Verdi chciał wykorzystać powieść Eugene’a Scribe o zabójstwie szwedzkiego króla na balu maskowym w 1792 roku. Cenzura nie pozwalała wtedy przedstawiania zamachu na głowę koronowaną. Dlatego kompozytor musiał dokonać zmian dotyczących bohaterów i miejsca. Jedna z wersji miała rozgrywać się w Szczecinie. Ostatecznie zdecydowano się na Amerykę (Boston), czas cofnięto o blisko 100 lat, zamiast króla czołową postacią był gubernator. Pani Arvidson została Ulryką, wróżka naprawdę miała tak na imię. Coraz częściej jednak wraca się do pierwotnej wersji libretta.
Karolina Sofulak jest jedną z najbardziej uznanych polskich reżyserek. Ukończyła studia filologiczno-kulturoznawcze Europy Zachodniej na Uniwersytecie Warszawskim, a także międzywydziałowy kierunek reżyserii opery i teatru muzycznego na AST, ASP i Akademii Muzycznej w Krakowie. Przygotowała wysoko ocenioną produkcję „Rycerskości wieśniaczej” Pietra Mascagniego dla Opera North w Wielkiej Brytanii (2017). W 2018 roku zdobyła pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie reżyserskim European Opera-Directing Prize, a jej inscenizacja „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego została zaprezentowana na scenie Opera Holland Park w Londynie w czerwcu 2019 roku.
W Polsce wyreżyserowała między innymi „Traviatę” dla Opery Bałtyckiej w Gdańsku (2012), „Fausta” dla Teatru Wielkiego w Poznaniu (2019), „Napój miłosny” dla Opery Śląskiej w Bytomiu (2019) oraz „Turandot” dla Opery Krakowskiej (2022). Jej głośna inscenizacja „Vandy” Antonina Dvoráka na krakowskim festiwalu Opera Rara w 2020 podjęła temat zmiany filozofii władzy i siły wspólnoty walczących o lepszy świat kobiet. W „The Golden Dragon” Petera Eötvösa (2021) poruszyła z kolei dramat emigracji.
W ostatnim czasie w Polsce przygotowała w Poznaniu „Alberta Herringa” Benjamina Brittena i „Rusałkę” Antonina Dvoráka oraz „Dziewczynę z Dzikiego Zachodu” Giacomo Pucciniego w Teatrze Wielkim w Łodzi. „Bal maskowy”, który właśnie dziś ma swoją premierę w Oslo wystawiła z wielkim sukcesem w grudniu 2021 roku w Królewskiej Operze Duńskiej w Kopenhadze.
Występują Marita Sølberg jako Amelia, Matteo Lippi jako Król Gustaw, Sergio Vitale i Claudio Sgura jako Kapitan Anckarström, Tone Kummervold jako Ulryka oraz Frøy Hovland Holtbakk jako Oskar.
Orkiestrę poprowadzi Edward Gardner, nowy dyrektor muzyczny Opery w Oslo. Scenografia jest dziełem Alexa Ealesa, kostiumy Jonathana Morella, choreografia Giuseppe Di Iorio, a światła Tima Claydona.
W piątek, 31 marca, na scenie Filharmonii Krakowskiej wystąpi odnoszący międzynarodowe sukcesy śpiewak. Od Wiener Staatsoper po Metropolitan Opera Nowym Jorku, Tomasz Konieczny znany jest z pierwszoplanowych partii operowych i imponującej rozpiętości repertuarowej. Słynie zarówno z ról Wagnerowskich, jak i Straussowskich. Jest także znakomitym interpretatorem pieśni.
Konieczny, wraz z pianistą Lechem Napierałą, zaprezentuje utwory pochodzące z nowej płyty zatytułowanej „From Scession to Distortion”, wydanej nakładem Dal Segno Institute oraz Instytutu Adama Mickiewicza. Znajdują się na niej utwory skomponowane przez młodego współczesnego kompozytora Aleksandra Nowaka do pięciu wierszy Bolesława Leśmiana – cykl „Dwuwiersze” oraz arie Henryka Czyża i dwanaście pieśni Richarda Straussa.
Album jest efektem blisko dziesięcioletniej współpracy obu artystów, zapoczątkowanej recitalem z pieśniami Richarda Straussa w 2014 roku, w Filharmonii Krakowskiej. Obok Franza Schuberta, Stanisława Moniuszki, Siergieja Rachmaninowa czy Mykoły Łysenki, w repertuarze Tomasza Koniecznego i Lecha Napierały znajdują się również kompozycje współczesne. W 2020 roku artyści wydali płytę „Songs & Sonnets” z utworami Romualda Twardowskiego. Dwa lata później powstał ich kolejny album, „Apocalypse”, zawierający cykl „Kindertodtenlieder” Gustava Mahlera oraz pieśni Aleksandra Nowaka do słów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (skomponowane na osobiste zamówienie Tomasza Koniecznego).
Marcowy koncert w Filharmonii Krakowskiej będzie premierą najnowszej płyty tandemu Konieczny i Napierała. Bezpośrednio po recitalu, we foyer zaplanowane jest spotkanie z artystami, które poprowadzi Mateusz Borkowski.
W tej surrealistycznej i sarkastycznej operze, napisanej przez Szostakowicza na kanwie noweli Nikołaja Gogola, wysoki urzędnik państwowy, zadowolony z siebie, rozdrażniony i klasowy biurokrata budzi się bez nosa, który jest symbolem jego tożsamości, statusu społecznego i seksualnej siły. Przez trzy akty partytury stanowiącej szalony kolaż muzyczny, oszołomiony bohater, desperacko szuka swojego nosa, który zyskuje „ludzką” autonomię, uzurpując sobie jego status społeczny i pnąc się po drabinie administracji. W swojej szaleńczej pogoni wchodzi w interakcję z galerią postaci z kreskówek, 78 śpiewanych i 9 recytowanych, składających się na senną układankę zniekształconych fragmentów rzeczywistości, jak w najgorszym koszmarze.
Młody Szostakowicz miał zaledwie 23 lata, kiedy skończył komponować „Nos”. Premiera odbyła się w 1930 roku w Sankt Petersburgu. Był to ideologiczny skandal. Dyktatura stalinowska zaczęła „zamykać” całe kwitnące pokolenie fantastycznych rosyjskich artystów i intelektualistów, którzy musieli zdecydować się na samobójstwo , pluton egzekucyjny lub podporządkowanie się wstecznym i arbitralnym dyktatom reżimu. Kompozytor wybrał życie, pozostając w „przeciąganiu liny” z władzami sowieckimi, poddawany ciągłej inwigilacji i cenzurze, które naznaczyły całą jego twórczość muzyczną.
W swojej inscenizacji „Nosa” Barrie Kosky, znany dzięki fantastycznej wersji „Czarodziejskiego fletu”, prezentowanej także w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie, broni surrealistycznej wolności opowieści Gogola kosztem społecznej krytyki, eksplorując oniryczną i burleskową atmosferę opery z ogromnym dynamizmem i kinematograficznym rytmem, w którym sceny następują po sobie w ciemnym kadrze, jak w filmie.
Partytura „Nosa” przywołuje montaż sekwencji kinematograficznych pełnych kontrastów, z włączeniem wszelkiego rodzaju dźwięków i fragmentów muzycznych – krzyków, szeptów, syren, „polifonicznych rozmów”, atonalnych chórów, pieśni ludowych, jazzu, tańców, to formalna swoboda, która kpi z operowych klisz z przepełnioną wyobraźnią.
Kierownictwa muzycznego tego przedsięwzięcia podjął się Anglik Mark Wigglesworth, który ponownie, po sukcesie opery „Dead Man Walking” Jake’a Heggiego poprowadzi orkiestrę i chór Teatro Real w Madrycie. Za scenografię i światła odpowiada Klaus Grünberg, choreografię Otto Pichler, a kostiumy Buki Shiff.
Na czele obsady, złożonej z 28 solistów, którzy wcielą się w 87 postaci, stoi bas baryton Martin Winkler, wcielający się w rolę asesora kolegialnego, Płatona Kuźmicza Kowalowa. Występują także m.in: Andrey Popov, Dmitry Ivanchey, Vasily Efimov, Margarita Nekrasova, Simon Wilding, Milan Perišić, Gerard Farreras, Ihor Voievodin, Isaac Galán, Luis López Navarro, José Manuel Montero, Dandi David Sánchez, Cristian Díaz, Juan Noval-Moro i Anne Igartiburu. W rozbudowanej obsadzie bierze udział aż czterech polskich artystów: Aleksander Teliga, Iwona Sobotka, Agnes Zwierko i Anna Jeruć.
Premiera odbyła się 13 marca 2023 roku, spektakl 17 marca był transmitowany na żywo (mam nadzieję, że zapis będzie wkrótce dostępny). Planowane są jeszcze 3 spektakle: 27, 29 i 30 marca 2023 roku.
Polska Opera Królewska, jedna z najmłodszych scen operowych w Polsce, już może poszczycić się dużym dorobkiem repertuaru, obejmującego zarówno opery dawne i barokowe, ale także i bardziej współczesne. Po wystawieniach „Rinalda” i „Rodelindy” teatr sięga po „Acisa i Galateę”, dworskie, pastoralne i nie do końca operowe dzieło Georga Friedricha Händla.
Ta kompozycja określana jest mianem serenaty, opery pastoralnej (czyli pasterskiej), albo maski. To utwory o skromniejszym rozmiarze czasowym niż wieloaktowe dzieła sceniczne, o mniej rozbudowanej intrydze i akcji, z udziałem mniejszej liczby bohaterów, bardziej statyczne, oparte z reguły na tematach biblijnych lub mitologicznych.
Maska była formą rozrywki dworskiej, popularnej w XVI i na początku XVII wieku w Europie, choć rozwinęła się wcześniej we Włoszech. Obejmowała muzykę, taniec, śpiew i aktorstwo, w rozbudowanej scenografii, w której ramy architektoniczne i kostiumy miały na celu wyrażenie alegorii chwały i szacunku wobec patrona (dziś pewnie użylibyśmy słowa sponsor). Publiczną wersją maski był korowód.
Początkowo maski zawierały części mówione, do których zatrudniano aktorów, ale byli też śpiewający muzycy. Maskarzami często byli dworzanie. Zdarzało się, że królowie, królowe i arystokraci uczestniczyli w maskach. Ludwik XIV, zwany później Królem Słońce, tańczył w baletach w Wersalu z muzyką Jean-Baptiste Lully’ego, o czym pięknie opowiada film Gérarda Corbiau pt. „Król tańczy”, ze znakomitą rolą Benoîta Magimela.
Händel przyjechał do Anglii w 1710 roku, jego „Rinaldo”, pierwsze włoskie dzieło stworzone dla Londynu, wystawione w 1711 roku w Queen’s Theathre przy Haymarkt było wielkim sukcesem, kompozytor miał więc wiele zamówień i tworzył wiele utworów. W 1717 roku został zatrudniony na dworze diuka Chandos, Jamesa Brydgesa w Cannons w Middlesex i tam, jak się przypuszcza, powstał „Acis i Galatea”. Premiera miała zapewne miejsce w ogrodach rezydencji księcia. Dzieło wielokrotnie wznawiano, choć twórca kilkakrotnie je przerabiał. Händel wzbija się tu na wyżyny swojej muzycznej wyobraźni, w pięknej scenie projekcji ptaków (Marek Zamojski) stosuje orkiestrowe szczebiotanie, potrafi naśladować dźwięk strumyka, czy piekielną złość olbrzyma. Dziełem ponoć zachwycał się Mozart, który dokonał w 1788 roku własnej aranżacji.
Co ciekawe, „Acis i Galatea” nie ma muzycznie nic wspólnego, w sensie muzycznych zapożyczeń, z wcześniejszą kantatą dramatyczną „Aci, Galatea e Polifemo” z 1708 roku (HMV 72), napisanej do tekstu włoskiego. Oczywiście teraz łączy się te kompozycje, mieszając style, języki i epoki.
Polska Opera Królewska sięgnęła po wersję kanoniczną. Z jednej strony to statyczny rodzaj kantaty scenicznej, z drugiej ta kompozycja (inscenizacja prezentowana jest w Teatrze Stanisławowskim w warszawskich Łazienkach) przeznaczona była do wykonań w teatrach prywatnych. Numeryczne partie solistów i chóru są bardzo rozbudowane, każda z arii zawiera kilka powtórzeń, hipnotycznie charakterystycznych dla prezentacji koncertowych.
Dzieło wystawione na scenie może się obronić, jeśli inscenizator znajdzie odpowiedni klucz do przedstawienia symbolicznej, a jednak pełnej namiętności akcji. Natalia Kozłowska, doświadczona i uznana reżyserka, mająca na swoim koncie wybitne realizacje „Agrypiny” Händla, „Farnace” Antonia Vivaldiego, czy „Dydony i Eneasza” Henry’ego Purcella dobrze prowadziła swoje postaci, wzbogacając je w wyraziste osobowości i ciekawe interakcje. Nie wszystkie rozwiązania były jednak przekonujące, problem dla mnie stanowiły też koncepcje scenograficzno-kostiumowo-choreograficzne i minimalne operowanie światłem.
Treść opery jest z pozoru prosta. Nereida Galatea kocha Acisa (syna boga Pana). W tej inscenizacji jest to wspaniale poprowadzone, to nimfa uwodzi i narzuca się znudzonemu, narcystycznemu pasterzowi. Ich miłość, pomimo chóralnej apoteozy miłości nie kończy się dobrze. Podstępnym scenicznym chwytem, który może jednak irytować, jest nadmiernie słodka arkadyjska scenografia (Marianna Oklejak) prezentowana w pierwszej części produkcji i dziecięca, przypominająca radosne przedszkolne zabawy (w programie wymieniono Joannę Lichorowicz-Greś jako osobę odpowiedzialną za konsultacje choreograficzne, a nie choreografię). Być może to celowy zabieg znudzenia lub odwrócenia uwagi widza, ale można było nawiązać tu do symboliki tańców dworskich, przedstawić bardziej wyrafinowane układy, wejść w inną koncepcję. Dość szablonowe były kostiumy pasterzy, choć pewnego rodzaju różnorodność wprowadzały stroje nimfy i olbrzyma.
Duże wrażenie robi pojawienie się Polifema (w tej produkcji to postać z innego, mniej bajkowego świata), który niszczy całą idylliczną rzeczywistość, dosłownie rozwalając scenografię. Brakuje jednak wytłumaczenia, dlaczego i z jakiego świata on przychodzi, i w jakim celu burzy zastany porządek. Rozszalały z rozpaczy potwór (wytłumaczenia jego nieszczęścia także w tej produkcji mi brakowało) zabija Acisa i zgodnie z literą libretta znika. Według Odysei to najdzikszy z cyklopów, a istnieją także inne wersje mitu, w którym Galatea ma z Polifemem trzech synów.
Nimfa, nie mogąc wskrzesić ukochanego, przywraca scenografię i zamienia pasterza w strumień (w rzekę), w której przekonująco aktorsko zaczynają się myć pozostali bohaterowie: Damon i członkowie chóru. Wszystko dzieje się na Sycylii, zgodnie z poematem Owidiusza, niedaleko Acireale (starożytnym mieście Acium).
Ciekawe pomysły reżyserskie nie są w stanie w pełni wytłumaczyć banalnych treściowo rozwiązań. Broni się scena pojawienia Polifema, który ubrany w czarny garnitur przybywa z innego świata, z korporacji lub piekła. Interesujące jest zestawienie przemocy ze światem idyllicznego raju, chyba po raz pierwszy na scenie POK pojawia się telefon komórkowy, którym olbrzym fotografując związaną nimfę zapewne będzie chciał ją szantażować (tego ciągu dalszego w inscenizacji także zabrakło).
Dorota Szczepańska w roli Galatei błysnęła rzadko spotykaną dojrzałością swobody wokalnej, jej piękny, pełen wielu barw sopran potrafił wyrazić wszystkie niuanse roli, od opętania zakochania do desperacji rozpaczy. Artystka posługuje się wspaniałym belcantem, skutecznie odnajdując się w stylu baroku, choć jej głos jest gotowy do kreowania partii mocniejszych, zapewne bez utraty słodyczy i techniki wyrazu. Była to świetna kreacja także dlatego, że śpiewaczka potrafiła zdynamizować tę partię także od strony dramatycznej.
Wspaniale pokazał się bas Mikołaj Bońkowski, przerażający i demoniczny aktorsko, operujący dużym wolumenem i posługujący się nim swobodnie, przydałoby się tylko większe skupienie i wyrównanie głosu, bez lekko gardłowych naleciałości. Ciekawie i stylowo zabrzmiał w partii Acisa Jacek Szponarski, operujący wyrównaną i skupioną średnicą, a także interesującą barwą, choć tutaj warto by rozważyć większą dynamikę interpretacji tak, aby bardziej wyrazowo olśnić słuchacza. Sylwester Smulczyński, o pięknym rossiniowskim głosie, nie zawsze potrafi używać idealnego legata, choć artysta dbał o dużą kontrolę brzmienia w roli Damona.
Krzysztof Garstka wyraziście prowadził Capella Regia Polona, Zespół Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej, w sposób wyrafinowany i dynamiczny, szczególnie w bardziej dramatycznych fragmentach dzieła słychać było pioruny i ognie. Jednak więcej serca i i subtelności brzmienia powinno być w momentach wolniejszych i lirycznych.
„Wanda” została skomponowana na konkretną okazję – by uczcić Rok Cypriana Kamila Norwida (2021), w 200. rocznicę urodzin poety. Za libretto posłużyło misterium „Wanda: dwa utwory dramatyczne”, oparte na legendzie o początkach Państwa Polskiego i córce Kraka, królowej Lechitów. Jej tragiczny los, który przypieczętował autonomię jej poddanych, od stuleci inspiruje artystów. Pierwsze wydanie utworu datowane jest na rok 1863.
Norwid stworzył swoje poetyckie dzieło z myślą o teatrze dramatycznym. Nie przeszkodziło to jednak Joannie Wnuk-Nazarowej w napisaniu swojej debiutanckiej opery. Dotychczas znana była ona przede wszystkim jako autorka muzyki wykorzystywanej w spektaklach teatralnych. Ma w swym dorobku kompozytorskim także utwory symfoniczne, pieśni, psalmy oraz muzykę kameralną.
To nie pierwszy przypadek gdy postać́ Wandy pojawia się w muzyce klasycznej. Do nawiązujących tematycznie utworów przymierzali się̨ m.in. Kurpiński czy Moniuszko. Ostatecznie, tylko Dvořákowi udało się ukończyć́ i wystawić́ pięcioaktową̨ operę „Vanda”, w Pradze (1876).
Światowa prapremiera „Wandy” Joanny Wnuk-Nazarowej odbyła się 10 września 2021 roku na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu. Wybór scenerii nie był przypadkowy – prawdopodobnie to właśnie na wzgórzu wawelskim rozegrała się historia opisana w libretcie. Wawel to także miejsce symbolicznego pochówku Norwida.
Przeniesieniu spektaklu na scenę Opery Krakowskiej przyświeca idea włączenia go do stałego repertuaru. Za reżyserię i scenografię odpowiada Waldemar Zawodziński, za choreografię – Janina Niesobska. Kostiumy zaprojektowała Maria Balcerek. Kierownictwo muzyczne powierzono natomiast Michałowi Klauzie.
W tytułowej partii Wandy publiczność będzie mogła usłyszeć Wandę Franek oraz Elżbietę Wróblewską. Obok nich, na scenie pojawią się: Tomasz Konieczny, Szymon Kobyliński i Sebastian Marszałowicz jako Grodny oraz Andrzej Lampert i Pavlo Tolstoy jako Rytyger/Skald.
Premiera odbędzie się 1 kwietnia, kolejne spektakle w tym sezonie zaplanowano natomiast na 2, 4 oraz 5 kwietnia 2023 roku.
Ståle Kleiberg to kompozytor norweski. Jego muzykę charakteryzuje bardzo wyrazista forma rozbudowanej tonacji i dbałość o detale kolorystyczne. Nagrania jego dzieł otrzymywały bardzo dobre recenzje. W 2004 roku napisał „Requiem – w intencji ofiar nazistowskich prześladowań”, które jest jednym z jego najczęściej wykonywanych utworów. Ważną część jego dorobku stanowią opery – oratoria, np. „Msza dla współczesnego człowieka” („Mass for Modern Man”), która w 2015 roku została wykonana w katedrach w Nidaros i Monachium. Jest profesorem muzyki na Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim.
„David and Bathsheba” miała swoją premierę w 2008 roku w Norwegii. Szybko zyskała popularność, do rozgłosu dzieła przyczyniła się w dużej mierze nominacja albumu z operą do Nagrody Grammy w kategorii najlepszego nagrania operowego w 2009 roku.
Biblijna historia Dawida i Batszeby opowiedziana jest w podniosłym, poetyckim języku, który eliminuje zbędne szczegóły i rezygnuje z naturalistycznych dialogów. Libretto Jessiki Gordon skupia się wokół wojny i polityki oraz ludzkich emocji, które na nie wpływają.
Premierowe spektakle dzieła z udziałem młodych wokalistów z Polski i Norwegii odbędą się już 24 i 25 marca 2023 roku w Trondheim. W drugiej połowie maja opera-oratorium pojawi się czterokrotnie na deskach sceny Sali Koncertowej Akademii Muzycznej w Łodzi.
Wystąpią studenci Wydziału Sztuk Scenicznych Akademii Muzycznej w Łodzi oraz młodzi śpiewacy operowi z Norwegii: Batszeba: Marlena Rygiel, Maia Reppe; Dawid: Eirik Krokfjord, Michał Słowikowski; Joab – Jostein Fahre, Patryk Wnuk; Uriasz – Wiktor Sobkowiak, Endre Aaberge Dahl oraz Natan – Marcel Orłowski, Johannes Nikolai Aas. Orkiestrę z Trondheim poprowadzi doskonale znany polskiej publiczności białoruski dyrygent Alexander Humala, odpowiedzialny za kwestie muzyczne projektu. Reżyserię opery powierzono Beacie Redo-Dobber.
Kierownictwo muzyczne nad operą objął Jan Willem De Vriend, niderlandzki dyrygent specjalizujący się w wykonawstwie muzyki najstarszego z klasyków wiedeńskich.
Za reżyserię odpowiadała Eva Buchmann, holenderska reżyserka operowa o szwajcarskim pochodzeniu. Dzieło pomimo swej przynależności do gatunku commedii dell’arte, zgodnie z koncepcją reżyserki, starającej się w swoich realizacjach uwypuklić współcześnie istotne wątki, takie jak nierówności społeczne czy różnego rodzaju zjawiska psychologiczne, wykorzystało w fabule zjawiska, które obecnie w psychologii określa się mianem Gaslighting. To forma psychicznego znęcania się, manipulacji rzeczywistością, wywoływania obłędu.
Realizację scenografii i kostiumów powierzono Zuzannie Markiewicz, artystce związanej z Teatrem Wielkim w Łodzi. Zgodnie z główną ideą projektu w obsadzie znaleźli się młodzi wokaliści operowi z Polski i Norwegii, którym towarzyszyła znakomita orkiestra symfoniczna z Trondheim.
Inicjatywa finansowana jest z dotacji Funduszy EOG i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Virginia Zeani urodziła się w Solovastru w Rumunii. Naukę śpiewu rozpoczęła w wieku 13 lat (jej pierwszymi nauczycielkami były Rumunka Lucia Angel oraz Rosjanka Lydia Lipkowska). Po wojnie wyjechała do Włoch, gdzie kształciła się m. in. pod kierunkiem legendarnego tenora Aureliana Pertile. Zadebiutowała w 1948 roku w Bolonii jako Traviata, która miała wkrótce stać się jej koronną partią, w ciągu swojej kariery Zeani zaśpiewała ją ponad 640 razy.
Początkowo występowała w teatrach włoskich, ale szybko zaczęła też pojawiać się za granicą, m. in. w Genewie, Paryżu i Londynie. W 1952 roku zadebiutowała we Florencji jako Elwira w „Purytanach”, zastępując Marię Callas, która po dwóch spektaklach wycofała się z tej produkcji. To właśnie podczas „Purytanów” poznała swojego przyszłego męża, włoskiego basa Nicolę Rossi-Lemeni, którego poślubiła w 1957 roku.
Na początku swojej kariery Zeani specjalizowała się w rolach koloraturowych, m. in.: Łucji w „Łucji z Lammermooru”, Elwiry w „Purytanach”, Gildy w „Rigoletto” i Adeli w „Hrabim Ory”. W La Scali po raz pierwszy wystąpiła jako Kleopatra w „Juliuszu Cezarze” Georga Friedricha Händla w 1956 roku.
Wcieliła się w rolę Blanche de La Force w prawykonaniu opery Francisa Poulenca „Dialogi karmelitanek” w La Scali w 1957 roku, u boku m. in. Leyli Gencer i Gianny Pederzini (dyrygował Nino Sanzogno).
W 1960 roku w Teatro dell’Opera di Roma zaśpiewała wszystkie trzy bohaterki „Opowieści Hoffmanna” w dziele Jacquesa Offenbacha – Olimpię, Antonię i Giuliettę, jej mąż, Rossi-Lemeni śpiewał wtedy cztery czarne charaktery Lindorfa, Coppeliusa, Dr. Miracola i Dappertutta. Małżonkowie zreszta bardzo często występowali razem.
W 1960 roku pojawiła się też w Royal Opera House w Londynie, zastępując Joan Sutherland w „Traviacie”. Spóźniony debiut Zeani w Metropolitan Opera w Nowym Jorku miał miejsce w 1966 roku, śpiewała Violettę (pierwotnie została tam zaproszona przez Rudolfa Binga w 1956 roku). W Met wykonała także Elenę w „Nieszporach sycylijskich” w wykonaniu koncertowym.
W latach 70. coraz częściej wykonywała cięższe role sopranowe, zwłaszcza tytułową Aidę, Toskę, Manon Lescaut, Fedorę i Turandot w dziele Busoniego. Śpiewała także Elzę w „Lohengrinie” i Sentę w „Latającym Holendrze” Ryszarda Wagnera. Odniosła wielki sukces jako Magda Sorel w „Konsulu” Gian Carla Menottiego na Maggio Musicale we Florencji i festiwalu w Spoleto.
Po przejściu na emeryturę zajęła się nauką śpiewu. Po śmierci męża w 1991 roku wyjechała do Stanów Zjednoczonych i zamieszkała w Palm Springs na Florydzie.
Kreowała blisko 70 partii operowych, wśród których znajdował się zarówno wielki repertuar belcanta, jak też w późniejszych etapie kariery partie bardziej dramatyczne. Wykonywała utwory zapomniane i mniej znane, np. „Marię di Rohan” Gaetana Donizettiego, Zelmirę w „Zelmirze” i „Desdemonę w „Otellu” Gioachina Rossiniego, „Alzirę” Giuseppe Verdiego, Elisę w „Elisa i Claudio” Saveria Mercadantego. Śpiewała główne partie w „Demonie” Antona Rubinsteina (Tamara) czy „Życiu za cara” Michaiła Glinki (Anonina).
Była to niezwykła śpiewaczka, operująca wspaniałą ekspresją, ale także wielką słodyczą, o czym możemy się przekonać słuchając wielu utrwalonych na szczęście transmisji radiowych czy pirackim rejestracjom nagrywanym potajemnie przez miłośników jej wielkiego talentu. Nagrań studyjnych dokonała bardzo niewiele.
W czerwcu 2019 roku wystąpiła jako Cio-Cio-San z Roberto Alagną w partii Pinkertona, w inscenizowanej koncertowej wersji opery na Placu Defilad, wykonanej dla pięciu tysięcy widzów. Autorem projektu był Roman Osadnik, dyrektor Teatru STUDIO. Reżyserowała Natalia Korczakowska. Znakomicie grała Sinfonia Varsovia prowadzona przez włoskiego dyrygenta Marcello Mottadelliego, ale bardzo przeszkadzało mi przestawianie pulpitów dla śpiewaków i właściwie dzieło było odśpiewane jak w koncercie oratoryjnym, gdzie patrzenie w nuty jest normą. Nie było więc szansy na pełne przeżycie, choć dobór solistów był na międzynarodowym poziomie.
Znałem już przedstawienie „Toski” z Ewą Vesin, której międzynarodowa kariera dobrze się rozwija (śpiewa Toskę w teatrach operowych w Montpellier, Pradze, Hanowerze i Oslo). Jednak wspomnienia sprzed kilku lat trochę przygasły (premiera odbyła się w 2019 roku), więc z dużym zainteresowaniem powróciłem do tej inscenizacji.
Tym razem szybko wszedłem w świat „Toski”, wykreowany przez reżyserkę Barbarę Wysocką. Niektórzy konserwatyści narzekali, że niezbyt im się podoba. Ja uważam, że inscenizacja jest świetna i daje pole do popisu dla artystów, którzy mogą w pełni ukazać silne emocje. W drugim akcie mamy scenę gwałtu, którą bardzo trudno pokazać w teatrze, aby nie tworzyć naturalizmu, lecz znaleźć sposób na uzewnętrznienie brutalności.
Kim jest Tosca? W bardzo ciekawie napisanej książce Marzeny Rogalskiej i Aleksandry Kurzak „Dobrissimo! Opera od kuchni” śpiewaczka opowiada o budowaniu roli: Kobieta gwałcona przez mężczyznę nie jest w stanie się obronić. Takie trudne sceny trzeba zagrać inaczej, bardziej wiarygodnie. […] Tosca to zwykła dziewczyna, sierota, której zadaniem było wypasanie owiec. Ogłady nabrała w klasztorze, gdzie siostry zakonne wzięły ją na wychowanie. Jedyne, co potrafi, to śpiewać i się modlić, ale ma bardzo dobre serce – tak opisuje ją w książce Cavaradossi. Według mnie Tosca to prosta dziewczyna, infantylna, zakochana szaleńczo w Cavaradossim i żyjąca w mydlanej bańce artystki, która jest przyzwyczajona do tego, że wszyscy ją hołubią, wszyscy się jej kłaniają, i która tak naprawdę kompletnie nie wie, co się wokół niej dzieje (wyd. Znak 2022, s. 417-418).
Podążając za tymi wskazówkami, Kurzak stworzyła na scenie postać wielowymiarową. Rewelacyjnie został przyjęty jej debiut w partii Toski na deskach Metropolitan Opera w ubiegłym roku. W takim przedstawieniu konsekwencja nie jest dobrym kierunkiem. Filozof Leszek Kołakowski napisał w „Pochwale niekonsekwencji”: Elementarnymi sytuacjami są ewidentne agresje wojenne, ludobójstwo, tortury, znęcanie się nad bezbronnymi… W elementarnych sytuacjach wartości niekonsekwencji przestają odgrywać rolę. Tutaj spotykamy nagle świat dwuwartościowy („Twórczość” 1958, nr 9, s. 160). Baron Scarpia jest potwornie konsekwentny w swoim działaniu. Wywraca na opak świat moralny, jak czynili to inni zbrodniarze: Hitler, Stalin, Putin. Prowadzi swoją narrację, po to, aby na kłamstwie i podłości budować „nowy wspaniały świat” oparty na dyktaturze i poprzez manipulację poszerza grono swoich wyznawców. Scarpia jest więc antyprorokiem i cynikiem.
Libretto opery zostało napisane na podstawie dramatu francuskiego pisarza Victoriena Sardou (1831-1908) „La Tosca”. Allardyce Nicoll stwierdził w książce „Dzieje dramatu” (t. 1, s. 469), że jedynym jego dążeniem było tworzyć sztuki, które miałyby powodzenie. Akcja ma dla niego większe znaczenie niż myśl albo postacie, w utworach dominuje teatralność. Napisał kilka sztuk historycznych: „Teodorę” (o cesarzowej Bizancjum), „Toskę”, „Robespierre’a” (o krwawym dyktatorze, przywódcy rewolucji francuskiej) czy „Madame Sans-Gêne” (o praczce i oberżystce, żonie marszałka Francji), które Nicoll podsumował, że nie zasługują na uwagę. A jednak przynajmniej „Tosca” zasługuje, ponieważ Puccini wprowadził ją triumfalnie na sceny całego świata, wykorzystując w pełni melodramatyzm tej sztuki. Czyż Scarpia nie jest podobny do Robespierre’a, który był nazywany „l’incorruptible” (nieprzekupny)? Ta uczciwość stała się przekleństwem dla innych. Przekupnego potwora i cwaniaka można czasem zwieść z wytyczonej przez niego drogi i skazać, ratując społeczeństwo.
Nieprzekupny morderca, pozbawiony sumienia, może być jeszcze bardziej niebezpieczny. Scarpia jest sadystycznym oprawcą. Nakazuje torturować Cavaradossiego i znęca się nad Toską. Realizuje swój okrutny plan krok po kroku. Rozpoczął go, pokazując Tosce wachlarz hrabiny Attavanti, pozostawiony w kaplicy kościoła, gdzie Cavaradossi malował na ścianie portret Marii Magdaleny. Tosca więc zaczyna podejrzewać, że ukochany zdradza ją z hrabiną.
Ta sytuacja przypomina akcję jednej z wielu operetek. Na przykład w „Wesołej wdówce” (prem. w 1905 roku) Franza Lehara również wachlarz staje się rekwizytem, wykorzystywanym do intrygi i snucia domysłów dotyczących zdrady. Według libretta akcja toczy się w Rzymie w 1800 roku, natomiast w spektaklu Wysockiej została przeniesiona do drugiej połowy XX wieku. Widać to po strojach i reflektorach, które Cavaradossi przestawia, aby oświetlić malowaną na ścianie kościoła postać Marii Magdaleny, a potem – odwiedzającą go Toskę. Lata 70. ubiegłego wieku były we Włoszech bardzo burzliwe, z terrorystycznymi Czerwonymi Brygadami i zamordowaniem byłego premiera Aldo Moro.
Wróćmy jednak do postaci tytułowej bohaterki. Floria Tosca to słynna śpiewaczka. Gdy na scenie pojawiła się Aleksandra Kurzak, publiczność biła jej brawo jako sopranistce światowej sławy, zanim zdążyła cokolwiek zaśpiewać. Mieliśmy więc tworzoną na naszych oczach metahistorię. Nastąpiła podróż w czasie od 1800 roku poprzez drugą połowę XX wieku, aż do 2023 roku. Po chwili jednak artystka uwiodła nas i szybko udało się jej stworzyć na scenie postać Toski. Pierwowzorem tej bohaterki mogła być słynna we Włoszech i Francji Giuseppina Grassini (1773-1850), która zaśpiewała w 1800 roku w mediolańskiej La Scali w obecności Napoleona Bonaparte, po czym została jego kochanką i pojechała razem z nim do Paryża. Śpiewała bardzo rzadkim głosem – kontraltem, więc miała wielką skalę głosu, od altu do sopranu.
Gdy Aleksandra Kurzak weszła na scenę, przypominała mi gwiazdę filmową Ginę Lollobrigidę, którą nazywano „włoskim wulkanem” ze względu na niesamowity temperament. Mogła też kojarzyć się z inną słynną włoską aktorką Sophią Loren, której prawdziwe nazwisko to Sofia Scicolone. Nie można było oderwać od nich wzroku, gdy pojawiały się na ekranie.
To samo dzieje się, kiedy na scenie zjawia się Aleksandra Kurzak. Idealnie wcieliła się w dziewczynę, która jest początkowo naiwna, radosna, kokieteryjna. Pierwszy rys zazdrości pojawia się, gdy Cavaradossi nie wpuszcza jej od razu, nie chcąc zdradzić, że schronił się tu zbiegły więzień Angelotti, potrzebujący natychmiastowej pomocy. Wpuszczona wreszcie kobieta odgrywa scenę zazdrości. Następnie mamy typową scenę uwodzenia i kolejny atak zazdrości, gdy Tosca odkrywa twarz hrabiny Attavanti w malowanym przez ukochanego na ścianie kościoła portrecie Marii Magdaleny. Jest to balansowanie między przyciąganiem i odpychaniem, jakby magnesy zamieniały się miejscami i stronami.
W drugim akcie, gdy Cavaradossi został aresztowany, Tosca pojawia się u Scarpii i nie zdaje sobie początkowo sprawy z powagi sytuacji. Jest znowu naiwną dziewczyną, a kiedy wreszcie widzi zakrwawionego ukochanego, zaczyna się zmieniać. Sytuacja ją jednak wciąż zaskakuje. Scarpia to cyniczny gracz, a ona nie zna jeszcze zła tego świata. Baron przypomina lwa, który początkowo wydaje się miły jak wygrzewający się na słońcu kot, ale drzemie w nim potężna siła i przymierza się do skoku na swoją ofiarę.
Tosca w czasie drugiego aktu na naszych oczach przemienia się z pensjonarki w dojrzałą kobietę. Metamorfoza jest niesamowita – Kurzak robi to idealnie. Podstępny Scarpia nie spodziewa się zemsty, jaką mu Tosca zafunduje. Scena gwałtu i morderstwa jest przerażająca i dramaturgia sięga zenitu. W finale drugiego aktu przeżyłem „oczyszczenie” czyli to, co starożytni grecy nazywali „katharsis” – wyzwolenie się od uczuć litości i trwogi poprzez przeżycie tragedii, przedstawiającej ludzki heroizm. Tosca nie jest pospolitą zbrodniarką, lecz wyzwala świat od potwora. Poza tym broni się przed gwałtem, więc ratuje swoją godność. Można uznać, że Tosca dokonuje rytualnego mordu na oprawcy, którym jest znienawidzony rzymski dyktator. Na chwilę uwalnia świat od diabelskiego przywódcy.
Trzeci akt to próba realizacji przez Toskę niemożliwego scenariusza. Chce uciec z ukochanym skazańcem i zacząć nowe życie, ale już nic nie jest takie samo. Akcja opery toczy się w ciągu jednej doby, a w Tosce następuje taka przemiana, jakby minęło ileś lat. Trauma powoduje zmianę osobowości. Naiwna dziewczyna z początku pierwszego aktu jest silną kobietą, która sama stawia czoła okrutnemu światu i wymierza mu sprawiedliwość. Nie zna jednak konsekwencji swojego działania, ponieważ zachowuje się intuicyjnie i nie opracowała dokładnej strategii. Tragiczny finał – to kolejne „katharsis”.
Aleksandra Kurzak wspięła się na wyżyny. Od strony wokalnej jej sopran jest nieskazitelny, nie ma jednego dźwięku, który można by uznać za gorszy. W przywoływanej już scenie gwałtu pokazuje szamotaninę z silnym mężczyzną i równocześnie nie uczyni krzywdy swoim strunom głosowym. Puccini nie ma litości dla śpiewaków, ponieważ kusiła go teatralność i gwałtowność scen, a równocześnie komponował tak, że niektóre arie czy duety przypominają wspinaczkę górską. Trzeba pamiętać o ciele i oddechu, aby nie stracić ani na moment kontroli.
W Mikołaju Zalasińskim znalazła Kurzak godnego partnera, ponieważ artysta wykreował świetnie postać cynicznego potwora, przed którym drżał cały Rzym, a sprzeciwiła mu się delikatna kobieta. Nie miała w sobie lęku, ponieważ robiła to z miłości do Cavaradossiego i we własnej obronie. Miałem jedynie wrażenie, że kilka razy w ciągu spektaklu Zalasiński stracił siłę w górnych dźwiękach. Jednak generalnie jego głos brzmiał pewnie i można było podziwiać jego piękną barwę.
Całkowicie zawiódł natomiast włoski tenor Andrea Carè w partii Cavaradossiego. Była to pomyłka obsadowa. Po raz kolejny okazało się, że z tenorami w Europie jest krucho. Nie stworzył ciekawej postaci, jest jednowymiarowy i nie przyciąga uwagi. Arię „E Lucevan le stelle” zaśpiewał tak słabo, że nie dostał ani jednego oklasku, a przecież melomani zawsze czekają na ten moment. Jego głos nie miał ani dobrej barwy, ani siły. Brakowało odpowiedniej artykulacji i interpretacji.
Bardzo dobry był dobór pozostałych postaci. Warto docenić znakomicie rozwijającego się młodego bas-barytona Jasina Rammala-Rykałę (jako rewolucjonistę Angelottiego), dysponującego ogromnym potencjałem wokalnym i aktorskim. Świetne partie stworzyli również: Piotr Maciejowski jako agent policji Spoletta, Adam Kruszewski jako żandarm Scarrone i Dariusz Machej w roli Zakrystianina.
Odpowiednie tło dla odgrywanych wydarzeń w Rzymie tworzy scenografia Barbary Hanickiej: wnętrze kościoła, mury Zamku Świętego Anioła i potężne kilkupiętrowe więzienie. Dopracowane są kostiumy Julii Kornackiej i zwraca uwagę reżyseria świateł Marca Heinza. Z projekcji wideo Lei Mattauscha i Artura Sienickiego największe wrażenie wywarły na mnie ogromne oczy Toski, które w finale spektaklu, wyświetlone na ścianie, zamykają się. Drażniły mnie natomiast napisy. Od czasu do czasu wyświetlane było jakieś zdanie jako motto do danej sceny. Było to jednak według mnie zbędne i niepotrzebnie odwracało uwagę.
Reasumując, zobaczyłem świetne przedstawienie, ze wspaniale prowadzoną orkiestrą przez Patricka Fournillier. Najlepszy był drugi akt, w którym doszło do starcia Toski ze Scarpią. Zabrakło jednak przeciwwagi w osobie Cavaradossiego. Żałuję, że nie usłyszałem w tej partii Tadeusza Szlenkiera, który trafił do drugiej obsady.
Program koncertów zbudowany został wokół przewodniego hasła tegorocznej edycji – „Beethoven – pomiędzy Wschodem a Zachodem”, naświetlając problem koegzystencji kultury wschodu i zachodu w muzyce. Obok dzieł mistrza z Bonn usłyszymy utwory m.in. Wolfganga Amadeusza Mozarta, Fryderyka Chopina, Henryka Wieniawskiego, Gustava Mahlera, Heitora Villa-Lobosa, Maurice’a Ravela, George’a Gershwina, Benjamina Brittena, Witolda Lutosławskiego, Leonarda Bernsteina, Mieczysława Weinberga, Valentina Silvestrova, Toshio Hosokawy i Faustasa Latėnasa.
W programie Festiwalu w sposób szczególny zaakcentowane zostały utwory Krzysztofa Pendereckiego, którego 90. rocznica urodzin przypada w roku bieżącym. W koncercie inauguracyjnym Korea National University of Arts Symphony Orchestra pod dyrekcją Chiyoung Chunga wykona V Symfonię „Koreańską” kompozytora. Solistką koncertu inauguracyjnego będzie jedna z najciekawszych pianistek młodego pokolenia, Chloe Jiyeong.
Finałowy koncert „Siedem bram Jerozolimy” poprowadzi Sergey Smbatyan dyrygując Orkiestrą i Chórem Filharmonii Narodowej, z udziałem solistów: Iwony Hossy, Karoliny Sikory, Adama Zdunikowskiego i Piotra Nowackiego. Przypadająca 29 marca trzecia rocznica śmierci Krzysztofa Pendereckiego uczczona zostanie koncertem kameralnym jego dzieł w wykonaniu m.in. Apollon Musagète Quartet, Leticii Moreno, Claudio Bohórqueza, Manuela Escauriaza Martinez-Peñuela, Andrzeja Cieplińskiego i Łukasza Krupińskiego (koncert będzie rejestrowany przez TVP Kultura).
W uroczystym koncercie z okazji 20-lecia działalności Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena, organizatora Wielkanocnego Festiwalu, „Missa solemnis” Beethovena zabrzmi pod batutą Leonarda Slatkina z udziałem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej, Chóru Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie i solistów: Poliny Pastrichak, Ulrike Helzel, Patrika Reitera i Łukasza Koniecznego. Recital Hina Maedy, zwyciężczyni 16. Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, podczas którego artystka wykona „V Sonatę” Mieczysława Weinberga, poświęcony jest 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim.
Z koncertami symfonicznymi wystąpią takie polskie zespoły, jak Orkiestra Polskiego Radia w Warszawie prowadzona przez Michała Klauzę z pianistą Martinem Garcia-Garcia, Radomska Orkiestra Kameralna pod dyrekcją Jurka Dybała z flecistą Massimo Mercellim i altowiolistką Sarah McElravy, Polska Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa pod batutą Johna Axelroda z pianistą Danielem Ciobanu i sopranistką Joanną Freszel oraz Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Alexandra Liebreicha ze skrzypkiem Piotrem Pławnerem, który zaprezentuje „Koncert skrzypcowy Genesis” Toshio Hosokawy (będzie to polskie prawykonanie utworu).
Intrygujące zestawienie zainspirowanej poezją chińską „Pieśni o ziemi” Gustawa Mahlera z VI Symfonią „Pieśni chińskie” Pendereckiego usłyszymy w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach prowadzonej przez Jacka Kaspszyka oraz solistów: Thomasa Mohra i Thomasa E. Bauera. Koncert Baskijskiej Orkiestry Narodowej pod dyrekcją dyrektora muzycznego zespołu Roberta Trevino wypełnią utwory Maurice’a Ravela pisane pod wpływem iberyjskich fascynacji i V Symfonia Mahlera. Podczas dwóch wieczorów wybrane kwartety Beethovena wykona obsypany nagrodami fonograficznymi Casal Quartett.
W kontynuacji cyklu „Nieznane opery” Łukasz Borowicz z orkiestrą Filharmonii Poznańskiej przedstawi dwa XX-wieczne dzieła: „Sokratesa” Erika Satie oraz „Alexandra bis” Bohuslava Martinů. Wykonawcami partii solowych będzie doborowe grono śpiewaków: Natalia Rubiś, Dominika Stefańska, Eric Huchet, Adrian Janus i Jan Kubas.
Zgodnie z tradycją główny nurt koncertowy uzupełniają cykliczne wydarzenia towarzyszące: Wystawa Manuskryptów Muzycznych w Bibliotece Jagiellońskiej i Międzynarodowe Sympozjum Naukowe.
Opowieści zaczerpnięte z Owidiuszowych „Metamorfoz” były inspiracją wielu barokowych dzieł. Starorzymski poemat obfituje w zachwycające i pełne symboli historie, a tytułowy motyw przemiany daje twórcom przestrzeń do różnorakich interpretacji.
Treść opery „Acis i Galatea” jest z pozoru prosta. Młodzi pałają wzajemną miłością, lecz ich szczęście przerywa okrutny atak cyklopa Polifemusa. Odrzucony przez nimfę olbrzym pozbawia Acisa życia. Galatea jednak swą czarodziejską mocą przemienia kochanka w strumyk, czyniąc go nieśmiertelnym. Nowej scenicznej interpretacji tego mieniącego się barokowym światłocieniem dzieła podjęła się Natalia Kozłowska, autorka wielu wybitnych realizacji operowych. Marianna Oklejak odpowiada za Paulina Czernek za kostiumy, a Marek Zamojski za projekcje.
– „Acis i Galatea” to dla mnie opowieść o człowieku, który pragnąc natury i jej piękna, potrafi jedynie czerpać korzyści, a zapomniał jak się troszczyć. Który pragnąc miłości, ucieka się do przemocy, bo czuje się bezsilny. O człowieku, który choć chciałby harmonii, to z niej szydzi. Który chciałby prostoty, ale wciąż komplikuje. Który chciałby tworzyć, ale wciąż dekonstruuje. (…) Ale to również opowieść o tym, że jest nadzieja i sens, że jesteśmy częścią większej całości, a koniec staje się początkiem w odwiecznym kręgu śmierci i życia, który natura wprawia w ruch – opowiada reżyserka.
Wystąpią: Łukasz Kózka i Jacek Szponarski (Acis), Sylwia Stępień i Dorota Szczepańska (Galatea), Aleksander Rewiński i Sylwester Smulczyński (Damon) oraz Mikołaj Bońkowski i Paweł Michalczuk (Polifem). Zespół Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona poprowadzi Krzysztof Garstka, który sprawuje też kierownictwo muzyczne.
Premierowe spektakle odbędą się 16 i 17 marca, kolejne 18 i 19 marca 2023 roku w Teatrze Królewskim w Starej Oranżerii w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie.
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.