Josef Mysliveček (1737–1781) tworzył we Włoszech i był jedną z najjaśniejszych gwiazd muzyki swojej epoki. Przez kilkanaście lat cieszył się niezwykłą sławą, a jego dzieła wystawiano właściwie wszędzie. Pisał opery, utwory kameralne, symfonię i muzykę sakralną. Nadano mu przydomek Boski Czech (Il divino Boemo).
Jego twórczość jest dziś całkowicie zapomniana, o czym świadczy też fakt, że jego nazwisko nie pojawia się w wybornym i wspaniałym kompendium operowym Piotra Kamińskiego „Tysiąc i jedna opera”. Na próżno szukać go też w imponującym dziele Lucjana Kydryńskiego „Opera na cały rok”. Wchodzący właśnie do kin w Polsce film przybliża tę wybitną postać i mam nadzieję, że przyczyni się do renesansu jego twórczości.
Mysliveček urodził się w Pradze, od dziecka przejawiał talent muzyczny, był, jak wieść niesie, wirtuozem skrzypiec. Syn bogatego młynarza, miał brata bliźniaka (o imieniu Jáchym lub František), ten wątek śledzimy też w filmie. Obaj bracia wyuczyli się na czeladników młynarskich. Jáchym lub František pozostał w zawodzie młynarskim, a Józef zajął się muzyką, studiując u Franza Johanna Wenzla Habermanna i Josefa Ferdinanda Norberta Segera, kompozytora, którego twórczość należy do okresu przejściowego między barokiem a klasycyzmem.
Mysliveček, ośmielony znakomitym sukcesem swoich pierwszych sześciu symfonii wydanych w Pradze i nazwanymi nazwami pierwszych sześciu miesięcy roku postanowił wyjechać do Włoch na dalsze studia muzyczne. Wielki sukces przyszedł przy okazji wystawienia w Parmie „Medei”, jego pierwszej opery. W filmie nie ma o tym ani słowa, nie mówi się też o romansie z Lucrezią Aquiari, występującą pod pseudonimem „La Bastardella” (Bękarcica). Główną bohaterką jest w filmie inna wielka primadonna Caterina Gabrielli.
Napisał blisko trzydzieści oper, m. in. „Semiramidę”, „Łaskawość Tytusa”, „Olimpiadę”, „Armidę”, „Montezumę”, „Il gran Tamerlano” czy „Farnace”. Był najlepiej opłacanym kompozytorem operowym we Włoszech, a jego partytury, co wtedy było rzadkie, ukazywały się drukiem poza granicami Włoch, utwory Myslivečka grano w całej Europie.
Zaprzyjaźnił się z Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem, na którego twórczość miał niewątpliwy wpływ. W filmie umieszczono fascynującą scenę ich pierwszego spotkania, młody Amadeusz (wspaniale zagrany przez Philipa Hahna) improwizuje na fortepianie kompozycję Myslivečka. Ogromna szkoda, że nie przedstawiono dalszych losów ich przyjaźni.
Mysliveček zmarł w Rzymie, w biedzie i osamotnieniu, a jego grób nie przetrwał do naszych czasów. Na skutek choroby odpadł mu nos, musimy się domyślać, śledząc w filmie koleje jego losu, dlaczego.
Możliwych jest wiele koncepcji przedstawiania wariacji życia kompozytora, na pewno nieortodoksyjne i bardzo autorskie są dzieła Kena Russella, dotyczące chociażby Piotra Czajkowskiego („Kochankowie muzyki”), Gustava Mahlera („Mahler”), czy Franza Liszta („Lisztomania”). Nieuniknione są też porównania z „Amadeuszem” Miloša Formana, z wybitną kreacją Toma Hulce.
Na tym tle „Il Boemo” („Czech”) wypada blado, brak tu charyzmatycznych bohaterów. Scenariusz i reżyseria (Petr Vaclav) są dość schematyczne, oglądamy kilka obrazów z życia kompozytora i wielu następstw przyczynowo skutkowych musimy się domyślać. Postać Czecha jest dramaturgicznie statyczna, pomimo dobrej gry aktorskiej głównego bohatera, Vojtěcha Dyka, muzyka i frontmena zespołów muzycznych Nightwork i Tros Discotequos (aktor jest też piosenkarzem). Papierowe są też miłości czeskiego twórcy, intensywnie zagrane przez Barbarę Ronchi, Lanę Vladi i Elenę Radonicich.
W filmie zdecydowanie brakuje historii, ale przede wszystkim emocji. Mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią, ponieważ ogląda się go wspaniale. Nie ma tu jednak dramaturgicznego napięcia, ale nade wszystko wytłumaczenia, jak i dlaczego kompozytor znalazł się na szczycie i z jakiego powodu nastąpił jego upadek, to nie wynika z fragmentaryczności filmowych wątków. Postacie skąpane są w pięknej scenografii (Irena Hradecká, Luca Servino) i kostiumach (Andrea Cavalletto) i z tego powodu warto go obejrzeć, choć dzieło Petra Vaclava potrafi odrobinę znużyć.
Film, piękny plastycznie, wzbogaca wspaniała muzyka, fragmenty dzieł Myslivečka opracował i nagrał Vaclav Luks (dyrygent finału tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina). Krystian Adam (Adam Krzeszowiak), polski tenor, mając też w filmie udany epizod aktorski, brawurowo śpiewa arię z „Il Bellorofonte”.