REKLAMA

Femme fragile i femme fatale. „Cyganeria” Giacomo Pucciniego w Operze Śląskiej

Opera Śląska wznowiła „Cyganerię” w styczniu 2024 roku. Bytomski spektakl ma dobrą obsadę i ciekawie skonstruowane sceny, dobrze balansujące między humorem i melodramatyzmem. Od strony wizualnej jest jak piękny samochód vintage: łatwo zauważyć patynę czasu, ale ma to swój niezaprzeczalny urok. Warto wybrać się na to przedstawienie, aby poczuć atmosferę zauroczenia, zazdrości, rozstań i powrotów. Jest tu pokazana paryska cyganeria, która żyła bez zobowiązań, a męska przyjaźń okazała się ważniejsza od miłości.

Giacomo Puccini miał kilka życiowych pasji: kobiety, polowania, cygara i papierosy oraz samochody (kupił ich sobie 13 w ciągu 24 lat). Mówił, że jest „łowcą dobrych librett, dzikich zwierząt i pięknych kobiet”. 29 listopada 2024 roku minie setna rocznica jego śmierci. Teatr Wielki w Łodzi przygotowuje z tej okazji jesienny Festiwal Pucciniego i premierę „Cyganerii”. W najbliższych miesiącach można będzie zobaczyć „La Bohème” w Operze Wrocławskiej w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego (kwiecień) oraz w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w reżyserii Barbary Wysockiej (kwiecień i czerwiec). Tymczasem Opera Śląska wznowiła „Cyganerię” w styczniu, a na afiszu pojawiły się nazwiska Gabrieli Legun, Andrzeja Lamperta, Łukasza Załęskiego i Stanisława Kuflyuka.

Bytomski spektakl wszedł już w wiek średni, ponieważ jego premiera odbyła się w… 1980 roku. Kierownictwo muzyczne objął wtedy wybitny dyrygent Napoleon Siess (1931, Rybnik – 1986, Katowice), dyrektor artystyczny Opery Śląskiej przez wiele lat (1963-1967 oraz 1971-1986). Za jego czasów grano około 30 tytułów operowych. Czuwał nad próbami od lekcji z korepetytorem po premiery. Był bardzo wymagający wobec siebie i innych, czasem używał ostrych słów. Stresy i przepracowanie miały wpływ na jego zdrowie. Bajpasy nie ustrzegły go od śmierci. Po wspaniałym tournée Opery Śląskiej w USA nagle poczuł się źle podczas prowadzenia próby do „Halki” Moniuszki i zmarł w wieku 55 lat.

„Cyganeria" w Operze Śląskiej Scena zbiorowa © materiały Opery Śląskiej
„Cyganeria” w Operze Śląskiej Scena zbiorowa © materiały Opery Śląskiej

Autorem inscenizacji i reżyserii był Lech Hellwig-Górzyński (1945, Warszawa – 2014, Meksyk), który wcześniej występował jako aktor w Teatrze Narodowym w Warszawie. Był asystentem Macieja Prusa i Zygmunta Hübnera, po czym sam zaczął reżyserować spektakle w teatrach dramatycznych Warszawy, Gniezna, Torunia, Gdańska, Gorzowa Wielkopolskiego, Poznania, Gdyni, Olsztyna. Wreszcie został zaproszony w 1978 roku do Opery Śląskiej. Pierwszą jego pracą był „Peer Gynt” Edwarda Griega według jego libretta, potem przyszła kolej na „Cyganerię” i „Nabucco”. Zrealizował też w Operetce Śląskiej w Gliwicach „Karmaniolę, czyli od Sasa do Lasa” Stanisława Moniuszki. Następnie poleciał jako stażysta Ministerstwa Kultury i Sztuki do Meksyku, gdzie otrzymał obywatelstwo i został profesorem teatru w Narodowym Uniwersytecie Autonomicznym w stolicy kraju, gdzie zmarł 10 lat temu.

Dekoracje i kostiumy są dziełem Wiesława Langego (1914, Katowice – 1988, tamże), absolwenta Wydziału Malarskiego warszawskiej ASP. Projektował scenografie do teatrów we Wrocławiu, a potem pracował w Teatrze Śląskim i Telewizji Katowice. Był niesamowicie pracowity, brał udział w realizacji około 250 spektakli i stworzył dekoracje do ponad 20 przedstawień Teatru Telewizji. Współpracował m.in. z Jerzym Jarockim, Ignacym Gogolewskim i Ireną Babel. Był uznawany za prekursora surrealizmu, porównywano go do Józefa Szajny czy Tadeusza Kantora.

„Cyganeria" w Operze Śląskiej Scena zbiorowa © materiały Opery Śląskiej
„Cyganeria” w Operze Śląskiej Scena zbiorowa © materiały Opery Śląskiej

To przedstawienie jest od strony wizualnej jak piękny samochód vintage: łatwo zauważyć patynę czasu, ale ma to swój niezaprzeczalny urok. Muzycznie poprowadził je sprawnie Tomasz Tokarczuk, choć gdy akcja toczyła się w kawiarni „Momus”, było niełatwo, ponieważ partytura Pucciniego jest jak wchodzenie na niebezpieczną górę. Nakładają się na siebie partie wokalne, co wymaga niesamowitej precyzji i czujności zarówno ze strony dyrygenta i orkiestry, jak i solistów oraz chóru dorosłych i dzieci. Nie zawsze udawało się to idealnie, ale i tak było dobrze.

„Cyganeria” to opowieść o młodych artystach mieszkających w Paryżu. Powszechnie bohema w stolicy Francji kojarzy się z Montmartre, gdzie od drugiej połowy XIX wieku osiedlali się artyści. Wieś została włączona później do Paryża, ale była jedną z tańszych dzielnic. Osiedlali się tam malarze, rzeźbiarze i poeci. Do dziś niesamowity urok ma także Dzielnica Łacińska, w której znajduje się założona w XIII wieku Sorbona, gdzie początkowo uczono tylko po łacinie, a w Panteonie pochowani są m.in.: Zola, Hugo, Wolter, Rousseau i Maria Skłodowska-Curie. W II akcie akcja przenosi się do kawiarni „Momus” w Dzielnicy Łacińskiej. Bohaterowie opery to: poeta Rudolf, malarz Marcel, muzyk Schaunard oraz filozof Colline. Bohaterkami są natomiast: hafciarka Mimi oraz artystka wyzwolona – Musetta.

Bogdan Kurowski (Alcindoro) i Ruslana Koval (Musetta) © materiały Opery Śląskiej
Bogdan Kurowski (Alcindoro) i Ruslana Koval (Musetta) © materiały Opery Śląskiej

Akcja opery toczy się około 1830 roku. Bezpośrednią inspiracją dla librecistów (Luigi Illica, Giuseppe Giacosa) i Pucciniego była powieść „Sceny z życia cyganerii” Henriego Murgera (1848-1851, włoskie wydanie 1872). Od prapremiery w Teatro Regio w Turynie (1896) jest to jedna z najczęściej granych na świecie oper. Kluczem do sukcesu stało się pokazanie urozmaiconych charakterów młodych artystów, którym wciąż brakuje pieniędzy, ale zawsze znajdują czas na zabawę i picie szampana.

Stanislav Kuflyuk (Marcello), Gabriela Legun (Mimi) i Łukasz Załęski (Rodolfo) © materiały Opery Śląskiej
Stanislav Kuflyuk (Marcello), Gabriela Legun (Mimi) i Łukasz Załęski (Rodolfo) © materiały Opery Śląskiej

Są oczywiście także wątki melodramatyczne. Mamy tu dwa typy kobiet. Jedna to „femme fragile” (kobieta delikatna, wrażliwa, wątła) – chorowita Mimi, która w końcu umiera na suchoty (podobnie jak Violetta w „Traviacie” Verdiego) oraz „femme fatale” (piękna, tajemnicza i wyrachowana kobieta, prowadząca mężczyzn do zguby) czyli rozkapryszona i ekstrawagancka kurtyzana Musetta. Ma bogatych sponsorów, a równocześnie wodzi za nos Marcela, z którym w końcu rozstaje się po serii kłótni. Natomiast po romantycznych uniesieniach Rudolfa i Mimi, młodzi kochankowie oddalają się od siebie. Rudolf dowiaduje się, że dziewczyna jest śmiertelnie chora i umiera w jego ramionach (podobnie jak Violetta Valéry w operze Verdiego).

W oglądanym przeze mnie spektaklu chorego Andrzeja Lamperta zastąpił Łukasz Załęski. Słychać było zmęczenie w jego głosie, zwłaszcza w arii i duecie w pierwszym akcie. Śpiewał w koncertach noworocznych i w kolejnych próbach wznowieniowych, więc nie miał czasu odpocząć. Poradził sobie z partią dobrze, ale brakowało chwilami precyzji wysokich dźwięków. Barwa jego głosu jest bardzo przyjemna i artysta dobrze się rozwija na bytomskiej scenie. Znakomity wokalnie i aktorsko był Stanisław Kuflyuk jako Marcello. Stworzył przekonującą postać ambitnego, butnego i energicznego mężczyzny w opozycji do delikatnego i skromnego Rudolfa. Jego głos zachwyca barwą, jest donośny i precyzyjny.

Volodymyr Pańkiv (Colline), Łukasz Załęski (Rodolfo) i Gabriela Legun (Mimi) © materiały Opery Śląskiej
Wołodymyr Pańkiv (Colline), Łukasz Załęski (Rodolfo) i Gabriela Legun (Mimi) © materiały Opery Śląskiej

Świetną rolę Schaunarda stworzył Kamil Zdebel, którego karierę obserwuję od czasów studenckich w katowickiej Akademii Muzycznej, w klasie prof. Jana Ballarina. Debiutował jako Cascada w „Wesołej wdówce” Lehara w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Współpracował z Operą Narodową, Gliwickim Teatrem Muzycznym i filharmoniami. Widziałem go jako Moralèsa w „Carmen” Bizeta w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Jest naturalny od strony aktorskiej i dobrze przygotowany wokalnie do swoich partii. Zbigniewa Wunscha zastąpił w partii Colline’a Wołodymyr Pańkiv. Ciekawe postacie charakterystyczne stworzyli jeszcze: Bogdan Kurowski (Alcindoro), Adam Woźniak (Benoit), Maciej Komandera (Parpignol) i Bogdan Desoń (Tamburmajor).

Gabriela Legun (Mimi) i Łukasz Załęski (Rodolfo) © materiały Opery Śląskiej
Gabriela Legun (Mimi) i Łukasz Załęski (Rodolfo) © materiały Opery Śląskiej

Gwiazdą wieczoru była jednak Gabriela Legun. Ta wspaniała młoda śpiewaczka współpracuje z Komische Oper w Berlinie, Teatro Regio w Turynie i operą La Monnaie w Brukseli, a w Polsce z Operą Narodową i Operą Wrocławską. Pozostaje nadal etatowo związana z Operą Śląską. Legun stworzyła postać delikatnej Mimi („femme fragile”) w sposób niezwykle subtelny i uroczy, zjednując sympatię widzów od początku do końca spektaklu i wyciskając łzy wzruszenia w scenie umierania. Barwa jej głosu zachwyca, a emisja jest bez zarzutu. Pozostaje pod opieką wokalną prof. Izabeli Kłosińskiej i wspaniale się rozwija. Ciekawą rolę cynicznej Musetty – „femme fatale” – stworzyła Ruslana Koval. Sposób, w jaki ośmieszyła swojego sponsora Alcindora, a później kłóciła się z Marcello, był adekwatny do przedstawionej sytuacji.

Bytomski spektakl ma odpowiednio dobraną obsadę i ciekawie skonstruowane sceny, balansujące między humorem i melodramatyzmem (przygotowanie sceniczne: Bogdan Desoń i Bernadetta Maćkowiak). Dobrze sprawdził się chór przygotowany przez Krystynę Krzyżanowską-Łobodę. Tylko stare dekoracje chwilami za bardzo się chwiały, co rozpraszało zwłaszcza w scenie umierania Mimi.

Ruslana Koval jako Musetta © materiały Opery Śląskiej
Ruslana Koval jako Musetta © materiały Opery Śląskiej

Warto wybrać się na to przedstawienie, aby poczuć atmosferę zauroczenia, zazdrości, rozstań i powrotów. Jest tu pokazana paryska cyganeria, która żyła bez zobowiązań, a męska przyjaźń okazała się ważniejsza od miłości. Kolejne spektakle odbędą się 13 i 14 kwietnia 2024 roku.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne