Premiera spektaklu planowana była na maj 2020 roku, ale ze względu na pandemię, a następnie gruntowny remont budynku Theater an der Wien ostatecznie odbyła się prawie pięć lat później, 16 lutego 2025 roku.
Inscenizacja Wasilija Barchatowa przenosi akcję „Normy” do autorytarnego, reżimowego państwa. Wzór mundurów noszonych przez wojskowych, a także specyficzna charakteryzacja ich przywódcy Polliona (fryzura i wąsik) przywodzi na myśl skojarzenia z nazistowską III Rzeszą. Podczas uwertury jesteśmy świadkami ataku na manufakturę ceramiki, która po podniesieniu kurtyny w I akcie wytwarza popiersia dyktatora, jego podobizna wisi także na ceglanej ścianie zakładu. Armia kontroluje pracowników, tłumi wyzwoleńcze zapały uciemiężonego ludu, który wiedziony przez Orowista nie traci nadziei na odzyskanie niepodległości. Jego przodowniczką jest Norma, szanowana przez współpracowników młoda dziewczyna, która w jednopokojowym, skromnie urządzonym mieszkaniu potajemnie wychowuje dwójkę dzieci, w czym pomaga jej powiernica Klotylda (w tej roli znakomita wokalnie i aktorsko Victoria Leshkevich).

Dyskutować można o urodzie scenografii Zinovija Margolina i kostiumów Olgi Shaishmelashvili, jednak dla mnie większym problemem były sprawne, co prawda, zmiany dekoracji, ale niejednokrotnie umieszczone w trakcie recytatywów, co kilkukrotnie przerywało muzyczny bieg spektaklu. Przeniesienie czasu i miejsca akcji nadało spektaklowi dynamiczny charakter i uwypukliło najważniejsze dla tej historii motywy – miłość, zdrada, ojczyzna, honor. Atutem była również wyrazista gra aktorska śpiewaków.
Wielkie emocje budził debiut Asmik Grigoryan w roli tytułowej arcykapłanki. Kariera sopranistki nabrała rozpędu po występach w Komische Oper Berlin w roli Tatiany w „Eugeniuszu Onieginie” Czajkowskiego w inscenizacji Barrie Kosky’iego (2016 rok). Od 2017 roku Litwinka jest stałym gościem Festiwalu w Salzburgu, gdzie wcielała się w Marię w „Wozzecku” Berga, tytułową Salome w dziele Straussa, trzy bohaterki „Tryptyku” Pucciniego (Giorgietta, Siostra Angelika, Lauretta), Polinę w „Graczu” Prokofiewa, a w inscenizacjach Krzysztofa Warlikowskiego” Chryzotemis w „Elektrze” Straussa i Lady Makbet w operze Verdiego. Rok temu miał miejsce jej debiut na scenie Met (Cio-Cio-San w „Madama Butterfly” Pucciniego), gdzie w 2026 roku powróci w roli Tatiany.

Domeną artystki stały się partie sopranu dramatycznego, choć początki jej kariery zapowiadały się zgoła odmiennie. W 2008 roku występowała jako Violetta w „Traviacie” Verdiego w Operze Narodowej w Rydze (na roli z Łotyszkami Mariną Rebeką i Kristīne Opolais), a następnie śpiewała również repertuar mozartowski: rolę Donny Elwiry w „Don Giovannim” oraz obie sopranowe role w „Weselu Figara” – Zuzanny i Hrabiny Almavivy, którą zaśpiewała także w 2010 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.
Partia Normy, oprócz nośnego głosu o gęstej, spiżowej barwie, wymaga także ponadprzeciętnej sprawności technicznej, umożliwiającej biegłe śpiewanie koloratur i wymagających pasaży. Tego właśnie zabrakło Asmik Grigoryan, notabene debiutującej w repertuarze romantycznego bel canto (nie licząc wykonywanej jeszcze niegdyś partii Leonory w „Trubadurze”). W głosie Litwinki chciałoby się usłyszeć większą elastyczność i sprężystość. Jej Norma jest zdecydowanie bardziej werystyczna niż belcantowa, niezwykle ekspresyjna, a zarazem autentyczna. Grigoryan śpiewa dość chłodnym w barwie, ostrym sopranem, którego brzmienie potrafi umiejętnie niuansować w zależności od interpretacji. Artystka stworzyła wiarygodny wokalnie i aktorsko portret kobiety uwikłanej w struktury hierarchii społecznej, niepotrafiącej pogodzić obowiązku wobec uciśnionej ojczyzny z uczuciem do dzieci i bólem zdradzonej kobiety.

Bardzo stylowym bel canto popisała się natomiast Aigul Akhmetshina, zachwycająca pięknem brzmienia niezwykle naturalnie prowadzonego mezzosopranu, ciemnego i gęstego jak gorąca czekolada. Jej Adalgisa to biedna i prosta, lekko naiwna dziewczyna, przypadkowo uwikłana w miłosny trójkąt, nieświadoma, do jakich konsekwencji mógł doprowadzić jej niewinny romans.

W znacznie gorszej dyspozycji wokalnej okazała się męska część obsady. Brytyjsko-włoski tenor Freddie De Tomasso śpiewa w bardzo manieryczny sposób, siłowo sięga po dźwięki w górnej części skali. Artysta zmagał się z problemami z intonacją, podobnie jak obsadzony w roli Orowista Tareq Nazmi, którego głosowi zabrakło wystarczającej gęstości, aby stworzyć przekonującą postać.
Dyrygujący tego wieczoru orkiestrą Francesco Lanzilotta zaproponował bardzo dramatyczną interpretację, zespół Wiener Symphoniker z początku brzmiał jednostajnie głośno i pozostawał niewrażliwy na tempa śpiewaków, z czasem dopiero zyskując na elastyczności frazy i nieco lepszym jej cieniowaniu. Podkreślić należy wspaniałe przygotowanie jednorodnie i masywnie brzmiącego Arnold Schoenberg Choir.

Oglądałem spektakl w środę, 19 lutego 2025 roku