REKLAMA

Miłość, życie i śmierć kobiety. Premiera „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego w Teatrze Wielkim w Poznaniu

Iwona Sobotka wykreowała tytułową rolę w iście wymarzony sposób, oddając aktorsko i wokalnie pełnię niuansów postaci, która nie jest w stanie porzucić życia w luksusie i iść za głosem serca. Gerard Jones osadził swoją inscenizację w zawieszeniu pomiędzy tradycyjnym (kostiumy) i nowoczesnym światem (scenografia), kilka scen było przejmujących i wspaniałych.

Prawdziwa sztuka rodzi się w cierpieniu, jak pisał autor kryminałów i powieści sensacyjnych, Amerykanin Reed Arvin. I rzeczywiście, „Manon Lescaut” rodziła się przez kilka lat. Puccini niezadowolony z pracy Ruggera Leoncavalla (kompozytor był jeszcze przed sukcesem „Pajaców”), zaangażował innych autorów, treść opery tworzyli: Marco Praga, Giuseppe Giacosa, Domenico Oliva, Luigi Illica. Ostatnie słowo miał oczywiście sam kompozytor oraz wydawca dzieła, Giulio Ricordi. Autorami libretta było więc aż siedmiu twórców. To skomplikowanie treści można wysłyszeć w muzyce, opera ma nierówne fragmenty, w przeważającej większości muzyka jest jednak wspaniała. Akt III oraz akt IV to, moim zdaniem, od początku do końca muzyczne arcydzieło, ale zdarzają się też „chwile ilustracyjne”, tak jakby twórca nie miał serca i natchnienia do danego fragmentu.

Iwona Sobotka (Manon) i Dominik Sutowicz (Des Grieux) w „Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk
Iwona Sobotka (Manon) i Dominik Sutowicz (Des Grieux) w „Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk

A jednak ten wysiłek się opłacił, „Manon Lescaut” zaprezentowana w 1893 roku w Teatro Reggio w Turynie była oszałamiającym sukcesem, na tyle dużym, że zapewniła kompozytorowi ogromne dochody, możliwość spłaty długów i niezależność finansową. Opera ukoronowała Pucciniego na następcę Giuseppe Verdiego, którego premiera jego ostatniego dzieła, „Falstaffa”, odbyła się w mediolańskiej La Scali kilka dni później. Czas pokaże, że Puccini nie zawiódł tych oczekiwań, twórca stworzył własny, niepowtarzalny język muzyczny, a kilka jego dzieł (choć nie napisał ich tak dużo jak Verdi) jest trzonem operowego repertuaru na całym świecie.

„Manon Lescaut” to bardziej obrazy liryczne (partytura opatrzona jest podtytułem „dramma lirico”), podobnie jak „Cyganeria”, czy „Eugeniusz Oniegin”. Poszczególne akty pokazują wybrane momenty z życia bohaterów, pomiędzy nimi mija dużo czasu i o przebiegu zdarzeń dowiadujemy się z opowieści bohaterów. Tak jest np. między I aktem, w którym Manon ucieka z De Grieux) i II, w którym widzimy Manon w domu Geronte’a de Ravoir. Nie wiemy, co się zdarzyło i dlaczego bohaterka porzuciła swojego ukochanego. Podobnie IV akt, co bardzo zostało podkreślone w poznańskiej produkcji, dzieje się wiele lat później. Tytułowa bohaterka umiera z wyczerpania na pustyni, jest wyraźnie postarzała i ma siwe włosy.

Iwona Sobotka jako Manon Lescaut w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk
Iwona Sobotka jako Manon Lescaut w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk

W powojennej Polsce „Manon Lescaut” obok „Dziewczyny ze Złotego Zachodu” grana była stosunkowo rzadko. Oba te tytuły należą do Pucciniowskiego kanonu, w obu operach partie tytułowe są rozbudowane i wstrząsające, choć nie dorównują popularnością takim dziełom, jak „Tosca”, „Madama Butterfly” i „Turandot”, nie wspominając już o „Cyganerii”. Po raz pierwszy „Manon Lescaut” zagrano w Operze Wrocławskiej w 1966 w reżyserii Lii Rotbaumównej. Kilka lat później, w 1972 roku dzieło inscenizował w Operze Śląskiej w Bytomiu Gustaw Holoubek. Nieszczęsna bohaterka pojawiła się jeszcze w 1990 roku w reżyserii Pavla Fiebera w Operze Bałtyckiej (wtedy była to jeszcze Opera i Filharmonia Bałtycka), dopiero ponad 20 lat później w 2012 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie operę inscenizował Mariusz Treliński, była to koprodukcja z brukselskim teatrem La Monnaie De Munt oraz Welsh National Opera w Cardiff. Wcześniej, w 2009 roku zaprezentowano to dzieło koncertowo, podczas festiwalu Beethovenovskiego, śpiewali: Inessa Galante, Fabio Armiliato i Artur Ruciński.

Iwona Sobotka (Manon) i Dominik Sutowicz (Des Grieux) w „Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk
Iwona Sobotka (Manon) i Dominik Sutowicz (Des Grieux) w „Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk

W partię Manon Lescaut wcielały się praktycznie wszystkie wielkie gwiazdy sopranu lirico-spinto i spinto, mamy nagrania z udziałem tak wielkich śpiewaczek jak m. in.: Clara Petrella, Renata Tebaldi, Antonietta Stella, Montserrat Caballé, Raina Kabaivanska, Ilva Ligabue, Virginia Zeani, Leontyne Price, Renata Scotto, Mirella Freni, Anna Tomowa-Sintow, Kiri Te Kanawa, Adriana Maliponte, Maria Guleghina, Karita Mattila, Nina Stemme, Daniela Dessi, Angela Georghiu i Sondra Radvanovsky. Maria Callas nigdy nie zaśpiewała tej roli na scenie, ale zarejestrowała ją w studiu. Co ciekawe, pierwsze pełne nagranie zarejestrowano w Rosji w 1946 roku, partię tytułową śpiewała wówczas Natalya Rozhdestvenskaya, dyrygował Alexander Ivanovich Orlov, a rejestrację wydano w firmie Melodia.

Vincenzo Quattrocchi, biograf Magdy Olivero opowiadał o przedstawieniu w Arena di Verona w 1970 roku, z udziałem Plácido Dominga, że po spektaklu ogromna część publiczności staranowała okalające scenę barierki i wtargnęła na nią. Ludzie starali się dotknąć śpiewaczki, szarpali za kostium, przyciągali do siebie… W końcu „porwał” ją Domingo i zabrał za kulisy. Nigdy przedtem, ani nigdy potem publiczność w Arena di Verona nie zgotowała artyście takiego burzliwego, niezwykle długiego i emocjonalnego aplauzu. Ta muzyka budzi ogromne emocje.

Iwona Sobotka jako Manon Lescaut w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk
Iwona Sobotka jako Manon Lescaut w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk

I ogromne emocje budził występ Iwony Sobotki, która zaśpiewała tę partię po raz pierwszy w swojej karierze. Artystka bardzo świadomie i skutecznie rozszerza swój repertuar, wystąpiła już w kilku Pucciniowskich partiach, takich jak Tosca czy Madame Butterfly. W tym sezonie kreowała z ogromnym sukcesem Desdemonę w „Otellu” czy Leonorę w „Trubadurze”, wykonuje też partię sopranową w „Requiem” Giuseppe Verdiego, ta msza żałobna przez wielu uważana jest za najpiękniejszą operę kompozytora.

W partii Manon śpiewaczka pokazała nie tylko opanowanie werystycznej interpretacji, umiejętnie stosując pozaaktorskie środki wyrazu, brzmiała pewnie w górach i dołach, była niezwykle wzruszająca i przekonująca w każdym swoim pojawieniu się na scenie. Pięknie frazowała na niekończącym się oddechu i swobodzie najwyższych w tej tessiturze dźwięków, potrafiła oddać w początkowych fragmentach naiwność, chciwość, niezdecydowanie, rozedrganie, jak i dramat wyczerpanej i umierającej kobiety, dla której już nie ma ratunku. To była wielka interpretacja wokalna i wielkie śpiewanie, a finałowa aria „Sola, perduta, abbandonata” była jedną z najlepszych, jakie słyszałem i powinna przejść do historii światowej wokalistyki operowej.

„Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk
„Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk

„Manon Lescaut” to właściwie opera dwojga kochanków, inne postacie pojawiają się mniej lub bardziej pobocznie. Des Grieux to chyba najbardziej trudna partia tenorowa w dziełach Pucciniego, napisana właściwie na kilka rodzajów głosów, tu tenor musi być liryczny i dramatyczny, operować piano i forte. Kreujący tę rolę Dominik Sutowicz w spektaklu premierowym połowicznie wyszedł z tego zadania obronną ręką. Artysta nadużywał forte, zapominając o tym, jak pięknie może posługiwać się piano (co udowodnił już w swoim pierwszym wejściu) i większość partii zaśpiewał zbyt mocno, zwłaszcza w upajająco długich duetach miłosnych. To zdecydowanie tenor dramatyczny o wielkich możliwościach, ale nawet w tym przypadku potrzebna jest odrobina liryzmu, której w premierowym spektaklu Sutowiczowi zabrakło. Nie bez znaczenia była niepotrzebnie nagłośniona przestrzeń Opery Poznańskiej, zniekształcająca balans brzmienia.

Dominik Sutowicz (Des Grieux) i Piotr Kalina (Edmondo) © Bartek Barczyk
Dominik Sutowicz (Des Grieux) i Piotr Kalina (Edmondo) © Bartek Barczyk

Rafał Korpik jako podstarzały mecenas Manon, Geronte de Ravoir, grzmiał belcantowo i równo, artysta płynął z frazą i się z nią nie siłował. Baryton Jaromir Trafankowski jako Lescaut, brat tytułowej bohaterki, miał lepsze i gorsze momenty, nie zawsze dostosowywał się do piękna Pucciniowskiej frazy, ale spełniał się wokalnie w chwilach bardziej lirycznych. Piotr Kalina w rozbudowanej w pierwszym akcie partii Edmondo pokazałby wrażliwość i krystaliczność brzmienia, gdyby nie zagłuszyła go orkiestra. Pięknie błysnęła natomiast Laura Wąsek w partii Muzyka, jej ciemny i pięknie frazujący mezzosopran stworzył upojnie liryczną chwilę.

Rafal Korpik (Geronte de Ravoir) i Jaromor Trafankowski (Lescaut) w „Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk
Rafal Korpik (Geronte de Ravoir) i Jaromor Trafankowski (Lescaut) w „Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu © Bartek Barczyk

Włoch Marco Guidarini wspaniale czuje włoską muzykę, ale bardziej w duchu krwistego rytmicznie Verdiego; w jego skutecznej orkiestrowo interpretacji zabrakło mi rozlewności Pucciniowskiej frazy, pewnego potoku nieoczywistych rytmów i większej dbałości o symbiozę brzmienia scen zespołowych. Niemniej w scenach dramatycznych muzycy pod jego batutą zabrzmieli z przekonującym mrokiem i przejmującą złowrogą  mocą. Dobrze i monumentalnie śpiewał chór przygotowany przez Mariusza Otto.

Wszystkie akty poznańskiej inscenizacji rozgrywają się w tej samej, kafelkowej przestrzeni, lekko modyfikowanej na potrzeby poszczególnych aktów. To plastycznie ciekawe rozwiązanie (scenografia – Blanca Añón), wsparte genialną reżyserią świateł Marca Gonzalo potrafiło się bronić w swojej nowoczesnej i niedosłownej symboliczności, z czym dobrze kontrastowały kostiumy Donny Raphael, osadzone w realiach epoki dzieła. Reżyser Gerard Jones inscenizował już tę operę w Staatstheater Mainz, sądząc z trailera była to inscenizacja bardziej dramatyczna i okrutna. W jego poznańskiej wizji najbardziej wzruszający jest akt III, pochód potępionych kobiet upadłych, których poniżaniem napawa się „wzorowe” społeczeństwo. Duże wrażenie robi też symboliczna, betonowa pustynia, gdzie umęczona i postarzała Manon umiera na wielkim materacu.

„Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk
„Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk

Poznańska „Manon Lescaut” zagości w Teatrze Wielkim w Łodzi 27 listopada 2024 roku podczas „Festiwalu Pucciniowskiego. Natomiast rejestrację spektaklu można nieodpłatnie obejrzeć na platformie OperaVision do 8 grudnia 2024 roku.

reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne