REKLAMA

„Traviata” według Trelińskiego w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Czy przedstawienie może wciągać widza 14 lat po premierze? Pewnie tak, skoro z ciekawością obejrzałem dwa razy „Traviatę” w reżyserii Mariusza Trelińskiego na narodowej scenie operowej. Kilka dni wcześniej oglądałem dwukrotnie tę operę w Teatrze Wielkim w Łodzi w reżyserii Pii Partum, która kiedyś była asystentką Trelińskiego. Czy chciałem zatrzeć wrażenie? Częściowo tak, ponieważ po łódzkiej premierze odczuwałem niedosyt dotyczący inscenizacji. Zobaczyłem w TW-ON spektakle 15 i 18 lutego 2024 roku, aby porównać dwie obsady.

Już dawno nie widziałem na scenie Adriany Ferfeckiej. Pamiętam, że zachwyciła mnie na premierze „La Bohème” na scenie TW-ON w grudniu 2021 roku. Tamten spektakl wyreżyserowała Barbara Wysocka. Świetnie była dobrana obsada młodych śpiewaków, którzy oprócz talentu wokalnego sprawiali wrażenie, jakby nie byli na scenie, lecz na towarzyskich spotkaniach. Wśród nich wiodła prym Adriana Ferfecka jako Mimi, a w partii Rudolfa towarzyszył jej włoski tenor Davide Giusti.

W „Traviacie” Ferfecka stworzyła prawdziwą kreację. Była niezwykle precyzyjna w śpiewaniu i w kontakcie z dyrygentem Patrickiem Fourniller (nawet ustawiona na scenie bokiem do niego, kątem oka spoglądała chwilami, aby pilnować odpowiedniego wejścia). Potężna scenografia zaprojektowana przez Borisa Kudličkę nie pomagała śpiewakom. Poruszała się w prawo i w lewo, hałasując i zmuszając solistów do ogromnej uważności, aby nie spadli z jeżdżących wózków. W tej inscenizacji Violetta jest gwiazdą paryskiego variété. Scena przypomina klubową przestrzeń z estradą na środku i kanapami po bokach, na których goście są w różnych pozach i ubraniach (od samych majtek po strojne kostiumy).

Adriana Ferfecka © InArt Management
Adriana Ferfecka © InArt Management

Już pierwsza scena jest zadziwiająca. W centralnym miejscu znajduje się biała trumna, z której w pewnym momencie wyskakuje Violetta. Akurat w 2009 i 2010 roku w polskich miastach (np. w Dzierżoniowie, Turku, Zdzieszowicach) piosenkarka i celebrytka Doda podczas swojego rock’n’roll-owego show wchodziła z mężczyzną do czarnej trumny, wyściełanej w środku czerwonym materiałem. Wystąpiła też w gali sylwestrowej, transmitowanej z Łodzi przez TVP 2. Czy to zbieg okoliczności czy inspiracja? Zdecydowanie jednak wersja z Opery Narodowej została zrealizowana z większym artystycznym smakiem.

Akcja przenosi się z klubu za kulisy sceny. Z lewej strony odsłaniają się schody razem z ogromną metalową konstrukcją. Z kolei z prawej strony widzimy garderobę gwiazdy, a za nią jeszcze wielką łazienkę. To ciekawe połączenie różnych miejsc akcji sprawia, że opowieść o Violetcie staje się bardziej filmowa. Nie ma też trudności z uzasadnieniem sytuacji zbliżenia z Alfredem. Kiedy młody mężczyzna przychodzi do jej garderoby, po chwili łączą się na sofie w miłosnym uścisku.

Adriana Ferfecka, Tadeusz Szlenkier, Łukasz Goliński, Patrick Fourniller i obsada „Traviaty" w pamiątkowym, pospektaklowym zdjęciu © Józefina Szlenkier
Adriana Ferfecka, Tadeusz Szlenkier, Łukasz Goliński, Patrick Fourniller i obsada „Traviaty” w pamiątkowym, pospektaklowym zdjęciu © Józefina Szlenkier

W Alfreda wcielił się 15 lutego 2024 roku jeden z najlepszych europejskich tenorów Tadeusz Szlenkier. Aksamitna barwa jego głosu wciąż zachwyca młodzieńczym brzmieniem, artysta ma wspaniałą technikę bel canto, lecz konsekwentnie rozszerza swój repertuar o dzieła Verdiego i Pucciniego. Szlenkier jest związany kontraktem z Staatstheater Nürnberg, w ciągu ostatnich kilku lat głównie występował na tamtej scenie. Zaskoczyło mnie, że w najbliższym czasie będzie tam śpiewać tytułową partię Parsifala w operze Wagnera, a to już styl charakterystyczny dla tenora bohaterskiego. Później zaśpiewa jeszcze w Opéra de Toulon partię Cania w „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego i Turiddu w „Pajacach” Leoncavalla, a w Ópera National de Chile Cavaradossiego w „Tosce” Pucciniego. Byłoby wspaniale, gdyby wystąpił w najbliższych latach na scenach operowych Berlina, Wiednia i Londynu. Myślę, że jest do tego gotowy.

Ferfecka, zdejmująca perukę i śpiewająca „É strano!” w zimnej przestrzeni metalowej konstrukcji przedstawiającej zaplecze sceny, zachwyciła mnie precyzją wykonania i przejmującym smutkiem, mimo chwilowych przebłysków radości, jednak z dużą dozą cierpienia. Drugi akt pokazywał jakby przestrzeń na zewnątrz luksusowej rezydencji z wielkim basenem na środku i ścianami imitującymi beton z prawej strony. Violetta, Alfredo i Giorgio Germont byli ubrani na biało, sprawiając złudne wrażenie sielskiej atmosfery prowincji.

Łukasz Goliński © agencja TacT4art
Łukasz Goliński © Karpati&Zarewicz

Łukasz Goliński, dysponujący urzekającym barytonem verdiowskim, stworzył znakomitą rolę ojca Alfreda, który stopniowo przekonuje się co do błędności swej decyzji i coraz bardziej szanuje Violettę, a coraz mniej ma cierpliwości wobec własnego syna. W tym spektaklu główna bohaterka jest współczesną celebrytką. Występuje w kabarecie i ma wielbicieli oraz bogatego mecenasa Duphola. Handluje swoim wizerunkiem i ciałem. Potem próbuje zmienić życie, ale jest to myślenie naiwne, ponieważ budżet się kurczy i musi wrócić do dawnych zajęć. Alfredo również jest naiwny, lecz w końcu dociera do niego fakt, że utrzymuje się przez kilka miesięcy z pieniędzy kochanki. Wtedy, gdy sam czuje się upokorzony, odgrywa się na niej.

Drugi obraz drugiego aktu przeniósł nas do Paryża. Violetta jest znowu gwiazdą kabaretu. Wchodzi centralnie w bardzo długiej czarnej sukni, która ma potężny tren ze wszystkich stron. Staje na środku estrady, a matadorzy tańczący wokół niej wbijają w spód sukni dzidy jakby mordowali byka. Z kolei Violetta sprawia wrażenie, jakby każdy cios powodował jej umieranie na raty. Z tyłu pojawiają się kobiety jak z karnawału w Rio z ogromnymi białymi skrzydłami. Rewia trwa nadal. Następnie rozgrywa się scena upokorzenia Violetty przez Alfreda przy tłumie gości. Gdy kochanek rzuca w nią pieniędzmi, aby zapłacić jej za pobyt w jej rezydencji, pastwi się nad nią. Nie wystarczy mu rzucić jej pod nogi banknoty. Kiedy Violetta upada w bólu i poniżeniu, on obrzuca ją długo pieniędzmi jak błotem. Dla takiego mężczyzny nie można mieć litości.

Piotr Buszewski jako Alfred w „Traviacie" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej © Karpati&Zarewicz
Piotr Buszewski jako Alfred w „Traviacie” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej © Karpati&Zarewicz

Trzeci akt przedstawia surową przestrzeń przypominającą szpitalną salę. Violetta umiera i nikt już jej nie uratuje. Gdy wpada do niej Alfred z kwiatami w okropnym celofanie, po chwili łapie ją w objęcia, a bukiet wyrzuca za siebie. Liczą się tylko ostatnie minuty bycia razem. Poza tym nic nie ma znaczenia. Duet „Parigi, o cara / caro” brzmi tak słodko i niewinnie jak marzenie o wycieczce na wyspy szczęśliwe z wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego:

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Jednak sen nie nadchodzi. Zamiast niego jest koszmar śmierci.

18 lutego wystąpił w partii Alfreda Piotr Buszewski, który śpiewał już w Metropolitan Opera jako Kawaler de la Force w „Dialogach Karmelitanek” Francisa Poulenca i powrócił tam pod koniec ubiegłego roku jako Tamino w „Czarodziejskim flecie” Mozarta. W maju 2025 roku ma wystąpić w transmisji z MET jako Narraboth w „Salome” Richarda Straussa, więc jego kariera jest już ugruntowana. 5 lat temu w Konkursie Moniuszkowskim w Warszawie Buszewski otrzymał m.in. nagrodę publiczności i nagrodę ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego, był też finalistą konkursu wokalnego Operalia, organizowanego z inicjatywy Plácido Dominga. Artysta zachwyca swoim lirycznym głosem tenorowym i aktorskim temperamentem. Nie musi grać młodego kochanka – jest nim w zachowaniu i fizycznej energii. Poza tym ma w sobie mnóstwo uroku, więc sceny upokorzenia Violetty nie zagrał z premedytacją i okrucieństwem jak Tadeusz Szlenkier, tylko ze spontaniczną złością.

Rusłana Koval w „Traviacie" w Poznaniu © Bartosz Seifert
Rusłana Koval w „Traviacie” w Poznaniu © Bartosz Seifert

Tego dnia miała być jego sceniczną partnerką Aleksandra Olczyk, ale w ostatniej chwili artystka odwołała występ z powodu choroby i zastąpiła ją ukraińska śpiewaczka Ruslana Koval, będąca na etacie w Operze Śląskiej. Występowała już 2 lata temu w warszawskiej „Traviacie”. Jej głos, uroda, warunki sceniczne są wielkimi atutami sopranistki. A jednak wykonanie „É strano”, mimo iż technicznie dobre, pozostawiło dla mnie wiele do życzenia. Artystka czarowała publiczność, prezentując swój temperament. Sprawiała jednak wrażenie, jakby zapomniała pokazać też w tej bardzo trudnej arii swoje rozterki i postępującą chorobę. Zamiast tego zasypała nas perłami dźwięków, które wykazały emocjonalną pustkę. Te niedostatki artystka zrekompensowała jednak w drugim i trzecim akcie.

18 lutego w Giorgia Germonta wcielił się baryton z Armenii David Babayants. Jego pierwsze wejście nie było precyzyjne, dopiero po kilku minutach w scenie z Violettą stał się bardziej wiarygodny wokalnie i aktorsko. Jest to przecież partia, z którą zdążył się zaprzyjaźnić, występując między innymi w Teatro Filarmonico w Weronie oraz na Festivalu Arena di Verona. W scenie z Alfredem był już poruszający i wykazał się dużą wrażliwością pod pozorem zimnej taktyki.

Ukłony po „Traviacie” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, 15 II 2024 © Krzysztof Korwin-Piotrowski.
W rolach głównych wystąpili Adriana Ferfecka, Tadeusz Szlenkier i Łukasz Goliński

Artyści wcielający się w mniejsze role zaśpiewali i zagrali od strony aktorskiej bardzo dobrze. Warto pochwalić: Elżbietę Wróblewską jako Florę, Katarzynę Szymkowiak w świetnej roli Anniny, Mateusza Zajdla jako Gastona, Tomasza Raka w roli Douphola, Pawła Trojaka jako Markiza d’Obigny, Dariusza Macheja w roli zblazowanego Doktora Grenvila, Łukasza Wrońskiego i Igora Buczyńskiego jako Giuseppe oraz Jacka Kostonia i Mirosława Gotfryda w epizodzie Posłańca.

Choreografia została ułożona przez Tomasza Wygodę i pasowała do rewiowego charakteru niektórych scen. Kostiumy Gosi Baczyńskiej i Tomasza Ossolińskiego były nierówne, jedne lepsze, inne gorsze. Na przykład różowe spodnie jakby z dresu dla tańczących panów, w połączeniu z podkoszulkami nie wyglądały estetycznie. Z kolei stroje dla chóru mogłem docenić dopiero podczas ukłonów, ponieważ wcześniej ginęły w półmroku.

Warszawska „Traviata” wciąż wzbudza duże emocje i wcale się nie zestarzała, a na tle innych „Traviat” w Polsce prezentuje się wciąż czarująco i wabi inscenizacyjnym przepychem oraz świetnymi obsadami.

Ukłony po „Traviacie” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, 18 II 2024 © Krzysztof Korwin-Piotrowski.
W rolach głównych wystąpili Ruslana Koval, Piotr Buszewski i David Babayants
reklamaspot_img
reklamaspot_img

Również popularne