Tak to się ostatnio składa, że wielkie opery romantycznego bel canta, będące niegdyś wizytówką łódzkiego Teatru Wielkiego, powracają obecnie na jego scenę wyłącznie w wersjach półinscenizowanych lub koncertowych. Po znakomicie wykonanej przed dwoma laty „Normie” Vincenzo Belliniego, teraz zdecydowano się na operę Giuseppe Verdiego „Trubadur”.
Przygotowane na zakończenie sezonu artystycznego 2023/24 w Teatrze Wielkim w Łodzi koncertowe wykonanie tej opery tylko potwierdziło, że jej siłą nie jest drugorzędne, zagmatwane libretto, ale wyjątkowa partytura. Kompozytor, choć narrację zbudował standardowym dla pierwszej połowy XIX wieku układem arii, ansamblów i scen zbiorowych, zadbał o psychologiczne zobrazowanie swoich bohaterów w muzyce, której walory w łódzkim wykonaniu w pełni wybrzmiały dzięki w większości świetnie dobranym do swoich ról solistom.
Nie było tajemnicą, że koncert został przygotowany między innymi z myślą o wcielającej się po raz pierwszy w postać Leonory Joannie Woś. Siłą jej wykonania były olśniewająco długo wytrzymywane wysokie dźwięki, wspaniała belcantowa technika i sprawne koloratury (doskonałe arie „Tacea la notte… Di tale amor…” i „D’amor sull’ali rosee…Miserere… Tu vedrai…”). Partnerujący jej już po raz kolejny David Baños znacznie lepiej odnalazł się w napisanej dla tenora lirico-spinto partii Manrica, niż w wykonywanej podczas lutowej premiery „Traviaty” roli Alfreda. Jego interpretacja była bardzo dopracowana, a zarazem nieco spontaniczna – świetnie prowadzony głos o złocistej barwie pokazał pełnię swoich walorów chociażby w niezwykle stylowo frazowanej cavatinie „Ah! sì, ben mio”, aby następnie w cabaletcie „Di quella pira” dać wręcz karnawał wysokich dźwięków forte.
Prawdziwie magnetyzującą postać Azuceny wykreowała Olga Maroszek. Artystka dokładnie akcentując tekst oraz świetnie różnicując swoje wykonanie – raz pięknie malując głosem dźwięki, raz wyraziście, dramatycznie sięgając do niskiego rejestru – w całej partii dała najwyższej próby popis wokalnego aktorstwa. Zaproszony do wykonania roli Hrabiego di Luna Mateusz Michałowski zwłaszcza w arii „Il balen del suo sorriso” pokazał, że dysponuje ładnym głosem i ma duży potencjał, jeśli więc jeszcze pokona intonacyjne słabości i nieco wyrówna emisję, będzie miał szansę stać się wziętym barytonem.
Podkreślić należy bardzo dobre przygotowanie chóru przez Rafała Wiechę i grę czującej nieprawdopodobną energię tej muzyki orkiestry, którą tego wieczoru zadyrygował Patrick Fournillier. Artysta postawił na żywiołową interpretację, świetnie bawiąc się dynamiką, czasem jednak prowadząc solistów w zbyt zawrotnych tempach i gubiąc przy tym subtelności włoskiej frazy.