REKLAMA

„Gdybym był bogaczem. Benefis Zbigniewa Maciasa”

Baryton i wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Muzycznego w Łodzi Zbigniew Macias zapisał się w pamięci melomanów nie tylko wspaniałymi kreacjami wokalnymi, ale też jako reżyser wielokrotnie nagradzanych operetek i musicali. Widzowie w całej Polsce zachwycali się również jego wyjątkową kreacją Tewjego Mleczarza w musicalu „Skrzypek na dachu”. Nic więc dziwnego, że na benefis 40- lecia pracy artystycznej wybrał najlepsze fragmenty z tego musicalu. Przy okazji dołączył celne dowcipy, żarty i mądrości z zapomnianego już świata polskich Żydów.

Biper TV – relacja z premiery „Gdybym był bogaczem. Benefis Zbigniewa Maciasa”

Zbigniew Macias nie tylko znakomicie zaśpiewał, wywołując niemilknące długo brawa, ale też okazał się showmanem z poczuciem humoru i obyciem scenicznym. I choć artysta chciałby być zapamiętany jako wspaniały interpretator roli biednego mleczarza z Anatewki, to doskonale odnajduje się w repertuarze operetkowym i musicalowym.

W drugiej części koncertu zaprezentował piosenki swoich ulubionych artystów: „Modlitwę” Bułata Okudżawy, „Strangers in the Night” i „My Way” z repertuaru Franka Sinatry oraz „Hallelujah” Leonarda Cohena. Zbigniew Macias, występujący w Białej Podlaskiej po raz trzeci, poderwał publiczność z miejsc do owacji na stojąco. Producentem koncertu był impresariat Promoton Barbary Kaczmarkiewicz z Łodzi.

Premiera Teatru Słowa „Nepel syn Pratula. Nadbużańskie legendy”

Dla Daniluka nie jest ważne, czy opowiadana historia zdarzyła się naprawdę, czy pozostaje w sferze lokalnych legend. Istotne jest, że są one przekonujące, obfitujące w liczne zwroty akcji i trzymają widza w napięciu. Mają też, co warto podkreślić, odniesienia regionalne. W najnowszym przedstawieniu Teatru Słowa działającego przy Bialskim Centrum Kultury, autor powraca do X wieku, kiedy miejscowy władyka Słowian Wschodnich Pratul wysyła syna do Gniezna, stolicy państwa Mieszka. Po rocznym pobycie na Wielkopolsce wysłaniec powraca z dobrymi wiadomościami i nową wiarą, która burzy spokój nadbużańskich mieszkańców. Nie mieści im się w głowie rezygnacja z wiary ojców i dlatego jednomyślnie skazują młodego Nepela na śmierć. Dzięki intrydze siostry Nepel ocala głowę. Rozsądek wśród Słowian zwycięża, a wraz z nim rodzi się akceptacja wiary jednoczącej ludy słowiańskie. W wyniku decyzji starszyzny rodowej spiskujący przeciw władyce Werchlisz ma wykuć krzyż z kamienia ofiarnego, a tym samym dać początek legendzie o Nepelskiej Babie.

Relacja Radia Biper z premiery spektaklu Teatru Słowa „Nepel syn Pratula”

Premiera widowiska okazała się jeszcze jednym sukcesem Teatru Słowa. Wywiązali się wybornie aktorzy i reżyser spektaklu Danuta Szaniawska. Kostiumy przygotowała Małgorzata Maciejewska, a Słowian zagrali: Dariusz Bieliński – Nepel, Marzena Borkowska– Cieleśnica i Łęgowa, Edward Burta – Werchlisz, Tadeusz Humin – Teresp, Bożena Jaroszuk- Różycka – kapłanka III, Bożena Maria Juchimiuk – kapłanka I, Leonard Kołpak – Pratul, Katarzyna Krajewska- Piasecka – Lica, Beata Parafiniuk – Malowa, Marcin Rojek – Serpel, Patrycja Rytel – Zaczopa, Danuta Szaniawska – kapłanka II i Faustyna Wojdakowska – Derła.

Akcja „Nepela syna Pratula” jest chwilami komediowa, nostalgiczna i dramatyczna. Miłość, wiara, intryga i legenda łączą się w niej w spójną całość, przykuwającą uwagę widzów aż do finału.

Triumf sztuki – trzeci dzień 3.Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego był też okazją do publicznego przedstawienia wschodzących gwiazd polskiej estrady. Jedną z nich okazała się białostoczanka Faustyna Maciejczuk. Utalentowana absolwentka szkół muzycznych w klasie skrzypiec i aktorka musicalowa scen białostockich, dała się poznać jako wartościowa głosowo wokalistka muzyki pop. Faustyna studiuje teraz muzykologię, a przy okazji próbuje przekonać słuchaczy do swych autorskich piosenek. Jej recital „Przebudzenie”, złożony z najnowszych propozycji, sytuuje wykonawczynię w kręgu lirycznej muzy. Zgotowano jej serdeczne przyjęcie.

Podczas recitalu w sali im. Bogusława Kaczyńskiego w Bialskim Centrum Kultury artystka śpiewała i grała na skrzypcach, a towarzyszył jej na estradzie młody pianista Łukasz Furmankiewicz.

Wieczorem miłośnicy musicalu mieli okazję obserwować projekcję filmu „Chicago”. Reżyser Rob Marshall zrobił wszystko, by uczynić z niego muzyczną perełkę. „Chicago” zdobyło sześć Oscarów i ponownie wzruszyło widzów, zwłaszcza tych, którzy nie mieli dotąd okazji podziwiania wspaniałych aktorek Rene Zellwenger i Catheriny Zety – Jones oraz Richarda Gere.

W ramach prezentacji filmowych publiczność podziwiała dwugodzinny film dokumentalny „Pavarotti”. Barwne dzieje słynnego tenora i ulubieńca milionów przypadły melomanom do gustu. Tym bardziej, że kariera sceniczna chłopaka z włoskiej Modeny przypominała dzieje naszego gwiazdora z Sosnowca Jana Kiepury. Obaj byli serdeczni i kochali śpiewać wszędzie, bez względu na okoliczności. Pavarotti zaskarbił sobie szacunek publiczności koncertami organizowanymi nie tylko w salach operowych, lecz także na arenach i stadionach, choć nie wszyscy melomani znają jego niesamowite kreacje. Film dokumentalny o człowieku, który elektryzował głosem tłumy, wywarł ogromne wrażenie.

Triumf sztuki – drugi dzień 3.Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Drugiego dnia Festiwalu znakomicie zaprezentował się laureat wielu festiwali teatralnych i licznych nagród, aktor Teatru Muzycznego w Gdyni Mateusz Deskiewicz. Bialska publiczność miała okazję rok temu poznać jego nieprzeciętny talent. Prezentował wtedy fragmenty swego monodramu. W tym roku pokazał widzom niełatwy w odbiorze monodram „Być jak Charlie Chaplin”, który był już pokazywany na wielu festiwalach w Polsce i za granicą (m.in. na Ukrainie, Litwie i w Armenii).

Godzinny spektakl z jednym aktorem na scenie wypełniły intymne rozmowy z widocznym na portrecie Charlie Chaplinem. I choć dzieli obu mnóstwo lat, różne doświadczenia życiowe i sceniczne, to bliski jest im charakter uprawianej sztuki. Obaj pragnęli sławy. Współczesny aktor usiłuje naśladować rozmaite wcielenia Mistrza, a jednocześnie konfrontuje je z własną kondycją, generuje rozterki.

Nie brakuje w tych zderzeniach gorzkich refleksji, ani gryzącej ironii. Te dwa światy słabo do siebie przystają.

Relacja Radia Biper ze spektaklu „Być jak Charlie Chaplin” na 3. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej

Artysta sceniczny, marzący o roli Hamleta, zmuszony jest powstrzymać pokusy ograniczeniami wynikającymi z realiów współczesności. Nie każdy zdolny aktor może zostać gwiazdą, choć o tym marzy i wydaje się wulkanem energii. Mateusz Deskiewicz zaskoczył widzów bogactwem kreacji i zasługującym na podziw warsztatem aktorskim. Potrafił w swym monodramie być wzruszająco zabawnym i groźnym zarazem, ironicznym i budzącym optymizm.

Mateusz Deskiewicz © Ewa Filipiuk i Istvan Grabowski

Na szczególny podziw zasłużyły popisy wokalne Deskiewicza ze słynnym szlagierem „Ten wąsik” na czele. Kontynuacją wieczoru pełnego wrażeń było spotkanie artysty z fanami w klubie Czarny Melonik. W dwugodzinnej rozmowie, prowadzonej przez Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego, Mateusz Deskiewicz oraz autor scenariusza i współreżyser monodramu Piotr Wyszomirski dzielili się refleksjami, towarzyszącymi przygotowaniu tego widowiska. O kulisach przygotowań premiery mówiła również prezes Fundacji Pomysłodalnia Magdalena Olszewska, która jest producentem tego spektaklu.

Tego samego dnia w serpelickim kościele św. Apostołów Piotra i Pawła, gdzie tak często modlił się młody Bogusław Kaczyński, odbył się koncert muzyki klasycznej „Od Bacha do Pucciniego”. Wystąpili: wybitna sopranistka Małgorzata Długosz, znakomita skrzypaczka Kamila Wąsik – Janiak oraz wyjątkowy pianista Mirosław Feldgebel, którego oklaskiwała publiczność Carnegie Hall w Nowym Jorku, Musikverein w Wiedniu czy Pleyel w Paryżu. Ich program, uwzględniający najsłynniejsze arie operowe, poruszył serca i umysły licznie wypełniających kościół wiernych serpelickiej parafii. Koncert poprowadzony przez Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego i Magdalenę Rudnik, dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Sarnakach, obfitował w wiele wzruszeń, które słuchacze odwzajemnili owacją na stojąco. Tak wspaniałej muzyki dawno w Serpelicach nie słyszano i tym większe podziękowania dla organizatorów festiwalu, że zdecydowali o przystanku muzycznym właśnie tutaj.

Relacja Małgorzaty Mieńko z Radia Biper z koncertu operowego w Serpelicach nad Bugiem

Warto podkreślić tu i docenić wielkie zaangażowanie wójta Sarnak Grzegorza Arasymowicza. To wydarzenie zostało sfinansowane przez Samorząd Województwa Mazowieckiego, podobnie jak zorganizowany 12 września przystanek festiwalu w kościele parafialnym w Sarnakach: koncert „Miłość to niebo na ziemi” z maestrą Anitą Maszczyk, sopranistką z Armenii Nairą Ayvazyan, aktorami i wokalistami (Magdaleną Marcinkowską-Łamacz, Przemysławem Łamaczem, Aureliuszem Rysiem) oraz zespołem muzycznym ORFEUM. O muzyce i artystach opowiadali Krzysztof Korwin-Piotrowski i Ewa Krystyna Arasymowicz. Atmosfera w pięknej świątyni była wyjątkowa, a publiczność wyszła zachwycona.

Triumf sztuki – Inauguracja 3. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Dwie poprzednie edycje festiwalu były zdecydowanie krótsze i ograniczyły się do dwudniowych prezentacji. Tym razem prezydent Białej Podlaskiej Michał Litwiniuk zdecydował się wydłużyć czas trwania wydarzenia do dziewięciu dni, przygotowując muzyczne święto we współpracy z ORFEO Fundacją im. Bogusława Kaczyńskiego (przewodniczący rady Zbigniew Napierała, dyrektor zarządu Anna Habrewicz, dyrektor artystyczny Krzysztof Korwin-Piotrowski) oraz Bialskim Centrum Kultury (dyrektor Zbigniew Kapela). Występy artystów operowych i operetkowych, które uwielbiał bohater festiwalu, wzmocnione zostały propozycjami teatralnymi i tanecznymi, znakomicie korespondującymi z pojęciem sztuki, dla której warto jest żyć.

Inauguracja festiwalu w licznie wypełnionym amfiteatrze miała związek ze znakomitą, godną podziwu kreacją Marii Meyer, uznawanej słusznie za wybitną artystkę sceny musicalowej, laureatki I miejsca na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Jej półtoragodzinne widowisko muzyczne magnetyzowało publiczność i trudno się temu dziwić.

Przed rozpoczęciem spektaklu dyrektor artystyczny festiwalu Krzysztof Korwin-Piotrowski opowiedział w skrócie historię ekscytującego, ale też tragicznego życia Marii Pietruszyńskiej – Tyszkiewicz, znanej lepiej jako Hanka Ordonówna. Ulubienica warszawskich scen kabaretowych i krakowskich teatrów potrafiła bawić i wzruszać słuchaczy. Do legendy ikony polskiej kultury, zmarłej ponad 70 lat temu w Bejrucie, nawiązała odważnie Maria Meyer, aktorka musicalowa związana z chorzowskim Teatrem Rozrywki. Jej spektakl muzyczny „Ordonka. Miłość ci wszystko wybaczy” w reżyserii Jana Maciejowskiego i choreografii Henryka Konwińskiego to poruszające zmysły przedstawienie, intrygujące słuchacza bogactwem doznań, środków scenicznych i artystycznej kreacji. Dodajmy – majstersztyk.

Śpiewając 25 szlagierów Ordonki, artystka stanęła na wysokości zadania. Jej precyzyjnie skonstruowane widowisko możliwe było dzięki bogactwu scenicznych środków wyrazu. Każda z jej piosenek to inna kreacja. Meyer potrafiła być osobą zabawną i dramatyczną, bujającą w obłokach trzpiotką, zblazowaną damą, przewrotnym wampem i liryczką wzruszającą publiczność do łez. Oprócz Meyer, żadnej z artystek, próbującej zmierzyć się z repertuarem Ordonki, nie udało się idealnie wcielić w jej rolę. Właśnie dlatego widowisko Meyer poruszyło i wzruszyło bialską widownię. Obok powszechnie znanych piosenek „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Trudno”, „Sam mi mówiłeś”, „Uliczka w Barcelonie”, „Gdy serce drgnie”, miała ona okazję usłyszeć ściskającą gardło interpretację „Mein jidisze mame”, po której cały amfiteatr podniósł się z miejsc. Efekt był tym większy, że lekko ubrana artystka kreowała fantastyczny spektakl w temperaturze 4 stopni Celsjusza.

Relacja Radia Biper z inauguracji 3. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Zmarznięta, ale uśmiechnięta Maria Meyer nie dała choćby na chwilę odczuć, jakich doznaje trudów w realizacji zaplanowanych zadań. Jej kreacjom wokalno – aktorskim towarzyszyło trio: Ewa Zug przy fortepianie (kierownik wokalny Teatru Rozrywki, artystka występująca m.in. z orkiestrą NOSPR), Jacek Gros – pierwszy skrzypek Teatru Rozrywki oraz Jerzy Główczewski – wybitny multiinstrumentalista (m.in. saksofonista, klarnecista, akordeonista), który występował m.in. z Chickiem Coreą, a obecnie jest profesorem Akademii Muzycznej w Katowicach i w Łodzi.

Na finał zgotowano artystce standing ovation, zaś prezydent miasta wyraził słowa uznania za poruszający zmysły spektakl. Równie fantastycznego wykonania dawno w bialskim amfiteatrze nie oklaskiwano.

Zaczarowane dźwięki w bialskim amfiteatrze

Od trzech lat Fundacja ORFEO w porozumieniu z prezydentem miasta Biała Podlaska Michałem Litwiniukiem organizują wspaniałe koncerty, które przyciągają tłumy melomanów, a jednocześnie promują miasto na kulturalnej mapie kraju. Tegoroczny koncert „Zaczarowany świat operetki i musicalu”, przygotowany w ostatnią niedzielę maja z okazji Dnia Matki, okazał się uwerturą do wrześniowego Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego, zaplanowanego na prawie tydzień.

Patronat nad wydarzeniem objęli: ogólnopolski wortal „Dziennik Teatralny”, RDC Radio dla Ciebie, Katolickie Radio Podlasie, Polskie Radio Lublin i portal muzyczny ORFEO.

Od lewej: Anita Maszczyk, Aureliusz Ryś, Magdalena Marcinkowska-Łamacz, Anna Jakiesz-Błasiak, Mikołaj Król © Istvan Grabowski

Po ponad półrocznej przerwie koncertowej, wywołanej szalejącą pandemią, bialska publiczność z radością przybyła do amfiteatru. Nie zawiodła się w oczekiwaniach, bo wzorem poprzednich edycji, reżyser, a zarazem pomysłodawca koncertu Krzysztof Korwin –Piotrowski przygotował wyjątkową ucztę muzyczną. Artystów przyjęto owacją na stojąco. Trudno się jej dziwić, zważywszy dobór repertuaru i wykonawców.

W głównej roli wystąpiła maestra Anita Maszczyk, sopranistka sprawdzająca się wybornie w programie operowym, operetkowym i musicalowym. Wspomagali ją na scenie soliści młodzi, nieco mniej znani, ale ambitni i dysponujący interesującymi głosami: Anna Jakiesz-Błasiak, Magdalena Marcinkowska-Łamacz, Mikołaj Król i Aureliusz Ryś. Rolę akompaniatorów powierzono kwintetowi muzycznemu Orfeum w składzie: Adam Mazoń – fortepian, Adam Zając – skrzypce, Ewa Zając – skrzypce, Krzysztof Meisel – altówka i Anna Matera – wiolonczela. Muzycy, podobnie jak soliści, spisali się znakomicie.

– W ubiegłym roku zainaugurowaliśmy w Białej Podlaskiej cykl koncertów „Zaczarowany świat operetki i musicalu” – mówi Krzysztof Korwin – Piotrowski – zamierzam go kontynuować przez najbliższe lata nie tylko w Białej Podlaskiej. Ma on przybliżyć słuchaczom w różnym wieku magiczny świat operetki, znany dobrze melomanom w wieku 60+. Staram się łączyć operetkę z musicalem i przekonać młode pokolenie, że proponowana mu muzyka może być atrakcyjna także dla niego. Wszak musical jest przedłużeniem operetki ze światem wprost z czarodziejskiej baśni. Do tego koncertu zaangażowałem maestrę Anitę Maszczyk, mając w pamięci jej występ na bialskim festiwalu sprzed dwóch lat. Artystka śpiewała już na wielu scenach muzycznych kraju i zawsze wypadała olśniewająco. Podziwiam jej zdolności spełniania się w różnych rolach. Na koncercie wykonała m.in. fantastyczną arię służącej Adeli z operetki Johanna Straussa „Zemsta nietoperza”. Ta aria wymaga nie tylko szczególnych zdolności wokalnych (ze śpiewem koloraturowym włącznie), ale też wyjątkowej kreacji aktorskiej. Maestra Maszczyk debiutowała z arią Adeli w bytomskiej Operze Śląskiej, robiąc furorę wśród słuchaczy. Kreowała tę partię z wielkim powodzeniem na scenach Opery Nova w Bydgoszczy i Gliwickiego Teatru Muzycznego oraz na zaproszenie Bogusława Kaczyńskiego podczas Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju. Nie zabrakło też innych perełek.

Proponowany program to zaledwie przedsmak atrakcji, jakie czekają nas we wrześniu. Podczas trzeciej edycji festiwalu wystawimy: spektakl „Ordonka. Miłość ci wszystko wybaczy” z udziałem gwiazdy musicalowej Marii Meyer, przedstawienie „Być jak Charlie Chaplin” z rewelacyjną rolą Mateusza Deskiewicza, recital skrzypcowy laureatki wielu nagród krajowych i międzynarodowych Kamili Wąsik – Janiak, premierę inscenizowanego koncertu „Gdybym był bogaczem” z udziałem świętującego 40-lecie pracy scenicznej Zbigniewa Maciasa, galę polskiej piosenki „Od Opola do Sopotu” Teatru Muzycznego w Lublinie z wielkimi szlagierami muzyki rozrywkowej, a na finał przygotujemy premierę spektaklu „Wielka sława Bogusława” w mojej reżyserii, w koprodukcji Orfeo z Teatrem Muzycznym w Lublinie. Wystąpią w nim: maestra Małgorzata Walewska, Aleksandra Kubas – Kruk, Kamila Lendzion, Sławomir Naborczyk i Mykola Kornutyak z Opery Lwowskiej. Bialskie premiery powtórzone zostaną w innych miastach, m.in. w Łodzi, Lublinie, Warszawie, Rzeszowie i Krakowie. Zrealizujemy też koncerty w Sarnakach i Serpelicach nad Bugiem, gdzie uwielbiał wypoczywać Bogusław Kaczyński. To świadczy, że Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego promieniuje.

Anita Maszczyk i zespół muzyczny Orfeum, przy stoliku Ewelina Kucharska i Krzysztof Korwin-Piotrowski © Istvan Grabowski

Poruszający zmysły słuchaczy koncert rozpoczęła instrumentalna wersja walca J. Straussa „Odgłosy wiosny” w wydaniu kwintetu muzycznego Orfeum. Tuż po nim sopranistka Anita Maszczyk zaprezentowała możliwości wokalne w kulminacyjnym fragmencie opery G. Verdiego „Traviata”. Aria Violetty „Zawsze wolna” przyjęta została burzą oklasków. Ta sama artystka wykonała też arię Adeli z operetki J. Straussa „Zemsta nietoperza” i czardasz Maricy (Gdzie mieszka miłość) z operetki I. Kalmana „Hrabina Marica”. Set szlagierów operetkowych uzupełniły wykonania: „Juliszki z Budapesztu” w wydaniu Mikołaja Króla i duet „Ach, jedź do Varasdin” w interpretacji Anny Jakiesz- Błasiak i Mikołaja Króla. Zgotowano im równie gorące przyjęcie.

Anna Jakiesz-Błasiak i Mikołaj Król © Istvan Grabowski

W kolejnej odsłonie publiczność miała okazję słuchać słynnych utworów musicalowych z: „Cabaretu”, „Nędzników”, „Tańca wampirów”, „Pilotów” oraz „Pięknej i bestii”. Szczególnie zjawiskowa okazała się spopularyzowana przez Bonnie Tyler piosenka z „Tańca wampirów” – „Na orbicie serc” w poruszającej interpretacji Anny Jakiesz – Błasiak i Mikołaja Króla. Owacja widowni nie znała granic.

Magdalena Marcinkowska-Łamacz © Istvan Grabowski

Od tej pory atrakcja goniła atrakcję. Anita Maszczyk czarowała fantastyczną interpretacją „Zorby” M. Teodorakisa, a następnie pieśnią „To świt, to zmrok” z musicalu J. Bocka „Skrzypek na dachu”. W drugim utworze wspomagali ją wokalnie: Anna Jakiesz-Błasiak, Magdalena Marcinkowska-Łamacz, Mikołaj Król i Aureliusz Ryś. Na finał koncertu maestra przedstawiła kapitalną arię „Pieśń o Wilii” z operetki F. Lehara „Wesoła wdówka”. Po uhonorowaniu artystów kwiatami na bis można było jeszcze usłyszeć arie: „Bo wiedeńska w nas krew” i „Wielka sława to żart”, wykonane z udziałem oczarowanej show publiczności.

Tak gorąco przyjętego koncertu dawno w Białej Podlaskiej nie było. Prowadzili go Krzysztof Korwin – Piotrowski i debiutująca na scenie studentka IV roku muzykologii na Uniwersytecie Warszawskim Ewelina Kucharska. Ich komentarze między poszczególnymi utworami skrzyły się erudycją i dowcipem.

Ewelina Kucharska i Krzysztof Korwin-Piotrowski © Istvan Grabowski

Zdaniem prezydenta miasta Michała Litwiniuka, Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego zaszczepia miłość do pięknej muzyki i pomaga wprowadzić Białą Podlaską do grona miast, szczycących się wyjątkową ofertą kulturalną.

– Jestem wdzięczna losowi, że mogłam uczestniczyć w widowisku z wielkimi szlagierami operowymi, operetkowymi i musicalowymi – mówi Barbara Artecka. Szacunek i uznanie należy się występującym dziś wykonawcom. Dostarczyli oni publiczności prawdziwej uczty duchowej. Jestem wdzięczna prezydentowi miasta, że konsekwentnie wspiera festiwal, stający się chlubą Białej Podlaskiej.

– Koncert był niezwykły i czuję się szczęśliwa, że mogłam w nim uczestniczyć – uważa Halina Kłosowicz, mieszkanka Gdańska. Jestem miłośniczką operetki i dawno nie słyszałam równie poruszających wykonań. Warto było zjawić się dziś w zadaszonym i pięknym amfiteatrze.

Widownia w Amfiteatrze w Białej Podlaskiej © Istvan Grabowski

– Czuję się zachwycona i oszołomiona tym, co niedawno usłyszałam – zwierza się Izabela Kłusek. Wszyscy wykonawcy stanęli na wysokości zadania, ale mnie szczególnie urzekła sztuka Anity Maszczyk. W każdej jej interpretacji słyszałam perfekcję, swobodę, cudną dykcję i zachwycającą skalę głosu. To prawdziwa perła, która być może zagości jeszcze w naszym mieście.

Jadwiga Romaniuk: – W moim odczuciu był to wspaniały koncert ze świetnie dobranym repertuarem i gronem wykonawców. Imponowali mi głosami i kostiumami. Zabrakło mi tylko efektownej scenografii, która w przypadku takiej muzyki wydaje się wręcz niezbędna.

Maciej Falkiewicz: – Cieszę się, że w rodzinnym mieście Bogusława Kaczyńskiego odbywa się festiwal jego imienia, a grono wykonawców wzbogaca smak i gust licznej publiczności. Miałem okazję poznać Bogusława podczas studiów w Warszawie i zawsze miałem szczery podziw dla jego talentu i pasji. Jego liczne audycje telewizyjne, festiwale i koncerty przybliżyły rodakom piękno muzyki, która mimo upływu lat jest wciąż popularna.

Piotr Beczała – Werther XXI wieku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie

Wchodziłem do Teatru Wielkiego – Opery Narodowej także z lekką obawą, że będę oglądać inscenizację, która krąży po Europie od dawna, a obecna wersja jest przeniesiona z Narodneho Divadla w Pradze. Moje obawy jednak szybko okazały się nieuzasadnione. Jest w tej warszawskiej premierze świeżość i są niesamowite emocje. Wielkim plusem było to, że skoro cały świat zachwyca się Willym Deckerem – wizjonerem teatru, to na pewno warto pokazać jego kolejną artystyczną wizję w Warszawie (po „Elektrze” i „Don Carlo”). A Piotr Beczała całkowicie mnie zahipnotyzował. Straciłem poczucie czasu i przeżywając w teatrze prawdziwe katharsis mówiłem sobie w duchu za Faustem Goethego: „Chwilo, trwaj, jesteś piękna”.

Kiedy rozsunęła się kurtyna, zobaczyłem świat, który wypada z ram. Unosząca się ku górze podłoga jest często wykorzystywana w teatrze, ale tutaj konstrukcja została przesunięta w lewo jak kubistyczna forma z krzywym sufitem, złowrogo wiszącym nad bohaterami dramatu. Ma się wrażenie, jakby za chwilę miał spaść na bohaterów, przygniatając ich do ziemi. Zwłaszcza w czwartym akcie to wnętrze przypominało mi wielki sarkofag, w którym zaraz zostaną zamknięci na wieczność Charlotte i Werther jak Romeo i Julia.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Wielu widzów zadawało sobie pewnie pytanie: Jaki jest Werter naszych czasów? Czy sentymentalna powieść Goethego „Cierpienia młodego Wertera” – która stała się kanwą do stworzenia libretta opery Masseneta – jest jeszcze w stanie wstrząsnąć sumieniami Europejczyków, którzy w XXI wieku zachłysnęli się konsumpcjonizmem i ostentacyjnym buntem wobec norm obyczajowych, rodzinnych, moralnych? I jak traktować samobójstwo? Jako odwagę, tchórzostwo czy w zupełnie innych kategoriach?

Starożytni filozofowie – stoicy uważali, że w określonych realiach samobójstwo jest naturalną konsekwencją zdarzeń i w związku z tym staje się zgodne z naturą. Człowiek powinien kierować się rozumem i jeśli ma motywy do pozbawienia się życia, może to uczynić. Seneka twierdził, że jeśli życie jest dla kogoś męką, jeśli cierpi z powodu choroby, ma prawo do zakończenia swojego żywota. Kiedy myślimy o chorobie, nie musi to być fizyczne cierpienie. Choroba duszy jest równie, a czasem nawet bardziej męcząca, a szalona nieszczęśliwa miłość Wertera z powieści Goethego była chorobą i wywołała lub spotęgowała falę samobójstw w całej Europie.

„Cierpienia młodego Wertera”, opublikowane w 1774 roku, stały się obok „Zbójców” Schillera najwybitniejszym przejawem preromantycznego okresu w niemieckiej literaturze, zwanego „Sturm und Drang” (burza i opór). Był to objaw buntu wobec mieszczańskich norm i oświeceniowego racjonalizmu. Po ponad 100 latach francuski kompozytor operowy Jules Massenet sięgnął po ten temat i ukazał Werthera (już pisanego z „h”) w opozycji do mieszczańskich norm społeczeństwa okresu pozytywizmu. Objawem racjonalnego działania było to, że matka Charlotty przed śmiercią prosiła córkę, aby ożeniła się z pragmatycznym Albertem, co miało jej zapewnić stabilne, bezpieczne życie.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Inscenizacja Willy’ego Deckera przedstawia nam symbolicznie świat w trzech kolorach: niebieskim, żółtym i białym. Widać tu nawiązanie do Goethego, który w ostatniej scenie „Cierpień młodego Wertera” przedstawia tytułowego bohatera ubranego w błękitny frak i żółtą kamizelkę. Scenografia i kostiumy zaprojektowane przez Wolfganga Gussmanna skupiają się na 4 kolorach. W pierwszym i drugim akcie mamy niebieskie wnętrze domu z miniaturami budowli miasteczka i krzesłami, a za rozsuwaną i zasuwaną ścianą domu jest otwarta przestrzeń do nieskończoności, z żółtą podłogą, przypominającą nam o letniej aurze. Ale skojarzeń jest tu więcej. Ubrany w piaskowy strój Piotr Beczała, który w pewnym momencie kładzie się na żółtej podłodze z jednym kolanem uniesionym w górę, sprawia wrażenie rozluźnionego i szczęśliwego, jakby leżał na słonecznej plaży. Na balu zakochał się w Charlotcie i marzy o wspaniałej wspólnej przyszłości. Szybko jednak nadchodzi otrzeźwienie.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki - Opera Narodowa
© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Symbolem Fatum staje się obraz z wizerunkiem matki Charlotty. Portret wisi złowrogo na ścianie albo jest zdejmowany, kładziony lub przytulany do piersi Charlotty, która uważa, że musi spełnić obietnicę i ożenić się z niekochanym Albertem.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Massenet podobno zaczął myśleć o „Wertherze” w 1880 roku, lecz premiera odbyła się dopiero w Wiedniu w 1892 roku (w niemieckim przekładzie!), ponieważ dyrektor paryskiej Opery Komicznej odrzucił propozycję wystawienia dzieła, uznając temat za zbyt smutny. Dopiero po sukcesie w stolicy Austro-Węgier zdecydował się na premierę w Paryżu, która nie okazała się jednak sukcesem, ale opera powędrowała szybko na sceny Europy i Ameryki: Genewa, Bruksela, Chicago, Nowy Jork, Petersburg, Londyn, Mediolan, Warszawa (1901)…

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Beczała zagrał w inscenizacji Deckera po raz pierwszy kilkanaście lat temu we Frankfurcie, a ostatnio 2 lata temu w Barcelonie, natomiast w różnych produkcjach „Werthera” bierze udział od 25 lat i było to już około 10 inscenizacji. Beczała uwielbia kreować role oparte na wspaniałej literaturze jak twórczość Goethego, Schillera czy Szekspira. Wersja Deckera stawia na prostotę strony wizualnej, więc scenografia i kostiumy nie rozpraszają uwagi odbiorcy. Dzięki temu łatwiej było wydobyć przeżycia wewnętrzne bohaterów. Scenografia nawiązuje do kubizmu, a proste, minimalistyczne modele budynków wewnątrz domu sprawiają wrażenie zabawek z tektury. Jednak w momencie, gdy Werther chwyta ten domek, jeszcze bardziej dociera do nas potężny smutek spowodowany tym, że on nie ma już domu, wszędzie czuje się nieszczęśliwy, ponieważ dom kojarzy mu się z zatrzymanym w pamięci obrazem Charlotty z młodszym rodzeństwem. Piękny był w spektaklu moment, kiedy Charlotte ustawiła się z dziećmi jak do pamiątkowego zdjęcia, a stojący naprzeciw niej Werther zatrzymał ten kadr w swojej pamięci.

Premiera inscenizacji „Werthera”, wymyślonej przez Willy’ego Deckera, odbyła się w Amsterdamie w 1996 roku, ale w ciągu tych lat są pewne zmiany w pierwotnej wizji, dopasowane do warunków scenicznych danego teatru i do obsady. Realizacją inscenizacji Deckera w Warszawie łącznie z reżyserią świateł zajął się Stefan Heinrichs, a scenografia i kostiumy zostały zaprojektowane przez Wolfganga Gussmanna.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

W powieści Goethego do umierającego Wertera przychodzą jego starsi synowie, Albert, komisarz. Narrator wspomina w jednym zdaniu o Charlotcie w sposób niejednoznaczny: „Nie każcież mi opowiadać o przerażeniu Alberta i o rozpaczy Loty” (tłum. Franciszek Mirandola). Na pewno więc ostatnie spotkanie Werthera z ukochaną, kiedy tytułowy bohater prosi ją, by nie wzywała pomocy, jest pomysłem librecistów opery Masseneta i nie ma nic wspólnego z pierwowzorem literackim. Jest w tym jednak wielka siła operowej ekspresji.

W tym dziele Masseneta postacią, skupiającą wiele uwagi, jest sama Charlotte, ponieważ to ona przeżywa ogromne rozterki. Jest bezradna wobec wyboru między dwoma mężczyznami i poddaje się woli zmarłej matki, ponieważ obiecała jej przed śmiercią poślubienie Alberta. W jej sercu i umyśle rozgrywa się największa wewnętrzna walka pomiędzy powinnością a wielkim uczuciem.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Znamienna jest pierwsza scena III aktu, w której przy długim prawie na całą szerokość sceny stole siedzą naprzeciw siebie Charlotte i Albert. To pozostałość po uczcie weselnej z II aktu. Ona ma jedną dłoń na blacie, a w lewej dłoni trzyma pożółkłe, ogromnych rozmiarów kartki papieru z listami od Werthera. Gdy w kolejnej scenie rozrzuca te listy po podłodze domu, jest w tym jakieś wielkie cierpienie, niekończąca się udręka. Kiedy w końcu zwraca się do Boga i drze listy, próbuje symbolicznie skończyć z tą miłością, ale kiedy pojawia się Werther, nagle uczucie powraca z niesamowitą siłą.

Kiedy Piotr Beczała przytula Irinę Zhytynską, namiętność unosi się w powietrzu całej sali. Werther przychodzi w białym płaszczu, przestrzeń za domem zmienia się w krajobraz zimowy, jest grudzień, pada śnieg. Ten piękny obraz na długo pozostanie w pamięci. A jednak czwarty akt pozostawił we mnie pewien niedosyt. Finałowa scena, znakomicie zaśpiewana i zagrana przez Piotra Beczałę nie znalazła dobrego kontrapunktu w Irinie Zhytynskiej, która zarówno wokalnie, jak i aktorsko nie zachwyciła, mimo iż w trzech poprzednich aktach była bardzo dobra.

Stanisław Kuflyuk natomiast znakomicie wcielił się w Alberta – rywala Werthera. Nie jest tu złym bohaterem, lecz osobą, która przez cały czas próbuje ratować małżeństwo i wybacza Charlotcie grzechy, ale równocześnie szczytem cynizmu wydaje się moment, gdy przymusza ją do przekazania rewolweru służącym, którzy z kolei dadzą go za chwilę Wertherowi. Charlotte jednak jest w tym momencie tak oszołomiona, że staje się raczej jednym z narzędzi Fatum. My wiemy, co za chwilę się stanie i to jest nieuniknione.

Orkiestra pod batutą nowego dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Patricka Fournillier zagrała znakomicie. Fournillier poznał Piotra Beczałę w 2007 roku, kiedy usłyszał go jako Werthera w Bayerische Staatsoper w Monachium i odtąd uważa, że jest to najlepszy odtwórca tej roli na świecie. Beczała hipnotyzuje publiczność, prezentuje prawdziwe emocje i pokazuje dramat jednostki w pełnym wymiarze. Słynną arię „Pourquoi me réveiller?” (Dlaczego mnie budzisz, o powiewie wiosny…) zaśpiewał zjawiskowo, mimo iż została drastycznie w połowie przerwana owacjami publiczności, co na chwilę zburzyło atmosferę i wprawiło w zażenowanie dyrygenta. Szkoda. Ponieważ po arii były wręcz frenetyczne oklaski i okrzyki „Bis!”, szkoda, że dyrektor muzyczny nie zgodził się na to. Może moglibyśmy tej arii wysłuchać tym razem od początku do końca… (Tak stało się w sobotę 10 października.) A przerywanie arii podczas spektaklu jest zbrodnią dokonaną na muzyce. Piotr Beczała jednak kontynuował spektakl z właściwym sobie taktem i uczuciem, dając z siebie więcej niż 100 procent. Wprawiało w podziw również to, że tak trudną partię śpiewał chwilami na kolanach i na leżąco w sposób zupełnie naturalny i bez jakiegokolwiek wrażenia wysiłku.

© Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Warto docenić w tym spektaklu Sylwię Olszyńską jako Sophie – młodszą siostrę Charlotty. Ma w głosie i w zachowaniu młodzieńczą świeżość, urok, temperament i optymizm, który chwilami rozwiewa unoszący się nad głównymi bohaterami smutek. Podobnie radość wnoszą dzieci z chóru „Artos”, pięknie śpiewające kolędę i wprowadzające naturalne (choć kontrolowane) zachowania na scenę. Jasin Rammal-Rykala (Johann) i Jacek Ornafa (Schmidt) są tu postaciami jak z czarnej komedii. Gdy powielają te same gesty, stają się zarówno komiczni, jak i lekko przerażający. Przestają być tu ludźmi, są jakimiś marionetkami, których sznurki pociąga Fatum. Gratulacje również należą się prof. Izabeli Kłosińskiej – dyrektorowi do spraw obsad za umiejętne dobranie wszystkich artystów śpiewaków.

W Londynie i Nowym Jorku (Metropolitan Opera 1894) Werthera śpiewał wielki polski tenor Jan Reszke. A w XXI wieku na wielu scenach Europy triumfuje jako Werther Piotr Beczała, uznawany obecnie za najlepszego tenora lirycznego na świecie. W marcu 2020 roku przygotowywał się do premiery tej opery w Metropolitan Opera i po trzech tygodniach próby zostały drastycznie przerwane z powodu pandemii koronawirusa. Nie wiemy, jak będzie się rozwijać ta tragiczna dla świata i kultury sytuacja, ale na razie Wiener Staastsoper planuje spektakle „Werthera” z Piotrem Beczałą 28 listopada, 3, 6 i 10 grudnia, w reżyserii Andrei Serbana, amerykańskiego twórcy rumuńskiego pochodzenia, znanego z nowatorskich inscenizacji. Jeśli ktoś z Państwa może się tam wybrać, na pewno warto. A wspaniała warszawska premiera wpisała się do historii polskiego teatru.

Werther Masseneta – Piotr Beczała w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Ewelina Kucharska

Werther Jules’a Masseneta to kompozycja, która powstała u schyłku XIX wieku, a autorzy jej libretta (Édouard Blau, Paul Millet i Georges Hartmann) skorzystali, jak łatwo się domyślić, z powstałej ponad 100 lat wcześniej, prawdopodobnie najważniejszej powieści zwiastującej epokę romantyzmu – Cierpienia Młodego Wertera Johanna Wolfganga Goethego. Opowieść została jednak odrobinę zmieniona – Charlotte, chociaż kocha Werthera, chce wypełnić wolę zmarłej matki, która wybrała jej na męża Alberta. Kochankowie muszą się rozstać, jednak nie mogą o sobie zapomnieć…

Dopełnieniem emocjonującej opowieści jest muzyka Masseneta, kompozytora, którego inna opera, Manon, jest obowiązkową pozycją w francuskim repertuarze operowym, obok Carmen Bizeta i Fausta Gounoda. Według niektórych pisarzy (m.in. biografa Masseneta – Hugh Macdonalda) to jednak Werther jest arcydziełem zasługującym na sławę pokroju Manon. Opera Werther to wspaniały przykład wpływów muzyki największych kompozytorów epoki: Berlioza, Meyerbeera, Verdiego czy Wagnera. W utworze z łatwością dostrzeżemy bogatą instrumentację, ze szczególną rolą instrumentów dętych blaszanych i perkusji.

Inscenizacja w reżyserii Willy’ego Deckera odnosiła sukcesy na scenach w Amsterdamie, Rzymie, Pradze czy Barcelonie (z Piotrem Beczałą w roli głównej). Decker kładzie nacisk na psychologiczny aspekt miłości bohaterów, a jego dopełnieniem jest scenografia Wolfganga Gussmanna. Podzielona na dwie płaszczyzny scena przedstawia intensywne, symboliczne barwy, nawiązujące do ograniczonego pola psychiki bohaterów, oraz tło – plan natury, wskazujący na zmieniające się pory roku. Minimalistyczna scenografia Gussmanna wspaniale współgra z kostiumami, również jego autorstwa.

Podczas premierowego pokazu w roli Werthera wystąpi znakomity tenor Piotr Beczała, który miał już okazję kreować postać w barcelońskiej inscenizacji w 2017 roku. U jego boku zobaczymy Irinę Zhytynską, od 13 lat związaną z Operą Wrocławską. Miłosny trójkąt dopełni odtwórca roli Alberta – Stanislav Kuflyuk. O oprawę muzyczną zadbają również Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej pod batutą Patricka Fournilliera. Towarzyszyć im będzie chór dziecięcy „Artos” im. Władysława Skoraczewskiego.

Piotr Beczała w arii „Pourquoi me réveiller”, Barcelona 2017.

Obsada:

Werther – Piotr Beczała 8, 10.10.2020, Leonadro Caimi 14,16,18.10.2020

Charlotte – Irina Zhytynska

Albert – Stanisław Kuflyuk

Sophie – Sylwia Olszyńska

Le Bailli – Jerzy Butryn

Schmidt – Jacek Ornafa

Johann – Jasin Rammal-Rykała

Bruhlmann – Igor Buczyński

Kathchen – Katarzyna Ćwiek

2. Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego – Czarowny wieczór w amfiteatrze

Poprzednia edycja festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego dowiodła, że bialska widownia kocha dobrą sztukę. Tak było i w tym roku. Zanim scena przeszła we władanie artystów, senator Grzegorz Bierecki w towarzystwie wiceprezydenta miasta Macieja Buczyńskiego i dyrektora artystycznego Fundacji „Orfeo” Krzysztofa Korwin – Piotrowskiego odsłonili oficjalnie ławeczkę Bogusława Kaczyńskiego, ustawioną nieopodal Zespołu Szkół Muzycznych. Gdyby żył pan Bogusław, zapewne byłby szczęśliwy, że takie imprezy trafiają do jego rodzinnego miasta. Drugi festiwal był okazją do uhonorowania zasłużonego dla bialskiej kultury artysty – fotografika Tadeusza Żaczka. Odebrał on od wiceprezydenta M. Buczyńskiego nagrodę kulturalną Anny z Sanguszków Radziwiłłowej. Za pomocą łącza internetowego wypowiedział się na telebimie nieobecny w amfiteatrze prezydent Michał Litwiniuk.

Orkiestra Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie pod dyrekcją Mieczysława Smydy i szóstka solistów sprawdzili się doskonale. Wszyscy trafiali idealnie w punkt. Na scenie amfiteatru wystąpili: sopranistka Małgorzata Długosz, sopranistka Iwona Socha, baryton operowy Jakub Milewski, tenor Jakub Oczkowski, baryton operowy Zbigniew Macias oraz aktor musicalowy Mateusz Deskiewicz. W sobotni wieczór pojawili się także doskonale przygotowani artyści baletu. Koncert prowadzony przez Krzysztofa Korwin – Piotrowskiego i Łukasza Lecha skrzył się perełkami. Dwie i pół godziny minęło niczym sen złoty.

W pierwszej, musicalowej części wysłuchano przebojów z długiej listy utworów granych w teatrach muzycznych. Rozpoczął ją Zbigniew Macias nastrojową piosenką „W taki piękny wieczór” z musicalu Richarda Rodgersa: „Południowy Pacyfik”. Po nim Małgorzata Długosz czarowała interpretacją zmysłowego tanga „Por una cabeza” Carlosa Gardela, a prawdziwy czar tańca pokazali młodzi artyści baletu (Justyna Malinowska i Wiktor Snochowski). Znakomity śpiewak i aktor musicalowy Mateusz Deskiewicz uraczył publiczność zabawną „Balladą z trupem”, znaną z Kabaretu Starszych Panów. Ten sam artysta przedstawił inny słynny utwór kabaretowy Charliego Chaplina „Ten wąsik, ach ten wąsik” z polskimi słowami Mariana Hemara.

W klimacie lat trzydziestych minionego wieku pokazała się Małgorzata Długosz, wybierając wielki szlagier Hanki Ordonówny „Na pierwszy znak”. Artysta, który kilkaset razy grał na scenie w „Człowieku z La Manchy”, czyli Zbigniew Macias pokazał wielki kunszt wokalny w arii „Śnić sen”. Każdej prezentacji wokalnej towarzyszyły nietuzinkowe zapowiedzi, fantastyczne kostiumy i popisy tancerzy, co jeszcze bardziej uatrakcyjniało toczące się w szybkim tempie widowisko. W pierwszej części nie zabrakło fantastycznych szlagierów: „Gdybym był bogaczem” i „To świt to zmrok” z musicalu „Skrzypek na dachu” w wydaniu Zbigniewa Maciasa wspomaganego przez Małgorzatę Długosz.

Talent komiczny Mateusza Deskiewicza ujawnił się w dwóch brawurowych rolach. Najpierw jako łotrzyk – oberżysta śpiewający arię „Kramu tego król” z musicalu „Nędznicy”, a następnie w duecie ze Zbigniewem Maciasem „Jeden szczęścia łut” z musicalu „My Fair Lady”. W pierwszej z nich artyście towarzyszył bialski kwartet Chwilka. Publiczność słuchała jak oczarowana. Druga część operetkowa zaczęła się od popisu Iwony Sochy, Jakub Oczkowskiego i Jakuba Milewskiego w zabawnej arii „To ja Lulu” z operetki „Dama od Maxima”. Łukasz Lech, ze swadą znawcy operetek grywanych ongiś w Wiedniu, zapowiedział arię „Artystki z Variete” z „Księżniczki czardasza” Imre Kalmana. Wykonali ją popisowo Jakub Oczkowski i Jakub Milewski. Tuż po nich żeński duet, czyli Małgorzata Długosz i Iwona Socha bawiły się nie gorzej od widowni słynną „Annen Polka” Johanna Straussa. Taneczne tempo podtrzymał wspomagany przez balet Jakub Oczkowski arią Boniego „Tak całkiem bez dziewczątek” z operetki Kalmana „Księżniczka czardasza”. Doskonale wypadł też popis tercetu wokalnego: Iwona Socha, Jakub Milewski i Jakub Oczkowski w arii „Dziewczę z Węgier” z operetki Kalmana „Hrabina Marica”. Z tej samej operetki pochodziła inna aria „Graj Cyganie” w wykonaniu Jakuba Oczkowskiego. Węgierskim prezentacjom towarzyszyły występy tancerzy. Muzyczne szaleństwo podtrzymały kolejne arie: „Joj mama” i „Kiedy cygańska dusza gra” interpretowane przez czwórkę artystów: Iwonę Sochę, Małgorzatę Długosz, Jakuba Milewskiego i Jakuba Oczkowskiego.

Oczarowana publiczność na stojąco wyrażała aplauz orkiestrze i solistom. Na finał wszyscy soliści uraczyli słuchaczy wielkim przebojem z „Wesołej wdówki” – „Usta milczą dusza śpiewa”. Beztroski nastrój zabawy udzielił się wzruszonym melomanom, obecnym w amfiteatrze. Wielkie brawa należą się organizatorom festiwalu: prezydentowi miasta Biała Podlaska, Bialskiemu Centrum Kultury i Fundacji „Orfeo” im. Bogusława Kaczyńskiego, a także wszystkim artystom uczestniczącym w tym wydarzeniu.

Po koncercie poprosiłem uczestników o wypowiedzi.

Izabela Kłusek – Jestem wzruszona i pełna zachwytu nad dzisiejszą prezentacją. Wspaniałe głosy solistów, znakomicie prowadzona orkiestra i niepowtarzalna atmosfera udzieliły się wszystkim obecnym w amfiteatrze. Mam nadzieję, że festiwal Bogusława Kaczyńskiego będzie miał kolejne odsłony. Zapewnia on bowiem melomanom przeżycia nie do opisania. Ktoś, kto kocha muzykę, nie może wobec takich szlagierów pozostać obojętnym. Polecam relację z festiwalu do obejrzenia na YouTube.

Jadwiga Romaniuk – Szkoda, że takie imprezy odbywają się w mieście stosunkowa rzadko. Jestem przekonana, że patron festiwalu Bogusław Kaczyński życzyłby sobie, aby koncerty z muzyką operetkową i operową organizowane były znacznie częściej. Bialczanie są spragnieni dobrej rozrywki na wysokim poziomie. W zalewie mało wartościowej muzyki popularnej, te ponadczasowe szlagiery nic nie tracą ze swej aktualności i porywają nas tak samo, jak innych pięćdziesiąt czy sto lat temu.

Alina Miłaszewska – Wspaniale, że mogłam dzisiejszego wieczoru znaleźć się w amfiteatrze. Znakomite tempo koncertu okraszone bogactwem dźwięków, fantastycznymi kostiumami i popisami tancerzy oczarowały niejednego słuchacza. Mam apetyt na więcej i liczę, że trzecia odsłona festiwalu Bogusława Kaczyńskiego przyniesie wiosną przyszłego roku jeszcze więcej znakomitej muzyki, za którą wszyscy przepadamy.

Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej

Prezydent Miasta Biała Podlaska Michał Litwiniuk, Dyrektor Bialskiego Centrum Kultury Zbigniew Kapela oraz Dyrektor Artystyczny ORFEO Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie Krzysztof Korwin-Piotrowski zapraszają na II Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego. W sobotę 26 września o 16.00 i 19.00 w Amfiteatrze w Parku Radziwiłłowskim w Białej Podlaskiej odbędzie się premiera widowiska „Zaczarowany świat operetki i musicalu”. Wydarzenie zapowiada dyrektor artystyczny Krzysztof Korwin-Piotrowski.

Narratorem i reżyserem pierwszej części „Śnić sen” będzie dyrektor artystyczny festiwalu i reżyser Krzysztof Korwin-Piotrowski. Wystąpią: primadonna ORFEO Małgorzata Długosz, aktor musicalowy z Teatru Muzycznego w Gdyni Mateusz Deskiewicz, solista Teatru Wielkiego -Opery Narodowej Zbigniew Macias oraz para taneczna i Kwartet wokalny Chwilka z Bialskiego Centrum Kultury, przygotowany przez Ireneusza Parafiniuka. Druga część to „Zakochani w operetce” w reżyserii Łukasza Lecha. Są to najpiękniejsze fragmenty widowiska jubileuszowego Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie, przygotowanego z okazji 15-lecia teatru. Wystąpią: Małgorzata Długosz (sopran, primadonna Orfeo), Iwona Socha (sopran, solistka Opery Krakowskiej), Jakub Milewski (baryton, kierownik artystyczny Mazowieckiego Teatru Muzycznego), Jakub Oczkowski (tenor), zespół baletowy i orkiestra MTM pod dyrekcją Mieczysława Smydy. Balet przygotowała choreograf Violetta Suska. Partnerem Wydarzenia jest Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury – Dyrektor Iwona Wujastyk.

W pierwszej części można będzie usłyszeć takie przeboje musicalowe jak „W taki piękny wieczór” z „Południowego Pacyfiku” Richarda Rodgersa, „Śnić sen” z „Człowieka z La Manchy” Mitcha Leigha, piosenkę Thenardiera „Kramu tego król” z „Nędzników” Claude-Michela Schoenberga, „Gdybym był bogaczem” oraz „To świt, to zmrok” ze „Skrzypka na dachu” Jerry’ego Bocka, a także takie słynne utwory jak „Straingers in the Night” czy tango „Por una cabeza”. Usłyszymy też „Na pierwszy znak” z repertuaru Ordonki i piosenki z Kabaretu Starszych Panów.

Natomiast w części drugiej zabrzmią fragmenty operetek „Hrabina Marica” i „Księżniczka czardasza” Imre Kalmana, „Perła z Tokaju” Freda Raymonda, „Wesoła wdówka” Franza Lehara oraz Annen-Polka Johanna Straussa i piosenka „To ja, Lulu” z musicalu „Dama od Maxima” Ryszarda Sielickiego.

W widowisku wezmą udział tancerze Wiktor Snochowski i Justyna Malinowska. Reprezentują Studio Tańca Duet w Warszawie, prowadzone przez Jarosława i Dominikę Marzec. Współpracują z klubem Tańca Towarzyskiego DancePoint Biała Podlaska. Osiągnięcia tej pary to m.in.: 2 razy Półfinał Mistrzostw Polski w klasie A Dorośli Latin i I miejsce w cyklu Grand Prix Polski U21 Standard. Stanęli także na podium w San Marino we Włoszech.

Klub Tańca Towarzyskiego DancePoint w Białej Podlaskiej działa od 4 miesięcy. Trenerami są: obecna wicemistrzyni par zawodowych (Tańców Latynoamerykańskich) Polski, posiadająca najwyższą międzynarodową klasę taneczną S, wielokrotna mistrzyni Polski amatorów, Wicemistrzyni Świata, finalistka dziewiątej edycji Tańca z Gwiazdami – Natalia Głębocka oraz para posiadająca najwyższą międzynarodową klasę taneczną S – Łukasz Świtalski i Natalia Mikołajczyk ( Tańce Standardowe) – Mistrzowie Saksonii.

Jest to wyjątkowa szkoła, która łączy profesjonalną naukę tańca i rozwój osobisty. Współpracuje ze Studiem Tańca Duet w Warszawie. W klubie tańczą dzieci od lat 3, młodzież i dorośli.Pomimo krótkiego stażu działalności szkoły, tancerze osiągają wiele sukcesów, reprezentując klub na Ogólnopolskich Turniejach Tańca Towarzyskiego.

bty

Kwartet wokalny CHWILKA działa przy Bialskim Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej, w składzie: Magdalena Bancarzewska, Zuzanna Krajewska, Kornelia Najdyhor, Wiktoria Zielińska. Zespół powstał w 1986 roku, jest laureatem wielu festiwali ogólnopolskich i międzynarodowych. Soliści oraz zespoły Chwilki to uczestnicy wielu muzycznych programów telewizyjnych. Obecnie zespół liczy około 30 osób, a jego kierownikiem artystycznym jest Ireneusz Parafiniuk.