Niecałe dwa tygodnie temu w Operze Wrocławskiej i w Filharmonii Narodowej odbyły się trzy koncerty Jakuba Józefa Orlińskiego promujące płytę „Beyond” z wczesnobarokowym włoskim repertuarem. Teraz przyszła kolej na francuską gwiazdę, kontratenora Philippe’a Jaroussky’ego. W ramach trasy najnowszego albumu „Forgotten Arias” zawitał do Krakowa na zaproszenie organizatorów festiwalu Opera Rara, by zaprezentować późnobarokowe, zapomniane przez wieki arie.
Z powodu znacznego opóźnienia pociągów na linii Gdynia-Kraków nie udało mi się dotrzeć na koncert o czasie. Na peronie w Warszawie spotkałam więcej osób, które wybierały się na recital do Teatru im. Juliusza Słowackiego, więc wspieraliśmy się licząc, że obsługa wpuści nas na salę. I tak się stało. Z prawie 30 minutowym opóźnieniem weszłam do jednej z lóż na drugim balkonie. 45 – letni śpiewak kończył właśnie arię Hassego „Misero pargoletto” z opery „Demofoonte”.
„Forgotten Arias” to nowy album Jaroussky’ego nagrany razem z barokowym zespołem skrzypka Juliena Chauvina „Le Concert de la Loge”. Wszystkie arie w nim zawarte połączone są nazwiskiem autora ich tekstów. Był nim Pietro Antonio Domenico Bonaventura Trapassi, lepiej znany jako Pietro Metastasio. Jak możemy przeczytać w broszurze festiwalu: Libretta tego nadwornego cesarskiego poety, Włocha na wiedeńskim dworze, cieszyły się niesłychanym wzięciem wśród kompozytorów, niektóre spośród nich były umuzycznione nawet kilkadziesiąt razy. Przykładem może być mało znana dzisiaj „Demofoonte”, opera napisana przez Antonio Caldarę w 1733 roku. Do końca XVIII wieku to samo libretto zostało użyte ponad 70 razy przez takich kompozytorów jak Vivaldi, Gluck, Hasse czy Traetta. Jaroussky, co sam powiedział przed zaśpiewaniem bisu, szukał partytur po bibliotekach i archiwach. Sięgnął po warianty napisane przez kompozytorów tworzących na przełomie dwóch epok, baroku i klasycyzmu. Odnalazł nuty „Olimpiady” Tommaso Traetty i Andrei Bernasconiego.
Na płycie znalazły się także arie z oper „Artaserse” napisanych przez Niccolò Jommellego i Johanna Christiana Bacha (syna Johanna Sebastiana Bacha). Późnobarokowy repertuar jest jednak wymagający dla jego wykonawców. Pełno w nim biegników, koloraturowych pasaży w szybkich tempach, skoków po rejestrach, od gór do dźwięków piersiowych i długich fraz, które wymagają perfekcyjnego opanowania techniki śpiewu.
Mając do wykonania trudny repertuar artyści postawili na prostotę wizualną. W otwartej do końca i słabo oświetlonej przestrzeni sceny, od ubranych na czarno dwudziestu muzyków „Le Concert de la Loge” białą koszulą wyróżniał się jego założyciel, Julien Chauvin. Jaroussky w dwurzędowym ciemno-szarym garniturze wyglądał raczej na urzędnika państwowego niż na wirtuoza koloratur, a posiwiałe włosy przypominały, że na scenie stoi artysta dojrzały i doświadczony. Kontratenor może cały czas olśniewać elegancją wykonania, a także pięknymi pianami. To śpiewak wybitnie muzykalny, który nie boi się używać wszelkich możliwych zabiegów interpretacyjnych, a jego dykcja jest nienaganna, zarówno w recytatywach, jak i w ariach. Niestety wraz z kolejnymi utworami, jego głos wydawał się być zmęczony. Dolna część rejestru nie brzmiała dźwięcznie, a niektóre wysokie tony traciły swoją precyzję i barwę.
Wśród napisanych z rozmachem trudnych arii wyróżniała się spokojem „Gelido in ogni vena” Giovanniego Battisty Ferrandiniego z opery „Siroe, król Persji”. Przeplatany dramatycznymi fragmentami lament ojca pokazał mistrzostwo Jaroussky’ego w prowadzeniu długich fraz i różnicowaniu dynamiki głosu. Ze wszystkich wykonywanych tego wieczoru utworów mogła być tylko znana uwertura do opery „Ariodante” Haendla. „Le Concert de la Loge” wykonał ją pięknym, okrągłym dźwiękiem. Zresztą przez cały wieczór widać było niezwykłe zgranie zespołu i solisty. Muzycy pokazali, że potrafią grać dynamicznie i elastycznie, umożliwiając śpiewakowi swobodne przejścia przez szybkie pasaże.
Na bis Jaroussky zaproponował barokowy hit, arię Orfeusza „Che farò senza Euridice”, znaną ze swojej prostoty i wyzbytą niepotrzebnej wirtuozerii i … pozostawił publiczność w niedosycie nie dając się namówić na drugi bis.