Mamy dwa pokłady. Na dolnym pokazywane są właściwe wydarzenia z udziałem protagonistów, znane z libretta. Na górnym w I akcie mamy mnóstwo epizodów, z reguły bardzo zabawnych, rozgrywanych bez słów przez opalających się i zażywających kąpieli w basenie pasażerów, głównie młodych (tancerze i statyści). Jest to tak sugestywne, że nawet odciąga uwagę od dialogujących bohaterów. W akcie II na górnym piętrze ustawiono chór, niestety dość statycznie. W akcie III na dole jest areszt, a na górnym pokładzie znowu nieco się dzieje, ale mniej niż w akcie I.
W sumie to przedni pomysł. Nie tylko oryginalny, ale ponadto pozwalający na uwspółcześnienie akcji przy minimalnych tylko zmianach poczynionych w genialnym tłumaczeniu libretta dokonanym przez Juliana Tuwima.
Wokalnie królowały dwie panie. Magdalena Wilczyńska-Goś dotychczas z powodzeniem śpiewała liryczne partie mezzosopranowe, chociaż jej głos zawsze brzmiał w nich stosunkowo jasno. Teraz okazało się, że jest sopranem. I to jakim! Pełna, dźwięczna średnica, niezły dolny rejestr i olśniewająca góra skali. A partia Rozalindy jest niezwykle trudna, szczególnie popisowy Czardasz.
Dorównywała jej klasą Małgorzata Olejniczak-Worobiej jako Adela o jasnym i nośnym głosie sopranu koloraturowego (lepiej użyć włoskiego terminu: soprano leggiero). Śpiewała brawurowo i z wdziękiem. A Adela ma aż dwa popisowe numery: słynnego Walca na balu oraz kuplety w III akcie.
Piotr Friebe był bardzo dobrym Eisensteinem – to partia śpiewana zarówno przez tenory jak barytony, bo jej tessitura leży gdzieś pomiędzy. Aktorsko stworzył przekonującą postać podobnie jak w mniej eksponowanych wokalnie rolach Jaromir Trafankowski (Falke), Damian Konieczek (Frank) i Marek Szymański (Blind).
Bardzo ceniony przeze mnie młody tenor Piotr Kalina (świetny Stefan w „Strasznym dworze”, Gabriele Adorno w „Simonie Boccanegra”, Cassio w „Otellu”) był tego wieczoru wyraźnie niedysponowany, co zdarza się nawet najlepszym artystom.
Pewien problem mam z oceną Tomasza Raczkiewicza w partii Orlofskiego, który w tej inscenizacji gra rolę starego kapitana statku na wózku inwalidzkim. Nie wiem bowiem czy przerysowanie postaci, która powinna oczywiście budzić śmiech, bo tak została skonstruowana, ale nie zażenowanie połączone z litością nad kalectwem to wina reżysera czy wykonawcy. W intencji kompozytora jest to partia przeznaczona na mezzosopran lub alt. W całym kontekście brodatego kapitana-wilka morskiego kontratenor artysty brzmiał – jak by to delikatnie ująć – nieprzekonująco.
Mistrzostwo aktorskie ukazał w partii dozorcy więziennego Froscha Andrzej Ogórkiewicz. Wytrzymuje porównanie z najlepszymi aktorami teatralnymi, których tradycja i wiedeńska i polska każe obsadzać w tej wyłącznie mówionej roli, z niezapomnianym Janem Kobuszewskim na czele. Dyrygowała z energią i wdziękiem Katarzyna Tomala-Jedynak. Chór i Orkiestra spisali się jak zwykle na medal. Uroczy wieczór karnawałowy.