Były to podobno ostatnie słowa wielkiego artysty, który zmarł na atak serca w klasie podczas pracy z młodymi adeptami wokalistyki. Sama rocznica urodzin Didura to, jak wyjaśnili na początku koncertu prowadzący – Katarzyna Sanocka i wielki znawca opery, krytyk i dziennikarz muzyczny Piotr Nędzyński – rzecz trochę umowna, bo nie do końca wiadomo, czy śpiewak przyszedł na świat w Wigilię w 1874 czy w 1873 roku.
Sam galowy koncert „Śpiewajcie dalej… Nie przerywajcie!”, który przygotowała Opera Śląska w Bytomiu – organizator V Międzynarodowego Konkursu Wokalistyki Operowej im. Adama Didura – stał się okazją nie tylko do złożenia hołdu patronowi wydarzenia, ale również do ukazania w pełni urody, mocy i możliwości basowego głosu (z niewielkimi wycieczkami w inne skale). Po części oficjalnej, na którą złożyły się powitania najważniejszych gości, jurorów konkursu i jego uczestników, zabrzmiały fragmenty z oper, w których występował Adam Didur – od Moniuszkowskich „Halki” i „Strasznego dworu” poprzez dzieła Mozarta, Rossiniego, Verdiego i Giordana.
Wszystkim występującym solistom, chórowi i baletowi Opery Śląskiej w Bytomiu towarzyszyła jej orkiestra pod czujną, gościnną batutą Yaroslava Shemeta. Może nawet młody maestro prowadził orkiestrę zbyt asekuracyjnie, zdawał sobie zapewne sprawę, że powinien przede wszystkim partnerować zaproszonym śpiewakom, którzy w krótkich niekiedy ariach mieli za zadanie nie tylko zachwycić publiczność urodą głosu, ale stworzyć czasami bardzo skomplikowane portrety swych bohaterów. Miał też niełatwe zadanie, soliści stali bowiem na proscenium za jego plecami. O tym, kogo i w czym usłyszymy informował nas ze swadą i znajomością rzeczy, choć może czasem zbyt szczegółowo, Piotr Nędzyński – ale był przy tym istną skarbnicą ciekawostek z historii opery.
Operze Śląskiej po raz pierwszy udało się zaprosić na swoją scenę Rafała Siwka, naszego znakomitego basa występującego na scenach całej Europy, a także w Japonii i w Ameryce Południowej. Miałam już przyjemność słuchać artysty na żywo w Bolonii oraz ostatnio w „Medei” w Warszawie, ale jego występ w Bytomiu wywarł na mnie największe wrażenie. Nie tylko dlatego, że wybrał on na swój występ prawdziwie spektakularne arie – choć każda z nich była w zupełnie innym nastroju, ale także ze względu na wyjątkową moc i piękno głosu oraz wielką emocjonalność przekazu.
Siwek wykonał arię Filipa z opery „Don Carlos” Verdiego, w której jego głos brzmiał prawdziwie aksamitnie, a w drugiej części wieczoru arię tytułowego Attyli, również Verdiego. Dwa portrety odmiennych władców, odmiennych rozterek i różnie zakończone: u Filipa – rozpaczą, u Attyli – stalową groźbą. Ponadto artysta olśniewająco zaprezentował się w dwóch duetach z wyśmienitymi partnerami. Właściwie stworzyli oni prawdziwe aktorsko-wokalne etiudy bez użycia kostiumów i scenografii. Była to scena z Wielkim Inkwizytorem (Aleksander Teliga) z „Don Carlosa” – słynny pojedynek dwóch basów i duet z Eziem, rzymskim wodzem (Andrzej Dobber) z „Attyli” – także scena sporu i mierzenia sił.
Aleksander Teliga, ceniony na scenach polskich, ale i europejskich bas związany z bytomską sceną wykonał także arię da Silvy z „Ernaniego” i bardzo udanie Zachariasza „Oh chi piange”? z „Nabucca”, którą to partię śpiewał podobno w swoim życiu już ponad 800 razy!
Z kolei Andrzej Dobber, jedyny w tym gronie baryton i – przypomnijmy – dyrektor artystyczny tej edycji Konkursu im. Didura – zaśpiewał przejmująco i z dramatycznym wyrazem arię Gerarda z opery „Andrea Chénier” Umberta Giordana.
Zachwyciła mnie także Rusłana Koval – dla odmiany jedyny w tym gronie sopran – która z charme godnym prawdziwej divy, niezwykle dźwięcznym głosem zaśpiewała komiczny duet z Grzegorzem Szostakiem z „Don Pasquale” Donizettiego, a następnie arię Rozyny z „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego.
Z „Cyrulika” pochodziła też kolejna basowa aria, swego rodzaju przebój – aria o plotce Don Basilia, którą z wielką vis comica, ale słabiej wokalnie wykonał wspomniany Grzegorz Szostak. Dość podobał mi się Zbigniew Wunsch w arii „katalogowej” Leporella, ale jego interpretacja była zbyt jednostajna. Ulubieniec miejscowej publiczności Bogdan Kurowski wystąpił jako Skołuba, ale jego głos największą świetność ma już chyba za sobą.
Nie zmienia to faktu, że wspomnienie „Śpiewajcie dalej… Nie przerywajcie!”, niezwykłego koncertu o tak ciekawym repertuarze i z prawdziwie wystrzałowym finałem, jakim był opisany już duet z „Attyli” (czemu właściwie ta opera jest tak mało znana?) pozostanie na pewno na długo w pamięci melomanów, którzy mieli okazję go wysłuchać.