Franco Zeffirelli już za swojego życia nazywany był żywą legendą operowej reżyserii. Niestety, zaledwie cztery lata temu śmierć przerwała mu pracę na 6 dni przed premierą jego ostatniego spektaklu, „Traviaty” Giuseppe Verdiego otwierającej 97. edycję festiwalu Arena di Verona. Wówczas pod batutą Daniela Orena wystąpili: polska sopranistka Aleksandra Kurzak, Pavel Petrov oraz sławny baryton Leo Nucci.
W werońskim amfiteatrze Zeffirelli pierwszy spektakl przygotował w 1995 roku i była to pełna hiszpańskiego kolorytu „Carmen” Georgesa Bizeta, która po dziś dzień nie zeszła z festiwalowego afisza. Od tamtej pory regularnie zapraszany był do współpracy, a jego inscenizacje obecnie należą do tych najchętniej granych przez artystów i oglądanych przez publiczność.
„Traviata” w jego reżyserii i scenografii nie schodzi ze ścieżki obranej przez całe artystyczne życie tego twórcy. Jej miejsce akcji umieścił w piętrowym budynku imitującym domek dla lalek i w ten sposób widzowie mogą śledzić historię rozgrywającą się jednocześnie w kilku pomieszczeniach.
Podczas rozpoczynającego operę preludium, proscenium przemierza karawan zaprzęgnięty w konie. To nawiązanie do finału historii, która zaraz ma zostać opowiedziana. Melodramatyczny nastrój przerywają odgłosy zabawy organizowanej w salonie tytułowej bohaterki. Na scenę wylega niemal setka wytwornie ubranych par, pań w krynoliny oraz panów w smokingi (bogate kostiumy projektu Maurizia Millenottiego), a strzelające korki szampana w scenie toastu „Libiamo” wprawiają festiwalową publiczność w równie szampański nastrój.
Intymną kreską zostały nakreślone sceny w podmiejskiej willi Violetty oraz ostatnie chwile życia kurtyzany w jej paryskim mieszkaniu. Pełen rozmachu jest bal u Flory – zdumiewa sprawną, efektowną zmianą dekoracji, popisowymi scenkami baletowymi (w choreografii Giuseppe Picone, ze znakomitymi solistami Liudmilą Konovalovą i Davidem Dato), a efektowne wystrzały confetti podsycają aplauz publiczności. Piękno inscenizacji i realizm szczegółów sprawiają, że doskonale znaną historię ogląda się z emocjonalnym zaangażowaniem, tak jakby losy bohaterów śledziło się po raz pierwszy.
Dla specjalizującej się w belcantowym repertuarze Jessiki Pratt liczne koloratury i popisowe kadencje zapisane przez kompozytora w I akcie nie stanowiły żadnych trudności, brzmiały lekko i efektownie. Śpiewaczce udało się również wiarygodnie przedstawić dramat tytułowej bohaterki, prezentując wyrazowe możliwości swojego lirycznego z natury głosu.
Towarzyszący jej w roli Alfreda Francesco Meli dysponuje tenorem lirycznym, potrafi używać zróżnicowanych środków wokalnego przekazu i swobodnie wypełniać swoim głosem przestrzeń ogromnego amfiteatru.
Spektakl jednak wokalnie zdominował Ludovic Tézier, francuski śpiewak zaliczany do najlepszych głosów Verdiowskich naszych czasów. Jego miękki, szeroko prowadzony piękny, ciemny baryton oraz umiejętność wyrównanego prowadzenia frazy sprawiły, że wykonanie to można było uznać za perfekcyjne.
Andrea Battistoni, prowadzący spektakl zza dyrygenckiego pulpitu, uwypuklił piękno tej wspaniałej partytury, proponując żywiołową, energiczną interpretację i z wyczuciem towarzysząc solistom.