Premiera obecnej inscenizacji „Tristana i Izoldy” Richarda Wagnera w Deutsche Oper Berlin odbyła się w 2011 roku. Akcja tego spektaklu rozgrywa się w czasach współczesnych i została umieszczona w nowocześnie urządzonym domu (scenografia i kostiumy – Paul Brown). Spektakl przeładowany jest nieco niespójnymi pomysłami, Sir Graham Vick nie stronił od rekwizytów, które zamiast wyjaśniać interpretację reżysera, częściej przeszkadzają we wrażliwszym przekazie emocji i bezpośrednim odbiorze całej historii.
W I akcie jesteśmy świadkami przygotowań do ceremonii ślubnej Izoldy, która z pomocą Brangeny przymierza białą suknię. Na scenie obok skórzanej sofy umieszczona została czarna trumna (nieodłączny element scenografii każdego z aktów), Tristan ubrany jest w garnitur, a w oddali na odwróconym tyłem fotelu siedzi przysłuchujący się ich dialogom Król Marek. W domu obecni są także członkowie mafii, prawdopodobnie zajmującej się dystrybucją narkotyków (eliksir miłosny podawany jest dożylnie za pomocą strzykawek), a śmiech publiczności wzbudza w finale I aktu scena wbicia średniowiecznego miecza w drewniany parkiet salonu.
Intrygujący jest pomysł umieszczenia w pogrążonym w ciemności pomieszczeniu w II akcie ogromnych skał, pomiędzy którymi Tristan i Izolda wykonują bodaj najdłuższy w literaturze operowej duet miłosny. Ich żarliwym wyznaniom nie przeszkadza fakt, iż w pomieszczeniu w tym samym czasie obecna jest naga para: kobieta i kopiący grób mężczyzna. Prawdziwie interesująco pomyślany został dopiero akt III, kiedy to akcja przeniesiona została o kilkanaście lat do przodu. Wielki monolog Tristana brzmi w takim ujęciu naprawdę przejmująco, niczym wspomnienie dawnej, utraconej, nigdy niespełnionej miłości.
Tego wieczoru cała obsada solistów stanęła na wysokości zadania. Sopranistka Ricarda Merbeth śpiewa we wręcz stereotypowo wagnerowski sposób. Jej szeroko prowadzony głos, oprócz naturalnie pożądanego w partii Izoldy forte, posiada także umiejętność delikatniejszego prowadzenia fraz i niuansowania dynamiki, dzięki czemu artystka osiąga wzruszający efekt. Zupełnie odmiennie brzmi głos wcielającego się w postać Tristana Claya Hilleya. To tenor o wspaniałej świeżości i blasku, a zarazem szlachetnej mocy i niezbędnej metaliczności w brzmieniu. Gwoli uczciwości wspomnieć należy o drobnych niedostatkach kondycyjnych w III akcie (nagłą niedyspozycję artysty zapowiedziano przed podniesieniem kurtyny po drugiej przerwie), ale można złożyć to na karb jeszcze stosunkowo niedużego doświadczenia w tak forsownym repertuarze. W przyszłości Clay Hilley może stać się jednak najlepszym odtwórcą roli Tristana naszych czasów, o ile już nim obecnie nie jest.
Znakomicie spisali się także wykonawcy partii drugoplanowych. Irene Roberts dysponuje ciepłym w brzmieniu, pięknie prowadzonym mezzosopranem, który nadał postaci Brangeny wyjątkowy, indywidualny rys. Świetnie zabrzmiał gęsty bas regularnie zapraszanego do Bayreuth Georga Zeppenfelda, któremu w monologu z II aktu udało się dojmująco przedstawić tragizm postaci Króla Marka. Niczym nie ustępował im obsadzony w partii Kurwenala Thomas Lehman. Jego baryton o niemal verdiowskim brzmieniu sprawdził się zarówno w, tylko z pozoru prostych, „piosenkach” w I akcie, jak i w pełnych dramatyzmu fragmentach aktu III.
Interpretacja prowadzącego spektakl czeskiego dyrygenta Petra Popelki momentami mogła wydawać się może nieco emocjonalnie zachowawcza, ale artyście udało się podkreślić w znakomitej grze orkiestry piękno wagnerowskich współbrzmień, zawsze dbając przy tym o wrażliwe towarzyszenie śpiewakom.
Oglądałem spektakl 10 listopada 2024 roku.