„Manekiny” są w szczególny sposób związane z historią Opery Wrocławskiej. Podczas dyrekcji Roberta Satanowskiego zamawiano nowe utwory sceniczne oparte na polskich dziełach literackich z pierwszej połowy XX wieku. „Zoperowane” zostały dwa utwory Stanisława Ignacego Witkiewicza. W 1977 roku odbyła się prapremiera „Sonaty Belzebuba” z muzyką Edwarda Bogusławskiego, śpiewali m. in.: Jadwiga Gadulanka i Mieczysław Milun, rejestracja spektaklu ukazała się na płycie Polskich Nagrań. W 1981 roku miała miejsce prapremiera opery Zbigniewa Bargielskiego „W małym dworku”. Obie opery znalazły się później w repertuarze Teatru Wielkiego, partię Baronowej w „Małym dworku” kreowała Halina Słonicka.
Na zamówienie Roberta Satanowskiego powstały również „Manekiny”, opera kameralna Zbigniewa Rudzińskiego według prozy Brunona Schulza, kompozytor był także autorem libretta. Prapremiera odbyła się w 1981 roku, pod muzycznym kierownictwem Roberta Satanowskiego. Reżyserem spektaklu był Marek Grzesiński, scenografię stworzył Janusz Wiśniewski, a kostiumy zaprojektowała Irena Biegańska. Śpiewali m.in.: Ewa Iżykowska i Agata Młynarska (Adela / Magda Wang) oraz Antoni Bogucki i Zbigniew Kryczka (Jakub). Po przeniesieniu spektaklu do Warszawy w partii Adeli występowały także Izabela Kłosińska i Ewa Gawrońska, a w partii Jakuba Jerzy Artysz i Marek Wojciechowski. O historii powstania dzieła, w cyklu „Operowe historie”, można przeczytać w arcyciekawym artykule na blogu Opery Wrocławskiej. Kamila Siwińska, która z sukcesem zrealizowała ostatnio dzieła Benjamina Brittena w Polskiej Operze Królewskiej jest kolejną inscenizatorką opery Zbigniewa Rudzińskiego.
Kompozytor oparł swoje dzieło na prozie Brunona Schulza, przede wszystkim na opowiadaniach ze zbioru „Sklepy cynamonowe” z 1933 roku („Traktaty o manekinach”). Główną postacią jest kupiec bławatny, a zarazem twórca – demiurg Jakub, któremu towarzyszą Polda i Paulina. To żywe manekiny, ale istoty niepełne, ich śpiew jest w rzeczywistości mechaniczną mową nakręconych kukieł. Jak mało wymagamy od rzeczywistości, mamy wszystko w sobie, nadmiar wszystkiego w sobie – melorecytują humanoidalne lale. Tworzenie jest przywilejem wszystkich duchów – intonuje rozważania o ożywianiu materii Jakub, w charyzmatycznym śpiewie Tomasza Rudnickiego, barytona o lirycznej barwie. Twórca nie jest stwórcą i może stworzyć tylko istoty niedoskonale niepełne. Demiurg nie jest równy Bogu.
Stukająca pantofelkami służąca Adela jest postacią niemą, ale jej transformacją jest demoniczna Magda Wang, kobieta z pejczem. W objawieniach surrealistycznych zjaw pojawiają się: Królowa Daga, Edzio Kaleka i Anarchista Luccheni. W wizji Kamili Siwińskiej te postacie są niejako zdeformowane i przypominają „karakony” pająki, co tylko potęguje ich tragedię. „Karakony” to jedno z opowiadań z tomu „Sklepy cynamonowe”, Kamila Siwińska dowiodła w swojej onirycznej inscenizacji doskonałej znajomości twórczości drohobyskiego pisarza i umiejętności transformacji swoich literackich interpretacji w przejmującą wizję sceniczną.
Trudno wyczerpująco pisać o prozie Brunona Schulza, niezwykłego pisarza, który przeszedł do historii literatury tylko dwoma zbiorami opowiadań: „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium pod klepsydrą”. To najwyższa artystyczna półka, jego twórczość można zestawić z najwybitniejszymi prozaikami wszechczasów. Wielki artysta zginął w 1942 roku zamordowany przez niemieckiego faszystę w Drohobyczu, 100 metrów od swojego domu. Legendą obrosło jego zaginione dzieło „Mesjasz”. Znamy z niej tylko pierwsze zdanie. Według Artura Sandauera, który zapoznał się z utworem podczas drugiej wojny światowej, brzmiało ono: Wiesz – powiedziała mi rano matka. – Przyszedł Mesjasz. Jest już w Samborze. Podobno powieść znajduje się w archiwach KGB, a jej poszukiwania inspirują wielu innych pisarzy, np. Philipa Rotha („Praska orgia”), Cynthię Ozick („Mesjasz ze Sztokholmu”), czy Dawida Grossmana („Patrz pod: Miłość”). W 2010 roku w wiedeńskim Schauspielhaus odbyła się prapremiera sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk „Mesjasz” w reżyserii Michała Zadary.
Zbigniew Rudziński, polski kompozytor i pedagog, zmarły w 2019 roku w Warszawie, był autorem wielu utworów kameralnych, dzieł symfonicznych i dwóch oper. Tworzył także muzykę do filmów, słuchowisk radiowych, a także filmów animowanych dla dzieci, m.in. do serialu „Gucio i Cezar”, o niezdarnym hipopotamie i mądrym psie.
Zainteresowaniem cieszyła się też jego druga opera „Antygona”, napisana do tekstu Sofoklesa, w prapremierze w Warszawskiej Operze Kameralnej, w reżyserii Jarosława Kiliana i muzyczną dyrekcją Tadeusza Karolaka w 2001 roku śpiewali m.in.: Dorota Lachowicz, Justyna Stępień, Józef Frakstein, Wojciech Parchem i Ewa Mikulska.
W nowej produkcji Opery Wrocławskiej (oglądałem przedstawienie przedpremierowe, na scenie Muzeum Żydów polskich POLIN, kończące POLIN Music Festival) reżyserka Kamila Siwińska posłużyła się scenicznym językiem, znanym mi z jej poprzednich realizacji scenicznych: „Gwałtu na Lukrecji” i „Obrotu śruby”, zrealizowanych na scenie Polskiej Opery Królewskiej. Jej realizacje są pełne onirycznych projekcji, powodujących rodzaj dramatycznego skupienia. Ciekawym rozwiązaniem było zwielokrotnienie demiurga: Jakub i dyrygent na początku spektaklu rozdwajali się, wszyscy członkowie orkiestry byli jego inkarnacją. To dyrygent i muzycy tworzyli to dzieło tak, jak kupiec bławatny stwarzał demoniczne postacie, fizycznie, lecz także w ramach swojego umysłu.
Mechaniczne roboty-lalki, Poldę i Paulinę wykreowały Liliana Jędrzejczak i Aleksandra Malisz, śpiewające swoje mechaniczne i kukiełkowe partie równolegle i spójnie. Służąca Adela (w tej inscenizacji zmęczona i hałasująca gospodyni domowa) przeistaczała się w demoniczną Magdę Wang, dzięki wyrazistemu aktorstwu wyrażanego mocnym sopranem, kreacja Elizy Kruszczyńskiej pozostanie w pamięci. Wzruszali Królowa Draga (Barbara Bagińska), jak również Edzio Kaleka (Jędrzej Tomczyk) i Anarchista Luccheni (Aleksander Zuchowicz). Wszystkie te postacie tworzyły świat niedoskonałych bytów, z pogranicza materii i magii, obsesyjnych manekinów niedoskonałego demiurga. Martyna Cierpisz była autorką demonicznych kostiumów, Katarzyna Witek stworzyła swoiście narkotyczną i diabelską choreografię: lalki zachowują się jak nakręcone, Daga i Edzio to karakony, Magda Wang to postać ze świata perwersji.
Swoją sceniczną wrocławską premierę „Manekiny” miały 1 marca 2024 roku, ponad 40 lat po prapremierze. Kolejne spektakle pokazano 2 i 3 marca 2024 roku, miejmy nadzieję, że spektakl powróci w przyszłym sezonie. Ta muzyka jest uniwersalna i doskonale wytrzymuje próbę czasu, czego dowiódł dyrygent Trajan Muryń, dynamicznie i rzewnie prowadzący orkiestrę Opery Wrocławskiej. Kamila Siwińska nawiązała też do prapremiery, cytując fragment wrocławskiej inscenizacji, zaprezentowano nagranie z 1981 roku, ostatnie frazy Jakuba wykonane były przez Antoniego Boguckiego, kreującego wtedy tę partię.