REKLAMA

Trójkąt miłosny w państwie Franków. „Arabowie w Galii” Giovanniego Paciniego na ROF w Krakowie

Podczas 5. edycji Royal Opera Festival zaprezentowano prawdziwą perłę epoki belcanta, dzieło zaginione w mrokach dziejów, niezarejestrowane studyjne i niewykonywane w XX wieku. Podobnie jak Festiwal „Chopin i jego Europa”, krakowski ROF prezentuje z ogromnym sukcesem kompozycje czasów swojego patrona, Gioachina Rossiniego.

Giovanni Pacini zmarł w Pescii w Toskanii w 1867 roku. Imponujący jest jego dorobek operowy (ponad siedemdziesiąt dzieł scenicznych, choć sam wspomina o stu) w porównaniu chociażby z Rossinim czy Händlem. To jeden z najbardziej płodnych kompozytorów w historii opery, teraz niestety całkowicie zapomniany.

Próby wskrzeszenia utworów Paciniego spotykały się z wielkim zainteresowaniem, ale nie spowodowały renesansu jego twórczości. Sensacją był występ Leyli Gencer w tytułowej partii Safony w 1967 roku w Neapolu, pod dyrekcją Franca Capuany. Wspaniałą interpretację Medei, pod batutą Richarda Bonynge’a zaprezentowała w 1993 roku w Savonie polska sopranistka Jolanta Omilian, artystka o wielkiej międzynarodowej karierze, o której sukcesach wciąż mało wiemy w Polsce. Kilka wspaniałych nagrań, np. „Ostatnie dni Pompejów” (rejestracja z festiwalu Viale d’Istria w Martina Franca, specjalizującego się w odkrywaniu zapomnianych dzieł, z udziałem tak wielkich nazwisk jak Raul Gimenez i Iano Tamar, pod dyrekcją Giuliana Carelli, wydane przez firmę Naxos), czy „Maria, królowa Anglii”(z Nelly Miricioiu, Williama Matteuzzi, Bruce’a Forda i Alastaira Milesa, pod dyrekcją Davida Parry’ego, opublikowane przez nieocenioną Opera Rara) nie przyczyniły się do większej obecności dzieł Paciniego na scenach operowych i nadal traktowane są jako ciekawostka.

„Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Klaczmarz
„Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Kaczmarz

Kompozytor urodził się w Katanii na Sycylii. Jego działalność przypadła na czasy, kiedy triumfy święcili Gioachino Rossini (z którym zresztą Pacini bardzo się przyjaźnił), Vincenzo Bellini i Gaetano Donizetti. Styl Paciniego został też przyćmiony przez wzrastającą popularność Giuseppe Verdiego.

Za jeden z jego największych triumfów uchodzi wspomniana opera „Saffo”, ale i to dzieło sporadycznie obecne jest we współczesnym repertuarze operowym. Twórczość tego fascynującego artysty czeka na kolejne odkrycie, jak też i twórczość innych kompozytorów epoki, by wymienić tylko takie nazwiska jak Saverio Mercadante, Nicola Vaccai, Michele Carafa, Carlo Coccia, czy bracia Federico i Luigi Ricci.

Royal Opera Festival, organizowany już po raz piąty przez Stowarzyszenie Passionart postawił sobie za zadanie przypominanie twórczości Gioachino Rossiniego, włoskiego geniusza stylu belcanto. W programie tego wspaniałego wydarzenia znajdują się mało znane kompozycje Łabędzia z Pesaro lub często dzieła nigdy jeszcze w Polsce nie wystawiane. Tak było np. z „Armidą”, której prezentacja w ubiegłym roku była polską prapremierą tego ekwilibrystycznego utworu. Podczas ROF można było posłuchać tak wspaniałych oper jak „Tankred”, „Hermiona”, czy „Elżbieta, królowa Anglii”. Ale prezentowane są także dzieła bardziej znane, jak np. „Signor Bruschino” czy „Cyrulik sewilski”, w obecnej edycji festiwalu. Organizowana jest Akademia Belcanto, warsztaty mistrzowskie dla młodych śpiewaków.

Diana Haller (Leodato) i Serena Farnocchia (Ezilda) © Anna Klaczmarz
Diana Haller (Leodato) i Serena Farnocchia (Ezilda) © Anna Kaczmarz

Większość muzycznych wydarzeń prezentowanych jest w Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie, która w 2021 roku dołączyła do organizacji Royal Opera Festival. W roku 2023 ROF po raz kolejny współpracuje z Belcanto Opera Festival Rossini in Wildbad, jednym z dwóch (po Pesaro) najważniejszych wydarzeń poświęconych twórczości Rossiniego na świecie. 

Ale festiwal, tak bardzo hołubiący Rossiniego, rozpoczął pierwszą edycję od dzieł Stanisława Moniuszki. Były to m. in.: „Msza łacińska Des-dur”, „Ecce lignum crucis”, „Do Boga” i „Gorzkie żale”, utwory, które ponoć zachwycały również Rossiniego. W ramach festiwalu prezentowano również twórczość Księcia Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego, rówieśnika Rossiniego, przyjaciela Verdiego, twórcy 12 oper, którego dzieła wystawiano w Londynie, Paryżu, Rzymie i mediolańskiej La Scali. Zamierzeniem festiwalu jest bowiem przedstawienie epoki wielkiego włoskiego kompozytora, jego muzycznego świata i kompozycji kompozytorów jemu współczesnych.

Stąd pomysł na „odkopanie” opery „Gli Arabi nelle Gallie”. Utwór Paciniego ma wszystko, czego wymagalibyśmy od elektryzującego dzieła muzycznego dramatu. Są wyraziści bohaterowie, z których każdy może popisać się brawurową arią, są duety i sceny zbiorowe, a nade wszystko belcantowa melodyjność i upojność muzycznej opowieści. Premiera w La Scali w 1827 roku się ogromnym sukcesem i w ciągu najbliższych kilku lat wystawiono „Arabów” we Francji, Hiszpanii i Austrii, a także, w 1834 roku, w Nowym Jorku w Stanach Zjednoczonych. I potem „Arabowie” całkowicie zniknęli…

„Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Klaczmarz
„Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Kaczmarz

Treść utworu osadzona jest w czasach panowania Karola Młota, małoletni Clodomir, pochodzący z dynastii Merowingów i księżniczka Ezilda objęci zostają dynastycznym małżeństwem, już wtedy bardzo się kochają. Chłopiec, porwany przez Maurów, wraca jako Agobar, mauretański wódz, który chce podbić Galię (stąd tytuł „Arabowie w Galii”). Kochankowie poznają się po pierścieniach, w dramatycznych scenach w Olwernii, której książę Leodato opętany jest miłością do Ezildy. Tło historyczne jest oczywiście pretekstem do przedstawienia pięknego śpiewu, opera kończy się źle, Agobar (Clodomir) umiera na rękach swojej małżonki.

Marco Alibrando dyryguje wykonaniem opery „Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Klaczmarz
Marco Alibrando dyryguje wykonaniem opery „Arabowie w Galii” podczas ROF w Krakowie © Anna Kaczmarz

Serena Farnocchia w partii Ezildy udowodniła swój kunszt belcanta, zarówno techniczną sprawnością koloratury, jak też umiejętnością wzruszenia słuchacza przemyślaną interpretacją. Krystalicznie ciemnym kontraltem operowała Diana Haller, jako Leodato potrafiła być wokalnie zarówno bohaterska, jak i liryczna. Dość jasno brzmiał bas-baryton Roberta Lorenziego w partii Gandaira, ale i on był wspaniały wyrazowo. Trochę w cieniu tych bohaterów stał Michele Angelini (Agobar), tenor, którego rok temu podziwiałem w „Armidzie”. Jego głos potrafi poruszać się w meandrach belcanta i pięknie, w sposób bohaterski walczyć z nutami, nawet jeśli tego wieczoru oczekiwano więcej tenorowego blasku.

W krakowskim wykonaniu mistrzem wieczoru okazał się dyrygent Marco Alibrando, precyzyjnie czuwając nad pizzicato smyczków. Ale potrafił wydobyć żarliwą treść orkiestry i sprawić, by muzycy Filharmonii Krakowskiej operowali cudowną barwą i wielką starannością, nie tylko w rasowej, stanowiącej streszczenie uwerturze, ale także podczas całego przebiegu tego nasączonego dramatem utworu.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne