Czy trudno jest oceniać śpiewaków?
Wiesław Ochman: Jest to i trudne, i łatwe. A dlatego, że my już mamy taką wiedzę i doświadczenie, że po kilku frazach orientujemy się, co śpiewak potrafi i czego możemy oczekiwać. Oczywiście słuchamy całych utworów, bo interesuje nas całościowa interpretacja i sposób myślenia artysty, jeśli chodzi o wykonanie utworu. Trudność polega na tym, że w całym cyklu przesłuchań śpiewacy śpiewają raz trochę lepiej, raz trochę gorzej. Musimy wyłonić ten ich sposób śpiewania i dopiero wtedy ich ocenić. Jest to więc, tak jak powiedziałem, i trudne i łatwe.
Andrzej Dobber: Ocena śpiewu nie jest trudna, gdy robi się to dla siebie. Podświadomie koncentruję się właśnie na technice, nie tylko urodzie głosu. Analiza techniki śpiewania jest moim hobby. Chcę usłyszeć kogoś kompleksowo, jak instrument. Ale ocenianie uczestników na konkursach jest dla mnie pewnego rodzaju stresem. Doskonale wiem, bo sam brałem udział w konkursach, że ludzie, którzy tu występują są bardzo przejęci. Wiążą ogromną nadzieję z tym, że dostaną nagrodę, że będą mieć pracę, że zaśpiewają wymarzoną rolę w wymarzonym teatrze. I w pewnej części ja o tym decyduję. Widzę ich zaangażowanie i ich starania, a my, jurorzy, musimy to wszystko sprowadzić do punktów, z których potem wyciąga się średnią. Inaczej byłoby to nie do zrobienia. Mam z tym pewien kłopot i nie chcę nikogo skrzywdzić. Z drugiej strony bywam też zły, jak słyszę źle śpiewających ludzi. Choć wiem, że to nie jest ich wina, że tak są uczeni.
Mariusz Kwiecień: Mnie jako śpiewakowi najłatwiej jest oceniać śpiewaków. Trudniej byłoby mi ocenić skoczków czy szczypiornistów, bo na tym się nie znam, choć oglądam i śledzę. Pozwalam sobie na krytykę tych młodych ludzi, bo sam byłem krytykowany. Ale staram się krytykować konstruktywnie. Uczestnicy zawsze mogą do mnie przyjść i ja powiem, co należy poprawić z mojego puntu widzenia.
Podkreślam, że z mojego punktu widzenia. Bo ile ludzi, tyle gustów i różnych opinii na temat tego, co kto powinien śpiewać, jak należy śpiewać górę, jakie jest legato, jak wygląda oddech i podparcie. Ci młodzi muszą z tego wybrać to, co im najbardziej pasuje i to, co im pomoże się otworzyć. Teraz, gdy zakończyłem moją karierę wokalną, niezależnie od tego, co dalej będę robił w przyszłości na pewno będę oceniać śpiewaków. To coś, co mi pozostało i coś, co uważam, że powinienem robić. Tak, jak inni artyści, którzy kiedyś zrobili wielką karierę, a teraz dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Jeśli patrzymy na krzewy hortensji albo róży widzimy, że każdy kwiat jest trochę inny, mimo, że wszystkie wyglądają podobnie do siebie. Tak samo jest ze śpiewaniem. Każdy z nas ma inaczej zbudowaną wyobraźnię, trochę inną budowę gardła. Każdy z nas w pewnym sensie sam dochodził do tego, jak odkryć połączenie z oddechem i otwarcie instrumentu.
Każdy z nas, czy to są agenci, dyrektorzy teatrów, profesorowie czy śpiewacy, ma poparte dużym doświadczeniem wyobrażenie o śpiewaniu. Rozmawiam z jurorami na wielu konkursach, czasem rozmawiamy o swoich opiniach. I dość często mamy rozbieżne opinie. Ale w sytuacji, kiedy w jury zasiada kilka lub kilkanaście osób, ta wypadkowa – średnia musi być dobra. Choć oczywiście zdarzają się różne sytuacje i pomyłki. Czasem dziwię się, że ktoś przeszedł do kolejnego etapu, ale jeśli tak wyszło z punktacji, kogoś z nas to przekonywało.
Agnieszka Rehlis: Szczerze powiem, że uczę się tego od wielu lat. Od czterech ostatnich edycji biorę udział w jury preselekcyjnym Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, to już 12 lat. Była to dla mnie niesamowita szkoła, jak również wielkie wyróżnienie dla mnie, ponieważ po pierwszym moim ocenianiu zaproszono mnie do kolejnych edycji. Wypracowałam sobie swoją drogę, lecz oceniałam kandydatów tylko na podstawie nagrań. Na nagraniu zawsze można wrócić, posłuchać jeszcze raz, tu w Bydgoszczy jest inaczej, to jest mój pierwszy konkurs „na żywo”. Muszę odnieść swoją ocenę do całego poziomu konkursu i na tej podstawie punktować poszczególnych uczestników. Słucham bardzo uważnie, robię dużo notatek. Cały czas trzeba mieć w głowie przebieg występu. W trakcie oceniania naprawdę trzeba myśleć o wielu sprawach. Oczywiście mogę popełnić błąd. My jurorzy, nie dostajemy żadnych informacji o uczestniku, nie znamy ani jego wieku, ani uczelni, ani życiorysu. Jestem obiektywna, nigdzie nie uczę i nie mam kontaktu z aktualną młodzieżą.
Oceny między jurorami mogą się różnić, ale muszę powiedzieć, że tutaj jesteśmy w zasadzie jednomyślni, nasze decyzje przebiegają naprawdę sprawnie, byliśmy bardzo zgodni. Czasami dyskusje dotyczyły osób, które ktoś z jurorów znał, kojarzył i śledził rozwój tej osoby od jakiegoś czasu. Ja nie znam tu nikogo. Chwilami czuję się jak normalny słuchacz, jak ktoś, kto przyszedł na koncert i po prostu sobie słucha. Staram się podchodzić do oceniania z różnych perspektyw.
Zasugerowałam i kilku jurorów mnie poparło, że jednak powinien być przedstawiony wiek. Wiek jest ważny, każdy konkurs jest do jakiegoś wieku. Gdy słucham kogoś, kto ma 22 lata, inaczej oceniam jego wokalne problemy, błędy i braki warsztatowe niż kogoś, kto ma 30 lat.
Magdalena Idzik: Moim zdaniem bardzo trudno. Wiemy, że uczestnicy Konkursu są w trakcie swoich pierwszych doświadczeń artystycznych. Ze swojego doświadczenia pamiętamy, że my też przeżywaliśmy wzloty i upadki. Staramy się odbierać uczestników jako artystów, oceniając ich produkcję artystyczną. Ale jesteśmy ludźmi. My, artyści jesteśmy oceniani przez całe życie i jako jurorzy powinniśmy dopuszczać także „pierwiastek ludzki”, przecież coś może się wydarzyć. Zdarza się, że obserwujemy spadek formy. Może być tak, że występ w pierwszym etapie okaże się występem wartościowym, ale w drugim coś się wydarzy i nie jest już tak dobrze. Zastanawiamy się, czy wkroczył tu jakiś element, np. chorobowy. Pogoda, jak widzimy za oknem jest niesprzyjająca, ale każdy próbuje walczyć do końca.
Jestem jurorem, który szuka przede wszystkim pozytywów, ale też zapisuję sobie i punktuję negatywne strony warsztatu artystycznego i wokalnego. Musimy wyławiać tu tych najlepszych pod względem technicznym, artystycznym i wokalnym. To nie jest łatwa praca.
Izabela Matuła: To jest nieprawdopodobnie trudne. Pierwszy raz jestem jurorem i muszę przyznać, że wolałabym stać na scenie i śpiewać. Jak można ocenić czyjś talent i predyspozycje zawodowe na podstawie kilkuminutowego występu wypełnionego nieprawdopodobnym napięciem i stresem? A jednak jurorzy muszą postawić punkty decydujące o dalszym przebiegu konkursu. Pamiętam doskonale swoje przygody konkursowe i z ręką na sercu powiem: nie można na tym etapie rozwoju ocenić czy ktoś się nadaje czy nie; czy ma szanse w zawodzie czy nie. Mnie nikt nie dawał najmniejszych szans, bo w wieku dwudziestu paru lat nie wiedziałam nawet jakim jestem typem sopranu i w jakim repertuarze mój głos najlepiej się odnajdzie. Dobór utworów na konkurs był więc przypadkowy a moje występy chaotyczne i nierówne.
To samo obserwowałam u wielu uczestników konkursu. I rozumiem doskonale te dylematy. Jako juror postanowiłam jednak oceniać surowo i realistycznie. Czy na ten moment ktoś jest blisko celu czyli wejścia na scenę, czy też dopiero próbuje siebie odnaleźć w gąszczu repertuarowym i wyrazowym.
Na początku konkursu w krótkim spontanicznym wywiadzie mówiłam, że czuję się pomostem między uczestnikami i jurorami. I tak też pozostało. Pomimo surowej oceny, pozostałam sercem ze śpiewakami.
A co dla Państwa jest najważniejsze w śpiewie?
Mariusz Kwiecień: A co jest najważniejsze jak patrzy się na obraz? Czy jego kolorystyka, czy ruch pędzla? Czy to, że był namalowany w XIX czy XVI wieku? Nie ma to znaczenia. Patrzymy na obraz i zachwycamy się całością. Podobnie jest ze mną, gdy słucham wykonania artysty czy artystki. Pierwszy moment oczarowania i zachwytu znakomitym głosem powoduje, że zaczynam się zastanawiać, jakie są elementy składowe, wtedy pojawiają się techniczne sprawy. Ale normalny słuchacz, kiedy przychodzi do dobrej opery i słyszy dobrych wykonawców słucha i cieszy się tym, co słyszy. Nie zastanawia się, czy dana nuta jest właściwie zaśpiewana. Podobnie jest ze mną.
Ocenianie na konkursie i rozkładanie wykonania na czynniki pierwsze służy temu, żeby później z tą osobą móc merytorycznie porozmawiać. Pamiętajmy, że to jest sztuka. To przede wszystkim powinno cieszyć i zachwycać. I tego zachwytu oczekuję zawsze od tego, kto wychodzi na scenę.
Andrzej Dobber: Wszystko jest ważne. Od kiedy uczę w Średniej Szkole Muzycznej nabrałem śmiałości i pewności, aby nazywać pewne rzeczy wprost, wcześniej nie umiałem tego robić. Jesteśmy ludzkimi instrumentami dętymi. Śpiewamy pod ciśnieniem. Nie ma oddzielnie aparatu głosu i oddechu. Nie można też nikomu powiedzieć: obniż korzeń języka, tu zaśpiewaj w punkcie. Nie o to chodzi. Proces nauki śpiewu polega na tym, żeby uczący się śpiewu odnalazł siebie jako instrument. Często mówię śpiewakowi: nie byłeś instrumentem. Oczywiście są pewne zasady. Szyja musi być odciążona. Nie śpiewamy na szyi, tylko na oddechu.
Zawsze porównuję to do Stradivariusa. Jak nie umie się grać, to instrument, który kosztuje 5 mln dolarów brzmi bardzo tanio. Można mieć instrument, ale jego piękno nie wyjdzie, jak nie umie się na nim grać. Czasami używam określenia „brzydka technika”, ponieważ moim zdaniem właściwie nie ma brzydkich głosów.
Wiesław Ochman: Wydaje mi się, że kluczowe jest to, co powiedział Toscanini, choć może trzeba by to obecnie trochę zmienić. Najważniejszy jest głos, głos i jeszcze raz głos. My faktycznie bierzemy pod uwagę przede wszystkim głos, a następnie muzykalność i technikę. Ze śpiewem operowym, może bardziej ze śpiewem klasycznym sprawa jest bardzo trudna. Praktycznie wszyscy znają zasady śpiewania klasycznego, ale wdrożenie ich w organizm człowieka, który ma swoje przyzwyczajenia jest niezwykle skomplikowane i stanowi wielki wysiłek dla pedagoga. Moim zdaniem nauczycielowi śpiewu łatwiej jest nauczyć kogoś, kto przychodzi z zupełnie surowym głosem i nie ma pojęcia o śpiewaniu. Wtedy można przekazać pewne uniwersalne zasady, które powodują, że ten dźwięk jest klasyczny, piękny i nośny.
Ale ilu jurorów, tyle pojęć o śpiewaniu. Błędem jest, jeśli my oceniając uczestnika konkursu oceniamy go w stosunku do ideału. Jeśli śpiewa sopran nie powinniśmy myśleć, że śpiewała Maria Callas, Renata Tebaldi, Teresa Żylis – Gara, czy Zdzisława Donat. Trzeba oceniać ich realne w tej chwili możliwości. A my podświadomie szukamy ideału. Na dobrą sprawę tych wokalnych ideałów na świecie było bardzo niewiele. Każdy artysta śpiewa jakąś własną metodą i nie ma generalnej metody, choć są generalne zasady. Gdyby taka była, to można by się nauczyć śpiewać z książki. Byłoby napisane jak, co robić z krtanią, co z wysokim podniebieniem, co z językiem. Ale tego nie ma, bo być nie może. Śpiew operowy to jest czysta praktyka i technika. I nic więcej. Śpiewak nie musi wiedzieć, czy śpiewa w C-Dur czy b-moll, aczkolwiek musi być świadomy, że trzeba utrzymać tę tonację i trzeba ją czysto i klarownie przedstawić. Do tego potrzebna jest klasyczna technika, która opiera się na znakomitym oddechu i rozluźnieniu całego instrumentu, który bierze udział w tworzeniu dźwięku.
Izabela Matuła: W tym zawodzie najważniejsza jest wrażliwość, otwartość i charakter. Konkursy mają nie tyle na celu wyłonienie śpiewaka, który jest najlepszy w danym momencie, ile przygotowanie młodych do wyzwań, które ich czekają w zawodowym życiu. Zawsze i do końca wszyscy będą oceniani i surowo krytykowani, selekcjonowani na podstawie umiejętności wyrażania emocji i kreowania postaci, nie mówiąc już o typie i urodzie głosu, umiejętnościach technicznych, wieku, wyglądzie i ogólnym wrażeniu artystycznym.
Najważniejsza u śpiewaka jest świadomość siebie i uczciwość wobec podejmowanych zadań. A tych przymiotów uczymy się popełniając błędy. Nikt tego nie uniknie. Porażki zdarzają się nawet zawodowym, doświadczonym śpiewakom.
Jeśli mogłabym udzielić jednej rady uczestnikom: zrezygnujcie z postawy roszczeniowej i skupcie się na rozwoju umiejętności i wrażliwości. Tego nikt Wam nie odbierze! To, że komuś się udało i świetnie zaśpiewał, przechodząc do finału, nie oznacza, że odniesie sukces. Często jest tak, że ten, który ciągle odpadał na przesłuchaniach, znakomicie sobie radzi na scenie, a zwycięzca szeregu konkursów, nie może się odnaleźć w realnej ciężkiej pracy śpiewaka!
Agnieszka Rehlis: Oceniam wszystkie elementy. Liczy się całość, to jest artystyczna prezentacja. Wychodzi człowiek i jego ma słuchać publiczność. Musi mieć głos, ale przede wszystkim technikę, czyli sposób, jak operuje oddechem. Oddech jest podstawą, wielu ludzi tego nie potrafi. To się często wiąże z tym, że nie mają wyzwolonego ciała i nie są wtedy wolni w swojej interpretacji. Bo śpiewacy muszą też ładnie interpretować, aby nawiązać kontakt z publicznością. Czasem są sytuacje, że dana osoba nie ma jeszcze rozwiniętego głosu, pomimo że idzie dobrą drogą, ale ma wnętrze, wtedy oceniam ją wysoko.
Zdarza mi się też, że ktoś mnie wzrusza, wtedy siedzę i myślę sobie, jak pięknie… Komuś może się ten ktoś nie podobać, ale mnie przyciągnął i koniec. Wyrazem obiektywnej oceny, sumy naszych ocen jest średnia, oczywiście potem jeszcze o tym rozmawiamy i analizujemy w gronie jurorskim.
Kocham matematykę, mam umysł matematyczny. Moim drugim zainteresowaniem, po muzyce jest astronomia. Gdybym nie była śpiewaczką, zostałabym naukowcem.
Przy ocenie ważnym elementem jest to, że ostatni etap odbywa się z orkiestrą, to chyba jedyny Ogólnopolski Konkurs Wokalny w Polsce, gdzie finały odbywają się na dużej scenie z orkiestrą. Musimy brać pod uwagę, jak nośny jest głos, musimy potem w trzecim etapie dobrze słyszeć tę osobę. Być może, gdyby finał był z fortepianem, inaczej bym oceniała. To też jest aspekt, o którym myślę.
Magdalena Idzik: Zawsze patrzymy ze swojego punktu widzenia, zależy co komu w duszy gra i jakimi kryteriami się posługujemy. Bardzo ważny jest element techniczny, bardzo ważny jest także element artystyczny. Ale istnieje coś ponadto, coś pozawerbalnego. Czasami przyłapuję się na tym, że jeśli dane wykonanie mnie porusza, jeśli chwyta mnie za moje serce, przestaję notować i wciągam się w dialog z wykonawcą. Jeśli ktoś mnie zainteresował i zainspirował swoim przekazem, jestem cała oddana tej prezentacji. Tutaj, na tym konkursie zaobserwowałam, że kilku takim prezentacjom się poddałam. Widziałam, że czasem koledzy też przestali notować i zaczęli słuchać z ciekawością i spokojem. Tu w Bydgoszczy widzę, że analizując te najwyższe punktacje, znajdujemy wspólny mianownik. Myślę, że taka osoba ma bardzo dużo do powiedzenia na scenie. Uczestnicy to młodzi ludzie, ale niektórzy już dysponują takimi walorami w sztuce, które przyciągają i skupiają uwagę. To jest coś, co trudno zdefiniować, coś więcej niż artystyczno-techniczna prezentacja, coś nieuchwytnego. Albo to się ma, albo nie. To iskra boża.
Podczas III Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego im. Bogdana Paprockiego uczestników oceniali:
- Wiesław Ochman – przewodniczący
- Izabela Matuła
- Agnieszka Rehlis
- Andrzej Dobber
- Mariusz Kwiecień
- Magdalena Idzik – sekretarz z ramienia Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego