REKLAMA

Holender jest dla mnie niepoprawnym marzycielem, doprowadzonym do absolutnego krańca swojej wytrzymałości: rozmowa z Tomaszem Koniecznym

- Musieliśmy, co naturalne, zmienić estetykę przestrzeni. To na pewno będzie inny spektakl i to nie będzie ta sama opowieść - o produkcji „Latającego Holendra” przenoszonej reżysersko przez Barbarę Wiśniewską z Opery Leśnej w Sopocie na scenę Opery Bałtyckiej w Gdańsku, polskiej obsadzie i swoim odczytaniu roli opowiada ORFEO bas-baryton Tomasz Konieczny, jeden z czołowych wykonawców muzyki Ryszarda Wagnera na świecie, który wystąpi w partii tytułowej.

Tomasz Pasternak: Andrzej Dobber mówił o Latającym Holendrze, że to zombie i pragnie tylko śmierci. Kim jest dla Pana ta postać?

Tomasz Konieczny: Podchodzę do Holendra trochę inaczej. Dla mnie to osoba przeklęta, dla której już kompletnie nie ma żadnej nadziei i która jest pełna jakiejś tęsknoty. Ale to nie jest zombie. Postrzegam Holendra jako bohatera doprowadzonego do pewnej skrajności, skazanego na okrutną karę za swoje wcześniejsze błędy. „Latający Holender” jest operą romantyczną. W muzyce 29-letniego kompozytora jest poszukiwanie miłości i niepoprawnej wiary, że zawsze jest jakaś nadzieja. Holender od wieków ciągle przeżywa to samo. W dzisiejszym postrzeganiu sztuki, w kulturowej rzeczywistości, chociażby filmach science-fiction często mamy odwołania do przepływu, cofania lub zatrzymania czasu. To skazuje bohaterów na nieskończoną pętlę – nieustanne przeżywanie tej samej sytuacji. Holender jest na skraju wytrzymałości i wyczerpania, to postać, która nie powinna mieć już nadziei, ale cały czas ją ma. Załoga Holendra, postacie jego pobratymców (w naszej inscenizacji tancerze, będący poprzednimi jego wcieleniami) odgrywają jego wcześniejsze nieudane próby pogodzenia się z rzeczywistością. Ci empaci odczuwają pewne rzeczy za Holendra, ale nakłaniają go, żeby jednak walczył. Holender jest dla mnie niepoprawnym marzycielem, doprowadzonym do absolutnego krańca swojej wytrzymałości.

Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP
Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP

Czyli Pana bohater chce żyć, nie marzy o śmierci i zakończeniu swojej klątwy?

W swoim pierwszym monologu śpiewa o absolutnej niemocy. Opowiada o tym, jak został przeklęty. Ale dalej następuje modlitwa, w której zwraca się do swojego anioła: Czy to naprawdę była nadzieja? Czy Ty dałeś mi, aniele tę nadzieję? Czy to jest w ogóle możliwe? W tym monologu mamy wszystko. To credo. Muzyka mówi dobitnie, że Holender ma nadzieję.

A potem? Wszyscy wiemy, że ta opowieść źle się kończy.

Jako ludzie na skutek bezsilności potrafimy być bardzo porywczy. Zwierzę zapędzone w kozi róg w klatce w pewnym momencie nie wie, co ma robić, jest gotowe zniszczyć wszystko wokół siebie i zniszczyć siebie. I taka jest ostatnia deklaracja pierwszego monologu Holendra, kiedy mówi, że jest jeden tylko ratunek w naszej cywilizacji. Wpada na pomysł, że zniszczy świat. Być może wtedy ta pętla czasowa, to ciągłe przeżywanie co siedem lat tego samego rozczarowania nie będzie miało miejsca. Choć śpiewa o tym przewrotnie. Chór jego pobratymców (u nas wczesnych wcieleń Holendra) powtarza te same słowa, ale z mniejszą siłą. Ten ostatni fragment pierwszego monologu zapowiada właśnie geniusza Ryszarda Wagnera i rewolucję muzyczną, jaką wprowadził do światowej opery.

Pana zdaniem to postać pozytywna, czy negatywna?

To wieloznaczny bohater. Z jednej strony chce umrzeć, z drugiej strony bardzo chce żyć. To człowiek przeklęty do wiecznego życia. A idea Wagnera? On był wizjonerem. Zajmował się nie tylko szeroko pojętą mitologią, lecz także problemami filozoficzno-egzystencjalnymi. Holender u Wagnera jest postacią fikcyjną, ale także pewną ideą, czyż nie? Wagner to wielki humanista, który opowiada o problemach natury ludzkiej. Nie tworzy postaci, które są tylko albo dobre, albo złe. Mamy osobowości, które są połączeniem dobrych i złych cech, dobrych i złych intencji. Wszyscy jesteśmy zdolni do wszystkiego. O postrzeganiu nas przez świat świadczą wybory, których dokonujemy. I o tym Wagner mówi w tej swojej opowieści. Widmo nieludzkiej postaci jest tutaj pretekstem mówienia o naturze ludzkiej. Tak, jak my ludzie, wszyscy jesteśmy bardzo skomplikowani.

Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP
Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP

Wspomniał Pan, że ta muzyka jest wstępem do rewolucji, która w historii muzyki wydarzy się dużo później. Ta opera jest bardzo włoska, ma dużo włoskich elementów. Jak należy śpiewać takiego „zapowiadającego się” Wagnera?

Rzeczywiście mamy tu do czynienia z pewnymi powtórzeniami melodii, czasami powtórzeniami tekstów typowymi dla muzyki włoskiej. Mamy arie, które co prawda nie są zakończone jakąś super apoteozą, czy kadencją, po której tradycyjnie bije się brawo. Ta muzyka idzie dalej. To trochę opera włoska, a trochę zapowiedź dramatu muzycznego. A jak to należy śpiewać? Każdy musi wykonywać to tak, jakie ma przekonanie. Byłem pod wielkim wrażeniem interpretacji Andrzeja Dobbera, który był i jest moim idolem. On śpiewa to w tradycji włoskiej. W tradycji niemieckiej Holendra śpiewa się inaczej, bardziej dramatycznie i monumentalnie. Ja mam inne warunki wokalne, na co dzień wykonuję repertuar niemiecki i mój głos jest głosem dramatycznym. Zaśpiewam go inaczej, po swojemu. To kwestia estetyki, ale też kwestia tego, jak brzmi orkiestra. W Operze Leśnej pod dyrekcją Marka Janowskiego była to interpretacja dramatyczna. Potrafiłbym wyobrazić sobie „Latającego Holendra” pod dyrekcją muzyczną np. św. pamięci Gabriela Chmury, którego interpretacja z pewnością byłaby bardziej romantyczna. W swoim artystycznym życiu zawsze miałem do czynienia z mocnym i monumentalnym podejściem do tej muzyki.

Wykonywał Pan tę rolę w wielu teatrach operowych na świecie. Ale w Polsce pierwszy raz. Czy po tylu latach miewa Pan tremę?

Tremę mam zawsze, przed każdym występem. Szczerze mówiąc, im dłużej jestem na scenie, tym większą czuję odpowiedzialność za to, co robię. Trema jest zjawiskiem, z którym jestem „za pan brat”. Może działać na niektórych paraliżująco, wtedy ci koledzy przeważnie nie wykonują tego zawodu albo wykonują w ograniczonym stopniu. A ci, których trema mobilizuje? Jestem właśnie takim przykładem. Wykorzystuję ten przypływ adrenaliny do tego, żeby być jeszcze bardziej wyrazistym.

Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP
Tomasz Konieczny jako Holender podczas prób Baltic Opera Festival, lipiec 2023 roku © Krzysztof Mystkowski / KFP

Przedstawienie, które zobaczymy w przyszłą środę, będzie też niezwykłe dlatego, że cała obsada składa się z polskich artystów. W poprzedniej rozmowie ze mną mówił Pan, że Wagner zaśpiewany polskimi siłami jest absolutnie możliwy w Polsce. I to się właśnie stanie. Jak udało się tego dokonać?

Od wielu już lat staram się udowodnić, że nie taki Wagner straszny, jak go malują. Że można go śpiewać w różnych zespołach i różnymi siłami. Przykładem i dowodem na to było wykonanie trzeciego i czwartego obrazu „Złota Renu” z Programem Kształcenia Młodych Talentów – Akademią Operową w Warszawie. Zawsze wydawało mi się bardzo ważne, żeby młodzi ludzie mieli możliwość występowania z doświadczonymi kolegami.

Jako prowadzący operowe warsztaty śpiewałem wtedy Wotana z młodzieżą i pokazaliśmy wtedy, że to jest absolutnie możliwe. To nie jest tak, że niemiecki repertuar może śpiewać jakaś grupa wybrańców. Wagner i Strauss jest repertuarem światowym, jest stale obecny we wszystkich krajach na świecie, nawet w Chinach i Japonii. Poza Polską.

Tomasz Konieczny podczas prób do „Latającego Holendra" w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
Tomasz Konieczny podczas prób do „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP

Dlaczego? Czy wynika to z pewnej mitologizacji tej muzyki?

Może tak. Może z pewnego zacietrzewienia. Ja sam jestem Polakiem, pochodzę z Polski, w Polsce się urodziłem i w Polsce studiowałem. A jestem przykładem osoby, która świadczy ten repertuar Niemcom czy Austriakom. Od początku przy przygotowywaniu „Latającego Holendra” na Baltic Opera Festival wiedzieliśmy, że będziemy potrzebować drugiej obsady. Coverów, którzy będą mogli pracować z teamem reżyserskim i zastąpić kolegów występujących potem podczas premiery. W Polsce późno podpisujemy umowy, dlatego możemy mieć gwiazdy, które przyjadą na krótki okres przygotowań.

Tomasz Konieczny jako Holender i Kinga Krajnik jako Senta podczas prób w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
Tomasz Konieczny jako Holender i Kinga Krajnik jako Senta podczas prób w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP

Dzięki temu była okazja, żeby właśnie zrobić wewnętrzny casting.

Nawet spośród osób, które nigdy tych partii nie śpiewały. Największym odkryciem dla mnie jest absolutna debiutantka Kinga Krajnik, która jest dramatycznym sopranem. Oczywiście jest jeszcze bardzo młoda i dopiero zdobywa doświadczenie. Ale ma odpowiedni głos do Senty. Trafiłem na nią zupełnie przypadkowo. Kiedyś podczas mojego pobytu w Wiedniu po spektaklach w Operze Wiedeńskiej zgłosiła się do mnie na konsultacje, których udzielam jeżeli tylko mam czas. Podczas pierwszego spotkania zauważyłem jej możliwy potencjał. Skierowałem ją do odpowiedniego pianisty. Był to Piotr Jaworski. To też troszkę moje odkrycie i były student Lecha Napierały. Był u nas asystentem muzycznym podczas pierwszej edycji Baltic Opera Festival. Wyjechał na studia dyrygencko-korepetytorskie do Wiednia, ponieważ u nas w Polsce nie ma studiów dla pianistów, którzy interesują się pracą w teatrze muzycznym. W tej chwili jest wybitnym korepetytorem, został zaangażowany w jednym z większych niemieckich teatrów na stanowisku korepetytora oraz dyrygenta.

Kinga Krajnik jako Senta podczas prób do „Latającego Holendra" w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
Kinga Krajnik jako Senta podczas prób do „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP

Kinga Krajnik była coverem Riccardy Merbeth, która kreowała rolę Senty?

Kinga Krajnik jest Polką urodzoną w Polsce. Z powodów rodzinnych mieszka w Wiedniu i Piotr Jaworski mógł z nią spotykać się i wielokrotnie pracować. Gdy posłuchałem wyniku tej pracy postanowiłem, żeby zaproponować jej coverowanie Riccardy Merberth i zaśpiewanie Senty podczas przeniesienia spektaklu na scenę Opery Bałtyckiej. Bardzo zależy mi, żeby produkcje festiwalowe miały swoje dalsze życie i nie były pokazywane jednorazowo.

A inne osoby?

Dla tej naszej drugiej obsady jest to wspaniała możliwość, żeby sprawdzić się w rolach, nad którymi wiele miesięcy pracowali. Z Magdaleną Plutą, która zaśpiewa rolę Mary, występowałem w „Mocy przeznaczenia” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, ale już wcześniej zauważyłem kolor jej głosu i zdolności wykonywania repertuaru niemieckiego. Podczas mojego recitalu w Warszawie zaśpiewaliśmy scenę z „Zygfryda”, ja wykonywałem Wędrowca (Wotana), Pluta śpiewała Erdę. Magdalena bardzo dobrze śpiewa też muzykę dawną.

Kinga Krajnik jako Senta i Dominik Sutowicz jako Eryk podczas prób do „Latającego Holendra" w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
Kinga Krajnik jako Senta i Dominik Sutowicz jako Eryk podczas prób do „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP

Dominik Sutowicz na Batic Opera Festival śpiewał Sternika, teraz wystąpi w partii Eryka.

Sutowicz śpiewał Sternika, ale też coverował Stefana Vinke w roli Eryka. Dysponuje głosem, których teraz nie ma. To dramatyczny tenor o ciemnej, wręcz barytonowej barwie. Z młodym polskim basem Szymonem Kobylińskim spotkaliśmy się przy okazji produkcji „Wandy” Joanny Wnuk – Nazarowej w Krakowie. Kształcił się w Studio Operowym w Hamburgu, ma też bardzo dobry dryg aktorski i jest gotowy do poddania się naszej idei Dalanda. Kolejnym odkryciem jest Rafal Bartmiński, który bardzo niewiele partii śpiewał po niemiecku. Zachęciłem go do partii Sternika. Wielokrotnie występowałem z nim na scenie, w partiach oratoryjnych w dziełach Krzysztofa Pendereckiego, ale także w „Halce” Stanisława Moniuszki w produkcji Mariusza Trelińskiego. Bardzo chciałbym, żeby Rafal śpiewał więcej na scenach zagranicznych. Bardzo chciałbym, żeby wszyscy ci śpiewacy pojawiali się na scenach międzynarodowych jak najczęściej.

No i Yaroslav Shemet.

Tak, to bardzo zdolny dyrygent. Ja się nie boję młodych ludzi. W czerwcu 2023 roku po raz pierwszy wystąpiłem na scenie Metropolitan Opera jako Holender, dyrygował 29-letni debiutant, Thomas Guggeis, któremu potem powierzono zaraz po MET prowadzenie „Holendra” w Operze Santa Fe, a obecnie jest dyrektorem muzycznym w operze we Frankfurcie. Guggeis podczas debiutu w MET jako dyrygent Holendra miał 29 lat, tyle co Wagner, gdy napisał Holendra…

Barbara Wiśniewska © Krzysztof Mystkowski / KFP
Barbara Wiśniewska © Krzysztof Mystkowski / KFP

A czym będzie różnił się spektakl w Operze Bałtyckiej?

Przeniesienie spektaklu z ogromnej sceny Opery Leśnej do Opery Bałtyckiej jest ogromnym wyzwaniem. Z sukcesem jest w stanie temu podołać Barbara Wiśniewska. Ale inaczej jest, jeśli się zaplanuje to od początku. Musieliśmy, co naturalne, zmienić estetykę przestrzeni. W Operze Bałtyckiej nie mamy lasu, który był w Sopocie głównym elementem scenograficznym. W Gdańsku mamy nadzieję na spektakl bardziej psychologiczny i chcielibyśmy, żeby relacje między postaciami były jasne. To na pewno będzie inny spektakl także dlatego, że na życzenie władz Opery Bałtyckiej pierwszy raz w życiu wykonuję Holendra w wersji trzyaktowej, z dwoma przerwami. Wiem, że jest wersja z jedną przerwą, przed duetem Senty i Holendra w drugim akcie. Ani w wersji dwuaktowej ani trzyaktowej nigdy nie występowałem. To jest dla mnie novum, ale oczekuję tego z dużym zaciekawieniem, ciekaw jestem jak to się sprawdzi. To na pewno będzie inny spektakl. I to nie będzie ta sama opowieść.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja też dziękuję i zapraszam na „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej w Gdańsku.

Próby do „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
Próby do „Latającego Holendra” w Operze Bałtyckiej © Krzysztof Mystkowski / KFP
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne