę, do czego przyczyniła się nieżyczliwa krytyka, skutecznie podcinająca mu skrzydła. Może też dlatego chciał zająć się czymś innym i lżejszym. Libretto napisał młody komik Julian Maszyński, występujący pod pseudonimem Julian Krzewiński.
Szymanowski rzucił się w wir życia towarzyskiego i podróże, odwiedził Wiedeń i północne Włochy. Jesienią 1909 roku wersja fortepianowa „Loterii na mężów” była już ukończona i kompozytor zaczął ją orkiestrować. Ale w pewnym momencie zarzucił projekt poświęcając się innym dziełom.
Tu Baltic Opera Festival spotyka się w pewnym sensie z Ryszardem Wagnerem, który też na początku swojej drogi twórczej rezygnował z rozpoczętych kompozycji. O jednej z pierwszych i nieukończonych oper Wagnera pod tytułem „Szczęśliwa rodzina niedźwiedzi” opowiada fascynująca powieść Pawła Huelle „Śpiewaj ogrody”.
„Loteria” przez prawie sto lat nie została jednak wykonana scenicznie. Libretto niestety nie zachowało się do naszych czasów, przetrwały tylko numery muzyczne. 30 grudnia 1952 roku w Polskim Radiu w Katowicach przedstawione zostały fragmenty dzieła w wykonaniu Natalii Stokowackiej i Bogdana Paprockiego oraz Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga. Stokowacka i Paprocki wykonali wtedy duet i dwie arie.
Prapremiera miała miejsce w Krakowie w 2007 roku, pod dyrekcją Piotra Sułkowskiego, w reżyserii Józefa Opalskiego, w scenografii i z kostiumami Agaty Dudy-Gracz i tekstami Wojciecha Graniczewskiego. Główne partie śpiewali Andrzej Biegun i Michał Kutnik (Impresario), Anna Ciuła-Pehlken i Agnieszka Tomaszewska (Sara Troodwood), Ryszard Kalus i Maciej Michalik (Charly Helgoland), Stan Meus, Adam Sobierajski i Adam Zdunikowski (Darly Helgoland), Kazimierz Różewicz i Janusz Żełobowski (Tobiasz Helgoland). Wystąpili również m. in. Joanna Dobrakowska, Bożena Zawiślak-Dolny, Monika Swarowska-Walawska i Katarzyna Krzanowska. Słowa arii, duetów i chórów, a także sam tytuł nakreślały intrygę dramatu. Trudno wymienić imiona wszystkich postaci, bo pierwotnej treści można było tylko się domyślać.
W 2011 roku w nagraniu dzieła pod dyrekcją Michała Klauzy z udziałem NOSPR i Camerata Silesia śpiewali m. in. Wiesław Ochman, Marcin Bronikowski, Rafał Bartmiński, Ewa Biegas, Urszula Kryger, Adam Kruszewski, Piotr Kusiewicz, Anna Lubańska. Wyciąg fortepianowy opublikowano w 1998 roku, a partyturę w roku 2012, już po scenicznych i koncertowych prezentacjach.
Jeszcze raz pokazano operetkę w studenckiej produkcji Akademii Muzycznej we Wrocławiu w 2018 roku, w reżyserii i inscenizacji Roberta Skolmowskiego oraz pod dyrekcją Marcina Grabosza. Był to spektakl dyplomowy Wydziału Wokalnego Katedry Wokalistyki, w którym wystąpili m. in. Sebastian Mach, Michał Łykowski, Sylwia Gorajek, Paulina Rogóż, Michal Bońkowski, Marcin Czopka, Piotr Danieluk i Tomasz Łykowski.
Jak wspomniałem, nie zachowały się dialogi dzieła. Operetka pod tym względem jest podobna do opery barokowej, bez recytatywów nie wiemy, jak rozwija się akcja dramatyczna. Arie, duety i sceny chóralne służą bowiem ukazaniu wewnętrznego stanu ducha bohaterów, a nie opowieści o rozwoju wydarzeń. W przypadku „Loterii na mężów” wiemy jednak, że akcja utworu rozgrywa się w początku XX wieku w Ameryce, której mit podkreślił triumf Heleny Modrzejewskiej. O tym opowiada z kolei ostatnia powieść Susan Sontag pt. „W Ameryce”, o której Krystyna Janda pisała na swoim blogu, że jak każda wybitna książka jest o wszystkim. Bohaterka nazywa się Maryna Zaleska, ale jej pierwowzorem jest wielka polska aktorka, która osiągnęła międzynarodową sławę. Inną wielką Polką, której blask docierał do Polski, była Marcella Sembrich-Kochańska, wspaniała i legendarna sopranistka.
Treścią „Loterii” są najogólniej mówiąc perypetie kilku panien na wydaniu w prowincjonalnej amerykańskiej miejscowości. Każda z nich ma problem z posagiem umożliwiającym dobre zamążpójście, dlatego Sara (Justyna Khil), Molly (Laura Wąsek), Kitty (Teresa Marut), Fanny (Magdalena Stefaniak), Lotti (Martyna Dwojak) i Mimi (Emilia Rabczak) postanawiają założyć gang i obrabować bank. W nawiązaniu do Dumasowskich muszkieterów przyjmują hasło „Jedna za wszystkie. Wszystkie za jedną” (to udana fantazja Wojciecha Tomczyka odpowiedzialnego za opracowanie dialogów) i przyjmują bezsensowną i niezrozumiałą nazwę Bracia Sisters.
Fabuła składa się z paradoksalnych absurdów, z wdziękiem nawiązujących do klimatów brazylijskich (choć ostatnio raczej tureckich) telenowel. Jest impresario organizujący tytułową loterię, dwóch pięknych i bogatych braci, kryminalne śledztwo prowadzone przez dwóch archetypicznych detektywów, Sherlocka Holmesa (Piotr Maciejowski) i Herculesa Poirota (Jakub Foltak). Mamy Klub Wesołych Wdowców i Stowarzyszenie Starych Panien. Abstrakcja libretta, pomimo nawiązań do Ameryki, przypomina raczej klimaty Bollywoodu niż Hollywoodu. Ale o to właśnie chodzi w tym operetkowym szaleństwie.
Historia dobrze się kończy. Miłość zwycięża, wszystko – jak na operetkę przystało – wieńczy wielki triumf Amora. Finał stanowi apoteozę wielu deklaracji małżeńskich związków…
Ideę zwariowanej treści doskonale ilustruje scenografia Natalii Kitamikado i barwne kostiumy Izabeli Chełkowskiej-Wolczyńskiej, choć zbyt stonowana i za mało szalona jest w tej koncepcji choreografia Jarosława Stańka i Katarzyny Zielonki. Piotr Sułkowski, który poprowadził Orkiestrą i Chór Opery Krakowskiej, postawił na uzdrowiskową wizję orkiestry, bliższą atmosfery kurortu i filmu niż eleganckiego Wiednia. Wspaniały muzyk, bawiąc się orkiestrą i operując gęstą fakturą partytury, wybrał koncepcję brzmienia bardziej rozrywkowego bandu niż symfonicznej rozlewności straussowskiego walca. Bardzo dobrze zamierzenie to współgrało z klimatem tego nieoczywistego dzieła. Bo muzyka jest tutaj wspaniała! Szymanowski szaleje urywanym rytmem i fascynującym łamaniem melodii.
Jednak reżyser Marcin Sławiński mógł pójść krok dalej i odejść od dosłowności zrekonstruowanego libretta. Zbyt poprawne politycznie, a przez to mniej dowcipne, były dopisane przez Wojciecha Tomczyka dialogi. Obaj twórcy popełnili więc grzech dosłowności, mocniej wybrzmiałyby kwestie niedopowiedziane. Na banicję musiał udać się „Murzynek Bambo” Juliana Tuwima, więc mizoginiczna aria Williamsa o niewierności żon (brawurowy Damian Wilma) powoduje tu pewien zgrzyt.
Obsadę w większości stanowili obecni i byli uczestnicy Akademii Operowej Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, kierowanej przez Beatę Klatkę. Dobrze, że młodzi artyści mogli pokazać się u boku tak doświadczonych śpiewaków, jak Tomasz Kuk (Tobiasz Helgoland) i Magdalena Barylak (matka Sary), którzy potrafili, odchodząc od swojego bohaterskiego emploi, pokazać uzasadnione karykaturalne oblicze.
Justyna Khil jako Sara zaprezentowała wspaniałą siłę swojego sopranu spinto, potrafiła zagrzmieć operetkową metalicznością, ale i operową tęsknotą. Adrian Domarecki (Darly) starał się dorównać stylem bohaterom Kálmána czy Lehára, ale jego wspaniały tenor liryczny musi jeszcze dojrzeć do wyzwań operetkowych, choć postaciowo artysta był świetny. Doskonały był Szymon Raczkowski w partii stonowanego i nieugiętego kawalersko brata (Charly Helgoland), który lirycznie zaśpiewał indiańską balladę. Błysnął w partii Jacka, palacza Helgolanda młody bas baryton Jan Kubas uwiaryganiając sceniczne i wokalne zacięcie.
Zabawną parą detektywów, czekających na literackie odkrycie, byli tenor Piotr Maciejowski (Sherlock Holmes) i kontratenor Jakub Foltak (Hercules Poirot). Pięknym, wyważonym sopranem spinto posługiwała się Justyna Bluj, choć w tej roli było miejscami zbyt dużo bohaterskiego romantyzmu. Olśnił natomiast Stepan Drobit, bułgarski baryton, który potrafił wcielić się w komicznie wątpliwą postać oszusta impresaria. Artysta, kreujący w tym sezonie Amonasra w „Aidzie” czy „Rigoletta” na scenie Opery Narodowej, bezbłędnie śpiewał po polsku.
Zamierzeniem Baltic Opera Festival jest zestawianie repertuaru zagranicznego z twórczością kompozytorów polskich. Operetka Karola Szymanowskiego została przywieziona do Opery Bałtyckiej w Gdańsku przez Operę Krakowską, w przyszłym roku ma to być „Polskie wesele” – operetka Józefa Beera napisana w 1937 roku i prezentowana w ICE Kraków w 2020 roku.