Tomasz Pasternak: Podczas swojego pierwszego występu w Polsce Barokksolistene zaprezentuje podczas „Ogrodów Muzycznych” niezwykły projekt „The Alehouse Sessions”. To nie jest tradycyjny koncert, prawda?
Bjarte Eike: To nie jest tradycyjny koncert w tym sensie, że jesteśmy na scenie, gramy jakiś repertuar i oczekujemy, że słuchacze będą siedzieć spokojnie. Staramy się angażować publiczność w tworzenie wieczoru lub wydarzenia, które jest niepowtarzalne w tym konkretnym miejscu i czasie. Chcemy, aby widzowie czuli, że biorą udział w czymś wyjątkowym. Nigdy nie oczekujemy jednak, że będą się zachowywali w określony sposób. Przekonujemy ich, żeby byli otwarci i poddali się magii chwili, zobaczyli, co się dzieje. Staramy się dostosowywać nastrój chwili do konkretnej sytuacji.
W „The Alehouse Sessions” prezentujecie muzykę z angielskiej tawerny z XVII wieku. Skąd ta idea?
Prowadziłem festiwal w Norwegii, na którym co roku mieliśmy inną tematykę. W 2007 roku prezentowaliśmy muzykę Anglii, a zwłaszcza Londynu. Wtedy postanowiłem, że muszę coś zrobić wokół pubów, ponieważ puby są bardzo ważną częścią angielskiej kultury. W domu miałem trochę muzyki wydanej przez Henry’ego Playforda, syna Johna Playforda, który opublikował „The English Dancing Master”. To podręcznik zawierający muzykę i instrukcje do angielskich tańców country, zbiór prostych melodii, które kiedyś tańczono. Postanowiłem, że się im przyjrzę i stworzę własne aranżacje. Wielokrotnie wykonywałem i tworzyłem muzykę ludową, grałem w wielu zespołach. Pomysł wyszedł ode mnie i przez lata się rozwijał.
Ciekawe jest też tło historyczne.
Kiedy zacząłem szukać informacji, odkryłem, że wiąże się z tym cała historia Anglii, kiedy we władzy był Olivier Cromwell. Nie lubił muzyki i postanowił zamknąć wszystkie teatry. Artyści, aby grać muzykę, musieli chodzić do tawern i pubów. Tam odbywały się spotkania miejscowej ludności i tam występowali bezrobotni muzycy. Takich miejsc było wtedy bardzo dużo. Te występy stały się potem regularnymi koncertami, ludzie musieli kupować bilety, żeby się tam dostać. Były to narodziny pierwszych publicznych koncertów w Europie. Jeszcze przed tym, jak zaczęli to praktykować w Niemczech Bach i Telemann.
Okazało się to fascynującą przygodą.
Lubię wykorzystywać pub jako miejsce spotkań. Tu nie ma znaczenia, czy jesteś biedny, czy bogaty. Wszyscy się spotykamy, możemy rozmawiać o sztuce, polityce i życiu, pić i tańczyć. Ale najważniejsi w „The Alehouse Sessions” są muzycy, wszyscy są ekspertami w wielu różnych dziedzinach, wszyscy lubią śpiewać i robić inne szalone rzeczy. Mamy też doświadczenia teatralne. To grupa, która chce wyjść ze strefy komfortu. W obecnym składzie działamy już blisko 15 lat.
W swoich występach łączycie nie tylko różne gatunki muzyczne, ale także muzykę i teatr. Ile muzyki barokowej, a ile ludowej jest w „The Alehouse Sessions”? Czy muzyka ludowa była wówczas także barokowa?
Barok to po prostu termin, którego używaliśmy w odniesieniu do tego trudnego okresu, od 1600 do 1750 roku w kategoriach muzycznych. Barok oznacza również niedoskonałą perłę. To inna interpretacja tego słowa. W zależności od tego, czy mówi się o sztuce, historii, czy architekturze, barok może też być groteską.
W tym okresie istnieje wiele różnych typów muzyki.
Jest oczywiście muzyka okazjonalna pisana dla królów, królowych, dla kościoła, na takie okoliczności jak koronacje lub msze pogrzebowe. Jest też muzyka teatralna do sztuk teatralnych. W tamtych czasach muzyka była wszędzie na ulicach. Popularna wtedy muzyka ludowa grana na dworach przez wykwalifikowanych muzyków stała się czymś w rodzaju klasyki. Te gatunki były wtedy o wiele bliżej siebie. Różnica lub granica między folkiem, klasyką lub barokiem jest bardzo płynna.
W naszym programie używamy na przykład melodii zwanej „Hole in the wall” Henry’ego Purcella. Ta „dziura” jest u nas piszczałką. To taniec, który ludzie wtedy doskonale znali. I nadal jest popularna, często brzmi w irlandzkich pubach, ten utwór bywa także dzwonkiem na komórkę. Kompozytorzy tacy jak Purcell często przetwarzali melodie ludowe. Telemann to z kolei świetny przykład, jak wiele związków z Polską ma muzyka barokowa i muzyka ludowa. Bywa też odwrotnie – klasyczne lub skomponowane utwory muzyczne stają się muzyką ludową. Chyba nie da się więc odpowiedzieć na pytanie, jakie jest stężenie baroku w folku.
„The Alehouse session” zostały nagrane, album zebrał entuzjastyczne recenzje na całym świecie.
Ciągle dodajemy nowe melodie. Patrzę na „The Alehouse Sessions” jak na drzewo, które ma nowe gałęzie. Mamy także inny projekt, „The Playhouse sessions”, wydaliśmy kilka lat temu album jest na podwójnym winylu i recenzje były także bardzo dobre. Tu prowadzimy narrację nieco dalej, pokazujemy utwory w czasach, gdy muzyka znowu była legalna. Nie można było wystarczająco szybko budować teatrów, więc koncerty miały miejsce na świeżym powietrzu. Na zapleczu pubów zaczęto tworzyć małe przestrzenie teatralne i organizować przedstawienia, zwane także jigami. Były one mieszanką Szekspira oraz śpiewu i tańca, podobne do tego, co robimy teraz.
Kiedy wypróbowujemy nowe rzeczy i improwizowane pomysły, staramy się kontynuować je na koncercie. W Warszawie będą co najmniej dwa utwory, których nie robiliśmy wcześniej. Zależy nam na tym, aby każdy koncert nigdy nie był taki sam. Improwizujemy na scenie, ośmielamy się popełniać błędy, ale to nie jest zamknięty program i dzięki temu każdy nasz występ jest inny. To dla mnie bardzo ważne.
Czy Wasze występy są różnie odbierane w różnych miejscach na świecie, czy też wszędzie duch zabawy jest taki sam?
Oczywiście spotykamy się z różnymi reakcjami. Teraz jesteśmy w trasie po Wielkiej Brytanii i Anglii, a ludzie tutaj rozumieją język, to inne reakcje niż w krajach, w których ludzie nie znają tak dobrze angielskiego. Jednak duch tworzenia muzyki i sposób, w jaki możemy rozmawiać z publicznością jest uniwersalny. Dostosowujemy się do publiczności i sytuacji, w której się znajdujemy. Wczoraj graliśmy w zamku, za chwilę gramy w klubie jazzowym w Manchesterze, za moment będziemy na Starym Mieście w Warszawie. Ale nie było koncertu, w którym publiczność nie zaangażowała się i nie zrozumiałaby naszej koncepcji.
Czy ma Pan jakieś szczególne oczekiwania i nadzieje związane z występem w Polsce?
Jako Barokksolistene przyjeżdżamy do Polski po raz pierwszy. Odbyłem trasy koncertowe z kilkoma polskimi muzykami, występowaliśmy w Krakowie i Wrocławiu, ale nigdy nie byłem w Warszawie. To bardzo ekscytujące. Przygotowaliśmy kilka niespodzianek i mam nadzieję, że wszyscy będziemy się dobrze bawić. Dziękuję bardzo za zaproszenie i naprawdę nie mogę się doczekać występu w Warszawie.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia 1 lipca 2024 roku na „Ogrodach Muzycznych”!