REKLAMA

Człowiek dając, otrzymuje znacznie więcej: rozmowa z Anną Sułkowską-Migoń

Anna Sułkowska-Migoń conductor opowiada w rozmowie z ORFEO o swojej dynamicznie rozwijającej się karierze międzynarodowej, ale także o misji artysty i konieczności pomagania innym. Dyrygentka poprowadzi Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej podczas koncertu charytatywnego organizowanego przez Jolantę Janus (pomysłodawczynię i autorkę) i jej firmę Ars at Artificem wraz z Fundacją Wspierania Kardiochirurgii Dziecięcej Schola Cordis Profesora Janusza Skalskiego. W „Symfonii serc do nieba” wystąpią tak wielkie gwiazdy polskiej opery jak Izabela Matula Soprano, Rafał Siwek i Aleksander Teliga. Dochód przeznaczony zostanie na potrzeby pacjentów Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie.

Tomasz Pasternak: Rozmawiamy w przededniu ważnego i wspaniałego wydarzenia, charytatywnego koncertu „Symfonia serc do nieba”, z którego dochód będzie przeznaczony dla chorych dzieci. Pani często angażuje się w takie projekty. 

Anna Sułkowska-Migoń: Tak, rzeczywiście zawsze towarzyszyła mi służba dla innych. Dorastałam w harcerstwie, brałam udział w wielu akcjach charytatywnych, pamiętam organizację śniadań wielkanocnych dla ubogich w duszpasterstwie u oo. dominikanów byłam wolontariuszką Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Cieszyłam się, że przez formę dobrego spędzania czasu można robić coś pożytecznego dla innych. I nigdy nie traktowałam tego jako coś robionego na siłę, nigdy nie miałam poczucia, że muszę z czegoś zrezygnować – wręcz przeciwnie. 

Anna Sułkowska-Migoń © G. Mart/NOSPR
Marin Alsop i Anna Sułkowska-Migoń © G. Mart/NOSPR

To przyjemność, ale także satysfakcja? 

Największa magia w szerzeniu dobra jest taka, że człowiek dając, dostaje znacznie więcej. Wydaje nam się, że to my dajemy, a jest odwrotnie. Ilość dobra, którą dostajemy w trakcie danego wydarzenia jest niezwykła. Koncert to dla mnie najłatwiejsza forma pomocy, jaką mogę dać. Dzielę się tym, co umiem i robię na co dzień. Ale najtrudniejsza część należy do organizatorów i chylę czoła przed wszystkimi, którzy się w ten projekt angażują. Ja też cieszę się, że mogę pomóc. Mój mąż jest rezydentem tej kliniki, wiem jak dużo zajęcie to wymaga poświęcenia osób pracujących, ale przede wszystkim z jakimi trudnymi decyzjami wiąże się to dla rodziców. Nie mam żadnych wątpliwości, że prawdziwe wyzwania stoją zawsze przed rodzicami chorych dzieci. 

Czy artysta powinien pomagać? Czy misją świata sztuki powinna być taka pomoc?

Każdy z nas powinien chcieć znajdować w sobie cząstkę do pomocy, niezależnie czy jest się inżynierem, medykiem czy artystą – wtedy świat byłby lepszy.. Na co dzień niestety brakuje nam chęci lub przestrzeni do pomocy. A może za rzadko o tym mówimy? Dużo osób wpłaca na różnego rodzaju zrzutki, to najszybsza forma pomocy. Trudniej zaangażować się w coś długofalowo, ale oczywiście każde działanie jest dobre. Nam artystom jest może łatwiej, bo można nam po prostu zaproponować udział w takim przedsięwzięciu. Ale przecież każdy jest w stanie się zaangażować i nieść pomoc! 

Anna Sułkowska-Migoń © Grzegorz Mart
Anna Sułkowska-Migoń © Grzegorz Mart

W „Symfonii Serc do Nieba” pojawią się znakomici artyści: Izabela Matuła, Rafał Siwek i Aleksander Teliga. Będzie to niezwykły koncert z udziałem dwóch basów i sopranu. 

Organizowałam już podobne wydarzenia, ale to pierwszy taki koncert, w który angażuję się jako dyrygentka. Rozmawiałam z każdym solistą, mówiłam, jaki mamy skład orkiestrowy i wspólnie ustaliliśmy repertuar, także w świetle tego, co jest możliwe w kontekście wypożyczenia nut, praw autorskich i opłat, to wszystko jest bardzo skomplikowane. Ale myślę, że repertuar będzie bardzo ciekawy. Zaprezentujemy arie z różnych oper, będą też utwory orkiestrowe. Na pewno nie będą nudzić się wielbiciele Verdiego, Pucciniego czy Webera. Dla osób, które tęsknią za „Skrzypkiem na dachu”, będą dwie sceny z tego musicalu. 

Wystąpi pani w Krakowie, swoim rodzinnym mieście. 

To dodatkowa radość. Mam to szczęście, że stres mnie mobilizuje. Cieszę się, że mogę zaprosić na ten koncert wielu moich znajomych i powiedzieć im: hej, zróbmy coś dobrego razem. Zawsze łatwiej rozesłać dobrą nowinę wśród swoich. Wiem, że pojawi się wiele życzliwych osób. 

Studiowała Pani grę na altówce. Dlaczego zajęła się Pani dyrygenturą? 

Właściwie trochę przez przypadek. Rozpoczęłam studia na Wydziale Instrumentalnym w Krakowie, potem podjęłam decyzję o przeniesieniu się do innego pedagoga, profesora Piotra Reicherta, który pracował wtedy w Bydgoszczy i w Warszawie. Profesor zaproponował, żebym najpierw się przeniosła na rok do Bydgoszczy, a potem zdawała na studia do Warszawy. Mój tata, jak usłyszał, że wybieram się do Bydgoszczy zasugerował, żebym spróbowała nauki dyrygentury. Tu bardziej chodziło o rozwój muzyczny niż jakąś nagłą zmianę. Bo faktycznie nie narzekałam na dużą liczbę zajęć, moi rodzice chyba widzieli, że się trochę obijam. Zaczęłam studiować dyrygenturę, ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. 

Anna Sułkowska-Migoń z Piotrem Sułkowskim © archiwum prywatne
Anna Sułkowska-Migoń z Piotrem Sułkowskim © archiwum prywatne

Uczyła się Pani także u swojego ojca, Piotra Sułkowskiego. 

U taty uczyłam się już wcześniej, w szkole średniej, gdzie wykładał on wiedzę o orkiestrze. Na studiach byłam jego uczennicą do licencjatu, tata sam zasugerował, że jeśli chcę robić magisterium, powinnam iść do innego pedagoga. Skończyłam studia u profesora Łukasza Borowicza, z czego jestem bardzo szczęśliwa. Ale z tatą świetnie się rozumieliśmy, muzycznie jest mi bardzo blisko do jego wizji i koncepcji. Byłam też na wielu kursach mistrzowskich. 

A czy dyrygentury uczyła się pani też u kobiety?

Nie, nigdy. Dyrygenturę wykładają przede wszystkim mężczyźni. Nie wiem jak jest na wszystkich polskich uczelniach, ale wiem, że we Wrocławiu klasę dyrygentury symfoniczno – operowej prowadzi Marzena Diakun. Wiele kobiet prowadzi zajęcia z dyrygentury chóralnej, nie orkiestrowej. Bardzo dużo nauczyłam się podczas stypendium Taki Alsop Conducting Fellowship i pracy z Marin Alsop.

Anna Sułkowska-Migoń © Piotr Banasik
Anna Sułkowska-Migoń © Piotr Banasik

Za pulpitem dyrygenckim coraz częściej pojawiają się kobiety. Dlaczego dopiero teraz? 

To ciekawe, kilka dni temu udzieliłam wywiadu dla magazynu szwajcarskiego i dziennikarz zapytał mnie, dlaczego jest tak mało dyrygujących kobiet. Zadał pytanie z zupełnie innej perspektywy. Podobnie jak pan, uważam, że jest ich coraz więcej. A dlaczego dopiero teraz? Może przystosowanie do zawodu zajmuje czas i dopiero teraz okazuje się, że także kobiety mogą być dobrymi dyrygentkami? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. 

Zmienia się także rola dyrygenta. Kiedyś był to dyktator, czy dzisiaj dyrygent to partner? 

To bardzo trudny zawód, wymagający także dużej odporności psychicznej. Na próbach nie zawsze jest wyłącznie miło. Trzeba nauczyć się wzajemnego szacunku i nie brać wszystkich uwag do siebie. Trzeba też umieć pracować pod presją czasu, często nie ma się go zbyt dużo na przygotowanie i przestudiowanie partytury. Jest się często bardzo samotnym, trzeba dużo podróżować. Dziś dyrygent, moim zdaniem, powinien mieć przede wszystkim umiejętność słuchania zespołu, niemniej jednak nie da się podczas pracy z orkiestrą podejmować decyzji demokratycznie, trzeba być przywódcą. Śmieję się, że ja właściwie nie mam kolegów z pracy, zbyt szybko kończą się nasze zawodowe relacje spowodowane krótkimi projektami i ponownym wyjazdem. 

Anna Sułkowska-Migoń © Grzegorz Mart
Anna Sułkowska-Migoń © Grzegorz Mart

Otrzymała Pani wiele prestiżowych nagród na świecie i w Polsce, m. in. Koryfeusza Muzyki Polskiej, Paszport Polityki. Czy to utwierdziło Panią, że wybrała słuszną drogę? 

Dyrygenturę pokochałam dopiero pod koniec studiów licencjackich kiedy dostrzegłam, że pierwszy raz czuję się spełniona i szczęśliwa na estradzie jako artystka.. Wygrana w konkursie „La Maestra” rzeczywiście dodała mi skrzydeł, ale otworzyła też artystyczne możliwości, nawiązałam współpracę z prestiżową agencją artystyczną w Londynie i zaczęłam pracować za granicą. Jestem bardzo dumna z przyznanych mi nagród w Polsce. Ale nigdy nie chciałabym pomyśleć, że wszystko już umiem, te nagrody to dla mnie więc dodatkowa motywacja i mobilizacja.

Dużo pracuje pani za granicą. Czy to inna praca niż w Polsce? 

Nie będę ukrywać, że w Polsce czuję się swobodniej. Miałam już przyjemność wystąpić z większością polskich zespołów, powroty są miłe, bo zna się muzyków. Za granicą są 3-4 zespoły, do których przez te 3 lata wróciłam, w następnych sezonach mam zaplanowane kolejne „powroty” (trzeba mieć świadomość, że powrót do danej orkiestry ma zwykle miejsce po 2-3 latach, tak układane są sezony artystyczne) . Z reguły co dwa tygodnie jestem zupełnie z innymi ludźmi. Psychologicznie to na pewno jest dodatkowe wyzwanie. 

Anna Sułkowska-Migoń © @Michał Grocholski
Anna Sułkowska-Migoń © @Michał Grocholski

Czy woli Pani dyrygować symfoniką czy operą? 

Miałam niedawno moją pierwszą produkcję operową i absolutnie jestem w niej zakochana. Trudno się nie zakochać w „Eugeniuszu Onieginie” Piotra Czajkowskiego. To były wspaniałe dwa miesiące i w tym przypadku mogę mówić, że miałam znajomych z pracy. Nie chcę wybierać między symfoniką a operą, to jest zupełnie inny charakter pracy Ale na pewno za każdym razem, kiedy dostaję propozycję współpracy przy operze czy dziele wokalno-instrumentalnym, dostaję wypieków na twarzy. Tęsknię za pracą z chórem, którą przez lata wykonywałam. Ze śpiewakami i zwłaszcza z chórzystami tworzy się zupełnie inna relacja. Cieszę się na każde wykonanie wokalno-instrumentalne i już marzę o kolejnej produkcji operowej.

Lubi pani podróżować, chodzić po górach. Czy ma pani na to czas? Jak równoważyć życie zawodowe i prywatne? Pierwsze dwa lata po konkursie były dla mnie bardzo trudne i tego czasu było niezwykle mało. Oprócz wakacji walczyłam o każdy tydzień, ale traktowałam to jako „wpisowe” i cieszyłam się z danej mi szansy. Teraz jestem na innym etapie. Po pierwsze zostałam mamą, to mocno mobilizuje mnie do tego, żeby walczyć o przerwy koncertowe. Z punktu widzenia agencji teraz możemy już przesuwać pewne projekty na kolejne sezony. Umówiłam się z agencją, że dbamy o tygodnie przerw: jeden, dwa tygodnie projektowe i jeden tydzień przerwy w domu, z mężem i córką. To dla nas bardzo ważne. Gdy mamy wolną chwilę wyruszamy na przyrodnicze wycieczki. Bez tego nie wyobrażam sobie zawodowego życia, to jest moja baza. Bez tego nie byłabym dyrygentką, nie byłabym w stanie oddać się pracy bez tych momentów rodzinnego odpoczynku.

Dziękuję za rozmowę. 

Ja też dziękuję i serdecznie zapraszam na koncert „Symfonia Serc do Nieba” 4 marca 2025 roku w Filharmonii Krakowskiej

O KONCERCIE 

Koncert „Symfonia Serc do Nieba” odbędzie się 4 marca 2025 roku o godzinie 19.00 w Filharmonii Krakowskiej. Głównym organizatorem koncertu jest Jolanta Janus i Firma Ars et Artificem przy współpracy z Fundacją Schola Cordis Profesora Janusza Skalskiego. Koncert jest kontynuacją charytatywnych koncertów „Kolędy do Nieba” dedykowanym dzieciom z wadami serca, pacjentom Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, kierowanej obecnie przez Profesora Tomasza Mroczka.

Partnerem głównym przedsięwzięcia jest Przedsiębiorstwo Lodów Koral,  Województwo Małopolskie,  Instytucja Województwa Małopolskiego, Filharmonia im. K. Szymanowskiego. Partnerami Miasto Kraków, EMPEC, Wodociągi Krakowskie, Krakowski Holding Komunalny, Firma Wojas i inni. 

Bilety-cegiełki na to wydarzenie można kupić za pośrednictwem Krakowskiego Biura Festiwalowegoprzez portal Kup Bilecik, link znajduje się tutaj, impresariat DH Jubilat (tel. +48 510-841-390) oraz za pośrednictwem głównego organizatora – Jolantę Janus, Ars et Artificem (tel. +48 571-876-610).

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne