REKLAMA

Chopin, Éric i pani Pylińska czyli muzyka, miłość i sekrety w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Spektakl „Pani Pylińska i sekret Chopina”, według wspomnień Érica-Emmanuela Schmitta, jest opowieścią o niezwykłych spotkaniach, które odmieniły życie młodego człowieka. W tytułową postać ekscentrycznej nauczycielki gry na fortepianie wcieliła się Joanna Żółkowska, a jej ucznia zagrał przekonująco Kacper Kuszewski.

Robert Gliński wyreżyserował spektakl, w którym rozbrzmiewa muzyka Chopina i Liszta, grana na żywo przez pianistkę i kompozytorkę Lenę Ledoff. Tatiana Kwiatkowska zaprojektowała funkcjonalną scenografię i odpowiednie, skromne kostiumy.

Gdy zasiadłem na widowni Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, po zgaszeniu świateł zza kulis wyszedł w naszym kierunku Kacper Kuszewski. Usiadł na schodkach proscenium i zaczął snuć opowieść. Najpierw o starym pianinie, następnie o „rozwiązłej” ciotce i wreszcie o nauczycielce gry na fortepianie – pani Pylińskiej.

Opowiadanie Schmitta zawiera osobiste wyznania autora i w interesujący sposób pokazuje jego inspiracje. Książka została wydana we Francji w 2018 roku, a w Polsce – rok później w wydawnictwie Znak. Dorota Kadula z krakowskiej Agencji Artystycznej CDN wyprodukowała spektakl na wysokim poziomie. Tutaj nikt nie podlizuje się publiczności, artyści nie mizdrzą się, lecz prowadzeni przez znakomitego reżysera Roberta Glińskiego, pokazują nam świat intymny z naturalnością i subtelnością oraz dużą dozą literackiego humoru. Głównym bohaterem, mimo tytułu, nie jest pani Pylińska, lecz Éric. To on „gra pierwsze skrzypce”. Jest od początku do końca na scenie i płynnie przechodzi od funkcji narratora do odgrywania poszczególnych scen.

Kacper Kuszewski © Bartosz Fajge / CDN
Kacper Kuszewski w spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina” © Bartosz Fajge / CDN

Popularny i lubiany aktor telewizyjny Kacper Kuszewski, po raz pierwszy oglądany przeze mnie na żywo w spektaklu, ma znakomity kontakt z widzami i potrafi utrzymać uwagę. Łatwo docenić jego doskonały warsztat, zdobyty w PWST w Warszawie (obecnej Akademii Teatralnej). Swoją karierę sceniczną rozpoczął wyjątkowo wcześnie. Jako 7-latek wystąpił w odpowiedzialnej roli Gavroche’a w słynnym musicalu „Les Misérables” na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni. W warszawskim Teatrze „Roma” zagrał główną rolę w spektaklu muzycznym „Berlin, czwarta rano”, w którym wcielił się w „archetyp ćmy barokowej, faceta z głębią”, jak napisał o jego postaci reżyser Łukasz Czuj.

Tutaj jest również mężczyzną z głębią. Jako narrator jest dojrzałym mężczyzną, ale wciąż przywołuje sceny z przeszłości, kiedy miał lat 20. Ten dystans dobrze służy całości, mimo iż spektakle tego typu mogą być czasem nudne. Na sukces przedstawienia złożyło się kilka elementów: precyzyjna reżyseria, intrygujący tekst z zaskakującymi i zabawnymi pointami i dobra gra aktorska.

We wstępie do wydanej przez Znak książki w 2019 roku Schmitt napisał: Ambasadorem Waszego narodu był Chopin, którego odkryłem, gdy miałem dziewięć lat. Ta miłość od pierwszego wejrzenia skłoniła mnie do podjęcia nauki gry na fortepianie. […] A potem pojawiła się inna ambasadorka – ta, którą w swoim opowiadaniu nazywam madame Pylinską, polska nauczycielka fortepianu żyjąca na emigracji w Paryżu, ekscentryczna, zabawna, władcza, wymagająca, uczuciowa – i próbowała wtajemniczyć mnie w Chopina. Choć nie udało jej się – z mojej winy – sprawić, żebym potrafił interpretować Chopina na klawiaturze, przemieniła go w mojego nauczyciela pisarstwa, skłaniając mnie do poszukiwania szeptu, intymności, szczerości uczuć, porywów serca i niuansów duszy.

Kacper Kuszewski i Joanna Żółkowska © Bartosz Fajge / CDN
Kacper Kuszewski i Joanna Żółkowska w spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina” © Bartosz Fajge / CDN

To ciekawe wyznanie znanego i cenionego francuskiego pisarza. Bliski kontakt z utworami Chopina dał mu inną perspektywę. Lekcje muzyki zamieniły się w lekcje życia. Młody mężczyzna czerpał od swojej doświadczonej nauczycielki wiedzę o świecie i człowieku, o ludzkim wnętrzu, pięknie przyrody, miłości, pożądaniu, subtelności, delikatności. Podczas pierwszej lekcji Pylińska była zdegustowana tym, że walił w klawisze jak słoń. Kazała mu przez kolejne dni nie zbliżać się do fortepianu, lecz chodzić codziennie rano do Ogrodu Luksemburskiego, gdzie znajduje się pomnik Fryderyka Chopina. Powiedziała, że ma zrywać małe kwiatki tak, aby nie spadła z nich nawet kropelka porannej rosy. Okazało się to bardzo trudne, ale dzięki temu doświadczeniu zaczął być bardziej uważny i delikatny.

Pylińska dawała mu coraz to nowe zadania, z których każde kolejne wydawało się jeszcze bardziej dziwaczne. Zaczęła się wtrącać również do jego życia intymnego po to, aby poznał lepiej czułość, pożądanie, fascynację i miłość. Bez tego według niej nie da się dobrze grać muzyki Chopina. Joanna Żółkowska, obchodząca niedawno 50-lecie pracy artystycznej premierą tego spektaklu, jest wspaniała. Wie i czuje, że ludzie ją lubią. Jest pełna uroku osobistego, z doskonałym warsztatem i scenicznym doświadczeniem. Równocześnie sprawia wrażenie osoby trochę nonszalanckiej. Ma dystans do siebie, potrafi bawić się słowem, gestem, mimiką i utrzymuje widza na wodzy zainteresowania dzięki temu, że jest artystką charyzmatyczną.

Drugą przewodniczką życia Érica była jego ciotka Aimée. W tej roli zobaczyłem Dorotę Naruszewicz. Grała na początku dość nerwowo, dopiero w drugiej części spektaklu nabrała ogłady. Kiedy ciotka przyjeżdża do Paryża, postanawia zabrać młodego krewniaka na wycieczkę śladami swoich wspomnień i miłosnych uniesień. Naruszewicz jest wtedy czuła, zalotna i rozmarzona. Później pokazuje też wiarygodnie cierpienie chorej kobiety.

Lena Ledoff i Joanna Żółkowska © Bartosz Fajge / CDN
Lena Ledoff i Joanna Żółkowska w spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina” © Bartosz Fajge / CDN

Jestem pod wrażeniem występu w spektaklu Leny Ledoff – urodzonej w Petersburgu pianistki i kompozytorki, która już prawie 30 lat mieszka w Polsce. Artystka zagrała utwory Fryderyka Chopina i Ferenca Liszta. Na początku nie było to wykonanie idealne. Konkurs Chopinowski sprawił, iż możemy słuchać wykonań najlepszych na świecie i wiele osób zna utwory polskiego kompozytora na pamięć. Partie wirtuozowskie są bardzo trudne i łatwo o jakąś drobną pomyłkę. Natomiast gdy akcja się rozpędzała, podziwiałem talent artystki, która potrafiła błyskawicznie zagrać fragmenty utworów w różnych wariantach. Pięknie też towarzyszyła aktorom, wykonując czasem muzykę ilustracyjną, aby nie zagłuszać dialogów. Mam wrażenie, że trochę męczyła się z instrumentem na scenie, należącym do Teatru im. Juliusza Słowackiego. Może przyszedł czas na jego wymianę albo porządny remont? Artystka pokazała też swoją klasę, kiedy z niesamowitą swobodą i finezją przetwarzała Chopina na jazzowo. Czuło się, że wtedy jest w swoim żywiole. Szkoda, że częściej tego nie robiła.

Wyreżyserowany przez Roberta Glińskiego spektakl jest przykładem szlachetnej sztuki, bez pompy i głupich dialogów. Dobrego przekładu dokonał Jan Nowak. Powaga i wzruszenie mieszają się z humorem i zaskoczeniem.

Kacper Kuszewski i Joanna Żółkowska w spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina”, © Bartosz Fajge / CDN
Kacper Kuszewski i Joanna Żółkowska w spektaklu „Pani Pylińska i sekret Chopina”, © Bartosz Fajge / CDN

Cieszyło mnie też to, że mój 9-letni syn był zachwycony przedstawieniem. Bawiły go zaskakujące pointy i świetnie odbierał graną na żywo muzykę, która przenosiła nas w inny wymiar. To była duchowa uczta. Bardzo trudno osiągnąć odpowiedni efekt, łącząc formę recitalu ze spektaklem dramatycznym – a tutaj się to udało. Spektakle impresaryjne często są nastawione na szybki zysk, więc pokazują nam „historie łóżkowe”. Tutaj na szczęście okazało się, że można osiągnąć zamierzony efekt, zapełniając sale teatralne i dając publiczności sztukę na wysokim poziomie.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne