REKLAMA

Czym zastąpić miłość… Bluźniercza walka o koronę w krakowskiej inscenizacji „Nabucca”

Andrzej Dobber w roli tytułowej pokazał wokalne mistrzostwo verdiowskiego brzmienia. Bardzo dobrze przebrnęła przez mordercze meandry Abigaille Oksana Nosatova. Szeroko i mocno zabrzmiała orkiestra Opery Krakowskiej pod charyzmatyczną dyrekcją José Maria Florência. Reżyserka Maria Sartova w pięknej plastycznie produkcji odczytała babiloński dramat w sposób tradycyjny, koncentrując się bardziej na psychologii postaci, niż wielkim, multimedialnym widowisku.

Ponoć po klęsce „Dnia królowania”, swojej drugiej opery Giuseppe Verdi poprzysiągł sobie już nigdy więcej nie komponować oper. Ale gdy zobaczył tekst chóru „Va, pensiero”, zmienił zdanie. Według biografów kompozytora to jednak niepotwierdzone legendy, o czym pisze w nieocenionym kompendium „Tysiąc i jedna opera” Piotr Kamiński.

Libretto „Nabucca”, napisane przez Temistocla Solerę przeznaczone było dla Otto Nicolaia, który je odrzucił wybierając „Il proscitto” Gaetana Rossiego. Premiera tego dzieła w mediolańskiej La Scali była wielką klęską, która przekreśliła dalszą karierę niemieckiego kompozytora. Nicolai pamiętany jest obecnie tylko z jednego dzieła, są to „Wesołe kumoszki z Windsoru”.

Tymczasem triumf „Nabucca” był niesłychany. Dzieło opowiadające o wyzwoleniu narodu żydowskiego z niewoli babilońskiej łączono z ruchami zjednoczenia Włoch, nazwisko Verdiego stało się synonimem Risorgimento. Sukces trzeciej opery Verdiego sprawił, że kompozytor stał się jednym z największych twórców połączonego państwa.

„Nabucco” w Krakowie. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
„Nabucco” w Krakowie. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

I nadal jest to jeden z jego największych triumfów. To jedna z jego najczęściej wystawianych oper, obok „Traviaty”, „Rigoletta” i może „Trubadura”. Wspomniany chór „Va, pensiero” (oparty na jednym z psalmów z biblijnej „Księgi Psalmów) jest wizytówką dzieła, i publiczność często przychodzi tylko po to, aby usłyszeć właśnie ten fragment.

Opera Krakowska sięgnęła po ten tytuł po raz drugi w swojej historii, poprzednia inscenizacja miała miejsce jeszcze na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego, zespół opery musiał wtedy dzielić siedzibę z teatrem dramatycznym. W 1992 roku pod dyrekcją Ewy Michnik i w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego śpiewali Andrzej Biegun, Bogusław Szynalski, Monika Swarowska-Walawska, Barbara Krzekotowska, Małgorzata Lesiewicz, Bożena Zawiślak-Dolny, Imeri Kawsadze, Przemysław Firek i Janusz Borowicz. Janusz Dębowski kreował wtedy rolę Ismaela, teraz pojawił się na scenie jako Abdallo, ta rola jest uhonorowaniem artysty, podobnie jak Cesarz w „Turandot” Giacomo Pucciniego, w Warszawie, w latach 90. pojawiał się w nich Bogdan Paprocki.

„Nabucco” jest dziełem nieśmiertelnym przede wszystkim dzięki „Va, pensiero”. Treść opery jest pogmatwana, są przejmujące zbiorowe obrazy i pełnokrwiści bohaterowie, ale w przebiegu akcji czegoś wyraźnie brakuje. Opera w punkcie wyjścia jest statyczna i może stanowić wielkie wyzwanie dla inscenizatorów.

Scena zbiorowa. Na pierwszym planie Monika Korybalska (Fenena) i Andrzej Dobber (Nabucco) i Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
Scena zbiorowa. Na pierwszym planie Monika Korybalska (Fenena) i Andrzej Dobber (Nabucco) i Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

Maria Sartova jest jedną z ostatnich uczennic Ady Sari, to ona poznała Bogusława Kaczyńskiego z legendarną polską sopranistką, o czym możemy przeczytać w biografii Anny Lisieckiej „Będę sławny, będę bogaty” oraz książce Zofii Paczóskiej „Jak kolorowy ptak”. Jest absolwentką Akademii Muzycznej w Warszawie, kontynuowała studia wokalne z Giną Cigną w Mediolanie, Camillem Mauranem i Régine Crespin w Paryżu i z Rudolfem Bautzem w Akwizgranie. Po debiucie w Operze Wrocławskiej i w Teatrze Wielkim w Warszawie (Hanna w „Strasznym dworze” z Polą Lipińską jako Jadwigą i Zdzisławem Klimkiem jako Miecznikiem), karierę wokalną związała ze scenami europejskimi, śpiewając główne partie we Francji, Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, Irlandii, Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Szczególne uznanie zdobyła interpretacją partii Tatiany w „Eugeniuszu Onieginie” Piotra Czajkowskiego. Dla Radia France dokonała licznych nagrań muzyki kameralnej i operowej z towarzyszeniem Orchestre National i Orchestre Philharmonique Radia France.

Od roku 2002 współpracuje jako reżyser z teatrami operowymi i muzycznymi, w ostatnich sezonach przygotowała w Polsce m.in.: „Złote runo” Aleksandra Tansmana  w Teatrze Wielkim w Łodzi (prawykonanie docenione przez brytyjski „Opera Magazine”), „Orfeusza w piekle” Jacquesa Offenbacha w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, „Barona cygańskiego” Johanna Straussa w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, „Carmen” Georgesa Bizeta w Operze Wrocławskiej oraz „Judytę Triumfującą” Antonio Vivaldiego w Warszawskiej Operze Kameralnej.

W produkcji Opery Krakowskiej inscenizatorka odczytała babiloński dramat w sposób tradycyjny, linearnie opowiadając treść libretta, nie przenosząc go w czasie i nie szukając nowych, ukrytych znaczeń. Część widzów oczekujących nowoczesnego teatru operowego mogła poczuć się rozczarowana. Ale większość z pewnością była usatysfakcjonowana i myślę, że Kraków czekał na taki właśnie spektakl.

Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

Maria Sartova wyraźnie jednak podkreśliła w monumentalnym dziele wewnętrzny dramat bohaterów, tworząc miejscami opowieść kameralną o tragedii Nabucca, a przede wszystkim Abigaille, niekochanej córki i odtrąconej kochanki. To ona jest centralną bohaterką dramatu. Jej udział w walce o dominację i władzę jest wynikiem życiowych rozczarowań. Polityczne pasje okazują się tak samo silne i niebezpieczne, jak pasje miłosne – pisze w programie do spektaklu Maria Startova. I rzeczywiście, „Nabucco” to właściwie opera bez miłości, jest oczywiście wątek uczucia pomiędzy Ismaele a Feneną, ale na bardzo drugim planie. Abigaille walczy o koronę ze swoim ojcem, Nabuchodonozorem, królem Babilonii oraz z przywódcą Hebrajczyków, Zachariaszem. Przejęcie władzy nie daje jej szczęścia, to postać przeklęta i tragiczna.

Również partia wokalna należy do przeklętych, zaśpiewana w nieodpowiednim momencie może zniszczyć głos. Verdi rozpostarł tessiturę Abigaille na krańcach możliwości sopranu dramatycznego, od piersiowych dołów, które muszą być słyszalne w gęstej fakturze orkiestry do niebotycznych gór. Ukraińska sopranistka, znana już polskiej publiczności z występów w „Aidzie” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej bohatersko wybrnęła z tego trudnego zadania, nawet jeśli zdarzały się nieliczne problemy intonacyjne. Jej dramatyczny, ciemny głos pięknie rezonował w niskich dźwiękach, pewnie opartych na brzmiącym rejestrze piersiowym. Śpiewaczka potrafiła też olśnić górą, a także pokazać sprawność i elastyczność w momentach wymagających koloratury. Nosatova stworzyła przekonującą kreację opuszczonej, samotnej i rozszalałej władczyni, była to „prawdziwa” i dramatyczna Abigaille. Nie może kochać, więc musi nienawidzić.

Andrzej Dobber (Nabucco) i Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
Andrzej Dobber (Nabucco) i Oksana Nosatova (Abigaille) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

Jednak najjaśniejszą gwiazdą przedstawienia był Andrzej Dobber, który wystąpił jako tytułowy „Nabucco”. Słynny polski śpiewak kreował tę partię na wielu światowych scenach. Także w Krakowie udowodnił, jak doskonale czuje muzykę Verdiego i jak mistrzowsko może ją przedstawić. W jego śpiewie brzmiała dramatyczna włoska fraza, oparta na technice belcanta. Artysta potrafił przerażać we władczych scenach pychy, ale także wzruszyć błagając o wybawienie swojej córki. To było wokalne mistrzostwo verdiowskiego brzmienia, ale także przejmująca kreacja od strony aktorskiej.

Taras Shtonda jako Zachariasz pokazał piękne basowe legato, gęstą barwę średnicy, ale także lekkie problemy z niebrzmiącymi dołami. Niemniej była to bardzo dobra kreacja żydowskiego przywódcy, który w końcu wygrywa walkę o tron, posągi Baala muszą zostać zburzone.

Tomasz Kuk (Ismaele) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
Tomasz Kuk (Ismaele) © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

W pozostałych rolach bardzo dobrze wypadł Tomasz Kuk, operując tenorowym blaskiem jako Ismaele. „Nabucco” jak napisałem, to opera bez miłości, ale właściwie także bez tenora, bohater jest na drugim planie i nie walczy o koronę. Dość bezbarwna postaciowo jest Fenena, Verdi trochę zapomniał o niej muzycznie i ta bohaterka nie ma tu wielkiego pola do wokalnego popisu, mimo częstej obecności w scenach zbiorowych. Monika Korybalska starała się wtopić w tę postać, a jej mezzosopran brzmiał mocno i wyraziście w ansamblach, ale także wzruszając w niewielkim arioso. Jako Anna wystąpiła Agnieszka Kuk, zaznaczając swoją wokalną obecność w wielkich scenach chóralnych. Arcykapłanem Baala był Wołodymir Pańkiw, bas w kolejnych spektaklach wcieli się także w Zachariasza.

Na scenie Opery Krakowskiej wystąpiły dwa chóry: Opery Krakowskiej i Filharmonii im. Karola Szymanowskiego, co dało znakomity efekt potęgi. Charyzmatyczny José Maria Florêncio prowadził orkiestrę ostro, dynamicznie i bardzo po verdiowsku, potrafił zadbać o selektywne brzmienie poszczególnych sekcji instrumentów, ale także połączyć jej w momentach wielkich kulminacji. Dyrygent miał bezwględne tempa, czasem zdarzały się pewne „rozminięcia” zwłaszcza z chórem, ale barwa orkiestry była piękna i mnie ta muzyczna interpretacja się podobała.

„Nabucco” w Krakowie. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej
„Nabucco” w Krakowie. Scena zbiorowa © Andrii Kotelnikov, archiwum Opery Krakowskiej

Spektakl Marii Sartovej był piękny plastycznie, czego zasługą była symboliczna i wymowna scenografia Damiana Styrny, który przygotował również nader interesujące projekty animacji. Autorce kostiumów Annie Chadaj udało się pokazać hierarchię bohaterów: ciemiężonych, szaro ubranych Hebrajczyków, i dominujących, krwisto odzianych Babilończyków. Za choreografię i ruch sceniczny odpowiadał Jakub Lewandowski, bardzo dobra była scena z alter-ego Abigaille (demoniczna Teresa Żurowska), tańce złowrogich urzędników (Angel Martinez-Sanchez, Gabriele Togni), a także postać proroka Jeremiasza (Yauheni Raukuts). Ale nade wszystko nastrój budowała dynamiczna reżyseria świateł Bogumiła Palewicza, która podkreślała wizualną urodę spektaklu, ale także była narratorem emocji.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne