Federico Fellini nakręcił wiele filmów, które przeszły do światowej historii kina. Artysta uznawany jest za czołowego przedstawiciela europejskiego kina autorskiego, swoje opowieści przedstawiał w bardzo indywidualny i poetycki sposób, na granicy snu i jawy, z ogromną wrażliwością i wzruszeniem. Jego pierwsze dzieła nawiązywały do włoskiego neorealizmu kina lat 40. i 50. XX wieku, ale z latami wypracował swój własny i niepowtarzalny styl, cechujący się magią, onirycznością oraz umiłowaniem archetypicznych postaci kobiecych. Był mistrzem iluzji i kreacji, a jego reżyserski język przedstawiał nadrealny świat cyrku i baroku. Cyrk był zresztą jego obsesją. Miłością jego życia była Giulietta Masina, włoska aktorka, która zagrała w kilku filmach Felliniego, takich jak m. in „La Strada”, „Noce Cabirii”, „Giulletta i duchy”, czy „Ginger i Fred”.
Nazywany czarodziejem kina Fellini uznawany jest jednym z najważniejszych twórców w historii kinematografii. Kto wie, czy nie najważniejszym twórcą swojej epoki, obok Ingmara Bergmana, Luchino Viscontiego, Orsona Wellesa, Andrzeja Wajdy, czy Carla Theodora Dreyera. Później język filmu się zmienił, nastali inni filmowi mistrzowie, ale Fellini nadal pozostaje inspiracją.
Działał zresztą bardzo długo i nakręcił wiele arcydzieł. Cztery razy otrzymał Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego (1956, 1957, 1963, 1974). W 1993 roku otrzymał Oscara honorowego za całokształt twórczości. Przez długi czas współpracował z kompozytorem Nino Rotą, który napisał mnóstwo muzyki do jego filmów, takich jak: „Słodkie życie”, „Osiem i pół”, „Amarcord”, „Próba orkiestry”, „Casanova” czy do najwcześniejszego z nich „Białego szejka”. Rota komponował też opery, najsłynniejszą z nich jest „Il cappello di paglia di Firenze” („Słomkowy kapelusz z Florencji”), którą wystawiono po raz pierwszy w Teatro Massimo w Palermo w 1955 roku.
Znamienne jest, że jeden z pierwszych filmów Felliniego po śmierci Nino Roty poświęcony jest operze. „A statek płynie” opowiada o pogrzebie fikcyjnej primadonny, największej śpiewaczki stulecia, która nazywała się Edmea Tetua i która zażyczyła sobie rozsypania swoich prochów na Morzu Egejskim. Akcja rozgrywa się przed I wojną światową, ale nie ulega wątpliwości, że to hołd dla Marii Callas. Twórczość Felliniego bez wątpienia jest bardzo operowa. A Fellini bardzo kochał operę.
Jego artyzm jest też na wskroś włoski, reżyser właściwie w każdym swoim dziele opowiada o Włoszech. Na wskroś włoska jest też muzyka belcanta i genialnym pomysłem reżyserki Kamili Straszyńskiej była idea połączenia tych dwóch światów. „Operowy Oniricon” (nazwa nawiązuje do rubryki w gazecie, w której reżyser interpretował sny czytelników) to pasticcio, forma złożona z fragmentów dzieł kilku kompozytorów, niezwykle popularna w XVII i XVIII wieku. To dzieła efemeryczne, które wybrzmiewały i przepadały – jak mówiła mi w wywiadzie dr Aneta Markuszewska przy okazji „Siface” na festiwalu Opera Rara. Ten rodzaj produkcji teraz wraca, warto wspomnieć „Rivoluzione” i „Nostalgii”, verdiowskim pasticciu operowym Krystiana Lady wystawionym w La Monnaie w Brukseli w marcu 2024 roku. Kamila Straszyńska studiowała we Włoszech, w Bolonii i Rzymie, a Fellini jest szczególnie bliski jej artystycznym zainteresowaniom.
Warstwa muzyczna „Operowego Oniriconu” oparta jest na sztandarowych utworach belcanta: Gioachino Rossiniego, Gaetano Donizettiego i Vincenza Belliniego. W reżyserii Straszyńskiej (światła: Maciej Igielski, projekcje: Tariel Todua) powstał pełnokrwisty spektakl teatralny opowiadający o cierpieniach młodego reżysera. Spektakl osadzony jest w sugestywnie dusznej scenografii Mateusza Karolczuka i rozgrywa się w filmowym studiu (zapewne Cinecittà w Rzymie). Obserwujemy cierpienia młodego reżysera i jego walkę z wymyślonymi przez niego postaciami. Nie są one posłuszne, próbują, niczym marionetki Brunona Schulza zdominować swojego twórcę i zawładnąć jego wyobraźnią.
W alter ego Felliniego wcielił się bas Karol Skwara, wszechobecny na scenie, zrezygnowany i zagubiony jeśli idzie o relacje z postaciami kobiecymi, ale zdecydowany wobec męskich bohaterów. Doskonała jest scena, kiedy przerywa duet Don Pasquale (Artem Konoplianyk) i Doktora Malatesty (Szymon Raczkowski) krzycząc „da capo” – czyli od początku. Zastępuje tytułowego bohatera i duet zmienia się w tercet.
Takich żartów jest w tej produkcji mnóstwo, ale przede wszystkim to korowód wyimaginowanych postaci żeńskich: Gelsominy z „La Strady” (Marta Mazanek-Matuszewska wykonująca arię Clorindy, Złej Siostry z „Kopciuszka”), Gradiski z „Amarcordu” (Justyna Khil, Matylda z „Wilhelma Tella”), Fortunaty z „Satyriconu” (Nataliila Tepla, Nelly z „Andersona i Salviniego”), Zakonnicy ze sceny pokazu mody kościelnej z „Rzymu” (Oleksandra Diachenko, Leonora z „Faworyty”), czy zjawy z „Giullietty i duchów” (Sylwia Salamońska, Fiorilla z „Turka we Włoszech”). Pojawiały się także inne imaginacje Felliniego: Jiayu Jin (Adina z „Kalifa z Bagdadu” Rossiniego), Iryna Melnik („Ah, remmenta, o bella Irene” to pieśń Donizettiego), były to postacie z wielu filmów Felliniego, m. in. z „Giulietty i duchów”, a także „A statek płynie”. Niestety z powodu choroby w oglądanym przeze mnie przedstawieniu w niedzielę, 30 czerwca 2024 roku nie wystąpiła Mariana Poltorak, wiem jednak, że artystka śpiewała w piątek i mam nadzieje, że „Operowy Oniricon” wróci jeszcze na scenę Teatru Wielkiego.
Ze wstydem, jako miłośnik jego dzieł przyznaję, że nie wszystkie je pamiętam. Warto jednak przypomnieć, że główną rolę w Mieście kobiet” zagrała polska aktorka Anna Prucnal, jej postać także jest w jakimś sensie obecna w tym przestawieniu.
Ale w „Operowym Oniroconie” wystąpili także męscy bohaterowie: Adrian Janus zagrał Casanovę (Belcore z „Napoju miłosnego” Donizettiego), w filmie tę rolę kreował Donald Sutherland. Dwaj tenorzy: Krzysztof Lachman i Adam Walasek wcielili się w Marcello Mastroianniego ze „Słodkiego życia” i „Osiem i pół”. A Liang Wei stworzył postać Klowna, wykonując arię Fiorville’a z „Il signor Bruschino” Rossiniego. Wszyscy oni byli znakomici.
Straszyńska bawiła się też relacjami między tymi utworami. W duecie z „Cyrulika sewilskiego” tenor (Krzysztof Lachman) przekonywany był do udawania osoby będącej pod znacznym wpływem alkoholu, ten motyw powrócił kiedy tenor musiał zaśpiewać duet z „Napoju miłosnego” z Adiną. Takich przykładów było mnóstwo i wszystko ze sobą dramaturgicznie doskonale się mieszało. Młodym śpiewakom towarzyszyli młodzi pianiści, także uczestnicy programu Akademia Operowa: Tetiana Boilo, Klara Janus, Rozalia Kierc, Olha Kozlan, Gabriela Lasota, Bohdana Mandziuk, Marta Misztal, Daria Siemianowska, Weronika Staszek oraz Piotr Zuchowski.
Oglądałem drugi spektakl, 30 czerwca 2024 roku. Młodzi artyści śpiewali wspaniale, być może niektórzy lepiej, niektórzy mniej, ale we wszystkich tych głosach można wysłyszeć potencjał i nadzieję na wspaniałe kariery, na co tak skutecznie przygotowuje ich Akademia Operowa. Mam nadzieję, że i ten spektakl, jak i niedawne „Portrety intymne” będzie można obejrzeć na portalu Operavision.
A już 12 lipca 2024 roku w koncercie „Powróćmy jak za dawnych lat” , podczas 24. edycji „Ogrodów Muzycznych” młodzi wokaliści i pianiści wykonają najsłynniejsze piosenki Jerzego Petersburskiego, Władysława Szpilmana i Mariana Hemara. Zabrzmią tak nieśmiertelne przeboje jak m. in.: „Na pierwszy znak” , „Ja się boję sama spać”, „Każdemu wolno kochać”, „Tango milonga”, „Umówiłem się z nią na dziewiątą” czy „Miłość ci wszystko wybaczy”. Wystąpią Justyna Khil , Mariana Poltorak, Sylwia Salamońska, Iryna Melnyk, Nataliia Tepla, Sylwia Ziółkowska, Adrian Janus, Szymon Raczkowski, Paweł Trojak oraz Adam Walasek. Towarzyszyć im będą pianiści: Tetiana Boilo, Klara Janus, Olha Kozlan, Marta Misztal, Daria Siemianowska, Piotr Zuchowski.