REKLAMA

Przy każdej pieśni staram się tworzyć i pokazać swój intymny świat: rozmowa z Pavlem Breslikiem

Słynny słowacki tenor Pavol Breslik przy okazji wizyty na warszawskim Festiwalu „Eufonie” opowiada o specyfice i intymności pieśni oraz o wykonywaniu repertuaru kameralnego, mówi też o operze, ale nie do końca chce podzielić się swoimi muzycznymi marzeniami.

Tomasz Pasternak: Kreuje Pan wielu bohaterów na najsłynniejszych scenach operowych, ale często wykonuje Pan też pieśni. Do Warszawy przywiózł Pan słynny cykl Franza Schuberta pod tytułem „Podróż zimowa”. Jakie są Pana zdaniem różnice przy wykonawstwie tych dwóch form wokalnych?

Pavol Breslik: Schubert komponował pieśni dla swoich przyjaciół, śpiewacy wykonywali je w małym gronie, w mniejszych pomieszczeniach. Była to muzyka salonowa. I były to wykonania bardzo osobiste. Ja też z każdą pieśnią staram się stworzyć i ukazać swój intymny świat. Tak jest z „Podróżą zimową” („Winterreise”), „Piękną młynarką” („Die schöne Müllerin”), czy też „Łabędzim śpiewem” („Schwanengesang”), który nie jest oficjalnie cyklem, ale często się go tak wykonuje. Dla mnie, jako wykonawcy i interpretatora jest ważne, aby przedstawić słuchaczom tę intymność w głosie, ale także w fortepianie, żeby stworzyć tę szczególną, kameralną atmosferę.

Pavol Breslik na Festiwalu „Eufonie” w Warszawie © Banan Studio | Jarek Wierzbicki
Pavol Breslik na Festiwalu „Eufonie” w Warszawie © Banan Studio | Jarek Wierzbicki

A w operze? Tam też jest szczególny nastrój.

To zupełnie coś innego. W operze pomiędzy mną a słuchaczem jest dużo więcej elementów. Przede wszystkim jest orkiestra, czasem bardzo duża, jeśli mówimy na przykład o dziełach Ryszarda Straussa. U Mozarta liczba muzyków jest oczywiście mniejsza, ale i tak jest to zdecydowanie inna sytuacja. Właśnie ze względu na tę intymność lubię wykonywać pieśni w mniejszych pomieszczeniach, dla mniejszej liczby słuchaczy, w salach kameralnych.

Ale czy pieśni należy wykonywać inaczej niż operę i śpiewać je innym głosem?

To zależy, o jakiej operze mówimy, lub o jakiej pieśni. Jest wiele dzieł kameralnych, mamy na przykład utwory Sergiusza Rachmaninowa, w których jednak trzeba posługiwać się pełnym głosem. W pieśniach Schuberta staram się śpiewać, gdy trzeba, bardziej dramatycznie, ale także stosować wiele niuansów i innych środków wyrazu, jak na przykład falset. Należy też używać różnych barw głosu. Wszystko wychodzi z tekstu. W pieśniach łatwiej jest budować osobisty przekaz. W ariach operowych jest inaczej, mamy partyturę, rytm i mnóstwo elementów, których należy pilnować.

A czy kiedykolwiek śpiewał Pan pieśni polskie?

Niestety jeszcze nie, ale bardzo chciałbym je wykonać. Na przykład pieśni Stanisława Moniuszki. Jestem pewien, że to się kiedyś stanie. Miałem kiedyś propozycję zaśpiewania Pasterza w „Królu Rogerze” Karola Szymanowskiego, ale niestety byłem zbyt zajęty, aby przyjąć tę propozycję. Bardzo tego żałuję, to niezwykła i piękna muzyka.

Stéphane Degout (Guglielmo),  Maria Bengtsson (Fiordiligi), Jurgita Adamonyte (Dorabella) i Pavol Breslik (Ferrando) w „Così fan tutte”, Royal Opera House, Covent Garden 2010, Mike Hoban / Royal Opera House / ArenaPAL
Stéphane Degout (Guglielmo), Maria Bengtsson (Fiordiligi), Jurgita Adamonyte (Dorabella) i Pavol Breslik (Ferrando) w „Così fan tutte”, Royal Opera House, Covent Garden 2010, Mike Hoban / Royal Opera House / ArenaPAL

Występuje Pan w wielu operach, bierze udział w wielu różnych produkcjach. Co Pan myśli o współczesnych trendach reżyserskich?

Nie mam nic przeciwko uwspółcześnionym i zwariowanym produkcjom, jeśli tylko reżyser jest mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego na przykład muszę być w danej scenie półnagi i jaki jest sens tej interpretacji. Jeśli sprzeda mi on swój koncept, z przyjemnością biorę w tym udział i zrobię wszystko, czego ode mnie się wymaga. Choć kocham klasyczne produkcje. „Roberto Devereux”, w którym śpiewałem w Zurychu, był piękną, tradycyjną inscenizacją. Ale występowałem także w „Lukrecji Borgii” w Monachium, ta produkcja była bardzo nowoczesna i naprawdę znakomita. Nie mogę więc powiedzieć, że nie lubię nowoczesnych inscenizacji. Bardzo dobrze wspominam pracę, także w Monachium, z Barbarą Wysocką, jej odczytanie „Łucji z Lammermoor” było wspaniałe i bardzo współczesne. To wszystko związane jest z tym, jak pewne rzeczy postrzegamy i jak potrafimy być do nich przekonani.

A „Eugeniusz Oniegin” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, także w Monachium?

Tak, to było bardzo interesujące, choć może nie wszystko było spójne w tej koncepcji à la „Tajemnice Brokeback Mountain”. Jest pewna więź między Onieginem i Leńskim. Oniegin potem chce wrócić do Tatiany, choć mój bohater już wtedy nie żyje. Z Krzysztofem Warlikowskim pracowałem jeszcze kilka razy, w Paryżu i Monachium, zawsze są to fascynujące artystycznie spotkania.

Pavol Breslik © Neda Navaee, Zurich Opera House
Pavol Breslik © Neda Navaee, Zurich Opera House

A czy ma Pan jakieś marzenia muzyczne?

O tak, mam ich bardzo dużo. Ale nie powiem o nich Panu, bo chcę, żeby pozostały w sferze marzeń. I kiedy się spełnią, będę bardzo szczęśliwy. Bo mam nadzieję, że będą się spełniały. Na przykład, do tej pory śpiewałem Stevę w „Jenufie”, choć zawsze marzyłem o pięknej partii Lacy. I za kilka lat Lacę zaśpiewam. Chciałbym zaśpiewać Rudolfa w „Cyganerii”, kocham Pucciniego, jego wokalne linie melodyczne i specyfikę jego kompozycji. Verdi pisał bardzo rytmicznie, u Pucciniego głos płynie nad orkiestrą. Ale zobaczymy…

I nadal często wykonuje Pan Mozarta.

Jestem szczęśliwym, że nadal śpiewam Mozarta. Niedługo po raz kolejny wystąpię w „Uprowadzeniu z seraju” w Monachium i „Don Giovannim” w Wiedniu. Ciągle wykonuję Tamina, ponieważ to bardzo zdrowe dla wokalu. Obserwuję, jak daleko może posunąć się mój głos i moje ciało, ale przyglądam się temu bardzo powoli. I bardzo ważne jest, żeby czasami się cofnąć, tylko po to, by zrobić wielki krok do przodu.

Pavol Breslik (Roberto Devereux) i Edita Gruberova (Lucrezia Borgia) w Operze Bawarskiej © Wilfried Hösl, Bayerische Staatsoper

Śpiewał Pan z wieloma wspaniałymi artystami, ale chyba jedna śpiewaczka jest dla Pana szczególnie istotna, Edita Gruberová.

O tak, Edita ma w moim sercu wielkie i bardzo szczególne miejsce. Była ważna nie tylko w moim życiu zawodowym, lecz także osobistym. To zdumiewająco wspaniała śpiewaczka, ale też niezwykła i niesamowita osoba. Mieliśmy bardzo silne porozumienie zarówno na scenie, jak i poza nią. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w Monachium, w produkcji „Lukrecji Borgii”; dla mnie, młodego śpiewaka, jakim wtedy byłem, było to niezwykłe przeżycie. Ciągle pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas śpiewania duetu na początku opery, razem, na scenie, po raz pierwszy. To właśnie było jedno z moich marzeń, które się wtedy spełniało. Wcześniej nawet nie ośmieliłem się o czymś takim pomyśleć. Od tego czasu śpiewałem u jej boku wiele razy i ciągle nie mogę uwierzyć, że nie ma jej już z nami. Na wielkie szczęście, jest tak dużo jej nagrań, pozostawiła bogatą spuściznę. Wszyscy za nią tęsknimy. I ja, i cały świat opery.

Pavol Breslik (Leński) w „Eugeniuszu Onieginie” w Zurychu w 2017 roku  © Monika Ritterhaus
Pavol Breslik (Leński) w „Eugeniuszu Onieginie” w Zurychu w 2017 roku © Monika Ritterhaus, Zurich Opera House

Czy ma Pan jakieś specjalne sposoby dbania o higienę głosu?

Staram się nie przesadzać i zachowywać w sposób: O mój Boże, jestem tenorem, nie mogę teraz mówić… Prowadzę normalny i zdrowy tryb życia. Są oczywiście dni, kiedy nie mówię w dniu przedstawienia. Głos jest bardzo wrażliwy i właściwie wszystko może mieć na niego wpływ: klimatyzacja, ogrzewanie, wychodzenie na zewnątrz i wracanie do środka. Wszystko może się błyskawicznie zmienić. Czasami sam się siebie pytam, czemu wybrałem taki zwariowany zawód. Ale staram się zdrowo odżywiać, dbać o siebie i swoje ciało. I dużo ćwiczyć głos.

Pavol Brelik (Edwin) i Annette Dasch (Sylva Varescu) w „Księżniczce czardasza” © Toni Suter, Zurich Opera House
Pavol Brelik (Edwin) i Annette Dasch (Sylva Varescu) w „Księżniczce czardasza” © Toni Suter, Zurich Opera House

A jak się podoba Panu Polska?

Kocham wasz kraj! Pierwszy raz byłem tutaj kilka lat temu, w Poznaniu, teraz jestem po raz drugi. No i wasza kuchnia…Pochodzę z północnej Słowacji, często bywałem w Polskim Cieszynie, tak się nazywa to miasto?

Nie, to po prostu Cieszyn.

Bywałem tam bardzo często. W ogóle myślę, że nasze kultury narodowe są bardzo do siebie podobne. Choć ciągle walczymy ze sobą na polu owczego sera. I zamiast po angielsku właściwie mogliśmy rozmawiać w naszych językach, ja po słowacku, Pan po polsku, na pewno bez trudu byśmy się zrozumieli.

Dziękuję Panu za rozmowę i życzę spełnienia wszystkich marzeń. A sobie życzę Pana występu w partii Pasterza!

Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie – międzynarodowy festiwal organizowany w listopadzie Warszawie od 2018 roku przez Narodowe Centrum Kultury dzięki dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jego przesłaniem jest upowszechnianie dziedzictwa kulturowego oraz dialog i budowanie kulturowych mostów pomiędzy krajami i artystami naszego regionu Europy.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne