Stanislaw Moniuszko w swoim ostatnim utworze operowym postanowił odejść od motywów narodowych i skupić się na historii egzotycznej, ulegając zresztą ówczesnym modom poszukiwania odległych tematów na libretto. Wielkie wrażenie wywarła na nim sztuka Casimira Delavigne’a i to dzieło wybrał na swoją kolejną operę. Twórczość tego poety cieszyła się wtedy pewnym zainteresowaniem, to na jego dramacie oparte są „Nieszpory sycylijskie” Giuseppe Verdiego, on też współpracował ze słynnym librecistą Eugènem Scribe przy „Robercie Diable” Giacoma Meyerbeera czy „Fra Diavolo” i „Niemej z Portici” Daniela Aubera. Geatano Donizetti też napisał operę „Paria” , dziś całkowicie zapomnianą, choć istnieje nagranie z Faenzy 2001, wydane przez firmę Bongiovanni, gdzie partię Dżaresa (Zarete) wykonał Marcin Bronikowski.
Prapremiera „Parii” odbyła się w warszawskim Teatrze Wielkim w 1869 roku, ale nie był to sukces, dzieło zeszło z afisza zaledwie po sześciu przedstawieniach. Krytycy pisali, że zachwycić się owym utworem jest trudno, podziwiać go jednak można. Operę wznowiono dopiero w 1917 roku, także w Warszawie, ale to też nie było wielkie wydarzenie. Powojennie „Paria” pojawia się na polskich scenach (produkcje we Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku i Warszawie), choć jest to najrzadziej wystawiana opera Moniuszki. Słynną inscenizację przygotowała Maria Fołtyn w Łodzi w 1992 roku z udziałem m. in. Krzysztofa Bednarka i Hanny Lisowskiej. W ostatnich latach dzieło wystawiono w Szczecinie (w reżyserii Adama Opatowicza w 2005 roku).
Triumfy święciła inscenizacja przygotowana przez Grahama Vicka, pod muzyczną dyrekcją Gabriela Chmury w Poznaniu w 2019 roku, nagrodzona operowym Oscarem (International Opera Award) w kategorii „Dzieło odkryte na nowo”. W cyklu „Zapomniane opery” podczas Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena w 2016 roku Łukasz Borowicz zadyrygował operą po włosku (z Katarzyną Hołysz jako Nealą), zapis ukazał się w firmie DUX na płytach kompaktowych.
Jest też kilka „nieoficjalnych” nagrań tej opery. W nagraniu Polskiego Radia pod dyrekcją Antoniego Wicherka śpiewali Krystyna Jamroz, Józef Węgrzyn, Andrzej Hiolski i Bernard Ładysz. W Internecie krąży też rejestracja inscenizacji warszawskiej z 1981 roku z Izabelą Kłosińską, Józefem Figasem i Jerzym Artyszem, także pod dyrekcją Antoniego Wicherka (i wyreżyserowaną przez Marię Fołtyn).
Muzyka Stanisława Moniuszki, tak ważna i popularna w rozbiorowej Polsce cieszyła się niezwykłą popularnością. „Straszny dwór” to dla mnie dzieło perfekcyjne i wspaniałe, czerpiące i wykorzystujące zdobycze XIX-wiecznej kompozycji ansambli Rossiniego i Verdiego. „Halka”, opowiadająca historię nieszczęśliwej między klasowej miłości przywodzi na myśl chociażby „Traviatę”, czy dużo późniejszą „Madame Butterfly”. Marzenie kompozytora, aby zaistnieć na arenie międzynarodowej nie spełniło się jednak za jego życia.
Czy historia jest dla „Parii” niesprawiedliwa? Moniuszko sięgając po egzotyczny temat nie użył w swojej kompozycji egzotycznych motywów (tak jak robiło to wielu innych kompozytorów, wzbogacając swoje dzieła nawiązaniami do nieznanych światów, dość by przypomnieć chociażby egipskie wariacje w „Aidzie”, japońskie brzmienia w „Madame Butterfly” i „Iris” Pietra Mascagniego, ale także „tureckości” u Mozarta czy Webera. Polski kompozytor, idąc w stronę dramatycznie wzmożonego brzmienia posłużył się tym samym językiem muzycznym, co w swoich dziełach poprzednich, pozostając wiernym własnej słowiańskiej fantazji. Bardzo piękne i pełne wokalne są partie głównych bohaterów, dobrze zarysowany jest dramat, także z umiejętnym wyczuciem teatralnego wyczucia Moniuszki, akcja toczy się dynamicznie. A jednak czegoś tu brakuje, choć twórca z duchem epoki zmierza w stronę dramatu muzycznego i ogromna szkoda, że jest to jego ostatni operowy utwór.
Czy problemem Moniuszki jest jego narodowa muzycznie lokalność, dotykająca polskich problemów, których zagranicznego widza, który tych rozterek po prostu nie rozumie? Fabio Biondi, od kilku lat zafascynowany ojcem polskiej opery nagrywa corocznie jego dzieła uważa, że nie. W wywiadzie dla „Orfeo” mówił, że jego utwory opowiadają o miłości i pasji, choć są umieszczone w konkretnych, polskich warunkach historycznych. – Ta lokalność dodaje kolorytu i przez to może być bardziej ciekawa – uważa wielki dyrygent, twórca legendarnego zespołu Europa Galante. Biondi będzie przygotowywał „Parię” podczas kolejnej edycji Festiwalu „Chopin i jego Europa” w 2023 roku.
Ostatnie dzieło Moniuszki kojarzy mi się w pewnym sensie z „Aidą”, jest zagubiony ojciec bohatera, jest nawet Sacerdotessa (Kapłanka), choć brakuje spiritus movens w postaci księżniczki Amneris, bo nie ma też jej w dramacie. Niemniej jest to wspaniała i monumentalna kompozycja, którą trzeba przedstawić w sposób odważny i mocny. Bo zdecydowanie jest się czym zachwycić.
26 października poznański Teatr Wielki zaprezentował operę w wersji koncertowej w Warszawie. Para protagonistów, Idamor i Neala, kilka tygodni temu kreowali Księcia i Rusałkę w fantastycznej realizacji Karoliny Sofulak w Poznaniu. Tym razem oboje zabrzmieli odrobinę chłodniej. Choć Iwona Sobotka w partii Neali śpiewała wspaniale, miejscami odrobinę za bardzo ściemniała słodycz swojego nieziemskiego sopranu. Dominik Sutowicz znów brzmiał bohatersko, wspaniale przebijając się przez niuanse tej arcytrudnej (i chyba wokalnie niewygodnej) partii, ale wykonał ją za mocno i trochę bez serca.
Wielką rolę stworzył natomiast Stanisław Kuflyuk, skutecznie wzmacniając rzewność interpretacji nieszczęśliwego bohatera. Śpiewał Dżaresa nie tylko z fantazją wokalną, jakby ta postać rzeczywiście przybyła ona z innego świata, ale także z umiejętnością wzruszania i właśnie świadomością belcanta. To była wielka kreacja, a skojarzenia z Amonasrem są jak najbardziej uzasadnione. Kilka dni później dzieło zabrzmiało w Teatrze Wielkim w Łodzi, tam Dżaresa wykonał Mariusz Godlewski.
Rafał Korpik (Akebar), bas, który kilka tygodni temu kreował we wspomnianej „Rusałce” Wodnika, ma z natury wielki, bogaty i mocny głos, ale zbyt często śpiewa zza dużym wibratem. Porządnie zabrzmiał tenor Piotra Friebe w niewielkiej partii Ratefa.
Jednak rejestracja płytowa zapowiada się znakomicie. Jacek Kaspszyk, udowodnił już kilkanaście lat temu wybitnym nagraniem „Strasznego dworu”, dokonanym dla EMI Classics, jak wspaniałym i wrażliwym na Moniuszkę jest dyrygentem, potrafiącym posłużyć się w prowadzeniu orkiestry gigantycznym forte, jak i upajającym piano. W Warszawie wielki artysta wspaniale dbał o brzmienie poszczególnych sekcji, wydobywając cudowne brzmienia pizzicato smyczków i niezwykłej melodyjności poszczególnych instrumentów. Nawet jeśli w poznańskiej prezentacji więcej było piano niż forte i orkiestra nie zawsze potrafiła zagrzmieć z oczekiwanym, jak myślę przez dyrygenta hukiem.
Będzie to już kolejna płyta z muzyką Moniuszki w firmie Naxos. Poprzednio wydano „Halkę” , z Magdaleną Molendowską, Dominikiem Sutowiczem i Łukaszem Golińskim, pod dyrekcją Gabriela Chmury, Naxos też w swojej historycznej serii opublikował też pierwsze polskie nagranie „Strasznego dworu” z 1953 roku, z Bogdanem Paprockim w partii Stefana, pod dyrekcją Waleriana Bierdiajewa z Chórem i Orkiestrą Teatru Wielkiego w Poznaniu.