Jak powiedział na początku tego niezwykłego wieczoru Krzysztof Korwin-Piotrowski, każda rozmowa z Grażyną Brodzińską zawsze jest niepowtarzalna. Tak było i tym razem. Spotkanie odbyło się w sali Bialskiego Centrum Kultury 26 sierpnia 2023 o godz. 18.00. – Cieszymy się, że wreszcie mogła Pani przyjechać do nas na Festiwal – mówił prowadzący. – Okres wakacyjny jest dla Pani zawsze bardzo intensywny, ale w tym roku się udało. Jesteśmy wszyscy niezwykle szczęśliwi, że możemy gościć gwiazdę takiego formatu. Na scenie bywa Pani drapieżna i dynamiczna, w życiu codziennym jest Pani skromna i zawsze uśmiechnięta.
– Pan Bogusław mówiąc o mnie używał zawsze terminu „primadonna” – powiedziała Grażyna Brodzińska. – „Jest Pani primadonną, bo gwiazdami mogą być wszyscy” – mówił. Ja nie czuję się jak gwiazda. Ale terminu „primadonna” używa też w odniesieniu do mnie Pani Barbara Kaczmarkiewicz, impresario i członkini Rady Fundacji ORFEO. Pani Barbara jest z nami na widowni. Pamiętam cudowne koncerty, które organizowała dla Bogusława Kaczyńskiego. Myśmy się po prostu kochali zawodowo.
– Rzeczywiście mam bardzo dużo sukien – opowiadała dalej Grażyna Brodzińska.- Dbam o to, by były one piękne. To wszystko jest dla Państwa, dla publiczności. Byłam jedną z pierwszych osób w Polsce, które zapoczątkowały duże, niemalże balowe suknie sceniczne, bo wcześniej występowano zwykle w sukniach eleganckich, wąskich i nie tak spektakularnych. Do każdej z nich dobieram inne buty, inną biżuterię tak, aby wszystko do siebie pasowało. Szczegóły są bardzo ważne i kobiety wiedzą o tym najlepiej. A mężczyźni nie zawsze to dostrzegają. Ale uczesana jestem zawsze tak samo, w kok. Kiedyś rozpuściłam włosy, ale powiedziano mi, że nie, że na scenie to nie jestem ja.
– Suknie zajmują oczywiście dużo miejsca, dbam o to, by były bezpieczne także w transporcie. Wielokrotnie, gdy podróżowałam pociągami, cały przedział wypełniony był pokrowcami, zawierającymi moje stroje, a ja musiałam stać na korytarzu. Pamiętam też pewien powrotny lot z Nowego Jorku do Warszawy, byłam zmuszona zmieścić w jednym opakowaniu kilka moich sukni. Stewardessa powiedziała mi, że pewien pasażer dostał ataku paniki, chciał wysiadać, bo myślał, że na pokładzie przewozimy jakieś zwłoki. Na prośbę załogi na jego oczach rozpakowałam ten podejrzanie wyglądający bagaż. Podróżujący mieli niezłą rozrywkę. Gdy okazało się, że tam nie ma trupa, uspokojony pasażer zamówił podwójną wódkę i zasnął.
– Kiedyś na koncercie w Vancouver w Kanadzie podczas mojego występu wypadł mi kolczyk. Poprosiłam widzów o pomoc i w pewnym momencie wszyscy szukali go pod krzesłami. Gdy Pan Bogusław Kaczyński wszedł na scenę zapowiedzieć kolejny utwór, dosłownie osłupiał. Nie wiedział, co się dzieje i o co poprosiłam publiczność. Kolczyk na szczęście się znalazł, obiecałam, że osobie, która go odnajdzie dam buzi, taką wymyśliłam nagrodę. Pan, który ją otrzymał, powiedział mi, że przez długi czas nie będzie zmywał śladów mojej szminki…
– Wychowałam się w rodzinie muzycznej. Mój tata, Edmund Wayda-Szymaszkiewicz był śpiewakiem, aktorem i reżyserem, operował tenorem dramatycznym. Moja mama, Irena Brodzińska do dziś jest moją największą mistrzynią. Była śpiewaczką, tancerką, aktorką teatralną i filmową. Rodzice ciągle byli w trasie. Mnie i mojego brata wychowywała głównie babcia. Ale często jeździliśmy też z rodzicami i bakcyla teatralnego połknęłam już we wczesnym dzieciństwie.
– Zaczynałam od nauki baletu. Moja mama powtarzała mi, że jeśli chcę być aktorką sceniczną muszę od tego rozpocząć. Po ukończeniu nauki w szkole baletowej trafiłam do Studia Wokalno-Aktorskiego Danuty Baduszkowej w Gdyni. Wyksztalcenie w Studiu było wszechstronne, oprócz zajęć muzycznych i teoretycznych uczyłam się także m. in. szermierki, a także przez chwilę judo. Śpiewu uczyła mnie profesor Zofia Janukowicz-Pobłocka, mamy naszej wspaniałej pianistki, Ewy Pobłockiej. To ona przekonała mnie do operetki. Mówiła mi, że w operze będą mnie ciągle zabijać. A ludzie chcą też czegoś pozytywnego.
– Chciałam jednak bardzo się rozwijać i śpiewać inny repertuar. Pan Bogusław Kaczyński mówił jednak, że primadonna mojego rodzaju powinna wykonywać przede wszystkim „Przetańczyć całą noc” i „Arię ze śmiechem”. Gdy dostałam propozycję wystąpienia w musicalu „Hello Dolly!” bardzo mi to odradzał. Nie znosił musicali. Nie posłuchałam się i postanowiłam spróbować. Podstępem ściągnęliśmy Pana Bogusława do Teatru Muzycznego w Gliwicach na to przedstawienie i pamiętam, jak bardzo mi gratulował. „Tak, to jest rola dla Pani”. Inną postacią, jaką tam zagrałam była Dorothy Brock w „42. ulicy”, to partia diametralnie różna, rozkapryszona i irytująca, było to wspaniałe wyzwanie aktorskie.
– Mam temperament i nosi mnie na scenie. Ja po prostu kocham to, co robię. Ale muszę Pana zmartwić – powiedziała odpowiadając na moje pytanie o czarne charaktery – w operetce nie ma złych osób. Nie ma np. roli na miarę Alexis w „Dynastii”, serialu, który uwielbiałam.
– Mój mąż naprawdę pozwala mi, żebym całowała się na scenie. I nie jest zazdrosny. To musi być prawdziwe. Publiczność musi coś przeżyć, w coś uwierzyć, coś sobie przypomnieć. Nie lubię udawania. Gorzej, jak nie lubi się partnera, ale na szczęście nie miałam takich sytuacji.
– Zawsze przed występem mam tremę, przed koncertem czy spektaklem muszę być sama, chowam się w kąt, nie opowiadam i nie słucham dowcipów. Ta trema jest tym większa, im dłużej występuję. Ale w momencie wyjścia na scenę wszystko mija.
– Pan Bogusław Kaczyński zawsze był niezwykle elegancki. Miał w sobie coś takiego, że jak tylko wchodził na scenę, od razu przykuwał uwagę. Ale był też wybitnym konferansjerem, mówił pięknie i fascynująco. Był tez niezwykle dowcipny i błyskotliwy. Nie miał sobie równych, jeśli mogłabym go z kimś porównać, byłby to Lucjan Kydryński. Wielokrotnie razem podróżowaliśmy, także za ocean. Był też otwarty na inne rodzaje muzyki, pamiętam, jak namówiłam go kiedyś na wizytę w klubie jazzowym, siedzieliśmy tam prawie całą noc. Następnego dnia nie mieliśmy koncertu i mogliśmy sobie na to pozwolić.
To tylko niektóre z barwnych wypowiedzi Grażyny Brodzińskiej, bohaterki spotkania podczas 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej. Wielka primadonna opowiadała, że ma nadzieję, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Nie interesuje jej „odcinanie kuponów”, ciągle chce się rozwijać i uczyć. Mówiła też, odpowiadając na pytanie Michała Litwiniuka, że słucha głównie zagranicznych artystów i inspiruje ją technika wspaniałej polskiej sopranistki, Aleksandry Kurzak. Odpoczywa leniuchując, ale zawsze musi podczas odpoczynku coś robić. Wyznała, że uwielbia owoce morza, przede wszystkim mule, ale tak naprawdę wszystko jej smakuje.
Wieczór wzbogaciły piękne improwizacje Mieczysława Smydy, który na skrzypach zagrał fragmenty utworów wykonywanych z Grażyną Brodzińską, a także wspaniałe wariacje na temat musicali i operetek, wprowadzając tęskny element cygański.
Grażyna Brodzińska została poproszona o odsłonięcie obrazu, który Fundacja ORFEO przekazała do Bialskiego Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej. Portret namalowała Barbara Rettinger. Dyrektor BCK Zbigniew Kapela powiedział, że ten dar jest wyrazem zaufania, ale także dowodem bardzo dobrej współpracy pomiędzy Fundacją ORFEO i nami, ludźmi tworzącymi tę instytucję. Użyję najpiękniejszego słowa w języku polskim: „Dziękuję”. Te podziękowania składam na ręce Barbary Kaczmarkiewicz – członkini Rady Fundacji, Anny Habrewicz – dyrektor Zarządu Fundacji oraz Zbigniewa Napierały, Przewodniczącego Rady Fundacji.
Przed spotkaniem w BCK Grażyna Brodzińska złożyła też kwiaty pod pomnikiem Bogusława Kaczyńskiego, w towarzystwie Michała Litwiniuka, Zbigniewa Kapeli i Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego. Wielka artystka wyznała, że odwiedzając cmentarz na Powązkach zawsze przynosi Panu Bogusławowi jedną różę.
Tego samego dnia, wcześniej, o godz. 12.00, Krzysztof Korwin-Piotrowski prowadził spotkanie „Smaki życia Bogusława Kaczyńskiego”, podczas którego prezentował programy z cyklu „Operowe Qui pro Quo”, realizowane w Telewizji Poznańskiej. Patron Fundacji ORFEO. Wielka postać życia muzycznego w Polsce i wielki białczanin był obecny w Bialskim Centrum Kultury przez cały dzień. I będzie w nim na zawsze.