REKLAMA

Polscy artyści na świecie: Piotr Beczała jako Radames w premierze „Aidy” Giuseppe Verdiego w The Metropolitan Opera w Nowym Jorku

Najnowszą premierę The Metropolitan Opera w Nowym Jorku „Aidę” Giuseppe Verdiego wyreżyserował Michael Mayer, współpracujący już z tą sceną przy takich produkcjach, jak „Traviata” czy „Rigoletto” Verdiego. Spektakl ten zastąpi w repertuarze Met kultową inscenizację „Aidy” Verdiego w reżyserii Sonji Frisell graną nieprzerwanie od 1988 roku, w której występowało wielu legendarnych śpiewaków, m. in. najsłynniejsza polska Amneris Stefania Toczyska. Jeden z ostatnich, pożegnalnych spektakli tej inscenizacji relacjonował wiosną 2023 roku na łamach portalu ORFEO Tomasz Gajewski.

Angel Blue (Aida) i Piotr Beczała (Radames) © Ken Howard | Met Opera
Angel Blue (Aida) i Piotr Beczała (Radames) © Ken Howard | Met Opera

Autorką projektu scenografii nowej produkcji jest Christine Jones, kostiumów – Susan Hilferty, reżyserię świateł przygotował Kevin Adams, a choreografię – Oleg Glushkov. Kierownictwo muzyczne premiery objął Yannick Nézet-Séguin, dyrektor muzyczny Met. Spektakl w pierwotnym zamyśle miał otworzyć sezon artystyczny 2020/21 w The Metropolitan Opera, ale plany te pokrzyżowała pandemia i premierę spektaklu przełożono na 2024 rok. W międzyczasie Piotr Beczała zadebiutował w roli Radamesa na letnim festiwalu w Salzburgu, a później wykonywał ją w Teatro Real w Madrycie i na festiwalu Arena di Verona.

Rolę tytułowej Aidy w najnowszej premierze wykonuje debiutująca w Met Angel Blue, w jej sceniczną rywalkę księżniczkę Amneris wciela się Judit Kutasi, a obu artystkom w roli Radamesa partneruje polski tenor Piotr Beczała. Obsadę dopełniają Quinn Kelsey (Amonasro), Dmitry Belosselskiy (Ramfis) i Morris Robinson (Faraon). Spektakle z udziałem Piotra Beczały zaplanowano na 31 grudnia 2024 roku oraz 4, 7, 10, 14, 18, 21 i 25 stycznia 2025 roku. Ostatni z nich 25 stycznia 2025 roku transmitowany będzie na całym świecie na żywo w ramach słynnego cyklu „The Met: live in HD 2024/25”.

Nowa produkcja „Aidy" w Metropolitan Opera. Piotr Beczała (Radames) i Dmitry Belosselskiy (Ramfis) © Ken Howard | Met Opera
Nowa produkcja „Aidy” w Metropolitan Opera. Piotr Beczała (Radames) i Dmitry Belosselskiy (Ramfis) © Ken Howard | Met Opera

W kolejnych miesiącach w obsadach znaleźli się także: Christina Nilsson (Aida), Elīna Garanča (Amneris), Brian Jagde (Radames), Amartuvshin Enkhbat, Roman Burdenko, Michael Chioldi (Amonarso), Alexander Vinogradov, Morris Robinson (Ramfis), a w roli Faraona w dziewięciu spektaklach w marcu, kwietniu i maju 2025 roku występować będzie polski bas Krzysztof Bączyk. Za pulpitem dyrygenckim staną również Alexander Soddy i John Keenan.

Piotr Beczała w The Metropolitan Opera w Nowym Jorku wystąpił już w ponad 160 spektaklach. W ostatnich latach artysta zapraszany był również do udziału w przedstawieniach sylwestrowych. W 2018 roku wystąpił 31 grudnia w partii Maurizia w premierze „Adriany Lecouvreur” Francesca Cilei. Trzy lata później, w 2021 roku Piotr Beczała w sylwestrowy wieczór wystąpił w Met w roli Księcia Mantui w premierze „Rigoletta” Giuseppe Verdiego, a w 2022 roku zadebiutował tam w partii Lorisa Ipanowa w sylwestrowej premierze „Fedory” Umberta Giordana.

Piotr Beczała (Radames) i Angel Blue (Aida) © Ken Howard | Met Opera
Piotr Beczała (Radames) i Angel Blue (Aida) © Ken Howard | Met Opera

W najbliższych miesiącach artysta zaśpiewa m. in. Księcia w „Rusałce” Antonína Dvořáka w Gran Teatre del Liceu w Barcelonie, Maria Cavaradossiego w „Tosce” Giacoma Pucciniego w Wiener Staatsoper, gdzie wykona także partię Manrika w „Trubadurze” Giuseppe Verdiego. Powróci jako tytułowy Lohengrin w operze Richarda Wagnera do Opery w Zurychu, na słynny festiwal w Bayreuth i do Bayerische Staatsoper w Monachium, gdzie wystąpi także jako Don José w „Carmen” Georgesa Bizeta. Pod koniec sierpnia 2025 roku dołączy do swojego repertuaru tytułową partię w „Andrea Chénier” Umberta Giordana, w wersji koncertowej tej opery zaśpiewa na letnim festiwalu w Salzburgu.

Miłosne wyznania tańca i śmierci. Tomasz Konieczny i Lech Napierała w specjalnym recitalu Filharmonii Łódzkiej

Tomasz Konieczny regularnie pojawia się na najważniejszych scenach operowych świata. Specjalizuje się w repertuarze niemieckojęzycznym, wykonuje czołowe partie w operach Ryszarda Wagnera (Wotan w trzech częściach Tetralogii „Pierścień Nibelunga: „Złoto Renu”, „Walkiria” i „Zygfryd”), Telramund w „Lohengrinie”, Kurwenal w „Tristanie i Izoldzie”) i Ryszarda Straussa (Mandryka w „Arabelli”, Jochanaan w „Salome”). Artysta śpiewa też w operach Giuseppe Verdiego, Giacomo Pucciniego, czy Albana Berga. Jest, obok Piotra Beczały, jednym z pierwszych polskich artystów, którzy wystąpili na Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth. Zapraszany jest do występów w Staatsoper w Wiedniu, Operze w Zurychu, słynnym Festiwalu w Salzburgu i Metropolitan Opera, w której zadebiutował w 2019 roku jako Alberyk w „Złocie Renu”. Widzowie na całym świecie będą mogli podziwiać jego kreację Pizarra w marcu 2025 roku w bezpośredniej transmisji „Fidelia”, z Nowego Jorku w cyklu „The Met: Live in HD 2024/2025”.

Do Łodzi Tomasz Konieczny przyjedzie z Hamburga, w której wykonuje tytułową rolę w „Latającym Holendrze” Ryszarda Wagnera. Artysta jest także pomysłodawcą Baltic Opera Festival, której dwie edycje odbyły się na scenie Opery Leśnej w Sopocie, mieście nazywanym niegdyś „Bayreuth Północy”.

Tomasz Konieczny © Karpati & Zarewicz
Tomasz Konieczny © Karpati & Zarewicz

Ale warto przypomnieć, że Tomasz Konieczny w wielki operowy świat wyruszył z Łodzi – jest absolwentem Wydziału Aktorskiego Łódzkiej Szkoły Filmowej (ma na swoim koncie sukcesy filmowe, m. in. w filmach Andrzeja Wajdy) oraz popularnego Kopra, czyli I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika.

Podczas specjalnego recitalu w Filharmonii Łódzkiej 22 stycznia 2025 roku artysta z towarzyszeniem pianisty Lecha Napierały zaprezentuje recital składający się z pieśni Stanisława Moniuszki i Mykoli Łysenki, kompozytorów uznawanych za twórców polskiej i ukraińskiej opery narodowej, ale zaprezentuje też cykl Ryszarda Wagnera „Wesendonck-Lieder”, który wykonywany jest zwykle przez kobiety. Dopełnieniem wieczoru będą legendarne „Pieśni i tańce śmierci” Modesta Musorgskiego, a także utwory amerykańskiego kompozytora Charlesa Ivesa, amerykańskiego kompozytora znanego z zamiłowania do rodzimej tradycji muzycznej, ale i artystycznych eksperymentów.

Tomasz Konieczny i Lech Napierała © Karpati & Zarewicz
Tomasz Konieczny i Lech Napierała © Karpati & Zarewicz

Już teraz czuję, że będzie to niezwykłe muzyczne spotkanie. Cieszę się, że w styczniu będę mógł zaśpiewać dla i przed łódzką publicznością. Miejsce jest mi niezwykle bliskie ze względu na to, że jest to moje rodzinne miasto. To tutaj narodziły się w mojej głowie marzenia o występach na scenie, ponieważ to właśnie w Łodzi rozpocząłem swoją edukację kończąc studia aktorskie. Minęło ponad sześć lat od ostatniego spotkania i z okazji powrotu do Filharmonii Łódzkiej wraz z Lechem przygotowaliśmy program w którym pojawią się pieśni od Moniuszki po Wagnera i Łysenkę – mówi Tomasz Konieczny.

Lech Napierała © Karpati & Zarewicz
Lech Napierała © Karpati & Zarewicz

Przy fortepianie Koniecznemu będzie towarzyszyć jego stały partner muzyczny, Lech Napierała, absolwent wiedeńskiego Universität für Musik und darstellende Kunst, jeden z czołowych polskich kameralistów. Tomasza Koniecznego i Lecha Napierała łączy długa i szczególna, artystyczna współpraca. W ostatnich latach nagrali wspólnie wiele płyt, m.in. głośną reinterpretację „Winterreise” Franza Schuberta do słów Stanisława Barańczaka, którą zaprezentowali w Filharmonii Łódzkiej w 2018 roku. Artyści intensywnie współdziałali ze sobą podczas pandemii.

Występ Tomasz Koniecznego i Lecha Napierały w Filharmonii Łódzkiej odbędzie się 22 stycznia 2025 roku. Bilety na to wydarzenie można kupić tutaj.

opracowanie na podstawie materiałów prasowych przygotowanych przez Pracownię Szumu

Dyrygent, jak i menadżer, muszą być niczym kapitan statku: rozmowa z Rafałem Kłoczko

Tomasz Pasternak: Jest Pan dyrygentem, kompozytorem, aranżerem, teoretykiem muzyki, od 2021 roku dyrektorem Filharmonii Zielonogórskiej. Czy te role trudno połączyć?

Rafał Kłoczko: Z tych wszystkich aktywności skupiam się dziś przede wszystkim na zarządzaniu instytucją. Dyrygowanie to bardzo ważny element mojego życia artystycznego, a kompozycja czy aranżacja… Nie ma tygodnia, bym nie postawił kilku nut. Przygotowałem szereg opracowań i kompozycji dla Teatru Wielkiego w Poznaniu czy Opery Wrocławskiej. W tej chwili pracuję nad projektem z Akademią Operową i Orkiestrą Polskiego Radia.

Pana aranżacje, które słyszałem, są bardzo nasycone symfonicznie. Przypominają mi muzykę filmową, rodem z Hollywood. Mam na myśli przede wszystkim orkiestrację pieśni Stanisława Moniuszki.

Na dwusetlecie urodzin Moniuszki w Teatrze Wielkim w 2019 roku miałem okazję stworzyć cały szereg opracowań wykonywanych później przez Jakuba Józefa Orlińskiego, Łukasza Golińskiego, czy Rafała. Bartmińskiego. Pani Beata Klatka powiedziała mi, że potrzebujemy spektakularnego efektu. Z pewnością można uznać, że niektóre z nich są nieco hollywoodzkie. Ale takie dzieła Moniuszki, jak „Kozak” czy „Stary Kapral” to przecież narracyjne dzieła sztuki. „Znasz-li ten kraj” to jedna z najpiękniejszych melodii w polskiej literaturze wokalnej. Płynna, wciąż rozwijająca się fraza, niemalże unendlische Melodie! Oczywiście, że pojawiały się komentarze, że nie nawiązywałem do stylu Moniuszki, ale tego nikt ode mnie nie oczekiwał.

Rafał Kłoczko © Wojciech Grzedziński
Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

A musi być zawsze w stylu?

Nigdy nie mówiłem, że próbowałem coś zrobić „w stylu Moniuszki”. Moniuszko, z tego, co o nim czytałem, nie miał nic przeciwko wykonywaniu jego utworów na różne składy, przecież on pisał dla wszystkich, również dla tych, którzy nie zawsze śpiewali profesjonalnie. Sądzę, że gdyby siedział z nami na widowni, cieszyłby się, że ktoś zainteresował się jego twórczością i się nią zainspirował. Muzyka jest także po to, by się nią bawić, czerpać z niej pełnymi garściami, inspirować się! Opracowania utworów Bacha przez Leopolda Stokowskiego nie są utrzymane w stylu bachowskim, a funkcjonują do dzisiaj i robią ogromne wrażenie.

Ale jest Pan też kompozytorem, tu jest zupełna wolność twórcza.

Rok temu dla Opery Wrocławskiej stworzyłem muzykę do scen baletowych na bazie „Opowieści Wigilijnej”. Skomponowałem też operę familijną „Chcę śpiewać, ale nie mam gdzie”, która została wystawiona w ubiegłym sezonie w Warszawskiej Operze Kameralnej w reżyserii i do libretta Jerzego Snakowskiego. Dla Capelli Gedanensis napisałem „Cztery pieśni na baryton, chór i orkiestrę smyczkową” do słów Ernesta Brylla, zaśpiewał je Hubert Zapiór i bardzo żałuję, że ten wielki pisarz i poeta nie mógł ich usłyszeć. A sam wybrał dla mnie teksty. Tak, komponowanie to wolność absolutna!

Rafał Kłoczko © Wojciech Grzedziński
Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Czy to prawda, że chciał Pan być księgowym, a nie dyrygentem?

Tak, chciałem być księgowym. Po maturze poszedłem na germanistykę, zmieniłem kierunek ma marketing i zarządzanie, a potem na telekomunikację i elektrotechnikę. W międzyczasie uczęszczałem do szkoły muzycznej, ale dość późno zacząłem zajmować się muzyką. Pod swoje skrzydła, gdy odkryto u mnie smykałkę do kompozycji, wzięła mnie Magdalena Cynk.

W pewnym momencie – szukając kierunku studiów – poczułem, że potrzebuję muzyki. Rozpocząłem finalnie naukę na Akademii Muzycznej w Gdańsku w klasie kompozycji Eugeniusza Głowskiego. Niemalże natychmiast podjąłem jeszcze dwa kierunki: teorię muzyki i carillon. Podczas zajęć z propedeutyki Janusz Przybylski, wybitny polski dyrygent powiedział mi, że będę dyrygentem. I przygotował mnie do egzaminów wstępnych. Po roku dyrygowania stwierdziłem, że temu właśnie chcę poświęcić całą swoją uwagę.

Rafał Kłoczko © Wojciech Grzedziński
Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Dlaczego?

To jednocześnie obcowanie z partyturą i specyficzny, dogłębny rodzaj analizy dzieła, który mnie fascynuje. To też pewien rodzaj władzy w muzyce i ogromna odpowiedzialność – dyrygent przekłada kompozycje przez pryzmat własnych doświadczeń i zaprasza odbiorców do swojego intymnego, wewnętrznego świata uczuć. Kocham pracę z ludźmi, lubię duże miasta, uwielbiam, kiedy wiele się dzieje. Pewnie dlatego tak dobrze czuję się w Warszawie.

Jakie cechy powinien dziś mieć dyrygent? Kiedyś był to dyktator.

Dyrygent-dyktator w dzisiejszych czasach absolutnie nie ma racji bytu. I całe szczęście! W reżimie czy pod batem nie da się tworzyć sztuki. Muzyka to delikatna materia, potrzebujemy swobody twórczej, należy dać każdemu przestrzeń. Dla przykładu – gdy podczas pracy z orkiestrą solista z orkiestry pięknie frazuje i proponuje interpretację inną niż zamierzona, dlaczego miałbym nie zmienić zdania i nie podążyć za wizją tego artysty? Dyrygent, jak i menadżer, muszą być niczym kapitan statku – wyznaczać kierunek, mieć szerokie horyzonty, kształtować wizję. Wszystkim nam zależy, by ten transatlantyk popłynął dalej. W orkiestrze trzeba dać wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Bo przecież zdarza się, że muzyk się zgubi, że potrzebuje wsparcia czy po prostu uśmiechu, który powie: jest świetnie. To wszystko to oczywiście kontrola, ale z dużym zaufaniem.

Rafał Kłoczko © Basia Kramczyńska
Rafał Kłoczko © Basia Kramczyńska

Jaką wizję ma dyrektor Filharmonii Zielonogórskiej i czy trudno jest być dyrektorem?

Fascynuje mnie zarządzanie instytucją. Choć może to zaskakiwać, lubię i cenię sobie tzw. „papierologię”, pilnowanie procedur, dokształcanie się w przepisach, spotkania z organizatorami, artystami i ciągłe szukanie tego, co można udoskonalić. Arcyciekawie patrzy się również na własne dokonania spoglądając wstecz. Zielona Góra, którą obecnie prowadzę, to miejsce z ogromnym potencjałem turystycznym, czy „eksportowym”. To przecież teren nadgraniczny, miasto z ciekawą historią i piękną okolicą. Doceniają to także artyści, którzy przyjmują zaproszenia i przyjeżdżają tu na koncerty.

Międzynarodowy Festiwal im. Tadeusza Bairda to flagowy projekt Filharmonii Zielonogórskiej. Dlaczego wcześniej tak rzadko prezentowano twórczość tego kompozytora?

Też stawiam sobie to pytanie, szczególnie w kontekście „Sonetów miłosnych”. Pamiętam moją pierwszą inaugurację sezonu w Zielonej Górze, w której postanowiłem przedstawić ten utwór. Okazało się, że poza „Colas Breugnon” czy „Sinfoniettą”, rzadko nazwisko Tadeusza Bairda pojawiało się na afiszach. Jeśli o mnie chodzi – w Tadeuszu Bairdzie widzę gigantyczny potencjał, jeżeli chodzi o promocję polskiej kultury. Nie tylko dlatego, że Filharmonia Zielonogórska nosi jego imię. To jest patron, którego twórczość fascynuje.

Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Tadeusza Bairda. Tomasz Konieczny i Rafal Kłoczko © Wojciech Grzędziński
Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Tadeusza Bairda. Tomasz Konieczny i Rafal Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Co najbardziej?

Muzyka współczesna może być często trudna w odbiorze dla osób, ale twórczość Bairda nie ma tych barier, zwłaszcza jeśli chodzi o narrację. Nie powtarza swoich pomysłów, on je ciągle przetwarza i zaskakuje odbiorcę. Był wybitnym melodystą. Napisał niewiele utworów, ale każdy z nich to majstersztyk. To takie małe kompendium wiedzy, a jednocześnie świetna forma i genialna instrumentacja. Tworząc neoklasycznie – niemalże wyczerpywał temat, skupiając się na sonoryzmie – partytura staje się kompendium wiedzy na temat tego nurtu. Wspaniałe są też jego utwory wokalne, wszystko to podoba się publiczności, ale też artystom, solistom i dyrygentom, którzy chcą włączyć Bairda do swojego repertuaru. Twórczość tego kompozytora ma ogromny potencjał i nie wiem, czemu zniknęła z programów filharmonii.

Rafał Kłoczko © Wojciech Grzedziński
Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Baird nie jest tak nośny jak Lutosławski, Kilar, czy Górecki?

To raczej kwestia, że nikt o to nie zadbał. Tadeusz Baird zajmuje ważne miejsce w moim życiu. Jego „Sonetom miłosnym” poświęciłem swoją pracę na studiach. Było to studium interpretacji utworu. Od tego momentu kompozytor siedział w mojej głowie. Dopiero decydując się na aplikację na stanowisko dyrektora Filharmonii Zielonogórskiej zobaczyłem, kto jest patronem tej instytucji. Nie wierzę w przypadki.

Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Tadeusza Bairda we wrześniu 2024 roku prezentował nie tylko jego utwory.

Koncerty monograficzne czy festiwale monograficzne zazwyczaj „nie działają”. Dziś nawet koncert poświęcony wyłącznie Brahmsowi czy Mozartowi może nie spotkać się ze spodziewanym zainteresowaniem. Potrzebne są nam konteksty. Na co dzień jesteśmy bombardowani komunikatami i bodźcami. Potrzebujemy więc porządku, połączeń, poszukiwać skojarzeń i znajdować je, by nagrodzić siebie zastrzykiem dopaminy. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc i na wydarzeniu festiwalowym potrzebujemy pracować umysłowo, nie tylko przyjść i biernie posłuchać. Baird bardzo nam tu pomógł i te konteksty świetnie zadziałały. Istnieją trzy wersje „Sonetów miłosnych”: na fortepian, orkiestrę kameralną z klawesynem i orkiestrę symfoniczną. To dało nam doskonałe pole do popisu i budowania skojarzeń.

Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Tadeusza Bairda. Tomasz Konieczny i Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński
Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Tadeusza Bairda. Tomasz Konieczny i Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Czy podobny rodzaj podejścia zastosują Państwo podczas drugiej edycji?

Druga edycja skupiona będzie wokół neoklasycyzmu, to też ciekawy nurt u Tadeusza Bairda i jeden z bardziej fascynujących w muzyce XX wieku. Ale nie mogę jeszcze za dużo zdradzić. Niedługo będziemy mogli powiedzieć więcej, finalizujemy rozmowy z artystami. Na pewno będzie to ostatni weekend września 2025 roku tak, żeby nie kolidowało to z Warszawską Jesienią czy Konkursem Chopinowskim.

Ale w międzyczasie dokonujecie nagrań wszystkich dzieł Tadeusza Bairda.

Do tej pory zarejestrowaliśmy komplet utworów kameralnych, na fortepian solo oraz instrument czy głos z fortepianem. W najbliższym czasie planujemy nagrać całą muzykę chóralną na chór a capella oraz utwory na fortepian, orkiestrę i perkusję. W końcu grudnia 2024 roku odbyła się premiera suity „Colas Breugnon”, zaproszenie do projektu przyjęli flecista Łukasz Długosz i dyrygentka Marta Kluczyńska. To właśnie jej postanowiłem powierzyć nagranie tego dzieła sztuki, ponieważ doskonale się rozumiemy muzycznie i wiem, że to wybitna profesjonalistka. Miałem rację – stworzone nagranie jest wspaniałe. Efektów wszystkich działań można posłuchać bezpłatnie w Internecie.

Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński
Rafał Kłoczko © Wojciech Grzędziński

Rozmawiamy w okresie świątecznym, za chwilę Nowy Rok. To czas składania sobie życzeń, ale także snucia marzeń. Czego mogę Panu życzyć?

To był bardzo intensywny, ale dobry rok. A czego można mi życzyć? Przede wszystkim, by nie zwalniać tempa i wciąż mieć dużo energii. Żeby ludzie dawali się zarażać fascynacją do muzyki, przede wszystkim naszej, polskiej, która na to zasługuje. Mamy gigantów, jak Chopin, Szymanowski, Penderecki czy Lutosławski. Ale nie bójmy się pokazywania Moniuszki, Kurpińskiego, Lipińskiego czy Jareckiego. Nasz kraj ma czym się pochwalić!

Życzę w takim razie energii, spełnienia marzeń i większej obecności polskich dzieł na świecie. Również dziękuję i zapraszam do Filharmonii Zielonogórskiej.

Rafał Kłoczko dyryguje „Jawnutą" w Teatrze Wielkim w Poznaniu © ze zbiorów TW w Poznaniu
Rafał Kłoczko dyryguje „Jawnutą” w Teatrze Wielkim w Poznaniu © ze zbiorów TW w Poznaniu

Pusta noc, tragedia miłosna i mory. „Wolô Boskô” na scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej

„Wolô Boskô” rozgrywa się na Scenie Kameralnej im. Emila Młynarskiego, teraz niestety rzadziej wykorzystywanej niż kiedyś. Ta przestrzeń była świadkiem wielu legendarnych produkcji Teatru Wielkiego, tu przez wiele lat rozgrywały się zmagania uczestników Konkursów Moniuszkowskich. Dzięki wymownej scenografii Izabeli Chełkowskiej (autorki także stylizowanych kaszubsko kostiumów) publiczność wchodząca na widownię mogła poczuć, że znalazła się nocą na Kaszubach, na pomoście prowadzącym do wieczności. Tego wrażenia dopełniała także niezwykła reżyseria świateł Macieja Igielskiego, a także ciekawie zinterpretowany przez Annę Hop ruch choreograficzny protagonistów i towarzyszących im zjaw.

„Wola boska” („Wolô Boskô” po kaszubsku) opiera się na tekstach i melodiach tradycyjnych pieśni kaszubskich. Ich wyboru dokonał baryton Damian Wilma, który pochodzi z regionu i od lat zafascynowany jest jego kulturą. To historia o nieszczęśliwej miłości Jaśka i Hanuszki, której rodzice niechętnie zgadzają się na ślub i odwlekają ceremonię. Wybierają dla swojej córki innego narzeczonego, Hanuszka tłumaczy to wyrokami boskimi, którym nie można się sprzeciwiać. Jaśko rzuca się do morza, jego ukochana także odbiera sobie życie. Kochankowie pochowani zostają w osobnych mogiłach, ale na skutek ich miłości z grobów wyrastają splatające się lilie, które ścina matka Hanuszki. W jednej z ostatnich pieśni Damian Wilma śpiewa: Jasia pochowali, poniżej kościoła / Andzię pochowali powyżej kościoła / Na Jasieńka grobie wyrosła lilija / A na Andzi grobie śliczna przytulija / Tak rosły i rosły, powyżej kościoła / Obie się złączyły, jakby żywe były / Ta niedobra mama / Jak się dowiedziała / Wzięła nożyk ostry, kwiaty pościnała / A gdy już je ścięła / To się krew z nich lała / Ta niedobra mama padła i płakała.

„Wolô Boskô”. Scena zbiorowa © Krzysztof Bieliński
„Wolô Boskô”. Scena zbiorowa © Krzysztof Bieliński

„Wolô Boskô” to jednak nie tylko opowieść o kaszubskiej miłości Romea i Julii, ale także odwołanie się do ludowych wierzeń. W libretcie znalazły się także teksty Oskara Kolberga, Gustawa Pobłockiego, Aleksandra Hilferdinga, Aleksandra Majkowskiego, Alojzego Nagela opowiadające o tej tak ciągle nieznanej kulturze.

 „Pusta noc” to uroczystość, która swym początkiem sięga czasów pogańskich, odbywa się w ostatnią noc przed pogrzebem zmarłego, który krąży wokół swojego domostwa, niewłaściwie pożegnany może wracać jako upiór (w kulturze kaszubskiej określany jako „wieszczy”) i ukazywać się rodzinie i znajomym. „Pusty” oznacza „cichy”, „opuszczony”, pozostawiony samemu sobie”. Fascynująco o tych historiach, nie tylko w odniesieniu do Kaszub pisze Łukasz Kozak w książce „Upiór. Historia naturalna” wydanej w 2021 roku w wydawnictwie Evviva L’arte.

Sceniczną wersję utworu przygotował Jarosław Kilian, który starał się ukazać uniwersalny temat nieszczęśliwej miłości, wplatając do swojej wizji także dwoje tancerzy (Julia Witczak i Jakub Piotrowicz), z nimi i umarłym, niewłaściwie pożegnanym Jaśkiem konfrontuje się Danuta Stenka jako Białka, okrutna matka Hanuszki (Andzi). Muszę przyznać, że wybitna kreacja Stenki (pochodzącej z Kaszub), recytującej i śpiewającej ludowe pieśni jest porażająca i wspaniała. Budzi dreszcze, ale i wzrusza swoimi monologami o kaszubskich wierzeniach, wszelkiego rodzaju morach (czyli zmorach), jest liryczna, ale i demoniczna, potrafi też wybuchnąć i krzyknąć tak, że wszyscy są przerażeni. To wielkie aktorstwo o niesamowitej charyzmie scenicznej, to taka kreacja, którą pamięta się na długo.

Danuta Stenka jako Bialka w „Wolô Boskô” © Krzysztof Bieliński
Danuta Stenka jako Bialka w „Wolô Boskô” © Krzysztof Bieliński

Damian Wilma jako wieszczy Jaśko tęsknie snuje się po pomoście, artysta w swoim śpiewie potrafi zagrzmieć mocą głosu i wyrazu, ale z powściągnięciem operowej maniery, pieśni kaszubskie wykonuje z ogromnym wyczuciem lirycznego nastroju kameralistyki, nawet w tych bardziej dramatycznych momentach, zachowując piękne i pełne barytonowe brzmienie.

Niesamowita i oryginalna jest też w tym przedstawieniu muzyka, potęgująca nastrój grozy i doskonale współgrająca z przebiegiem scenicznego dramatu. Łukasz Gordyla w wywiadzie z Barbarą Mielcarek-Krzyżanowską mówi, że do czasu pracy nad „Wolô Boskô” rzeczywiście nie miałem okazji komponować muzyki inspirowanej folklorem. Przyznam, że zawsze miałem pewien dystans do tego typu materiału, głównie ze względu na jego piękno i delikatność, które łatwo można zatracić w nieudanej reinterpretacji. Tworzenie muzyki nawiązującej do folkloru traktuję z taką samą powagą jak komponowanie muzyki sakralnej. W obu przypadkach konieczne jest odnalezienie równowagi między szacunkiem dla tradycji a własną ekspresją artystyczną. Dla mnie folklor nie jest jedynie źródłem melodii czy tematów, ale przede wszystkim nośnikiem emocji i wartości uniwersalnych, takich jak miłość, strata czy duchowość (…). Folklor zawsze będzie obecny w kulturze muzycznej, ponieważ wyraża coś uniwersalnego i bliskiego.(.. ) Moim celem było nie tylko oddanie hołdu kaszubskiej kulturze, ale też nadanie jej nowego życia w kontekście współczesnym, aby mogła przemawiać do współczesnych odbiorców.

Danuta Stenka jako Bialka w „Wolô Boskô” © Krzysztof Bieliński
Danuta Stenka jako Bialka w „Wolô Boskô” © Krzysztof Bieliński

Grupę muzyków: Karolina Tańska i Aleksander Teliga (fortepian) oraz Katarzyna Bojaryn i Krzysztof Szmańda (perkusja) poprowadził z ogromnym wyczuciem nieoczywistości tej kompozycji Grzegorz Brajner.

Ale najważniejszym bohaterem tej produkcji jest język kaszubski. Warto podkreślić, że to nie gwara, a język, uznany w 2005 roku, choć najstarsze teksty zawierające zapisy kaszubskie pochodzą z 1402 roku. W fascynującym spektaklu „Wolô Boskô” język kaszubski, bo w nim zagrany jest cały spektakl, po raz pierwszy pojawił się na scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, wszyscy Kaszubi, przywiązani do swojej ojczyzny powinni być szczęśliwi z tak pięknej ekspozycji i tak wspaniałej produkcji.

„Wolô Boskô” © Krzysztof Bieliński

Spektakl w grudniu 2024 roku pokazany został trzykrotnie, na scenę Teatru Wielkiego-Opery Narodowej wróci w lutym 2025 roku i miejmy nadzieję, że zostanie na dłużej w repertuarze.

Marta Kluczyńska, Łukasz Długosz i Filharmonicy Zielonogórscy. Premiera nowego nagrania „Colas Breugnon” Tadeusza Bairda

„Colas Breugnon”, suita w dawnym stylu na orkiestrę smyczkową z fletem, to utwór -wizytówka Tadeusza Bairda. Powstała w 1951 roku na bazie bairdowskiej muzycznej ilustracji do słuchowiska radiowego o tym samym tytule wg powieści Romaina Rollanda. Po dziś dzień jest najczęściej wykonywanym dziełem Bairda. Ze względu na swą olbrzymią popularność suita zasługuje na miano hitu w całym dorobku kompozytora, czego dowodem jest żartobliwy tytuł „Coca-Cola Breugnon”, który nadał jej dyrygent Andrzej Markowski.

Marta Kluczyńska © Bartek Banaszak
Marta Kluczyńska © Bartek Banaszak

W najnowszym nagraniu po tytuł sięgnęli Filharmonicy Zielonogórscy instytucji, której patronuje Tadeusz Baird. Do projektu zaprosili wybitnych polskich artystów: Łukasza Długosza – uznanego przez krytyków za jednego z najwybitniejszych flecistów, który jest również najliczniej uhonorowanym w historii polskim flecistą. Z kolei Orkiestrę Smyczkową Filharmonii Zielonogórskiej poprowadziła dyrygentka Marta Kluczyńska na co dzień kierownik muzyczny Polskiego Baletu Narodowego. Nagranie zarejestrowano w Studiu S2 Polskiego Radia w Warszawie w listopadzie 2024 roku. Od 23 grudnia 2024 roku jest ono udostępnione bezpłatnie na kanałach Filharmonii (strona www, kanał YouTube oraz profile w mediach społecznościowych).

Łukasz Długosz © D. Bodnar (2018)
Łukasz Długosz © D. Bodnar (2018)

Pomysłodawcą nagrania jest Rafał Kłoczko – dyrygent, kompozytor, dyrektor Filharmonii Zielonogórskiej. Przedsięwzięcie wpisuje się w realizowany we współpracy z Fundacją im. R. Peryta projekt mający na celu utrwalenie i wydanie wszystkich dzieł Bairda. Do tej pory udało się zarejestrować komplet utworów kameralnych, na fortepian solo oraz głos z fortepianem. Wszystkie powstałe nagrania można posłuchać bezpłatnie na specjalnie stworzonym do tego celu kanale YouTube.

Nagranie powstało dzięki otrzymanemu grantowi ze środków pochodzących z Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia Odporności, którego celem jest zapobieganie długoterminowym negatywnym skutkom pandemii COVID-19 oraz zachęcanie do transformacji zielonej i cyfrowej w sektorze kultury i sektorze kreatywnym. Wkład własny na jego realizację przekazał Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego, będący wraz Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, organizatorem Filharmonii Zielonogórskiej im. Tadeusza Bairda.

Agnieszka Franków-Żelazny nową dyrektorką Opery Wrocławskiej

Agnieszka Franków-Żelazny to dyrygentka chóralna, profesorka w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, od 2022 roku dyrektorka Filharmonii Sudeckiej im. Józefa Wiłkomirskiego w Wałbrzychu. Wcześniej pełniła funkcję dyrektorki artystycznej Chóru Narodowego Forum Muzyki (2006-2011) oraz dyrektorki programowej Akademii Chóralnej. W latach 2013-2016 była kuratorką projektu „Muzyka” Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Ma tytuł profesora sztuk muzycznych, jest pedagogiem na Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu oraz Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Z kierowanymi przez siebie chórami dokonała 22 nagrań płytowych i wielu prawykonań muzyki polskiej. Występowała gościnnie jako dyrygent lub chórmistrz z takimi zespołami jak: Chór Filharmonii Śląskiej, Gabrieli Consort, Orkiestra Filharmonii Wrocławskiej, Wrocławski Zespół Solistów Ricordanza, Orkiestra Kameralna Akademii Muzycznej we Wrocławiu, Chór Festiwalowy Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans, Schlezwig-Holstein Festival Choir, Bamberger Symphoniker Choir. Występowała w Salle Pleyel w Paryżu, Barbican Centre w Londynie, Gewandhaus w Lipsku oraz w Royal Albert Hall w Londynie podczas festiwalu BBC Proms (wraz z Chórem Filharmonii Wrocławskiej). W 2014 roku odznaczono ją Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Agnieszka Franków-Żelazny jest też biolożką, ukończyła biologię na Uniwersytecie Wrocławskim w 2000 roku, a także W 2004 z wyróżnieniem – Wydział Edukacji Muzycznej Akademii Muzycznej we Wrocławiu w klasie dyrygowania prof. Haliny Bobrowicz, w 2005 z wyróżnieniem – Wydział Wokalny w klasie śpiewu prof. Ewy Czermak, zaś w 2006, Podyplomowe Studia Chórmistrzowskie w Bydgoszczy.

Opera Wrocławska © Diego Delso, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons
Opera Wrocławska © Diego Delso, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons

Konkurs na dyrektora Opery Wrocławskiej został rozpisany przez Samorząd Województwa Dolnośląskiego po odwołaniu z tego stanowiska Tomasza Janczaka w październiku 2024 roku. Powodem były „naruszenia przepisów prawa”, ale dyrektor odpierał te zarzuty. Do konkursu zgłosiło się dwunastu kandydatów, m. in. Tomasz Adamus, szef Capelli Cracoviensis, a także dyrygent i kompozytor Francesco Bottigliero.

W ostatnim czasie dyrekcja Opery Wrocławskiej zmieniała się dość szybko. Po odejściu Ewy Michnik, która kierowała tą sceną przez trzydzieści lat kierownictwo sprawował Marcin Nałęcz-Niesiołowski, który zrealizował trzy sezony. Halina Ołdakowska została odwołana w trakcie swojego trzeciego sezonu, Tomasz Janczak – na początku drugiego. Agnieszka Franków-Żelazny pokieruje Operą Wrocławską od 1 stycznia 2025 roku, sezon 2024/2025 to sezon jubileuszowy, 80. rok działania tej instytucji w powojennej Polsce.

XXXI edycja Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek im. ks. Kazimierza Szwarlika w Będzinie

Międzynarodowy Festiwal Kolęd i Pastorałek im. ks. Kazimierza Szwarlika to jeden z największych kolędowych przeglądów w Europie, a zarazem jeden z największych amatorskich festiwali muzycznych w kraju. Historia Festiwalu zaczęła się w najstarszym kościele w Będzinie – historycznej świątyni Świętej Trójcy na wzgórzu zamkowym, miejscu z historią liczącą ponad 700 lat. Pomysł zrodził się z zapału młodzieży i wikarego parafii – ks. Piotra Pilśniaka. Patronem Festiwalu jestks. Kazimierz Szwarlik, wieloletni proboszcz parafii Świętej Trójcy, zmarły w 2006 roku.

Wydarzenie ma formułę konkursu, którego przebieg jest dwuetapowy. W pierwszym etapie występują wszyscy uczestnicy spełniający wymagania formalne. Łącznie we wszystkich edycjach udział niemal 40 tysięcy uczestników. Eliminacje do XXXI edycji odbyły się w grudniu 2024 roku w kilkudziesięciu polskich miastach, a także na Litwie, w Ukrainie i we Włoszech.

Zespół wokalny „Szalone” © Piotr Wyparło
Zespół wokalny „Szalone” © Piotr Wyparło

Festiwal przeznaczony jest dla amatorów (w tym uczniów i absolwentów szkół muzycznych I stopnia). Należało przygotować dwie (w przypadku solistów i duetów) lub trzy (wszyscy pozostali) kolędy, z których przynajmniej jedna musi być tradycyjną polską kolędą lub pastorałką.

Występujący prezentują się przed jury, w skład którego wchodzą profesorowie akademii muzycznych z całej Polski. Zgodnie z formułą Festiwalu co roku komisji przewodniczy inna osoba. Przez lata byli to m.in.: Sławomir Pietras, Jan Szyrocki, Marek Jasiński, Jerzy Kurcz, Janusz Dzięcioł, Jerzy Rachubiński, Wiesław Delimat, Marta Kierska-Witczak, Dariusz Dyczewski, Ryszard Handke, Benedykt Błoński, Michalina Growiec, Marek Rocławski, Anna Fiebig, Benedykt Odya, Teresa Krasowska, Ewa Biegas, Urszula Kryger, Agnieszka Franków-Żelazny, Andrzej Banasiewicz, czy Wiesław Ochman.

Zespół wokalny „Włóczykije” © Piotr Wyparło
Zespół wokalny „Włóczykije” © Piotr Wyparło

W tym roku pracom jury przewodniczy prof. dr hab. Katarzyna Sokołowska (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy), a jurorami są: prof. dr hab. Ewa Biegas (Akademia Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Katowicach), prof. dr hab. Teresa Krasowska (Instytut Muzyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie) oraz dr hab. ks. Paweł Sobierajski, prof. AM (Akademia Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Katowicach).

Zdobywcy Grand Prix 30. edycji Festiwalu - Wojskowa Orkiestra Żytomierskiego Wojskowego Instytutu im. Sergija Korolowa – wraz z organizatorami Festiwalu © Piotr Wyparło
Zdobywcy Grand Prix 30. edycji Festiwalu – Wojskowa Orkiestra Żytomierskiego Wojskowego Instytutu im. Sergija Korolowa – wraz z organizatorami Festiwalu © Piotr Wyparło

W ubiegłej edycji Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek im. ks. K. Szwarlika w Będzinie zdobyła Wojskowa Orkiestra Żytomierskiego Instytutu im. Sergieja Korolowa. Koncert Inauguracyjny i Galowy oraz przesłuchania finałowe odbędą się w hali widowiskowo-sportowej Będzin Arena (ul. Sportowa 20). Wstęp na wszystkie wydarzenia w ramach Festiwalu jest bezpłatny. Przesłuchania i Koncert Galowy będą transmitowane w zakładce Transmisja na żywo.

Wstęp na wszystkie wydarzenia w ramach XXXI Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek jest bezpłatny. Koncert Galowy i ogłoszenie nagród odbędzie się 19 stycznia 2025 roku.

Książę na deskorolce. Nowa wersja baletu „Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu w sieci Multikino

To zupełnie nietypowa wersja „Dziadka do orzechów” do baśniowej muzyki Piotra Czajkowskiego. Przygotował ją wybitny niemiecki choreograf Christian Spuck, którego barwną i przewrotną interpretację „Śpiącej Królewny” niedawno widzieliśmy w kinach w całej Polsce.

„Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu © Gregory Batardon
„Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu © Gregory Batardon

Christian Spuck, nie odżegnując się od znanej na całym świecie wersji „Dziadka do orzechów”, skupionej wokół tematyki świąt Bożego Narodzenia, powrócił jednocześnie do źródła, z którego czerpał ten balet. Jego przedstawienie pomija późniejsze adaptacje opowiadania E. T. A. Hoffmanna, niemieckiego pisarza doby romantyzmu i prekursora fantastyki grozy.

„Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu © Gregory Batardon
„Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu © Gregory Batardon

Choreograf zachował pierwowzór fabuły: ponieważ Królowa myszy nie dostaje od pary królewskiej wystarczającej ilości słoniny, zamienia ich córkę Pirlipatkę w potworka z wielkimi zębiskami, który od tej pory będzie żądać od rodziców ton orzechów do zjedzenia.

W zuryskim przedstawieniu nowej wersji baletu „Dziadek do orzechów i Król myszy” czuć ponurą atmosferę tego romantycznego utworu dla dzieci, ale Christian Spuck wypełnił scenę efektownym tańcem klasycznym i współczesnym. 

Bilety można kupić tutaj, przez stronę Kino Maestro. Tu również można sprawdzić daty i miejsca sensów.

Zwiastun do spektaklu „Dziadek do orzechów i Król myszy” z Opery w Zurychu

Występy w tętniących życiem przestrzeniach dodają muzyce wyjątkowego wymiaru: rozmowa z 441 Quartet

Tomasz Pasternak: Po raz pierwszy wystąpiliście w Polsce w ramach cyklu „Midnight Concert”. Antresola Hali Koszyki to scena bardzo specjalna.

Bastien Wibaut: Saksofon to niezwykle wszechstronny instrument, najczęściej kojarzony z muzyką pop i jazzem. Z powodu tych silnych konotacji saksofonowe koncerty klasyczne mogą być trudne do sprzedania. Publiczność zazwyczaj oczekuje kwartetów smyczkowych lub kwintetów dętych blaszanych, rzadko saksofonów w klasycznym wydaniu. W rezultacie kwartety saksofonowe często pojawiają się w niekonwencjonalnych miejscach, takich jak ogrody, biura, bary, czy zabytkowe budynki. Pokochaliśmy te przestrzenie, ponieważ wnoszą do muzyki klasycznej poczucie ciepła i intymności, dzięki czemu wydaje się ona bliższa słuchaczom.

Tradycyjne sale koncertowe oferują doskonałą akustykę, ale czasem nie ma atmosfery codzienności?

Bastien Wibaut: Występy w tętniących życiem pomieszczeniach – gdzie odgłosy wiwatujących, jedzących lub rozmawiających ludzi stanowią naturalne tło – dodają muzyce wyjątkowego wymiaru. W tym połączeniu jest niezaprzeczalne piękno, rodzaj autentyczności, który często zostaje utracony, gdy sztuka zostaje umieszczona za niewidzialną barierą, odległą i nietykalną. Być może taki był zamysł Johna Cage’a w 4’33”: zachęcić nas do usłyszenia sztuki tkwiącej w samym życiu, do nawiązania dialogu pomiędzy codziennością a muzyką.

W tych nieformalnych wnętrzach widzom łatwiej jest też do nas podejść, podzielić się przemyśleniami i wejść w interakcję z muzyką. Stwarza to bardziej dynamiczny i zdecydowanie lepszy sposób dzielenia się sztuką.

441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król
441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król

A sama przestrzeń wielkomiejskiej hali, jaką jest Hala Koszyki?

Bastien Wibaut: Występ w Hali Koszyki był przeżyciem szczególnie niezapomnianym. Można narzekać, że przez hałasy w tle czasami trudno na muzyce się skupić. Ale my uważamy, że tworzymy połączenie między wykonawcą, słuchaczem i życiem codziennym. Ich obecność, nawet z daleka, inspiruje nas, aby dać z siebie wszystko. Co zaskakujące, akustyka w tej przestrzeni była doskonała, co było kolejną przyjemnością.

Jak doszło do Waszej współpracy? Jak narodził się 441 Quartet?

Corentin Bogunovic: We wrześniu 2021 roku wraz z Ibanem pojawiliśmy się w klasie saksofonu klasycznego w Koninklijke Conservatorium w Brukseli, Bastien i Pietro już się tam uczyli. W ciągu roku pracowałem jako kelner na imprezach. Wpadłem na pomysł założenia kwartetu saksofonowego grającego muzykę jazzową i popową na wydarzeniach, takich jak uroczyste kolacje, śluby i różne ceremonie. Zapytałem Ibana, Bastiena i Pietro, czy byliby tym zainteresowani. Przyjaźniliśmy się, oni już grali jazz dla zabawy, więc czemu nie zawodowo? Natychmiast powiedzieli „tak”, tydzień później już ćwiczyliśmy i nagrywaliśmy pierwszą prezentację wideo.

A nazwa?

Corentin Bogunovic: To był spontaniczny pomysł, który ma kilka znaczeń…Po pierwsze, jesteśmy czterema przyjaciółmi skupionego wokół jednego projektu – muzyki, więc naprawdę wymawiamy to „Cztery w jednym”.

Po drugie, po kilku wiekach historii muzyki, prawie wszyscy muzycy klasyczni i fortepian są dostrojeni do „A” o częstotliwości od 440 do 442 Hz. W przypadku saksofonów ustalono, że stroimy je do częstotliwości 442 Hz, ale ponieważ często gramy na zewnątrz, strój saksofonu, gdy się ociepla, jest wyższy. Dlatego gramy w częstotliwości 441 Hz. Ale najważniejsze jest to, że wszyscy lubimy japońskie mangi. W „My Hero Academia”, moce bohatera i antagonisty nazywane są „Jeden za wszystkich” i „Wszyscy za jednego”. Można więc powiedzieć, że jest to swego rodzaju hołd złożony autorowi tej historii.

441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król
441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król

Saksofon to instrument belgijski, wynaleziony przez Adolpha Saxa. Czy to instrument uniwersalny?

Pietro Angelillo: Rzeczywiście został wynaleziony przez Adolphe’a Saxa w Belgii. Choć często kojarzony jest z jazzem, można na nim grać wszystkie style muzyczne. Saksofon słynie ze swojej wszechstronności. Potrafi dostosować swoje brzmienie do odtwarzanej muzyki. Dlatego jest instrumentem uniwersalnym. Lubimy podkreślać te cechy saksofonu wykonując muzykę jazzową i klasyczną. Podczas grania dwóch różnych utworów, możemy zmienić na przykład ustniki, ale także nasz sposób gry. To jedna ze specyfiki 441 Quartet.

Lubimy wykonywać różne style muzyczne: jazz, klasykę, pop, muzykę współczesną… W zależności od wydarzenia, kontekstu lub miejsca, w którym gramy, zawsze dostosowujemy program, ukazując rożne style muzyczne. Chcemy pokazać różne oblicza saksofonu, ale także pokazać kolor naszego kwartetu i nasze wyjątkowe aranżacje. I zawsze chcemy przekonać słuchaczy, że saksofon to jest instrument uniwersalny.

441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król
441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki © Stanisław Król

No właśnie, pojawił się Mozart i Chopin, ale także interpretacje muzyki popularnej. Kto z Was jest odpowiedzialny za aranżacje?

Bastien Wibaut: Decyzję o zagraniu aranżacji Mozarta i Chopina podjęliśmy wspólnie, ponieważ ludzie nie zdają sobie sprawy, że saksofon może grać dzieła mistrzów oraz muzykę klasyczną, i – mamy nadzieję – robić to dobrze. Te aranżacje nie były nasze, kupiliśmy je od Bruce’a A. Evansa (Mozart) i Jacques’a Larocque’a (Chopin)

Ale jeśli chodzi o pop, naszą misją jest granie wyłącznie własnych wersji. Nie zawsze się to udaje, intensywnie nad tym pracujemy, ale przygotowanie dobrych i inspirujących aranży zajmuje dużo czasu. Gramy wciąż kilka aranżacji innych osób (w Warszawie np. „Bluse Bossa” była autorstwa Juana Ramóna Ariasa).

W naszym kwartecie trzech członków jest bardzo aktywnych: Corentin, Iban i ja. Piszemy aranżacje, jeśli tylko mamy chwilę wolnego czasu. To dla nas prawdziwa pasja. Pietro wkrótce do nas dołączy.

441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki: Iban Marjollet, Bastien Wibaut, Corentin Bogunovic i Pietro Angelillo © Stanisław Król
441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki: Iban Marjollet, Bastien Wibaut, Corentin Bogunovic i Pietro Angelillo © Stanisław Król

Które aranżacje były Wasze?

Bastien Wibaut: „Feeling good” podczas występu w Warszawie było autorstwa Ibana. „The Door” Teddy’ego Swimsa i „Uptown funk” Bruno Marsa zostały zaaranżowane przeze mnie. Jestem głęboko zafascynowany i zainspirowany graniem big bandów, staram się zredukować ich wspaniałe rytmy, jak również bogactwo i surową energię tych zespołów do esencji, tak aby pojawiały się tylko w czterech instrumentach. Saksofon barytonowy często pełni podwójną rolę: basu i perkusji (werbel jest symulowany poprzez „slap”, to specjalna technika języka, którą można porównać do uderzenia basu, ma ona również na celu symulowanie werbla). Można też zauważyć, że saksofon sopranowy i altowy brzmią razem jak sekcja fletu i klarnetu, podczas gdy saksofon tenorowy śpiewa melodię. W innych momentach tenor i alt brzmią jak mosiężna, ostra sekcja. Buduję to dzięki badaniom nad orkiestracją oraz różnymi rytmami i artykulacjami.

Kolejnym elementem, który zapożyczam od zespołu jazzowego, jest kiedy grają wszyscy (tutti): napisana i zharmonizowana melodia (często wręcz wirtuozowska) brzmi jak solo. To zawsze wspaniały i pełen wyzwań moment dla wykonawców. Staram się, aby popowe aranżacje były bardzo wyjątkowe i dostosowane do potrzeb naszego kwartetu. Cory Wong i Dirty Loops to tylko kilka przykładów inspiracji do przekształcenia muzyki pop w bogatą aranżację jazzową.

441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki: Iban Marjollet, Bastien Wibaut, Pietro Angelillo i Corentin Bogunovic © Stanisław Król
441 Quartet w warszawskiej Hali Koszyki: Iban Marjollet, Bastien Wibaut, Pietro Angelillo i Corentin Bogunovic © Stanisław Król

Czy pracujecie nad nowymi aranżacjami klasycznymi? Czy jest szansa, że zajmiecie się muzyką polską, myślałem o tym podczas waszego występu.

Iban Marjollet: Oczywiście, zawsze gdy pracujemy nad nowymi aranżacjami, chcemy poszerzyć nasz repertuar i odkrywać nową muzykę. Polska muzyka ma szczególny urok, jest bogactwo melodii i głębia kulturowa, dlatego z pewnością leży w naszym centrum zainteresowania. Tematy operowe Stanisława Moniuszki i impresjonistyczne dzieła Szymanowskiego są fantastycznymi źródłami do adaptacji na kwartet saksofonowy. W ramach programu poświęconego wpływowi muzyki ludowej na repertuar klasyczny z pewnością moglibyśmy rozważyć aranżacje fragmentów „Halki” Moniuszki i utworów Szymanowskiego. To zawsze ekscytujące, jeśli możemy nadać świeże spojrzenie tym klasycznym utworom i przedstawić ich publiczności, która być może nie słyszała ich wcześniej.

Jestem niezmiernie ciekaw, jak zabrzmi w wersji saksofonowej Moniuszko czy Szymanowski. Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Polscy artyści na świecie: Krzysztof Bączyk, Andrzej Filończyk i Szymon Mechliński w „Marii Stuardzie” Gaetana Donizettiego w Teatro Real w Madrycie

„Maria Stuarda” to jedna z trzech oper Gaetana Donizettiego, obok „Anny Boleny” i „Roberto Devereux”, wchodzących w skład tzw. „Trylogii Tudorów”. Najnowszą produkcję tego dzieła w Teatro Real w Madrycie reżyseruje David McVivar. Scenografię spektaklu zaprojektowała Hannah Postlethwaite, kostiumy – Brigitte Reiffenstuel, reżyserię świateł przygotowuje Lizzie Powell, a choreografię – Gareth Mole. Kierownictwo muzyczne premiery objął Jose Miguel Pérez-Sierra. Spektakl jest koprodukcją Teatro Real w Madrycie z Gran Teatre del Liceu w Barcelonie, Donizetti Opera Festival w Bergamo, Teatrem La Monnaie/De Munt w Brukseli i Fińską Operą Narodową w Helsinkach.

W dniach 14, 17, 20, 23, 26, 29 grudnia 2024 roku w spektaklu wystąpią: Lisette Oropesa (Maria Stuarda), Aigul Akhmetshina (Elżbieta), Ismael Jordi (Leicester), Roberto Tagliavini (Talbot), a partię Lorda Guglielma Cecila wykona Andrzej Filończyk.

Aigul Akhmetshina (Elżbieta) i Andrzej Filończyk (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real
Aigul Akhmetshina (Elżbieta) i Andrzej Filończyk (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real

Polski baryton ma przed sobą niezwykle pracowity sezon. W swojej popisowej roli Figara w „Cyruliku sewilskim” Gioachina Rossiniego wystąpi w Wiener Staatsoper i Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu (17 i 19 stycznia 2025 roku). W Opera National de Paris zaśpiewa rolę Lescauta w „Manon” Julesa Masseneta, a w marcu 2025 roku zadebiutuje tam w partii markiza Posy w „Don Carlosie” Giuseppe Verdiego w spektaklu w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego i pod batutą Simone Young. Interesująco zapowiada się wykonanie „Umarłego miasta” Ericha Korngolda z Boston Symphony Orchestra pod batutą Andrisa Nelsonsa – obok występującego w roli Franka Andrzeja Filończyka zaśpiewają również Christine Goerke (Marietta) i Brandon Jovanovich (Paul).

Magdalena Aizpurua (aktorka), Aigul Akhmetshina (Elisabetta) i Andrzej Filończyk (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real
Magdalena Aizpurua (aktorka), Aigul Akhmetshina (Elisabetta) i Andrzej Filończyk (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real

W obsadach spektakli 16, 19, 27, 30 grudnia 2024 roku znaleźli się: Yolanda Auyanet (Maria Stuarda), Silvia Tro Santafé (Elżbieta), Airam Hernández (Leicester) oraz Szymon Mechliński jako Lord Guglielmo Cecil i Krzysztof Bączyk, który zadebiutuje w roli Giorgia Talbota.

Krzysztof Bączyk (Giorgio Talbot) i Airam Hernández (Roberto, hrabia Leicester) © Javier del Real | Teatro Real
Krzysztof Bączyk (Giorgio Talbot) i Airam Hernández (Roberto, hrabia Leicester) © Javier del Real | Teatro Real

Krzysztof Bączyk w sezonie 2024/25 ma jeszcze przed sobą m. in. występy w roli Faraona w „Aidzie” Giuseppe Verdiego w The Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Na przełomie stycznia i lutego 2025 roku zaśpiewa partię Talbota w premierowych spektaklach „Joanny d’Arc” Giuseppe Verdiego w Teatro Regio w Parmie.

Baryton Szymon Mechliński w najbliższych miesiącach wystąpi w roli Don Pizarra w „Fidelio” Ludwiga van Beethovena w Opéra National de Bordeaux i w roli Marcella w „Cyganerii” Giacoma Pucciniego w Santa Fe Opera. W lutym 2025 roku zaśpiewa partię Paola Albianiego w premierze „Simona Boccanegry” Giuseppe Verdiego w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.

Silvia Tro Santafé (Elżbieta),  Airam Hernández (Roberto, hrabia Leicester) i Szymon Mechliński (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real
Silvia Tro Santafé (Elżbieta), Airam Hernández (Roberto, hrabia Leicester) i Szymon Mechliński (Lord Guglielmo Cecil) © Javier del Real | Teatro Real