Nie mam wnuków, ale w wieku 76 lat poddałem się urokowi naiwnej opowieści dla dzieci, jakbym sam był dzieckiem. Być może w każdym z nas do końca życia pozostaje coś z dziecka. Byłoby to bardzo optymistyczne stwierdzenie.
Dzieci, tak mi się wydaje, dzielą świat po prostu na dobro i zło. I w baśni dobro zawsze zwycięża. Niezupełnie tak jak w realnym życiu, ale dzieci dowiadują się o tym znacznie później, dopiero gdy przestają być dziećmi. Chyba, że doświadczają wojny…ale to już jest życie – brutalne jak w Ukrainie czy Gazie – a nie baśń.
Spektakle musicalowe w Teatrze Muzycznym w Poznaniu budzą we mnie wzruszenie swoją wyrafinowaną prostotą, bezpośredniością wyrazu i naturalnym wdziękiem. To, co w zasadzie jest ograniczeniem: malutka scena i niewielka także widownia, staje się dzięki talentowi realizatorów i przede wszystkim artystów-wykonawców: atutem. Jesteśmy my – widzowie – razem z nimi. Widzimy dokładnie każdy ruch, gest, wyraz twarzy. Tu nic nie da się ukryć.
Utożsamiamy się w tej scenicznej baśni nie tylko z Piękną i Bestią (Urszula Laudańska i Karol Drozd), którzy są dokładnie tacy jak być powinni: trochę naiwnie jednowymiarowi, ale przekonujący. Utożsamiamy się także z samochwałą Gastonem (brawurowa rola Maksymiliana Pluto-Prądzyńskiego), zwariowanym wynalazcą Maurycym (Wiesław Paprzycki) oraz Płomykiem (Maciej Zaruski), Trybikiem/Piekarzem (Jarosław Patycki), Madame de Garderobe (Agnieszka Wawrzyniak) i innymi czarodziejskimi postaciami.
Nic nie ujmując innym wykonawcom muszę wyróżnić Dagmarę Rybak jako Panią Imbryk. Pozornie to tylko jedna z wielu czarodziejskich postaci w zamku Bestii. Ale w roli nie większej od innych wyróżnia się już od chwili pojawienia się na scenie czymś nieuchwytnym: charyzmą. Pokazuje rzecz pozornie niemożliwą: zwykły imbryk (czyli po prostu czajnik) może mieć urok, wdzięk, serdeczną tkliwość i po prostu wzruszać. Od razu nabrałem ochotę na filiżankę herbaty.
To nie jest nowy spektakl, ale artyści grali i śpiewali jakby to była premiera. To także zasługa orkiestry pod dyrekcją Tomasza Szymusia. Oglądałem przedstawienie 17 lutego 2024 roku.
Dyrektor Przemysław Kieliszewski i jego świetny zespół zasługują na dużą scenę i widownię. Oby tylko nie stracili tego, co dzisiaj jest ich największą siłą: magnetycznego kontaktu z widownią!