To był niezwykle emocjonalny wieczór. Aleksandra Kurzak powróciła na scenę krakowskiego Centrum Kongresowego ICE po siedmiu latach. To właśnie tutaj, w 2015 roku, już jako międzynarodowa gwiazda, dała urzekający, solowy recital. W przeważającej części składał się on z arii z oper Mozarta oraz belcantowych, zaś solistce towarzyszył dyrygent Bassem Akiki.
Tym razem, ku radości zgromadzonych na widowni melomanów, Kurzak pojawiła się na scenie u boku męża, znakomitego tenora Roberto Alagni. Natomiast na czele Orkiestry Forum Artis stanął maestro Marcin Wolniewski.
Pary śpiewaków nie trzeba nikomu przedstawiać. Metropolitan Opera w Nowym Yorku, mediolańska La Scala, Royal Opera House w Londynie – to sceny, na których zarówno Kurzak, jak i Alagna występują najczęściej. Za każdym razem prezentując nie tylko najwyższy kunszt wokalny, ale także zyskując sobie ogromną sympatię widzów aktorską naturalnością, charyzmą i pełnym ciepła, scenicznym wizerunkiem.
Tak stało się i tym razem, gdy śpiewające małżeństwo rozpoczęło koncert przejmującym duetem z drugiego aktu „Manon Lescaut” Pucciniego „Tu, tu amore tu?”. Manon próbuje w nim uwieść Kawalera des Grieux gdy spotykają się po latach rozłąki. Ich uczucie odżywa na nowo, choć bohater broni się przed nim jak tylko potrafi. I choć prywatnie Kurzak i Alagna to szczęśliwe małżeństwo, talent interpretacyjny obojga sprawił, że publiczność widziała na scenie dwoje uwikłanych w destrukcyjną miłość bohaterów melodramatu, a nie zgodną parę.
Podobnie było w przypadku duetu wykonanego przez solistów na sam finał drugiej części koncertu. Santuzzę i Turiddu z „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego łączy miłość gwałtowna i pełna cierpienia, gdyż nie odwzajemniona. Duet „Tu qui, Santuzza?” to nic innego jak konfrontacja bohatera z kobietą, której uczucie odrzucił. Alagna jako emocjonalnie rozdarty, choć nieustępliwy Turiddu zaskakiwał wiarygodnością i zniewalał głosem. Zaś śpiewająca partię Santuzzy, błagająca o jego miłość Kurzak, wprost wyrywała serce. Jest to niezwykle rzadka umiejętność, pokazać emocje głosem. W takich sytuacjach precyzja techniczna jeden do jednego może wręcz odbierać wykonaniu autentyczność. Jedno jest pewne, oboje udowodnili, że aby pokazać na scenie spektakl, kostiumy, dekoracje i tłum statystów nie są obligatoryjne. W tamtej chwili teraźniejszość zatarła się i straciła na znaczeniu. Liczyli się tylko Kurzak, Alagna i ich poruszający muzyczny dialog.
Mniej dramatyczny, za to chwilami zabawny duet „Mario, Mario son qui!” z pierwszego aktu „Toski” ujawnił jeszcze inne oblicze pary. Kurzak, po udanym tegorocznym debiucie jako Tosca w Met, potrafi bawić się rolą i dodać bohaterce świeżości. Jak sama podkreśla, chciała pokazać Pucciniowską heroinę nie jako matronę, lecz młodą, zakochaną, a także naiwną kobietę. Alagna jako uśmiechnięty i nieco pobłażliwy wobec zazdrości swej partnerki Cavaradossi budził ogromną sympatię. Pomiędzy zakochanymi czuć było chemię, której akurat w tym przypadku śpiewacy wcale nie musieli grać. A jedynie ją podsycić.
– Przy tobie moja niespokojna dusza doznaje ukojenia – tak w wolnym tłumaczeniu brzmi początek duetu „Vicino a te s’acquita” z czwartego aktu opery Umberto Giordano „Andrea Chenier”. Tytułowy bohater kieruje te słowa do swojej ukochanej, Magdaleny de Coigny, gdy ta odwiedza go w więzieniu. Bohaterowie decydują się na wspólną śmierć, która połączy ich na zawsze. Roberto Alagna kreował postać francuskiego poety Cheniera m. in. na scenie Royal Opera House w Londynie, zbierając bardzo pochlebne recenzje. Ta partia, niczym uszyty na miarę garnitur, jest wprost skrojona do jego głosu. Także Kurzak, której sopran dojrzewa, z powodzeniem dotrzymywała mu kroku jako Magdalena.
Duety to oczywiście nie wszystko. Bohaterowie wieczoru zaprezentowali się także solo. Słuchanie Roberto Alagni w arii z „Żydówki” Jacquesa Fromentala Halévy’ego „Rachel quand du seigneur” to ogromne przeżycie. Głos tenora brzmiał w niej szlachetnie i czysto, z zachwycającymi górami. Alagna, choć jest śpiewakiem wszechstronnym, w żadnym języku nie brzmi równie pięknie jak w swoim ojczystym języku francuskim.
W drugiej części koncertu zaśpiewał słynny monolog Cania „Vesti la qiubba” z „Pajaców” Leoncavallo, uwielbiany przez tenorów i chętnie wykonywany podczas wszelkiej maści konkursów wokalnych. Jednak mało kto jest w stanie oddać emocjonalne rozdarcie, rozpacz i urażoną dumę zdradzonego męża, który w tej arii wyśpiewuje cały swój ból. Alagna zrobił to po mistrzowsku, a jego przepełniony goryczą śmiech to tej pory odbija się echem w zakamarkach duszy.
Aleksandra Kurzak postawiła na solowe wykonania arii Toski oraz Santuzzy. Obie te partie artystka ma w swoim repertuarze i wykonuje w spektaklach na renomowanych scenach. „Vissi d’arte, vissi d’amore” – żyłam sztuką, żyłam miłością, to deklaracja jaką Tosca składa przed Bogiem gdy życie stawia ją w sytuacji bez wyjścia. Sytuacji, w której żaden wybór nie będzie dobry. Tak właśnie zaśpiewała Kurzak – niczym modlitwę dla świata pogrążonego w chaosie. Coraz bardziej utożsamiając się głosowo z przeznaczoną dla sopranu dramatycznego rolą i czyniąc ją swoją, bardziej osobistą.
Santuzza to zwyczajowo partia mezzosopranowa. „Voi lo sapete, o mamma”, monolog bohaterki zawiedzionej nieodwzajemnioną miłością, w wykonaniu Kurzak nie stracił jednak swojego mocnego przekazu. Choć można odnieść wrażenie, że solistka zaśpiewała trochę przyciężko, to w jej głosie wyraźnie zaznaczona jest coraz ciemniejsza barwa.
Po istnym korowodzie operowych wzruszeń nadszedł czas na bisy. Podgrzały one atmosferę na sali koncertowej do tego stopnia, że publiczność domagała się więcej i więcej. Faktem jest, iż artyści bisowali tamtego wieczoru aż siedem razy! Nie zdarzyło się to dotąd w przypadku żadnego z występów operowych w Krakowie w ostatnich latach. W ten sposób zrodziła się kolejna, nieoficjalna, trzecia część koncertu. Zdecydowanie lżejsza niż poprzednie, gdyż tym razem soliści postawili w pierwszej kolejności na dobrą zabawę. Tak oto zabrzmiały znane i lubiane pieśni neapolitańskie „La spagnola” i „Funiculi, funicula”, duet „Usta milczą, dusza śpiewa” w dwóch językach (polskim i francuskim) czy słynny toast „Libiamo” z „Traviaty” Giuseppe Verdiego.
Towarzysząca operowemu małżeństwu orkiestra znakomicie sprawdziła się w tak różnorodnym repertuarze. Przede wszystkim dzięki świetnej współpracy solistów z dyrygentem Marcinem Wolniewskim.
Koncert połączony został z promocją książki „Dobrissimo”, wspólnego dzieła Aleksandry Kurzak oraz Marzeny Rogalskiej. Dziennikarce i prezenterce, prywatnie zaprzyjaźnionej z Kurzak, powierzono tego wieczoru rolę pani konferansjer. W swoich zapowiedziach często nawiązywała ona do treści książki „Dobrissimo”, łączącej w sobie pasję do opery oraz dobrej kuchni.