W latach 1911–1915 Szymanowski podróżował po Sycylii i zapewne wtedy wpadł na pomysł opery o Królu Rogerze, choć finalnie zamysł narodził się podczas spotkania z Jarosławem Iwaszkiewiczem w 1918 roku. Kompozytor namówił go do napisania libretta. Natchnieniem były nie tylko greckie dramaty („Bachantki” Eurypidesa) i trendy w nowej twórczości europejskiej („Salome” Oscara Wilde’a oraz dzieła Fryderyka Nietzschego ), ale także zainteresowanie średniowieczem twórców młodopolskich, by wymienić tylko Tadeusza Micińskiego i jego dramat „Bazylissa Teofanu”.
Druga i niestety ostatnia opera Karola Szymanowskiego, zainspirowana jest autentycznymi postaciami, m. in. Rogerem II, który w XII wieku został mianowany przez antypapieża Anakleta II pierwszym królem Sycylii. Władca w trakcie swojego panowania sprowadził na Sycylię wielu uczonych arabskich. Edrisi, obecny także w dziele polskiego kompozytora sporządził w Mazzara del Vallo, mieście położonym niedaleko Massali i Trapani, wielką mapę świata zwaną Księgą Rogera.
Roksana jest postacią fikcyjną, a obecność Pasterza to oniryczny, wspaniały poetycki zabieg Iwaszkiewicza. Pierwotny tytuł dzieła brzmiał zresztą „Pasterz”, ale Szymanowski ostatecznie zdecydował się na „Króla Rogera”. Partytura gotowa była dopiero w 1924 roku. Prapremiera odbyła się w Warszawie 19 czerwca 1926 roku, pomimo pozytywnych recenzji dzieło nie trafiło do „standardowego” repertuaru, na to miano utwór Szymanowskiego musiał poczekać. Pierwsza inscenizacja w Polsce nastąpiła dopiero w 1965 roku, podczas otwarcia, obok „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki, nowego gmachu Teatru Wielkiego. Obecnie jest to jedna z najczęściej wystawianych polskich oper.
Dzieło prezentowano też wielokrotnie za granicą, m. in. w Duisburgu w 1928 roku i Pradze w 1932 roku. Wyjątkowym przedsięwzięciem było wystawienie w 1949 roku w Palermo, dyrygował wtedy Mieczysław Mierzejewski, a reżyserował Bronisław Horowicz. Partię Rogera śpiewał Giovanni Inghilleri, Pasterzem był Antonio Annarolo. Roksanę kreowała słynna wtedy i zapomniana już teraz śpiewaczka Clara Petrella, nazywana, ze względu na swoje wokalne podejście aktorskie „Eleonorą Duse śpiewu”, w nawiązaniu do słynnych aktorek dramatycznych takich jak Sarah Bernhardt czy Helena Modrzejewska.
„Król Roger” pokazywany był też m. in. w Londynie (1975), Buenos Aires (1981, z udziałem Andrzeja Hiolskiego, Wiesława Ochmana i Bożeny Betley, dyrygował Stanisław Wisłocki), Los Angeles (1988), Detroit i Buffalo (Roksanę śpiewała Izabela Kłosińska). Kontrowersyjną inscenizację przygotował Krzysztof Warlikowski w paryskiej Opera Bastille (pod dyrekcją Kazushi Ono, z udziałem Mariusza Kwietnia i Olgi Pasiecznik, 2009), transmitowaną poprzez telewizję Arte i Radio France Culture (zapis spektaklu można obejrzeć tutaj). Doczekaliśmy też wspaniałego nagrania pod dyrekcją Jacka Kaspszyka, z Rogerem Wojciecha Drabowicza, Roksaną Olgi Pasiecznik i Pasterzem Piotra Beczały. „Król Roger” cieszy się więc dużym światowym zainteresowaniem i miejmy nadzieję, że tylko kwestią czasu będzie inscenizacja w nowojorskiej Metropolitan. Ostania produkcja w Polsce miała miejsce w Operze na Zamku w Szczecinie, gdzie „Król Roger” objawił się po raz pierwszy.
W Gdańsku „Króla Rogera” wystawiono po raz drugi, pierwsza inscenizacja (i druga powojenna po 1965 roku w Warszawie) wyreżyserowana była przez Stanisława Hebanowskiego w 1974 roku. Przejmującą, ale niewielką partię Diakonissy śpiewała wtedy u progu wielkiej międzynarodowej kariery Stefania Toczyska. W obecnej produkcji w tej roli wystąpiła obdarzona ciemnym i mocnym mezzosopranem Karolina Sikora, ulegając, w ciekawym zamyśle reżysera Pasterzowi, przyjmując od niego kwiaty, które Archiereios (Szymon Kobyliński operujący imponującym, ciemnym basem) stara się szybko zutylizować. Obie te epizodyczne partie, demonizują swoją obecność obrony obecnego porządku jedynie w pierwszym akcie.
Gdańska produkcja, poprzez malowiczą scenografię Hanny Wójcikowskiej – Szymczak nawiązuje do plastycznych wizji malarskich, które mnie kojarzyły się, pomimo braku antycznego przepychu z obrazami Henryka Siemiradzkiego, wizjami plastyków Młodej Polski, np. Jana Malczewskiego, czy nawet historyzującą wyobraźnią Jana Matejki. Odrobinę przyciężkie i zbyt jednoznaczne w wymowie koncepcji były kostiumy debiutującej w operze Magdaleny Brozdy, choć obie suknie Roksany były bardzo piękne.
Reżyser Romuald Wicza – Pokojski, dyrektor Opery Bałtyckiej skuteczne zadbał o uniwersalność przekazu historii, która mogłaby się wydarzyć zarówno w XII wieku, jak i w przyszłości, świecie science – fiction (np. ostatnia ekranizacja „Diuny” Franka Herberta w reżyserii Denisa Villeneuve). Reżyser przedstawił tę historię jako opowieść o odchodzeniu, pełną reminiscencji (pierwsza scena obrazująca wizytę Roksany i Edrisiego z kwiatami, zapewne nad grobem Rogera) i bezsensownej walki z przeznaczeniem. Umierający na wielkim łożu Król (co z kolei przywołuje skojarzenia z „Hagith”, pierwszą operą Szymanowskiego) daje ponieść się swoim tęsknotom nie tyle ze względu na zagrożenie autorytetu władzy (i utratę Roksany), co przez brak sił i umieranie.
Wszystko dzieje się też w smutnym świecie, który rozświetla kuszącymi opowieściami Pasterz, którego Bóg jest piękny jako ja. Wizja Wiczy – Pokojskiego jest oczywista i daje pole popisu śpiewakom, nawet jeśli nie wnosi nowego odczytania dramatu. Stary Król ma swoje tęsknoty, ale przecież wszyscy zatęsknimy za czasem utraconym, minionym i przeszłym.
Frapująca była też warstwa muzyczna w odczytaniu Yarosława Shemeta, który starał się „odniezwyklić” tę wyrafinowaną partyturę, pełną nieoczywistości i zaburzeń rytmu charakterystycznej dla rwącej rzeki. Shemet uporządkował te prądy, przedstawiając równą rytmicznie interpretację, wybierając raczej wizję spokojnego, regularnie atakującego brzeg falami morza. Pod jego prowadzeniem orkiestra brzmiała pięknym dźwiękiem, choć mi zabrakło pewnych „zawieszeń” frazowania, zróżnicowania dynamiki przyspieszenia i spowolnienia rytmu. Ale niewątpliwie była to spójna wizja muzyczna, wydobywająca też wiele ukrytych brzmień w partyturze. Dobrze wypadł też chór przygotowany przez Agnieszkę Długołecką-Kuraś, śpiewający, gdy trzeba, stylowym ortodoksyjnym prawosławiem.
Bardzo dobrze zinterpretował tytułową partię Leszek Skrla, dla którego ten wieczór był też jubileuszem 35-lecia pracy na scenie. Artysta postawił na melorecytacyjne podkreślenie tekstu, z dramatyczną i werystyczną (choć nie zawsze belcantową) dykcją, skutecznie wykorzystując wokalnie środki aktorskiego wyrazu. Wspaniała Olga Pasiecznik wydawała się tego wieczoru odrobinę niedysponowana, prezentując odcienie swojego jedwabistego głosu często zza dużą wibracją i nasileniem. W jej śpiewaniu były jednak piękne i niezapomniane momenty. To artystka, która o Roksanie wie wszystko.
Witalij Wydra, który zastąpił w ostatnim momencie przewidzianego do tego wieczoru Ryszarda Minkiewicza był specyficznym wokalnie Edrisim, świetnym aktorsko zarówno w scenach walki z Rogerem, jak też posągowych pochodach z Roksaną.
Wieczór w moim przekonaniu należał jednak do Pavla Tolstoya, tenora kreującego partię Pasterza, śpiewaka świadomego możliwości swojego głosu i dużej wrażliwości wokalnej. Ciemny tenor artysty potrafił przedstawić kuszenie i tęsknotę, plastycznie poruszając się w różnych stylach wokalnych, od mocnego forte do podstępnego, ujmującego piana. Myślę że o takim Pasterzu mógł marzyć kompozytor.